Nie bądź wazonem

„Kobiety powinny być jak wazon, gładkie, piękne i puste w środku” – mówił do niej ojciec. W języku chińskim istnieje pojęcie kobiety wazonu – ładnej na zewnątrz, ale mało użytecznej i pustej wewnątrz. Matka, przeciwnie niż ojciec, prosiła córkę by była „wnętrzem wazonu, jakością”. W przejmującym i dynamicznym performansie „Bądź wnętrzem wazonu“ (做花瓶的内在) artystka Echo Morgan (Xie Rong) opowiada o relacjach z kolekcjonującym zabytkowe chińskie wazony ojcem – gangsterem, z doświadczoną przez los matką, dorastaniu w bogacących się, chaotycznych Chinach, a także dzieli się gorzkimi refleksjami o chińskim społeczeństwie. W tym trzynastominutowym filmie zmontowano najważniejsze fragmenty czterogodzinnego performansu.

W jaki sposób funkcjonują znaki? Fajne narzędzie do nauki chińskiego

Słyszeliście o Outlier Chinese? Jeśli nie, to gorąco polecam to zmienić. Od jakiegoś czasu używam ich produktu – dodatku do Pleco i muszę powiedzieć, że dawno nie byłam tak podekscytowana żadną stroną, blogiem, książką ani innym produktem do nauki chińskiego. Odkąd mam ich dodatek do Pleco czuję się tak, jak wtedy gdy po raz pierwszy odkryłam, że istnieje coś takiego jak internet, ponieważ w kilka sekund mam dostęp do bardzo użytecznej wiedzy, której zdobycie i usystematyzowanie wymagałoby ode mnie poważnego zagłębienia się w paleografię. Ale o co chodzi?

Outlier Chinese  jest słownikiem, którego używamy razem z aplikacją Pleco (kupujemy go jako dodatek do Pleco). Jednak nie jest to zwykły słownik, ale narzędzie uczące pisma poprzez PRAWDZIWĄ etymologię znaków. Ash Henson, główny badacz firmy Outlier Linguistics, promując swój produkt powtarza często, że jego narzędzie uczy “w jaki sposób TAK NAPRAWDĘ funkcjonują chińskie znaki”. A on tak naprawdę wie co mówi, ponieważ od lat zajmuje się paleografią znaków chińskich. Tutaj możecie przeczytać więcej o jego doświadczeniu, na które składa się kariera inżyniera w NASA (:)), badania nad napisami na kościach wróżebnych, badania pisma kancelaryjnego i pieczęciowego z okresu Qin, Han, Wei i Jin, badania pisma z Okresu Walczących Królestw i inne. Do stworzenia narzędzia zainspirowała go powszechna dezinformacja na temat chińskich znaków.

Aby zrozumieć w jaki sposób znajomość etymologii znaków podnosi naszą efektywność uczenia się języka chińskiego, trzeba najpierw zapoznać się z metodologią Outliera.

Wszyscy wiemy, że można przepisywać znaki w nieskończoność, a potem z dużym prawdopodobieństwem i tak się je zapomni. Sama zmarnowałam w życiu wiele czasu na takie bezsensowne krzaków powielanie. Obecnie już chyba mało kto uczy się w ten sposób. Dziś dominuje metoda układania przypadkowych historii do znaku, które według Asha pomagają wprawdzie w przypadku pojedynczych znaków, ale tak naprawdę zaburzają naszą naukę, ponieważ uniemożliwiają nam zrozumienie chińskiego pisma jako systemu:

“Komponentami funkcjonalnymi dla 識  shì “wiedzieć” są 言 yán “mowa” i 戠 zhí “zgromadzić się”. 言 jest komponentem znaczącym, a 戠 jest komponentem fonetycznym (…). Ludzie często postrzegają ten znak jako 言 + 音 + 戈, a następnie tworzą historię łączącą znaczenia: ” 言 mowa” + “音 dźwięk” + ” 戈 sztylet – topór”, ale w ten sposób ukrywają się połączenia fonetyczne pomiędzy 識 i innymi znakami, które mają wspólny element fonetyczny 戠 zhí: 職 zhí, 織 zhí, 幟 zhì. Tworzenie nowej historyjki o tym, w jaki sposób znaczenie jest reprezentowane w tym znaku (tj. rozbijanie go na części, które nie dają znaczenia, a następnie przypisywanie im znaczenia) nie tylko zaciemnia prawdziwy sposób, w jaki znaczenie jest wyrażone, lecz także daje fałszywe wrażenie co do tego, jakoby chińskie znaki zazwyczaj reprezentowały znaczenie. Nie wspominając już o tym, że można stworzyć nieskończoną liczbę historii dla jednego znaku, ale tylko opowieść oparta na komponentach funkcjonalnych przyniesie korzyści związane z dostrzeganiem (już na wczesnym etapie) rzeczywistych połączeń fonetycznych i znaczeniowych między znakami.” (Przytoczony wyżej przykład odnosi się do tradycyjnego znaku, jednak produkt Outliera jest opracowany dla znaków zarówno tradycyjnych, jak i uproszczonych.)

Ash Henson nie mówi “nie” historiom układanym do znaku. On po prostu uczy jak układać historie zgodnie z rzeczywistym pochodzeniem znaków i rozróżniać funkcje każdego z komponentów. Dzięki stworzonemu przez Outlier dodatkowi do Pleco w kilka sekund mamy dostęp do wiedzy, którą Henson zdobywał przez lata, studiując oryginalne chińskie źródła. Każda informacja w słowniku jest opatrzona przypisem.

TRZY ATRYBUTY CHIŃSKICH ZNAKÓW

Chińskie znaki posiadają trzy atrybuty (cechy): formę, znaczenie i wymowę.

Forma jest tym, co komponent miał obrazować (w 大 formą jest wizerunek dorosłego człowieka) . Znaczenie jest tym, co komponent znaczy (w 大 znaczeniem jest “duży”) . Forma i znaczenie są atrybutami semantycznymi. Wymowa 大 to oczywiście dà. Czasami forma i znaczenie są identyczne, ale innym razem bardzo się różnią (na przykład znak 又 miał przedstawiać prawą dłoń, więc taka jest jego forma, ale jego znaczenie to “ponownie”).  I teraz to, co najważniejsze. 

KOMPONENTY FUNKCJONALNE

“Komponent funkcjonalny jest częścią znaku, która odgrywa jakąś funkcję w tym znaku.” Co to znaczy?

Komponenty mogą pełnić różne funkcje w zależności od tego, czy dają znakowi formę, znaczenie, czy wymowę. Na przykład wspomniane wyżej 又, jeśli pojawia się w znakach jako komponent semantyczny, wówczas jego funkcja związana jest zwykle z formą: prawą dłonią, a nie ze znaczeniem “ponownie”. 

Słownik Outlier Chinese wyjaśnia, jaką funkcję pełnią w danym znaku wszystkie elementy: czasami dany element pełni funkcję znaczeniową, czasami fonetyczną, a innym razem to forma znaku odpowiada za znaczenie (tzw. znaczenie obrazowe).  Innym razem jeden komponent pełni w znaku więcej niż jedną funkcję. Bywa też tak, że mamy do czynienia z pustym komponentem, który w danym znaku nie ma nic wspólnego ani z wymową, ani ze znaczeniem, ani z formą i najczęściej znalazł się w tym znaku z powodu zniekształceń powstałych w wielowiekowym procesie formowania znaków. Słownik Outliera za każdym razem w bardzo przystępny sposób wyjaśnia nam te kwestie. Do tej pory opracowano w ten sposób 1750 znaków, ale w miarę rozwoju projektu otrzymujemy uaktualnienia. Docelowo słownik będzie zawierał 4000 pozycji. 

Jednak to nie wszystko, co Outlier ma do zaoferowania. Poniżej możecie zobaczyć zrzut ekranu dla znaku 黑.


Oprócz informacji o pierwotnym znaczeniu 黑 mamy też podstawowe dane o jego budowie, wskazujące że dolna część znaku (odczytywana często jako 灬 ogień), jest w istocie wynikiem zniekształcenia znaku 大. Oprócz tego, słownik Outliera rozróżnia znaczenia znaku i komponentu (黑 jako znak może nieść znaczenie “niegodziwy”, “złowrogi”, ale jako komponent pozostaje tylko przy znaczeniach “tatuowanie twarzy w ramach kary za przestępstwo”, “kolor czarny”, “ciemny”). Poza tym, w przeciwieństwie do typowego słownika, w produkcie Outliera znaczenia są inteligentnie ułożone w drzewo, od sensu pierwotnego do wyrosłych z niego kolejnych. 



Informacja o kolejności stawiania kresek jest już właściwie standardem w internetowych słownikach, więc tutaj Outlier po prostu dostosowuje się do konkurencji.

Słownik Outliera można kupić w trzech wersjach: “Mini”, “Essentials” oraz “Expert”. Ja kupiłam wersję Expert, dla “tych, którzy chcą głęboko zanurzyć się w historię i etymologię chińskich znaków”. Dzięki dostępowi do wersji Expert mogę dowiedzieć się, jak to się właściwie stało, że 灬 ogień w znaku 黑 jest komponentem pustym (nie dającym znakowi ani formy, ani znaczenia, ani wymowy). Otóż Xu Shen, autor pierwszego etymologicznego słownika i klasyfikacji chińskich znaków błędnie zinterpretował zdezintegrowane 大 w dolnej części znaku 黑 jako 炎 płomienie, w wyniku czego doszło do zniekształcenia znaku i dlatego dzisiaj łamiemy sobie głowy nad obecnością “ognia” w “czerni”. 

Wpisów eksperckich w słowniku nie ma jeszcze zbyt wiele, jednak docelowo będzie ich 4000. 

Kilka lat temu szerokim echem odbiła się publikacja Chineasy, książki która próbowała uczyć w jaki sposób rozbijać chińskie znaki na części. W porównaniu z produktem Outliera, Chineasy to książka dla dzieci (zresztą w zamyśle właśnie nią miała być). Nie tylko dlatego, że nie ma szans konkurować z nim pod względem ilości pozycji, lecz przede wszystkim dlatego, że w przeciwieństwie do Chineasy, u podstaw produktu Outliera leży szeroka, poparta źródłami wiedza Asha, który zjadł zęby na badaniach nad znakami. Pamiętam, że w Chineasy znak 出 wyjść został przyporządkowany do rozdziału ze znakiem 山 góra i wytłumaczony jako dwie góry według logiki “wyobraź sobie, że cesarz wygnał kogoś za góry”. W Outlierze szybko weryfikujemy tę historyjkę:

Chciałam zaznaczyć, że nie odrzucam Chineasy w całości, ponieważ uważam, że może pełnić motywującą rolę w przypadku dzieci, które są bardzo podatne na bodźce wizualne, a książka ma naprawdę rewelacyjne ilustracje. Natomiast od strony merytorycznej to dwie różne jakości.

Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o tym,  dlaczego warto uczyć się z Outlierem przez etymologię znaków, to tutaj Ash Henson wyjaśnia te kwestie o wiele bardziej szczegółowo. Również na kanale Youtube znajdują się nagrania autora, które przybliżają metodologię Outliera . Naprawdę fajna sprawa.

Link do strony Outliera

Link do kanału Youtube Outliera

Kim są “zdarte pantofle”?

破鞋 po xie – „zdarte pantofle”

Ku mojemu zdziwieniu odkryłam, że istnieje coś takiego jak Dzień Dziewic. Przypada 9 grudnia, czyli właśnie dzisiaj. Natomiast zdarte pantofle oznaczają w języku chińskim coś dokładnie odwrotnego.
„Zdarte pantofle – słowo o znaczeniu polskiej „zdziry” wywodzi się z pekińskich hutungów, gdzie osoby uprawiające prostytucję wywieszały na zewnątrz domów haftowane pantofelki, służące za szyld. Z biegiem czasu zniszczone przez wiatr i deszcz pantofelki, które same w sobie mają konotacje erotyczne, przeszły do języka jako obrazowe, pogardliwe określenie prostytutki.” Za: Liu Xiaobo, „Nie mam wrogów” ( z przypisów tłumacza). 

„Kwitnące miasto, które nigdy nie zasypia”- chromolitografia z lat 30. XX wieku, Yuan Xiutang (kolekcja Muzeum Historycznego Szanghaju).

Wyspa nauczyła mnie spokoju. Rozmowa ze Sławkiem Giletyczem, od szesnastu lat na Tajwanie

Sławek Giletycz podczas rejsu geologicznego na Morzu Południowochińskim 

Gdy po ukończeniu studiów geologicznych na Akademii Górniczo – Hutniczej w Krakowie w 2002 roku wyjechał na Tajwan, jak większość obcokrajowców zaczynał od nauczania języka angielskiego. Dziś pracuje na uniwersytecie jako postdoc, ale ma na koncie także prowadzenie polskiej restauracji. Dział “Inspirujące wywiady” otwieram rozmową ze Sławkiem Giletyczem, fascynatem podróży, który opowiada w jaki sposób Tajwan pomógł mu stać się bardziej otwartym człowiekiem i całkowicie uwolnić od typowych dla Polaków frustracji. Szczerze mówi też o ciemnych stronach życia na wyspie. 

Szesnaście lat to szmat czasu. W jaki sposób Tajwan cię ukształtował? Azja potrafi odmienić Polaków, którzy mieszkają tam zaledwie dwa albo trzy lata, a ty spędziłeś na Formozie prawie całe dorosłe życie.

Właściwie to trudno powiedzieć. Tutaj dojrzewałem i nie jestem pewien, które moje cechy są ukształtowane przez Tajwan, a które ujawniłyby się z biegiem czasu niezależnie od mojego adresu (śmiech). Ale na pewno dzięki życiu tutaj pozbyłem się typowych dla Polaków cech, które dawniej miałem i które obserwuję za każdym razem, kiedy odwiedzam Polskę. Dzięki geograficznemu dystansowi który mam, pewne nasze narodowe cechy mnie wręcz uderzają.

 Jakie?

Jesteśmy sfrustrowani i niezadowoleni. Widzę to w sklepach, w urzędach, wszędzie! Mam wrażenie, że żyjemy w ciągłym strachu przed oceną ze strony innych, w nieustannym poczuciu zagrożenia. Kiedy idziemy do urzędu, to boimy się, że pani w okienku odeśle nas z kwitkiem za brak kropki w odpowiednim miejscu na podaniu. I ona często za ten brak kropki nas odsyła! 

A taka pani urzędniczka na Tajwanie nie odsyła?

Nie tylko nie odsyła, ale jeszcze pomaga z własnej inicjatywy. Kiedyś nie dopilnowałem czegoś, co dotyczyło dowodu rejestracyjnego samochodu. Przyszło pismo, groziła mi grzywna. Razem z żoną poszliśmy do urzędu, gdzie przez pół godziny czterech urzędników głowiło się, w jaki sposób bez naruszenia prawa pozwolić mi uniknąć płacenia kary. Ci ludzie całkiem bezinteresownie poświęcili swój czas i energię tylko po to, żebym nie musiał płacić. Na Tajwanie jest trochę tak, jak gdyby wszędzie miało się znajomości. Dzięki temu na co dzień naprawdę żyje się lżej. 

Z żoną Olimpią podczas święta żniw w wiosce aborygeńskiej. Olimpia prowadziła badania antropologiczne dotyczące autochtonicznej ludności Tajwanu.
Fragment centralnego pasma w okolicy Sandimen na południu Tajwanu

 Ja sama mam wrażenie, że obecnie ludzie na Tajwanie są jeszcze bardziej uprzejmi niż kilka, kilkanaście lat temu. W samolocie relacji Szanghaj – Tajpej współpasażer dał mi 1000 dolarów tajwańskich tylko po to, żebym miała przy sobie lokalną walutę zanim dojdę do kantora na lotnisku!

Obcokrajowcy są na Tajwanie bardzo lubiani. Kiedyś zastanawiałem się, czy ta życzliwość jest skierowana przede wszystkim do nas. Ale nie! Tajwańczycy są tacy również dla siebie nawzajem. Wydaje mi się, że wynika to między innymi z silnego poczucia wspólnoty, z myślenia, że to jest nasza wyspa, mieszkamy tutaj razem i musimy o nią dbać. 

No właśnie: wyspa. Wiele razy w naszych rozmowach zwracałeś uwagę na fakt, że istnieje coś takiego jak mentalność wyspiarza. Ludzie na każdej wyspie żyją trochę w izolacji od świata zewnętrznego. Widać to bardzo dobrze na przykładach wysp europejskich, zarówno małych jak i dużych. Wiele mówi się na przykład o różnicach między Anglikami a Europejczykami z kontynentu, ale też między Sycylijczykami a innymi Włochami. Małe wysepki także żyją swoim życiem. W przypadku  Tajwanu ta specyficzność ludzi, która wynika z położenia geograficznego, jest potęgowana przez sytuację polityczną.

Tak. Poczucie izolacji i wyobcowania jest tutaj z pewnością jeszcze większe niż u tych wyspiarzy, którzy znajdują się w spokojniejszym politycznym położeniu. Tutaj jest tak, jakby ludzie podświadomie czuli, że ta mała wyspa to jest wszystko, co mają. To taki paradoks, że mimo niepewnej od dziesięcioleci sytuacji międzynarodowej, Tajwan jest najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Nikt tu nie ukradnie samochodu, bo niby dokąd miałby nim pojechać? Oczywiście, teoretycznie może go zabrać na drugi koniec wyspy, ale to poczucie ograniczenia jest tak głęboko zakorzenione w mentalności ludzi, że kradzieże zdarzają się bardzo rzadko. Zupełnie inaczej jest w Europie, gdzie można drogą lądową przemierzać tysiące kilometrów. To ciekawe, w jaki sposób położenie geograficzne wpływa na kulturę.


Główny krater wygasłego wulkanu na Zielonej Wyspie (綠島 Lu Dao), położonej 33 km na wschód od Tajwanu
Fragment mostu na wulkanicznej Zielonej Wyspie (綠島 Lu Dao)

Położenie geopolityczne Polski przyczyniło się do tego, że Polacy bardzo mocno żyją polityką. A jak to jest z twoimi znajomymi Tajwańczykami?

Szczerze mówiąc, czasami mam wrażenie, że Polacy bardziej ekscytują się sytuacją Tajwanu niż sami Tajwańczycy. Nie zrozum mnie źle – to nie jest tak, że Tajwańczykom jest wszystko jedno. Wręcz przeciwnie. Jednak większość ludzi, których znam ma już tylko nadzieję, że “pokojowe zjednoczenie narodu chińskiego” zapowiedziane przez przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinpinga na rok 2049, nie nastąpi wcześniej. Są oczywiście różne ruchy i inicjatywy podkreślające niezależność Tajwanu, ale większość moich znajomych odbiera je jako niepotrzebne prowokowanie Chin, mogące tylko przyspieszyć ich wejście tutaj. Ono wprawdzie i tak się wydarzy, ale trzeba robić wszystko żeby ten moment opóźnić. Takie opinie słyszę najczęściej. Patrząc z zewnątrz mogłoby się też wydawać, że Tajwańczycy będą zachwyceni gestami solidarności płynącymi od obywateli innych krajów, ale takie gesty są często postrzegane negatywnie. Tajwan jest tak uzależniony gospodarczo od Chin, że nawet gdyby poradził sobie militarnie, to nie przetrwałby ekonomicznej izolacji. Tajwańczycy doskonale o tym wiedzą i zachowują się bardzo zachowawczo.

Kilka lat temu byłam w Kunshan w prowincji Jiangsu, w Chinach. Jest tam tyle tajwańskich firm, że czułam się prawie tak jak na wyspie. Po każdej fabryce oprowadzali nas Tajwańczycy. 

Dla wielu z nich to styl życia. Na Tajwanie biuro, na kontynencie, czyli 大陸 dalu, fabryka.

Na Tajwanie jedna żona, na kontynencie druga. Określenie waipo 外婆 , które w języku chińskim oznacza babcię od strony matki, na Tajwanie ma też drugie znaczenie: zewnętrzna kochanka, kochanka w Chinach.

 Tak. Więzi z Chinami są naprawdę silne (śmiech). 


Droga promem na Zieloną Wyspę (綠島 Lu Dao)

Mimo tych więzi, jest też sporo różnic między Chińczykami i Tajwańczykami. Oczywiście, Tajwańczyków czy Chińczyków trudno postrzegać jako jednorodną grupę, ale na pewno jest coś, co szczególnie zwróciło twoją uwagę.

Mam wrażenie, że rozmowa z Chińczykami jest bardziej merytoryczna i bezpośrednia. Jednak najbardziej zdziwiło mnie to, że w Chinach można normalnie, bez podtekstów porozmawiać z koleżanką! Podczas konferencji naukowych dyskutowaliśmy po partnersku, zarówno podczas części oficjalnej jak i przy obiedzie. Nigdy nie pojawiła się typowa dla Tajwanu niezręczność przy okazji kontaktów. 

Niezręczność?

Na Tajwanie jakikolwiek kontakt mężczyzny z kobietą jest od razu interpretowany jednoznacznie. Jeśli na przykład kolega odwiezie koleżankę do domu po pracy, to na drugi dzień cała firma mówi o tym, że łączy ich coś więcej niż relacje zawodowe (ujmując to delikatnie, bo prawdopodobnie pójdzie fama, że byli razem w motelu). Podobnie kończy się pójście z koleżanką z pracy na lunch. W Chinach relacje z kobietami wydają mi się bardziej partnerskie i bezpośrednie, zbliżone do tego co znamy z Europy.

To jest chyba pozytywny aspekt chińskiego socjalizmu. Społeczeństwo Tajwanu nie doświadczyło ruchów i kampanii Chińskiej Republiki Ludowej, więc wiele pięknych cech chińskiej kultury jest tu wciąż żywych. Jednak z drugiej strony pozostaje też bardziej tradycyjne i patriarchalne niż społeczeństwo kontynentu. Żona na wyspie zwykle idzie kilka kroków za mężem. W Chinach to rzadki widok.

Na Tajwanie obowiązuje dość tradycyjny model rodziny z dominującym i decydującym mężem, choć żadne społeczeństwo nie jest jednolite i tutaj też zdarzają się wyjątki.

A czy w takim tradycyjnym społeczeństwie jest miejsce na polską restaurację?

Moim zdaniem jest. Gdyby nasza knajpa była w Tajpej, a nie w małym mieście, to działalibyśmy do dziś. W każdy weekend mieliśmy lokal pełen gości, często przyjeżdżali ze stolicy. Błędem okazało się wybranie przez nas lokalizacji w prowincjonalnym Zhongli .

“Oak” 老橡樹 “Pod Debem” First Polish Restaurant in Taiwan, restauracja działająca w latach 2012 – 2014 w Zhongli (inne spotykane pisownie: Jungli, Jongli, Jhongli, Chungli) , w okręgu Taoyuan.

A poza tym, jak się prowadziło ten biznes? 

To była masakra. Trzy godziny snu, reszta doby w pracy. Ale taka jest specyfika prowadzenia gastronomii wszędzie na świecie. Co do tego nie mam żadnych złudzeń. Knajpa to jest fabryka, która cały czas musi pracować. Prowadzenie restauracji, szczególnie w kraju o zupełnie innych uwarunkowaniach kulturowych i ekonomicznych, jest bardzo trudnym i wyczerpującym zajęciem. Ale nabraliśmy doświadczenia, poznaliśmy dzięki temu wielu ciekawych ludzi, organizowaliśmy wydarzenia kulturalne i towarzyskie, podczas których zawsze mieliśmy pełną salę. To pokazało,  że na Tajwanie naprawdę jest zapotrzebowanie na miejsce spotkań dla Polaków, ale także dla Tajwańczyków zainteresowanych “egzotyką”, bo dla nich jesteśmy takim właśnie krajem: egzotycznym.

Czy Tajwańczykom smakowało to dziwne polskie jedzenie?

Przed otwarciem restauracji radzono nam, żebyśmy zmienili polskie potrawy pod podniebienia azjatyckie, żeby było trochę kwaśno, trochę słodko, czasem ostro. Było niebezpieczeństwo, że nasze potrawy będą dla Tajwańczyków za słone. Jednak ja i żona, a także moja mama która przez dwa lata odpowiadała w restauracji za kuchnię, postanowiliśmy znaleźć takie potrawy, które będą smakowały miejscowym klientom bez zmieniania tradycyjnej receptury. I udało nam się. Najbardziej smakowały im żurek i flaki.

Moje doświadczenia związane z gustami kulinarnymi Chińczyków są podobne. Za to najbardziej nielubiane są pierogi ruskie i barszcz czerwony.

Tak, pierogi ruskie u nas nie schodziły, ale nie mogę się odnieść do barszczu, bo był problem z burakami i nie mieliśmy go w menu (śmiech). 

Przeglądając wasze zdjęcia z Tajwańczykami, zarówno z restauracji jak i z innych miejsc, można uznać że Tajwan to rajska wyspa, zamieszkała przez przyjaznych i zawsze uśmiechniętych ludzi. Jednak oboje wiemy, że istnieje druga strona tego uśmiechu. Tajwańska serdeczność i dobre wychowanie jest w dużej mierze oparte na chińskiej koncepcji twarzy 面子 mianzi. Jedną z jej zasad jest kontrolowanie emocji w każdej sytuacji. 

Na Tajwanie bardzo trudno spotkać się z niekulturalnym zachowaniem. Pierwszy kontakt z Tajwańczykami jest wspaniałym doświadczeniem. Tajwan jest często opisywany jako najbardziej przyjazne miejsce na świecie. Ta druga strona mianzi jest uciążliwa głównie dla osób żyjących tutaj dłużej, ponieważ rozwiązanie konfliktu w drodze bezpośredniej konfrontacji jest niemożliwe. Czasami jest to bardzo frustrujące, bo dotyczy przyziemnych spraw, które w naszej kulturze byłyby rozwiązane błyskawicznie. Na przykład, jeśli w miejscu pracy nieświadomie wylewasz fusy do zlewu, który nie jest do tego przeznaczony, to nikt nie zwróci ci uwagi wprost. Zamiast tego, cała firma będzie rozmawiać o tobie za plecami, aż w końcu po miesiącu ktoś powie ci bardzo delikatnie, że tak nie można. Albo przykład z komunikowaniem się po angielsku: Tajwańczycy przytakują słuchając twojej wypowiedzi nawet wtedy, kiedy nic nie rozumieją. Możesz sobie mówić i mówić. Oni mogą nic nie zrozumieć, ale nie przyznają się do tego, ponieważ najgorsza jest  dla nich perspektywa utraty twarzy spowodowana ujawnieniem faktu, że nie posiadają jakiejś wiedzy lub umiejętności. 

Jak po szesnastu latach dajesz sobie radę z tymi sytuacjami?

Przede wszystkim nauczyłem się, że bezpośrednią konfrontacją niczego się tutaj nie załatwi. Emocjonalne “postawienie kawy na ławę”, czyli mechanizm który w sytuacjach konfliktowych włącza się Polakom, spotka się tutaj z jeszcze większym usztywnieniem. Na Tajwanie uratować może nas tylko spokój i cierpliwość. 

Czyli przez cały twój czas na Tajwanie nie widziałeś wybuchu złości? 

Nie.

Chiny pod pewnymi względami jednak bardzo różnią się od wyspy. Pamiętam, jak kiedyś na lotnisku w Szanghaju byłam świadkiem takich  krzyków, jakby obdzierano kogoś ze skóry. Okazało się, że z powodu słabej widoczności wywołanej smogiem odwołano lot do Phuket w Tajlandii i pasażerowie wrzeszczeli na obsługę. Mój lot do Tajpej też był wtedy odwołany, ale Tajwańczycy czekali sobie spokojnie na dalszy bieg wydarzeń, a najbardziej zestresowaną osobą w tej grupie byłam prawdopodobnie ja. 

Kiedy blokują się tajwańskie autostrady, to ludzie grzecznie stoją, czasem bardzo długo czekając na wznowienie ruchu. Nikt nie wychodzi z samochodu, nikt nie przeklina. Być może ludzie się denerwują, ale tutaj nie ujawnia się prawdziwych emocji. Ta powściągliwość ma dwie strony, pozytywną i negatywną. Z jednej strony nikt nie będzie dla ciebie niemiły, z drugiej strony możesz na przykład nigdy nie dowiedzieć się, że robisz coś nie tak i bez żadnego ostrzeżenia zostać zwolniony z pracy. Nie ma na to rady. Tutaj jest taka kultura, trzeba ją zaakceptować i nauczyć się w niej poruszać.


Prezentacja o trzęsieniach ziemi i aktywnym Tajwanie dla palcówki dyplomatycznej Danii i Duńczyków mieszkających na wyspie

Tobie się udaje. Zaczynałeś na Tajwanie jako nauczyciel angielskiego, a teraz pracujesz na uniwersytecie w swojej dziedzinie.

W pewnym momencie, po tym jak zacząłem poznawać Tajwan i jego przyrodę, dojrzałem do powrotu do geologii. Napisałem kilka listów motywacyjnych. Odpowiedziała mi pani profesor z 國立中央大學, National Central University . Zostałem jest asystentem, 助理 zhuli do spraw badań w projekcie geofizycznym. Po dwóch latach projekt się skończył, ale okazało się, że mogę zacząć robić doktorat. No i zacząłem. Doktorat trwał siedem lat, bo na Tajwanie uniwersytety są zorganizowane według systemu amerykańskiego. Obecnie pracuję jako postdoc na NCU, czyli na mojej macierzystej uczelni, ale w międzyczasie pracowałem w 國立臺灣大學, National Taiwan University.  Dziś mogę powiedzieć, że jestem zarówno wychowankiem, jak i pracownikiem tajwańskiej edukacji akadmickiej.

I jak ją oceniasz?

Tajwańczycy są świetni w obrabianiu danych, ale gorsi w ich analizie i interpretacji. Dlatego uczelnie tajwańskie cały czas szukają możliwości współpracy z Francją, Niemcami czy Stanami Zjednoczonymi. 

Społeczeństwo wyspy to według oficjalnych danych w 95 procentach Chińczycy Han. Można tutaj zaobserwować cechy typowe dla chińskiej kultury, na przykład znaczącą rolę 關係 guanxi. Co to dla ciebie oznacza w praktyce, w pracy na uczelni?

Na przykład to, że jeśli nawet będę najlepszym geologiem na całym Tajwanie, to w przypadku redukcji etatów zostanę zwolniony, żeby pracę mógł zatrzymać ktoś z wewnętrznego kręgu, Tajwańczyk. Mój dorobek i umiejętności w tym momencie po prostu przestaną się liczyć. Mimo wielu pozytywów życia na Tajwanie nie zapominam, że tutaj zawsze będę 外國人 waiguorenem. Aczkolwiek to jest akurat coś, do czego każdy obcokrajowiec, biały czy czarny, dość szybko się przyzwyczaja. Wyglądamy i mówimy inaczej. Choćbyśmy mieszkali tutaj całe życie, zawsze będziemy postrzegani jako obcy. 

Notatki Sławka o geologii ogólnej (podczas nauki języka chińskiego)

 Czy w takim razie rozważasz powrót do Polski?

Z jednej strony chciałbym wrócić, zwłaszcza że poziom życia na Tajwanie cały czas spada. Z drugiej strony czuję, że coraz bardziej wrastam w wyspę. Ostatnio, po tylu latach, zacząłem chodzić na zajęcia 武術 wushu z prowadzącym starszym panem, prawdziwym mistrzem sztuk walki. Wiem, że brakowałoby mi tego, gdybym znowu zamieszkał w Polsce. Brakowałoby mi też przyrody, która na Tajwanie jest bardzo ciekawa i zróżnicowana. Mogę pojechać na południe i pobyć w klimacie tropikalnym, mogę pojechać na zachód, do naszych Aborygenów (do wioski, w której żona Sławka, Olimpia, prowadziła badania antropologiczne – przyp. red.). Wyspa interesuje mnie też zawodowo, bo jest aktywna geologicznie. 


Łupki metamorficzne południowego Tajwanu

Flisz centralnego Taiwanu

Tajwan leży w miejscu kolizji wielkiej tektonicznej płyty Euroazji i Filipin. Płyty zderzają się z dość wysoką prędkością około 8 centymetrów na rok. To szybciej, niż rośnie twój paznokieć. Dlatego mamy na Tajwanie wysoką geologiczną aktywność: uskoki, wypiętrzanie, spowodowane nim lawiny, błotne rzeki. W przeciwieństwie do Polski, która jest starym lub średnio starym kawałkiem kontynentu, Tajwan jest młodym, wypiętrzającym się dopiero orogenem. Pięć milionów lat temu nie było go wcale. To bardzo ciekawe miejsce dla badaczy zajmujących się na przykład geomorfologią i geologią strukturalną, bo pewne rzeczy można zaobserwować tu gołym okiem zamiast uczyć się o nich z książki.

Wygląda na to, że to wymarzone miejsce dla ciebie. Czy łatwo jest ci się tutaj rozwijać?

Jeszcze dwa lata temu powiedziałbym, że tak. Obecnie finansowanie badań naukowych zostało mocno obcięte. Jest to związane z polityką Tsai Ing-wen, której pod względem podejścia do nauki blisko jest do Donalda Trumpa. Nie wierzy w globalne ocieplenie, więc przerywa różne projekty, na przykład carbon storage, projekt polegający na pompowaniu pod ziemię dwutlenku węgla do specjalnych zbiorników, dzięki czemu na wiele lat można zredukować efekt cieplarniany. Robią to Niemcy czy Norwegia, na Tajwanie inicjatywę wstrzymano. Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądała tutaj przyszłość akademicka. Z jednej strony obecna władza, chcąc odciąć się od Chin i podkreślać odrębną tajwańską tożsamość, bardzo wspiera finansowo Aborygenów, kosztem między innymi badań naukowych. Z drugiej strony, profesor tajwańskiej uczelni może starać się o grant na swojej uczelni i brać pieniądze z Chin, pracując cały czas na wyspie. Ja sam na podobnym do mojego stanowisku mogę na kontynencie zarabiać trzy razy więcej. Chiny wygrywają Tajwan za pomocą pieniędzy. 

Czasy na Tajwanie były niepewne, a teraz są jeszcze bardziej. Mimo to mówisz, że to właśnie tutaj nauczyłeś się spokoju.

Od szesnastu lat żyję wśród ludzi, którzy są spokojni. W sytuacjach, w których Polak dawno by wybuchnął, oni pozostają grzeczni i kulturalni. Jeśli wrócę kiedyś do Polski, to dzięki latom spędzonym na Formozie będę umiał cieszyć się wszystkim bez tego stresu, który często obserwuję u rodaków. Dlatego uważam, że warto przyjechać na Tajwan dla przyrody czy kultury, ale przede wszystkim po to, żeby nabrać dystansu do samego siebie. 

Nadchodzi czas chińskich artystek

Badania pokazują jednoznacznie, że rozkład predyspozycji artystycznych u dziewczynek i chłopców jest bardzo podobny. Jednak na liście Hurun, która przedstawia 100 najlepiej zarabiających chińskich malarzy, znajdują się tylko 3 kobiety. Na szczęście Państwo Środka, tak jak reszta świata, powoli zmienia się. Sztuka chińska staje się bogato reprezentowana także przez twórczość pań. W młodym pokoleniu chińskich artystów jest wiele kobiet. Jedną z nich jest Zhou Hongbin, która motywy znane z malarstwa 山水 shanshui (dosłownie “góry i woda”, czyli pejzaż) przenosi na wydruki Giclee. Giclee jest sposobem wydruków profesjonalnych o najwyższej jakości artystycznej. Polega na nakładaniu tuszu pigmentowego na papiery spełniające najwyższe standardy.

Iluzja Utopii: Żuraw, 2014

Porcelana z dynastii Ming ;)

Lei Xue, Picie herbaty, 2010

Moda na porcelanę, łączącą motywy tradycyjne z nowoczesnymi formami rozpoczęła się w chińskiej sztuce w II połowie lat 2000. Wzór z dynastii Ming na porcelanie, która wygląda jak zgniecione aluminiowe puszki, aż prosi się o refleksję nad relacją między nowoczesnością i przeszłością. W kraju, w którym rozwój technologiczny i ekonomiczny jest tak szybki, jak prawdopodobnie nigdy i nigdzie wcześniej na świecie, artyści częściej niż gdzie indziej podejmują temat zderzenia tego co było z tym, co jest. 

Na drugim zdjęciu możecie zobaczyć porcelanę artysty Li Lihonga z 2008 roku. Ciekawe czy 10 lat temu przewidział, że jego praca w przyszłości zyska dodatkowy sens. Kilka miesięcy temu McDonald’s w Chinach zmienił nazwę na 金拱门 Jin Gong Men, „Złote Łuki”. Zmiana zatrzymuje się na poziomie licencji, z perspektywy zwykłego amatora Big Maca niewiele się zmienia. Dlaczego nowa nazwa? W 2016 roku miało miejsce przejęcie chińskiego McDonalda przez grupy CITIC i Carlyle. Obecnie amerykański McDonald’s ma już tylko 20 procent udziałów w firmie zwanej teraz właśnie Jin Gong Men. W 52 procentach kontroluje ją państwowa, chińska CITIC. Jin Gong Men planuje otwierać 500 nowych restauracji rocznie (zamiast dotychczasowych 250). Tymczasem chińskie społeczeństwo tyje w zastraszającym tempie.

Li Lihong

Tam, gdzie nie dociera piżamowa policja

Co się stanie, jeśli pójdziemy na zakupy w piżamie? Absolutnie nic! Amatorów chodzenia w piżamie jest w Chinach oczywiście coraz mniej. W końcu Centralny Komitet Cywilizacji od dawna nie próżnuje, nie mówiąc o takich oddolnych inicjatywach jak “piżamowa policja”. Jednak małe, ośmiusettysięczne “mieściny” rządzą się swoimi prawami. Zdjęcie zrobiłam w Shangyu, Shaoxing (prowincja Zhejiang).

Turkusowe krajobrazy 青绿山水

Jedyne, niepowtarzalne i najpiękniejsze krajobrazy 山水 shan shui, (dosłownie “góry i woda”) to 青绿山水 qinglu shan shui,czyli niebiesko – zielone krajobrazy.

Właściwie należałoby tłumaczyć “turkusowo – zielone”, bo kolor 青 to nie typowy niebieski 蓝. I takie też są obrazy tego stylu: turkusowo – zielone, najlepsze! Jestem trochę nieobiektywna, bo 90% kupowanych przeze mnie farb to różne odcienie niebieskiego.. Za twórcę stylu uważa się Li Sixuna w okresie dynastii Tang (618–907). Li Sixun był nie tylko malarzem, lecz także politykiem i generałem. Łączenie funkcji politycznych z działalnością artystyczną było częste w dawnych Chinach. Państwu nie wychodziło to wcale na dobre, ponieważ artystyczne umiejętności niekoniecznie przekładały się na umiejętności zarządcze. 

Styl qinglu shanshui rozwija się już od ponad 1300 lat. Jak widać nie poniższych przykładach, współczesne przykłady tego malarstwa wcale są diametralnie inne niż dzieła twórców kierunku.

 

宋文治 Song Wenzhi (1919-1999)
吴历 (吳歷) Wu Li (1632-1718)
张大千 (張大千) Zhang Daqian (1899-1983)
李思训 (李思訓) Li Sixun (651–716)

Według opracowania o historii pigmentu na Baidupedii, już w czasach dynastii Qin i Han używano do barwienia minerału azurytu, którego potoczna nazwa to 石青, czyli turkusowy kamień. 

azuryt – turkusowy kamień

 

Jestem jak Jackson Pollock ;)

Jeżeli malujecie i nie zawsze jesteście zadowoleni ze swoich dzieł, to nie wyrzucajcie ich! Być może zainteresuje Was metoda, na którą przypadkiem wpadłam. Miałam kilka niezbyt udanych prób malarskich, z którymi nie wiedziałam co zrobić. Zamalowałam je na biszkoptowo  i pobawiłam się w ekspresjonistę abstrakcyjnego. “Action painting” to technika wymyślona przez Jacksona Pollocka, którego obraz “No.5” sprzedał się za 140 milionów dolarów. Wasz obraz może wprawdzie nie osiągnąć takiej sumy, ale przynajmniej mniej przyczynicie się do zaśmiecania planety. Osobiście uważam, że ta mozaika to jedno z moich lepszych dzieł…

Abstrakcyjny ekspresjonizm Nowego Jorku to kierunek, który wywarł bardzo duży wpływ na rozwój modernistycznej chińskiej kaligrafii. Urodzony w 1942 roku Gu Gan napisał w “Trzech Krokach Nowoczesnej Kaligrafii”, że celem tej dziedziny powinno być zapewnienie przeżyć estetycznych połączonych z ideą zamiast drogi kaligrafii tradycyjnej z jej długimi fragmentami tekstu. Z powodów politycznych takie eksperymenty w sztuce były w Chinach możliwe dopiero pod koniec lat 70. Amerykański ekspresjonizm abstrakcyjny zaczął kształtować się już w latach 40. XX wieku, a inspirowana nim chińska modernistyczna kaligrafia ponad trzy dekady później.

古干 Gu Gan, ur. 1942 r., “Ryby w falach”

Tatuowani za przestępstwo

Znak 黑 hei, który oznacza czerń, miał przedstawiać człowieka z twarzą wytatuowaną w ramach kary za popełnione przestępstwo. Według tradycji konfucjańskiej o ciało należy szczególnie dbać, ponieważ jest ono darem od rodziców. Trwałe oznaczenie skóry przynosiło wstyd nie tylko sprawcy przestępstwa, ale całej rodzinie. W zależności od tego, czy czyn był karany chłostą czy wygnaniem, tatuaż mógł być okrągły lub kwadratowy. Tatuowano skórę nad uchem, ale dla recydywistów nie było litości i ostatecznie znaczono ich twarz. Z tą tradycją sięgającą czasów Song i Yuan kojarzy mi się performance artysty Zhang Huana (ur. 1965). Wynajął on trzech kaligrafów, aby od świtu do zmierzchu kreślili na jego twarzy osobiste historie, imiona znajomych i przypadkowe myśli. W ten sposób powstał zestaw chronologicznie ułożonych dziewięciu fotografii. Praca ma tytuł Family Tree i znajduje się w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku.