Mój praktyczny przewodnik po chińskich wierzeniach

W Taichungu jest wieczór. Stoję na balkonie nowoczesnego mieszkania. Mam z niego widok na sąsiadujący, elegancki blok. Na każdym z jego tarasów widzę po dwa piece służące do palenia papierowych imitacji pieniędzy, które przydają się w zaświatach. W jednym piecu pali się pieniądze dla bogów, a w drugim – dla przodków. Jednak dostarczanie gotówki głodnym duchom w to tylko mała część trudu, jaki zadają sobie osoby praktykujące chińskie wierzenia. Uczestniczyć w tradycyjnych zwyczajach to jak znaleźć się w centrum baśni albo odbyć podróż w czasie. Praktykowane dziś przez Hanów wierzenia nie zmieniły się znacznie od ośmiuset lat, a towarzyszą im praktyki wywodzące się z czasów prehistorycznych.


Na prywatnych tarasach można znaleźć dwa rodzaje pieców do palenia papierowych imitacji pieniędzy: jeden dla przodków, drugi dla bogów.

Na Tajwanie na każdym kroku jest świątynia: przy wąskich uliczkach i szerokich alejach, w centrach miast, na wsiach, a nawet w firmach. W prywatnych domach i mniejszych przedsiębiorstwach są ołtarzyki przodków. Niesamowite chińskie wierzenia ludowe żyją nie w zimnych murach, a w ludziach rzucających do skutku drewniane klocki aby w ten sposób skontaktować się ze swoim ulubionym bóstwem i uzyskać odpowiedź na zadane mu pytanie; w ludziach tłumnie przybywających do świątyń z ofiarami z owoców, słodyczy i ryżu; w ludziach kłaniających się z kadzidłami przed ołtarzem. Choć czasy rewolucji kulturalnej  i maoizmu w Chinach kontynentalnych dawno minęły, to dziś świątynie Państwa Środka są o wiele mniej uczęszczane niż na Tajwanie, a ich zagęszczenie jest niewielkie w porównaniu z tym na wyspie. Paradoksalnie, to co tutaj zobaczymy daje wyobrażenie o skali materialnych i duchowych zniszczeń rewolucji kulturalnej w Chinach ludowych.

Większość moich znajomych z kontynentu, którzy sami siebie określają jako ateistów lub agnostyków, do świątyń udaje się tylko w trudnych sytuacjach życiowych. Chociaż od około dwudziestu lat obserwuje się odrodzenie życia duchowego w Chinach, to jednak wolność religijna pozostaje w Państwie Środka na poziomie deklaracji – jest możliwa tylko pod kontrolą i dopóty, dopóki potencjalnie nie zagraża władzy. Ateizm jest oficjalną ideologią Komunistycznej Partii Chin.

Trzeba przy tym zaznaczyć, że na Tajwanie do czasu demokratyzacji trudno było mówić o wolności religijnej – autorytarny rząd Kuomintangu traktował konfucjanizm instrumentalnie, deifikując na przykład założyciela partii Sun Yan-sena w tradycyjnych chińskich ceremoniach religijnych, ale tłumił praktyki, które mogłyby podważyć stabilność jego władzy. Tego rodzaju kontrola nie była niczym nowym w historii Hanów – sprawowano ją za rządów dynastii Qing i Ming. 

Świątynia Baoan, Tajpej

Jednak w odróżnieniu od Komunistycznej Partii Chin, rząd Kuomintangu nigdy nie prowadził systemowego niszczenia religijności. Dzięki temu możemy dzisiaj czerpać z tradycyjnej chińskiej kultury, której na Tajwanie w ogóle nie trzeba szukać – wychodzi do nas na każdym kroku. Jednak zrozumieć tutejsze kulty, zwyczaje, lokalne święta, magiczne przedmioty i skomplikowaną, czasem wykluczającą się wewnętrznie podbudowę teoretyczną nie jest łatwo. Mam szczęście, że moja wieloletnia przyjaciółka Yichun z miasta Taichung nie tylko chce towarzyszyć mi w podróży do świątyń, ale jako zagorzała taoistka stanowi doskonałe źródło informacji na temat tutejszych wierzeń. 

W domu Yichun stół do kaligrafii zajmuje centralne miejsce. 

Mieszkanie Yichun jest po brzegi wypełnione religijnymi artefaktami, które mają zagwarantować jej szczęście i bogactwo: znajduję tu przyciągającego pieniądze złotego kurczaka, a także wiele magicznych przedmiotów umieszczonych w domu zgodnie z zasadami fengshui. Już pobieżnie zapoznawszy się z tymi wnętrzami wiem, że nie mogłam lepiej trafić: odkąd nasze drogi się rozeszły Yichun wkroczyła na ścieżkę duchową, poważnie inwestowała w świątynne dobra, a jej dom wręcz oddycha ludowym taoizmem. Nie potrafię wyobrazić sobie lepszego przewodnika po lokalnych miejscach kultu.

W co właściwie się tutaj wierzy? Słowo klucz: synkretyzm

Chcąc określić chińskie wierzenia należy porzucić próbę wyraźnego definiowania i oddzielania od siebie wyznań. Taoizm, buddyzm, konfucjanizm (czyli san jiao – trzy nauki) i chińskie mity nie tylko współistnieją, lecz także przenikają się nawzajem. Zamiast etykietować świątynie, lepiej popatrzeć na system chińskich wierzeń jak na zróżnicowaną całość, której taoizm dał przede wszystkim podbudowę filozoficzną, konfucjanizm – zasady ładu społecznego, a buddyzm – wartości moralne i nową filozofię. Wierzenia te są też w dużym stopniu oparte na chińskiej mitologii i folklorze z jego pieśniami, poezją, tańcem czy pacynkarstwem. W przeciwieństwie do taoizmu i konfucjanizmu, które narodziły się w Chinach, buddyzm przywędrował do Państwa Środka z Indii w VI w.   

Mimo dużego lokalnego zróżnicowania, w chińskiej tradycji religijnej uniwersalne są między innymi: kult przodków jingzu, koncepcja nieba – absolutu i źródła moralności Tian, poruszająca światem energia qi, moralna wzajemność baoying czy koncepcja ludzkiego losu mingyun, na który z jednej strony oddziaływuje niebo, a z drugiej – mają na niego wpływ indywidualne wybory.

Religia nie jest tu zinstytucjonalizowana jak w wyznaniach abrahamowych. Aby oddawać cześć bóstwom w świątyni nie trzeba się nigdzie zapisywać, nie ma rytuałów inicjacyjnych, nie trzeba się też oficjalnie nawracać. Nie byłoby zresztą na co: nie istnieje jedna spójna doktryna, więc właściwie trudno byłoby sprecyzować wymagania dla konwertyty in spe. Fascynujące dla nas, przyzwyczajonych do świata w którym ludzi dzieli się na “wiernych” i “niewiernych” jest to, że każdy może uczestniczyć w tutejszych obrzędach. I właśnie to uczestnictwo na poziomie lokalnym jest warunkiem przynależności do religijnej wspólnoty. Nie chodzi o to żeby wierzyć, lecz raczej o to, żeby przynależeć. Tradycyjna religijność Hanów jest w końcu bardzo praktyczna – bogów prosi się przede wszystkim o powodzenie w życiu doczesnym: bogactwo, pomyślność, znalezienie partnera, zdrowie czy harmonię w rodzinie.

W maju 2019 roku zalegalizowano na Tajwanie małżeństwa homoseksualne. Świątynie odpowiadają na potrzeby zmieniającego się społeczeństwa: ta świątynia w Taichungu oferuje błogosławieństwa dla pięciu grup, którym przyporządkowane są określone żywioły: osób homoseksualnych (ziemia), osób chcących ponownie wstąpić w związek małżeński (ogień), osób niezwiązanych małżeństwem (woda), osób proszących o życzliwych ludzi wokół siebie (drewno) –  ten rodzaj szczęścia potrzebny jest w biznesie, gdyż nieżyczliwość czy zazdrość innych może zrujnować wszelkie nasze wysiłki, osób w związkach małżeńskich (złoto).

Jednakże mimo swojej otwartości, chińskie wierzenia nie są uniwersalne i  nie mają mocy przyciągania wiernych z kulturowo odległych zakątków świata. Chińskie wierzenia są po prostu…. chińskie, są częścią tożsamości i historii Hanów. Przyjęły się tylko u narodów, które uległy sinizacji. 

Charakterystyczną cechą organizacyjną, spotykaną głównie u Hanów południowych, jest istnienie tzw. związków rodowych (zongzu xiehui): rodziny noszące to samo nazwisko, często wywodzące się z tych samych terenów i uznające to samo bóstwo za swojego patrona, uczęszczają do wspólnej świątyni przodków (citang). Świątynie przodków są miejscem oddawania im czci, a więc realizowania najważniejszej zasady konfucjańskiej – cnoty nabożności synowskiej xiao. Odgrywają też ważną rolę w życiu społecznym, podejmując działalność charytatywną czy wspierając lokalne szkoły.

Według różnych źródeł chińskie wierzenia ludowe praktykuje od około dwustu trzydziestu do ośmiuset milionów ludzi. Tak duże rozbieżności w statystykach są spowodowane m.in. niejednoznaczną terminologią, brakiem instytucjonalizacji oraz faktem, że w Chinach ludowych oficjalną ideologią jest ateizm. W rzeczywistości jednak większość Chińczyków praktykuje jakieś zwyczaje religijne (na przykład przy okazji świąt), jednak na znacznie mniejszą skalę niż ma to miejsce na Tajwanie. 

Chińskie wierzenia ludowe mają cechy, które istniały w religiach Europy przed wyparciem ich przez chrześcijaństwo: szamanizm, animizm i totemizm.

Animizm przejawia się w przekonaniu, że świat duchów nie jest oddzielony od ludzkiego, ale przenika naszą rzeczywistość: duchy żyją w drzewach, zwierzętach, skałach, domach i wszelkich przedmiotach. Skrajnymi animistami byli Słowianie, którzy czczonym przez siebie bogom nie budowali nawet świątyń – dla nich już sam las był świątynią.

Animizm zakłada też, że duchy można kontrolować jeśli będziemy robić odpowiednie rzeczy: przede wszystkim należy składać im ofiary, w przeciwnym razie mogą zgłodnieć i się zdenerwować, a następnie w odwecie zrobić krzywdę nam albo naszej rodzinie. 

Totemizm przejawia się w chińskiej tradycji przede wszystkim w wierze we wspólne pochodzenie od mitycznych zwierząt: smoka i feniksa. Przykłady szamanizmu możemy natomiast zaobserwować podczas wydarzeń w świątyniach: tutaj widzimy jak bóg Ji Gong za pośrednictwem szamana oddaje się swojemu słynnemu pijanemu tańcowi. 

W taoizmie religijnym istnieje wiele koncepcji na temat konstrukcji duszy, jednak najpopularniejsza mówi, że po śmierci rozpada się ona na trzy części: jedna idzie do nieba lub piekła, druga zostaje w grobie z ciałem, trzecia rezyduje w shenwei, tzw. tabliczce przodka, którą przechowuje się w domu lub świątyni. Jednak zanim rozwinął się taoizm religijny, taoiści wcale nie godzili się ze śmiercią, dążąc przede wszystkim do osiągnięcia nieśmiertelności. Niektórzy spędzali całe życie pracując nad eliksirem mającym uchronić ich od zgonu. Obsesję na punkcie nieśmiertelności miał sam Qin Shi Huang, pierwszy cesarz zjednoczonych Chin.

Chociaż wierzenia ludowe wydatnie czerpią z buddyzmu, to jednak trzeba odróżnić tradycyjne chińskie świątynie od świątyń buddyjskich. Nie jest to trudne: często połączone z klasztorem, pełne mnichów i mniszek, wyraźnie odznaczają się od pozostałych. Obowiązują w nich zasady inne niż w świątyniach taoistycznych, na przykład zwykle można do nich wchodzić tylko boso. Często charakteryzują się monumentalną architekturą z pagodami oraz umieszczonym w centrum posągiem Buddy. Są o wiele mniej dekoracyjne i o wiele bardziej oszczędne kolorystycznie niż tradycyjne chińskie miejsca kultu. Tutaj numerologia i wróżby ustępują miejsca stronie duchowej. Ze świątyni buddyjskiej wyjdziemy nie z przyciągającą pieniądze figurką kurczaka, a raczej z książką o Buddyzmie Humanistycznym. 

Fo Guan Shan, klasztor praktykujący Buddyzm Humanistyczny, ruch religijny wyrosły z chińskiego buddyzmu, kładący nacisk na stosowanie nauk Buddy w życiu codziennym, przenoszący centrum uwagi z umarłych na żywych. Kaohsiung.

 – Yichun, dlaczego nie chodzisz do świątyń buddyjskich? – zastanawiam się oczarowana atmosferą klasztoru Fo Guan Shan.

 –  Te poważne świątynie mnie przytłaczają i przyprawiają o poczucie winy – wyjaśnia moja przyjaciółka. Zdecydowanie wolę bogów z panteonu chińskiego, ponieważ są obarczeni wszystkimi ludzkimi przywarami: popełniali błędy, wpadali w gniew, upijali się, bywali zazdrośni. Czuję, że jest mi do nich bliżej.

Tajwańczykom jest do nich bliżej nie tylko w przenośni, ale też dosłownie – świątyń taoistycznych jest znacznie więcej niż buddyjskich. Chociaż Tajwan jest dla rozwoju chińskiego buddyzmu bardzo ważny (choćby ze względu na fakt, że w czasach powojennych wyemigrowała tutaj z ChRL część prominentnych buddyjskich nauczycieli), to omówienie, choćby pobieżne,  chińskiego buddyzmu wykracza poza możliwości tego tekstu. Tutaj podejmuję wyłącznie temat synkretycznych wierzeń ludowych.

Tajwanem tak naprawdę rządzi ona

Najpopularniejszym bóstwem na wyspie jest bez wątpienia Mazu, której kult rozprzestrzenił się tutaj kilkaset lat temu za pośrednictwem osadników z prowincji Fujian. Bogini Mórz miała chronić ich podczas niebezpiecznych przepraw przez Cieśninę Tajwańską. Szacuje się, że na wyspie jest około tysiąca świątyń dedykowanych temu bóstwu rybaków i żeglarzy. Wiosną każdego roku z okazji urodzin bogini odbywa się Międzynarodowy Festiwal Mazu, który jest wielkim wydarzeniem kulturalnym i religijnym z pięcioma milionami uczestników. W 2019 roku głośno było o miliarderze Guo Taimingu, który oznajmił, że Mazu objawiła mu się we śnie i namawiała go do startu w wyborach prezydenckich z ramienia Kuomintangu. Rzekome poparcie Mazu przysporzyło mu wielu zwolenników. Nie mogę więc nie złożyć wizyty tak potężnej kobiecie. 

W świątyni w Fengyuan Yichun przypomina mi, że do bóstw należy modlić się o konkretne sprawy.
 – Co mam powiedzieć? – pytam Yichun stojąc z dymiącymi kadzidłami przed figurą bogini.

 – Najpierw podaj Mazu swoje imię, nazwisko, datę urodzenia i adres. Potem koniecznie zaznacz, że przyszłaś tutaj specjalnie dla niej.

Bóstwa chińskie nie zawsze są miłosierne, potrafią się obrażać, a nawet mścić. W kontaktach z nimi należy więc zachować ostrożność. Pożądana jest także pewna doza lizusostwa. Przez chwilę karmię więc potężną Mazu pochlebstwami i zwracam jej w myślach uwagę ile tysięcy kilometrów musiałam specjalnie dla niej przebyć. Czuję, że bogini jest pod wrażeniem. A jeśli nie ona, to przynajmniej obsługa świątyni – miasto jest położone peryferyjnie i rzadko pojawiają się tu obcokrajowcy. Tylko jedno nie daje mi spokoju.

 – Dlaczego muszę podawać Mazu swój adres? – pytam zanim jeszcze odkryję, że adres podaje się tutaj nie tylko w prywatnej rozmowie z bóstwami, ale każdorazowo przy składaniu ofiary pieniężnej. W tym celu wypełnia się w świątynnej recepcji specjalny formularz.  

– Jak będzie mogła ci pomóc bez znajomości twojego adresu? Musi wiedzieć, gdzie cię szukać.

Wygląda na to, że możliwości potężnej Mazu są jednak ograniczone: mimo swojej potęgi nie potrafi samodzielnie ustalić mojego adresu. Zresztą, nie tylko ona potrzebuje informacji o meldunku  – miejsce zamieszkania podaje się także innym bóstwom. Dla jeszcze lepszej identyfikacji dodaje się nawet swój numer identyfikacyjny, tajwański odpowiednik numeru PESEL. 

Co bóstwo odpowie mi dziś? Praktyka jiaobei i wróżby

W chrześcijaństwie wierni modlą się do Boga i podobno niektórym nawet odpowiada. Nie zdarza się to jednak zbyt często, a boski przekaz bywa dość mętny. Bóstwa chińskie są o wiele bardziej konkretne: zadajemy im pytanie w formie twierdzenia – zaprzeczenia. Następnie rzucamy na podłogę drewniane półksiężyce, a w zależności od ich ułożenia otrzymujemy gotową odpowiedź na nasze pytanie: TAK lub NIE. 

Na Tajwanie tłumy rzucają na podłogę jiaobei, czyli właśnie służące do wróżenia drewniane półksiężyce. W zależności od ich wzajemnego ułożenia poznajemy odpowiedź na zadane bóstwom pytanie: jeśli wypadną nam w taki sposób, że jeden klocek ustawiony jest stroną wypukłą do góry, a drugi – płaską do góry, wówczas możemy mówić o szczęściu, gdyż mamy do czynienia z shengjiao, tzw. boską odpowiedzią – bóstwo odpowiedziało na nasze pytanie “tak”. Wiąże się to z bardzo znaną taoistyczną koncepcją yin i yang: strona okrągła symbolizuje pierwiastek yin, a płaska – yang, które nie mogą istnieć bez siebie nawzajem. 


Taiji tu – taoistyczny symbol dopełniania się yin i yang

W przypadku gdy oba klocki wypadną okrągłą stroną do góry, bóstwo jest zdecydowanie mniej zadowolone: udzieliło nam nujiao, “wściekłej odpowiedzi”, ponieważ nasze pytanie mu się nie podoba. Otrzymaliśmy od niego stanowcze “nie”.

Dwa klocki ułożone okrągłą stroną w dół to xiaojiao, czyli “odpowiedź śmiejąca się”, a właściwie prześmiewcza; bóstwo jest albo rozbawione  naszym pytaniem, albo powinniśmy już znać na nie odpowiedź lub też jest ona oczywista.

Gdyby jakimś cudem zdarzyło się, że klocki (lub jeden z nich) w efekcie rzutu ustawią się pionowo, mamy do czynienia ze “stojącą odpowiedzią” lijiao.  Oznacza to, że bóstwo nie rozumie naszego pytania i musimy powtórzyć obrzęd.

Ważne, żeby do wróżby przystąpić po ówczesnym zjednaniu sobie bóstwa za pomocą pokłonów z kadzidłami (baibai) i złożenia ofiary z owoców, słodyczy czy ryżu na przeznaczonym do tego stole. My złożyłyśmy polskie śliwki w czekoladzie marki Auchan. Ale uwaga! Przyniesione dary nie muszą wcale zostawać w świątyni. Większość ludzi, opuszczając ją, ofiarowane dobra zabiera z powrotem do domu. 

Praktyka rzucania jiaobei jest powszechnie stosowana nie tylko do zadawania pytań bogom. Świątynie oferują na przykład nagrody: “wyrzuć trzy razy pod rząd jiaobei <na tak> (shengjiao), a ten oto pędzel będzie twój”. Albo: “wyrzuć trzy razy jiaobei <na tak>, a będziesz mógł wylosować sobie wiersz, który wskaże ci drogę”. Przy pędzlu mi się nie powiodło, ale za to wyrzuciłam shengjiao trzy razy pod rząd przy komodzie z wierszami, więc mogłam wyjąć z pojemnika bambusowy patyk z numerkiem, odczytać numerek i wyjąć z odpowiedniej szufladki komody wiersz. Jest to tysiącletnia tradycja zwana qiuqian, “modlitwą o znak”. Czasem używa się też określenia poezja loteryjna.

Poezja loteryjna to poważna sprawa. Yichun przez dwa lata w pocie czoła szukała dla siebie nowego domu. Gdy już znalazła mieszkanie, które spełniałoby wyśrubowane wymagania fengshui, bogini Mazu nadal mówiła “nie”. “Dlaczego Mazu nie podoba się kolejne mieszkanie? Co robić?” – Yichun była na skraju rozpaczy. Po dwóch latach odetchnęła wreszcie z ulgą, bo wróżba wylosowana w świątyni była pomyślna. Osobiście uważam, że Mazu miała rację każąc Yichun wstrzymać się z zakupem nieruchomości, bo mieszkanie które ostatecznie nabyła, jest super. 

Co do mojej wróżby, ze strony internetowej poświęconej Mazu i m.in. objaśniającej poezję loteryjną dowiaduję się jak należy ją interpretować:

“Życie jest samo w sobie dziełem przeznaczenia, którego nie możemy zmieniać ani kwestionować. Wszystko dokona się tak, jak powinno. Zewnętrzne wysiłki w kierunku zmian są bezowocne. Czekaj cierpliwie i po prostu rób to, co powinieneś. Czas wkrótce ujawni prawdę.”

A tak można rozumieć poszczególne wersy.

總是前途莫心勞 Zǒng shì qiántú mò xīn láo: przyszłość jest zawsze dziełem przeznaczenia,  musisz tylko ciężko pracować; 

求神問聖枉是多 Qiú shén wèn shèng wǎng shì duō: zadawanie pytań bogom jest daremne; 

但看雞犬日過後 Dàn kàn jī quǎn rì guòhòu: poczekaj aż upłyną dni Koguta i Psa, a dowiesz się wszystkiego;

不須作福事如何 Bù xū zuò fú shì rúhé: nie ma potrzeby pytania bogów.

Jeśli mamy do wydania trochę tajwańskich dolarów, można także skorzystać z usługi kapłana świątynnego, który pomoże nam w interpretacji wiersza w związku z zadanym przez nas konkretnym pytaniem. Jednak ja odebrałam przekaz Mazu jako wystarczająco czytelny. Zamiast prosić o interpretację słów bogini, która w mojej ocenie próbowała mnie po prostu zbyć, postanowiłam udać się do wróżbity. Yichun mówi, że zbyt częste pytanie o własne przeznaczenie przynosi pecha, ale bardzo chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o swoim losie. 

Wróżenie było w starożytnych Chinach codzienną czynnością. To dzięki niemu wiadomo dzisiaj jak wyglądały znaki chińskie trzy i pół tysiąca lat temu: w ówczesnych większych ludzkich skupiskach znaleziono bowiem napisy na kościach zwierzęcych (骨 gu) i skorupach żółwi (甲 jia) – 甲骨文 jiaguwen. Proces wróżenia obejmował nawiercanie i przyżeganie rozgrzanym prętem kości i żółwich skorup. Z układu pęknięć odczytywano wróżbę. Pytania ryte na materiale miały charakterystyczną dla chińszczyzny formę twierdzenia – zaprzeczenia, na przykład “będzie deszcz, nie będzie deszczu”. Dotyczyły nie tylko pogody, lecz także pomyślnych dni na uroczystości czy wypowiadania wojen.

Nic dziwnego, że w cywilizacji o tak długiej historii wróżbiarstwa, i dzisiaj jest wiele możliwości poznania swojego losu. Zamiast polegać tylko na jiaobei, można udać się do wróżbity, czyli, tłumacząc z chińszczyzny, “mistrza obliczającego los” (suanming shifu). Nie wypowiada się on jednak o naszej przyszłości w sposób absolutny – koncepcja ludzkiego losu mingyun zakłada przecież pewną elastyczność ludzkiego przeznaczenia, które zależy w pewnym zakresie od indywidualnych decyzji.

Szkół wróżenia jest wiele, ale najpopularniejsza to bazi (“osiem znaków”), metoda zakładająca wyliczenia oparte na dacie, miejscu, godzinie urodzenia, najczęściej połączona z czytaniem z twarzy lub dłoni. W cenniku wróżbity, którego odwiedziłam znajdowały się następujące tematy: kariera, małżeństwo, choroby, dzieci, szczęście (pojmowane ogólnie) oraz szczęście do bogacenia się (tutaj rozróżnia się bogacenie w wyniku własnej pracy i fortunę niezależną od naszego działania). Wybrałam temat dzieci, ponieważ często zastanawiam się czy jestem dobrą matką. Wróżbita zapytał o daty urodzenia moją i moich bliskich, a następnie sprawdził w swojej tabeli czy nasze znaki zodiaku układają się harmonijnie. Powiedział, że mam duży potencjał, ale widzi u mnie problem ze skupieniem się na jednym celu. Z mojej dłoni wyczytał, że będę mieć jeszcze dwoje dzieci… jeśli zechcę. Prawdopodobnie większość kobiet wybierając temat potomstwa szuka odpowiedzi czy uda im się zostać mamą. Kiedy suanming shifu zorientował się, że niekoniecznie o to tutaj chodzi, poprosił o pokazanie zdjęcia córki i powiedział co myśli o jej temperamencie. Przestrzegł o zagrożeniach które dostrzegł na podstawie zdjęcia, dał nadzieję na jej przyszłość, a następnie… stwierdził, że ponieważ rozmowa zeszła na więcej tematów niż ustalono na początku, to stawka wzrośnie o 200 dolarów tajwańskich ;). Fakt, dotknęliśmy też życia rodzinnego, co dzieje się dość naturalnie gdy omawia się kwestie dzieci. Ostatecznie zapłaciłam więc za dwa tematy: dzieci i małżeństwo. Omówienie jednego aspektu życia kosztuje właśnie 200 NTD (26 zł), ale można skorzystać z rabatu i mieć sześć zagadnień za 1000 NTD. To jednak tylko cennik przyświątynnych wróżbitów z Nantou – stawki są bardzo zróżnicowane: w Tajpej wróżbici są nawet dwa razy drożsi. 

Odwiedzanie wróżbity jest popularne zarówno wśród kobiet jak i mężczyzn. Sama okazałam się typową kobietą, ponieważ poprosiłam o omówienie tematów będących podobno typowym wyborem pań. Mężczyźni radzą się suanming shifu w obliczu decyzji biznesowej lub w trudnej sytuacji finansowej. Do wróżb uciekają się także politycy czy sławni artyści – prestiż społeczny wróżbitów jest dość wysoki, podobnie jak zróżnicowanie cen usług w tej grupie zawodowej. Suanming shifu pełnią rolę jakby psychoterapeutów; być może dlatego terapia psychologiczna nie jest na Tajwanie bardzo popularna. 

W świecie, w którym ze wszystkich stron otaczają nas niebezpieczne złe duchy, a zazdrośni sąsiedzi mogą rzucić na nas urok, przekonanie o możliwości samodzielnego kształtowania własnego losu jest ograniczone. Jeśli coś złego dzieje się w naszym życiu, jest to najczęściej wynik działania czynników zewnętrznych, a nie zwykła konsekwencja naszych wyborów lub czysty przypadek. Potrzeba wróżenia wydaje się więc całkiem uzasadniona. Chociaż Tajwańczycy potrafią krytycznie spojrzeć na tradycyjne chińskie zwyczaje, a prognozy przewidują spadek liczby je praktykujących, to jednak mam nadzieję, że po Tajwanie jeszcze przez długi czas będą błąkać się duchy. Oby mieszkańców wyspy otaczało jak najwięcej tych przyjaznych. 

Słowniczek wybranych pojęć

  • 中国民间信仰 (trad. 中國民間信仰) Zhōngguó mínjiān xìnyǎng  – chińskie wierzenia ludowe;
  • 天 Tiān  – niebo, transcendentne źródło moralności;
  • 气 (trad. 氣) qì – energia, która ożywia wszechświat;
  • 敬祖 jìng zǔ –  oddawanie czci przodkom;
  • 命运 (trad. 命運) mìng yùn – koncepcja ludzkiego przeznaczenia, na które z jednej strony ma wpływ niebo, z drugiej – osobiste wybory;
  • 道教 Dàojiào – taoizm religijny, połączenie filozofii taoistycznej z wierzeniami ludowymi, w V w. przez jakiś czas oficjalna religia w Chinach;
  • 太极图, 太極圖 Tàijí tú – taoistyczny symbol dopełniania się yin i yang;
  • 禅 (trad. 禪) chán – buddyzm chan, założona w VI wieku, obecnie najpopularniejsza szkoła buddyzmu chińskiego; medytacyjna i praktyczna;
  • 儒学 (trad. 儒家) Rúxué – konfucjanizm, system zakładający, że warunkiem zbudowania społeczeństwa idealnego jest przestrzeganie zasad tradycji, porządku i hierarchii społecznej;
  • 金纸 (trad. 金紙) jīnzhǐ – “złoty papier”, ofiarowywane bogom i zmarłym papierowe imitacje pieniędzy; wierzy się, że można je im przekazać dzięki spalaniu, zwane też pieniędzmi podziemi 阴司纸 (陰司紙) yīnsīzhǐ, papierowymi pieniędzmi 紙錢 (纸钱) zhǐqián oraz pieniędzmi cienia (duchów) 冥币 míng bì (冥幣);
  • 风水 (風水) Fēngshuǐ – “wiatr i woda”, Feng shui, starożytna praktyka planowania przestrzeni zgodnie z naturą, wiatr symbolizuje to, co niewidzialne, woda – co nieuchwytne;
  • 三教 sān jiào – “trzy nauki”, buddyzm, taoizm i konfucjanizm – pojęcie używane w celu podkreślenia ich spójności;
  • 元宝 (元寶) yuánbǎo – “skarb inauguracyjny”, środek płatniczy używany w Chinach od Qinów (221 r.p.n.e. – 206 r.n.e.) do Qingów (1644 – 1911 r.) , obecnie symbol pomyślności;
  • 孝 xiào – cnota nabożności synowskiej, jedna z najważniejszych w konfucjanizmie, zaliczana do pięciu powinności, zakładała bezwzględne posłuszeństwo wobec rodziców, przodków, krewnych;
  • 祠堂 cítáng – świątynia przodków, poświęcona deifikowanym przodkom i założycielom linii, ściśle związana z praktykowaniem xiao;
  • 宗族协会 zōngzú xiéhuì – chińskie powiązania rodowe;
  • 香炉 (trad. 香爐) xiānglú – kadzielnica;
  • 烧香 (trad. 燒香) shāoxiāng – “palenie kadzideł”, tradycyjna, wszechobecna wśród Hanów praktyka obecna właściwie we wszystkich miejscach kultu;
  • 筊杯, 珓杯 (jiǎo bēi) – klocki wróżebne, rzucane parami, udzielają odpowiedzi bogów na pytanie zadane w charakterystycznej dla chińszczyzny formie tak-nie;
  • 圣筊 (trad. 聖筊) shèngjiǎo – “boska odpowiedź”, tak
  • 怒筊 nùjiǎo – “wściekła odpowiedź”, nie
  • 笑筊 xiàojiǎo – “prześmiewcza odpowiedź”, nie
  • 妈祖 (trad. 媽祖) , Māzǔ – chińska bogini mórz Mazu, za życia znana jako Lin Moniang, szamanka z prowincji Fujian żyjąca w X w.; jako że miała chronić żeglarzy i rybaków przed utonięciem, jej kult rozprzestrzenił się przede wszystkim na terenach nadmorskich, szczególnie w prowincji Fujian (skąd pochodziła) i na Tajwanie (z Fujian pochodziła większość przybyłych na wyspę osadników);
  • 求签 (trad. 求籤) qiúqiān – “modlitwa o znak”, praktyka wróżbiarska polegająca na losowaniu odpowiedzi spośród świętych tekstów wyroczni przechowywanych w komodzie; teksty te podlegają interpretacji, która może być dokonywana samodzielnie lub przez świątynnego kapłana;
  • 燕尾脊 yànwěi jí – “grzbiet – jaskółczy ogon”, dach w kształcie jaskółczego ogona, charakterystyczny dla architektury Hakków;
  • 拜拜 bàibài – oddawać cześć bogom lub przodkom, na przemian kłaniając się i wyprostowując, jednocześnie trzymając w dłoniach dymiące kadzidełka;
  • 神位 shénwèi – tabliczka przodka – lakierowana deska lub niewielka kamienna płyta występująca w domach i świątyniach rodowych służąca do oddawania czci zmarłemu; uważa się, że rezyduje w niej jego dusza.

Pijany mnich

W okolicy Chiayi na Tajwanie znajduje się Świątynia Ukrytego Smoka (龍隱寺). Miałam szczęście, że w drodze na pola herbaciane trafiłam tu na ceremonię z udziałem pijanego bóstwa o imieniu Ji Gong (濟公). Podczas ceremonii mocno się zataczał. Ji Gong żył w XII wieku i był buddyjskim mnichem lubiącym łamać wszelkie zakonne zakazy i nakazy: jadł mięso, chodził w łachmanach, nie stronił od alkoholu. W końcu wydalono niesubordynowanego braciszka z organizacji i od tej pory bujał się po świecie. Jak wielu alhokoholików miał dobre serce: pomagał ludziom gdy tylko mógł, a dzięki kultywowaniu nauk Buddy posiadł ponadnaturalne moce. Wprawdzie nie zajmuje wysokiego miejsca w hierarchii bóstw, ale jest na Tajwanie bardzo popularny. Chociaż… prawdopodobnie szczyt popularności osiągnąłby w jakimś słowiańskim kraju ?. Zwłaszcza, że czasami nosi ze sobą butelkę z trunkiem, który wlewa chętnym bezpośrednio do ust.

Chińczycy w Arktyce

Wydawałoby się, że Arktyka to nie jest miejsce na chińską restaurację. Tymczasem okazuje się, że nawet tutaj, w bardzo północnej Norwegii, jakiś przedsiębiorczy Tang założył własny przybytek. Przyznam, że widok chińskiego biznesu w obcym dla mnie miejscu zawsze sprawia, że robi mi się cieplej na sercu. Ba, wielokrotnie chińskie sklepy i restauracje rozsiane po miasteczkach całej Europy okazywały się jedynymi miejscami, w których byłam w stanie się swobodnie porozumieć. 哈哈. Język chiński naprawdę przydaje się w podróży (nie tylko po Azji! 

Tam, gdzie nie dociera piżamowa policja

Co się stanie, jeśli pójdziemy na zakupy w piżamie? Absolutnie nic! Amatorów chodzenia w piżamie jest w Chinach oczywiście coraz mniej. W końcu Centralny Komitet Cywilizacji od dawna nie próżnuje, nie mówiąc o takich oddolnych inicjatywach jak “piżamowa policja”. Jednak małe, ośmiusettysięczne “mieściny” rządzą się swoimi prawami. Zdjęcie zrobiłam w Shangyu, Shaoxing (prowincja Zhejiang).

Bubble tea z Tajwanu pod polskimi strzechami

To niesamowite. W Tarnowie, powiatowym mieście w Małopolsce, można kupić herbatę i napoje z Tajwanu. I nie są to zapakowane w torebki liście herbaciane, ale gotowa herbata w kubku w stylu nocnego targowiska z dodatkami takimi jak tapioka, liczi, aloes czy ananas. Zafoliowana i zapakowana po tajwańsku. Ze strony internetowej firmy Crazy Bubble, właściciela stoiska, możemy dowiedzieć się, że jest ona pierwszym polskim importerem wszelkich składników stosowanych w tej specyficznej herbacie. Kolejny namacalny dowód globalizacji – rzecz tak bardzo regionalna, specyficzna i niekoniecznie trafiająca w gusta większości, do tego najbardziej azjatycka jak to tylko możliwe, staje się osiągalna dla przeciętnego mieszkańca małopolskiej wsi.

Na Tajwanie stoiska z tego rodzaju napojami można spotkać dosłownie wszędzie. Na ulicy, na każdym rogu, na nocnym targowisku. Mój ulubiony nocny targ Fengjia (逢甲夜市) obejmuje około 15 tysięcy stoisk, z których bardzo duża część to właśnie sklepiki z herbatą na wynos. Konkurencja jest ogromna, ale 30-40 tysięcy potencjalnych klientów każdego wieczoru to nie lada kąsek dla sprzedawców.

IMG_4745
Każdy szanujący się sklepik z herbatą na Tajwanie stara się wypromować własny, specyficzny produkt. W praktyce związek oferowanych napojów z herbatą jest często bardzo… luźny. Powyższy przybytek oferuje herbaciane klasyki, ale chwali się także różnymi rodzajami 清凉果醋 (qīngliáng guǒ cù), “orzeźwiającego owocowego octu”, czyli napojów na tzw. lodowatym kwasie octowym w wariantach żurawinowym, winogronowym oraz jabłkowym. Chińska kultura octu jest zresztą niezwykle bogata i sięga Okresu Wiosen i Jesieni (VIII w. p. n. e.). “Mniej soli, więcej octu” to także jedna z koronnych zasad japońskiej medycyny. A propos Japonii, sklepik poleca także 抹茶 (Mǒchá), słynną japońską sproszkowaną herbatę zwaną Matcha.

Jednym z najpopularniejszych napojów jest herbata perłowa 珍珠奶茶 (zhēnzhū nǎichá) z tapioką, produktem z masy uzyskiwanej w wyniku mielenia manioku. Herbata perłowa w wersji “na bogato”, z mlekiem i dużą ilością cukru, powinna raczej pełnić rolę deseru (a może nawet całego posiłku) niż napoju. Bubble Tea, Pearl Milk Tea to nazwy  od lat doskonale znane w USA czy innych państwach anglojęzycznego świata, gdzie chińska diaspora ma się dobrze już od dawna. Zważywszy, że imigranci chińscy w państwach anglosaskich w znacznej mierze pochodzą z Hong Kongu i południowych prowincji, gdzie perłowa herbata święci największe triumfy, to nic dziwnego, że jest popularna u Wuja Sama.

bubble tea

Herbata perłowa to bestseller wszechczasów, jednak co jakiś czas w chińskojęzycznych mediach ma miejsce dyskusja na temat szkodliwości tapioki, a właściwie skrobii modyfikowanej, nierzadko występującej w towarzystwie sztucznych barwników i emulgatorów. Trzeba jednak przyznać, że herbata jest pyszna, a konsystencja perełek wręcz uzależnia! Bez tony niezdrowego cukru to po prostu nie byłoby to. Foto: https://blog.icook.tw/

Cały czas nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że z chińską herbatą w stylu POP serwowaną na Zachodzie, jest dokładnie tak samo jak ze Świętami Bożego Narodzenia w Chinach. To znaczy, że jest po prostu odwrotnie niż chciał Antoine de Saint-Exupery, pisząc że najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Otóż, tutaj liczy się tylko to, co jest widoczne dla oczu. Żeby obchodzić święta nie trzeba wiedzieć kim był Jezus (zaprawdę powiadam Wam, znam Chińczyków, którzy mimo skończonych studiów wyższych nie mają zielonego pojęcia – są w mniejszości, ale jednak!). Ważne, że można sobie kupić świąteczne gadżety, ubrać mikołajową czapkę albo sweter z reniferem. Staram się wystrzegać krzywdzących uogólnień, ale bądźmy szczerzy – w Chinach i na Tajwanie chrześcijańskie święta nie mają wymiaru duchowego. Są to zresztą zwykłe dni robocze.

Podobnie ma się sprawa z udziwnioną herbatą – produktem kultury masowej. Wątpię, czy przeciętny konsument w polskiej galerii, trzymając w rękach papierowy kubek zdaje sobie sprawę, że kultura herbaciana, 茶文化 (chá wénhuà), jest szeroką dziedziną o bogatej historii, że gdzieś w Azji funkcjonują poważne szkoły parzenia herbaty, że można tam zwiedzić muzea herbaty, że dobra herbata osiąga w Chinach zawrotne ceny, analogicznie do wina w Europie. Tak naprawdę dostajemy do rąk produkt, będący finałowym efektem fuzji wielowiekowej chińskiej tradycji z zachodnią kulturą popularną, na której działanie Tajwan wystawiany był przez dziesięciolecia. Nie zapominajmy też o wpływach ze strony dawnego japońskiego hegemona , który na Tajwanie jest wspominany nieco cieplej niż w Chinach. “Nieco” jest tutaj użyte eufemistycznie, gdyż Chińczycy Japończyków wręcz nienawidzą (jak sami twierdzą). Trudno się zresztą dziwić, że nie mają ochoty zapomnieć Japońskiej Gwardii Cesarskiej ani nankińskiej masakry, ani pozostałych zbrodni wojennych, nie mówiąc już o świeższych przewinieniach japońskiego rządu. Tak czy inaczej, tajwańska herbata perłowa 珍珠奶茶 z miasta Taichung (台中) miała swój pierwowzór w produkcie japońskim.

Nie uważam wcale, że każdy Polak powinien znać 中国六大茶类 (Zhōngguó liù dà chá lèi), tzw. Sześć Chińskich Wielkich Rodzajów Herbaty. Tym bardziej nie uważam, że powinien opanować gatunki herbaty, których są setki. Sądzę jednak, że skala ignorancji w kwestii Chin i państw nieeuropejskich jest u nas wręcz niebywała. Pamiętam dobrze, że w toku mojej edukacji historycznej po raz pierwszy poruszono temat Chin w liceum, przy okazji omawiania wojny rosyjsko-japońskiej (1904-1905 r.), a i to głównie w kontekście uczestnictwa w wojnie Polaków z zaboru rosyjskiego. W zderzeniu z pięcioma tysiącami lat historii Państwa Środka uważam to za co najmniej niewystarczające. Jeśli w szkole było coś więcej o Chinach, to przepraszam Panią od historii – widocznie nie do końca uważałam na lekcjach.

Zostawmy jednak szkołę. Jeszcze gorzej jest z tematami okołochińskimi w naszych mediach. Czasami mam wrażenie, że gdyby nie oddolne inicjatywy mądrych ludzi w internecie, w polskojęzycznych środkach przekazu temat Chin by nie istniał albo byłby całkowicie zmarginalizowany i sprowadzony do poziomu zabawnych ciekawostek – zapychaczy. A tymczasem Chiny, czy tego chcemy czy nie, wpływają na byt Pana, Pani i Państwa…

W 2013 r.  ukazał się ważny, choć pełen goryczy i niewybredny językowo artykuł Krzysztofa Stanowskiego pt. “Ogłupiali mnie długo i – o zgrozo – skutecznie. Jestem idiotą!”:

“Jestem idiotą.

Wiem, że Ewa Farna tyje, ale nie wiem, kto rządzi Chinami.
Wiem, że nowy iPhone jest dłuższy niż stary, a nie wiem, kto rządzi Chinami.
Wiem, że Depardieu został obywatelem Rosji, a nie wiem, kto rządzi Chinami.
Wiem, jak wygląda Marta Grycan, a nie wiem, kto rządzi Chinami.
Wiem, że Krzysztof Ibisz napisał książkę, a nie wiem, kto rządzi Chinami.
Wiem, że dziewczyna Lewandowskiego trenuje karate, a nie wiem, kto rządzi Chinami.”

Czytając to wyznanie najbardziej uderzyło mnie, że każda z zapamiętanych bzdur mogłaby zostać zastąpiona czymś pożytecznym, na przykład jeden członek chińskiego politbiura zamiast jednej nieważnej informacji. Marnujemy intelektualny potencjał w dużej części na totalne brednie, podczas gdy ktoś inny po prostu na tym zarabia.

“Mam pretensje do mediów, bo wydaje mi się, że szkołę ukończyłem jako osoba o trochę większej wiedzy o świecie. Odkąd zdałem się na zawodowych dziennikarzy, by mi tę wiedzę dostarczali, odtąd idiocieję. Moim zdaniem dzisiaj przeciętny Polak prawie nic nie wie o Polsce i ZUPEŁNIE NIC o świecie. Poważne tematy nakrywane są telewizyjną papką z gówna, i gówno na sam koniec w mojej (waszej?) głowie zostaje.”

Konkluzja artykułu jest bardzo pesymistyczna: jestem idiotą i tak już zostanie. Myślę jednak, że powinna ona być budująca: zwracajmy uwagę na to, co i o czym czytamy, nie zadowalając się tylko herbatą w plastikowym kubku. Zamiast zaczynać od końca i na tym poprzestać, cofnijmy się o krok.

24067993_10156063358192904_3960892411234284004_n

Takim krokiem wstecz (chronologicznie), ale jednocześnie do przodu (bo przybliżającym nas do istoty sprawy), jest przyjrzenie się herbacianej codzienności. Soki i różne mrożone herbaty w butelkach w tajwańskim convenience store, czyli w małym sklepie typu żabka.

Robimy więc krok w tył (chronologicznie) po to, żeby zrobić krok w przód w kierunku zrozumienia herbacianej rzeczywistości. Bowiem przed erą Bubble Tea była (i trwa nadal) era herbaty w butelkach. Trudno wyobrazić sobie tajwański sklep bez różnorodnych herbat w mnóstwie wariantów. Jest herbata zielona, czarna, czerwona, jaśminowa, jęczmienna, z cukrem, bez curku, z małą ilością cukru, z mlekiem, bez mleka. To wszystko dostępne na każdym rogu i o każdej porze (tajwańskie “żabki” są otwarte całą dobę). Nasza mrożona Nestea w  dwóch smakach naprawdę blado wypada przy tym bogactwie (nasza, czyli dostępna w polskich sklepach, bo właścicielem marki jest Nestle, a producentem Coca-Cola…).

Picture1

Mityczny władca Shennong (神农), “Boski Rolnik” przypadkowo odkrywa herbatę 4500 lat temu…

Żeby lepiej pojąć skąd ta niesamowita różnorodność herbaty mrożonej, cofnijmy się o jeszcze jeden krok. Nie sposób bowiem zrozumieć fenomenu herbaty “fast foodowej” bez podstaw chińskiej kultury herbacianej, 茶文化. Wróćmy więc do korzeni, albo raczej – do liści, 茶叶…

http___mmbiz.qpic.cn_mmbiz_jpg_pEVnwYAGbZ9Fp1JQ8UzroZKLlg3xWS51ZSIFARt3ibIuNhekiafxyPmiazfJMia17iaO42vblEAtsC8OiaWJbz4ZYfibw_640
Tarasy herbaciane. Źródło: http://www.xincha.com
http___mmbiz.qpic.cn_mmbiz_iarhqswLpBr2CYzxTkKFQ46bIzF6vBIzpBgS0zmC0cn9zXS2Xy5WTGSlBPOib82tDexvcnTsDRibLoklyq9jWjiaYQ_0
中国六大茶类 (Zhōngguó liù dà chá lèi). Źródło: http://www.xincha.com

中国六大茶类 (Zhōngguó liù dà chá lèi), Sześć Chińskich Wielkich Rodzajów Herbaty:

    • 绿茶, herbata zielona,
    • 白茶, herbata biała,
    • 黄茶, herbata żółta,
    • 乌龙茶 (inaczej 清茶), herbata Wulong (turkusowa),
    • 红茶, dosłownie tłumacząc z chińskiego – herbata czerwona, w Polsce znana jako herbara czarna,
  • 黑茶,dosłownie tłumacząc z chińskiego – herbata czarna, w Polsce znana jako herbara czerwona.

Każdy z rodzajów herbaty obejmuje setki gatunków, posiadających specyficzne cechy uzależnione od klimatu i miejsca uprawy Camellia sinensis, a także od stopnia fermentacji, palenia i obróbki. Uogólniając można powiedzieć, że Chińczycy najbardziej cenią sobie klasyczną herbatę zieloną, niefermentowaną i naturalną.

Przechwytywanie

Autor powyższego artykułu pyta we wstępie w jaki sposób entuzjasta herbaty , któremu zależy nie tylko na walorach smakowych, lecz także na magii uzdrawiania, ma wybrać? Jest mnóstwo gatunków herbaty występujących w ramach Sześciu Wielkich Rodzajów, a jeszcze więcej marek – niczym gwiazd na niebie. Źródło: http://www.xincha.com

Pocieszające jest to, że dla przeciętnych mieszkańców Państwa Środka herbata to również bardzo trudny i skomplikowany temat. W chińskojęzycznym internecie jest mnóstwo stron przybliżających herbacianą tematykę.

10175051_10152406682072904_9171730265201845738_n

Herbaciany kącik w fabryce w Chinach, Prowincja Zhejiang.

Znam jednak Chińczyków, którzy zajmując się zawodowo czymś zupełnie innym, jednocześnie pasjonują się herbatą. Dyrektor pewnej fabryki w mieście Taizhou (台州市) doskonale zna się na gatunkach Camellia sinensis, a w pracy chętnie otacza się akcesoriami herbacianymi, 茶具.

10277910_10152406689307904_4568166297649779438_n

Wbrew tradycji, w Chinach herbata często serwowana jest w naczyniu szklanym.

I tak dobrnęliśmy do końca mojego wywodu. Wszystko zaczęło się od zielonego listka i wszystko się do niego sprowadza.  Bez zielonego listka nie ma nic. Pamiętajmy o tym, choćbyśmy natknęli się na najbardziej wymyślną Bubble Tea… ?

W dobie globalizacji i kultury masowej tak łatwo zatracić się w ambalażach, tym co powierzchowne, nie pytając dlaczego coś jest takie, jakie jest. Rzeczywistość jest zawsze bardziej skomplikowana niż się wydaje. To niby oczywiste, ale paradoksalnie, w erze gdy dostęp do wiedzy nie jest już zarezerwowany dla elit, stereotypy i ignorancja mają się coraz lepiej. Można powiedzieć, że się czepiam, że to tylko herbata, ale tak właśnie powstały krzywdzące stereotypy na temat Chin – od niezrozumienia rzeczy najmniejszych.

Jest na Tajwanie coś takiego, czego w Chinach nigdy nie doświadczycie

Nocne targi.

Targowiska w Chinach kontynentalnych nie są nawet w części tak fascynujące jak te tajwańskie. Taiwan night markets, 台湾夜市, są na wyspie jakością samą w sobie, pojęciem mieszczącym uliczny chaos i codzienny karnawał. Czynne do późnych godzin nocnych targi spełniają przy tym swoją podstawową rolę prawdziwej ostoi konsumpcjonizmu. Są też kwintesencją szeroko pojętej tajwańskości.

Moje pierwsze zetknięcie z Chinami kontynentalnymi (nie licząc Hong Kongu) miało miejsce dopiero po dwuletnim pobycie na Tajwanie. W tym czasie rzeczywistość wyspy dość silnie kształtowała moje wyobrażenia o Chinach i Chińczykach w ogóle. Znałam wprawdzie podstawowe informacje o wieloletniej izolacji  politycznej (i rzeczywistej) Tajwanu i Chin, wiedziałam o różnicach ustrojowych i sporze o to, kto współcześnie jest jedynym (jak to zawsze bywa!) prawowitym kontynuatorem  spuścizny wielkich architektów Państwa Środka. Tajwan postrzegałam jako liberalną wersję Chin. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego, jakie konsekwencje może mieć kilkudziesięcioletni brak kontaktu między dwoma nawet najbardziej zbliżonymi kulturowo regionami (Tajwan zawsze miał swoją odrębność, ale przecież po wojnie domowej na wyspę wyemigrowały blisko dwa miliony Chińczyków z kontynentu, co przy ówczesnej populacji wyspy na poziomie około sześciu milionów oznaczało zmiany w kierunku głębszej sinizacji). Jedne z tych różnic obejmują słownictwo, inne – kwestie ekonomiczne, jeszcze inne styl życia, zachowania, zwyczaje czy sposoby spędzania wolnego czasu. Mimo odwiedzenia wielu rejonów Chin kontynentalnych nigdy nie spotkałam się z niczym, co byłoby choć cieniem tajwańskiego targu.

Nocne targowisko, absolutny fenomen Tajwanu, łączy w sobie zachodni konsumpcjonizm i chińskie zamiłowanie do kulinarnych eksperymentów, głośną dyskotekową muzykę z przepowiedniami wróżbitów, automaty do gier z tysiącami kramików oferującymi modną odzież i obuwie, produkty medycyny chińskiej i usługi akupunkturzystów. Ten opis, jak każdy inny, będzie tu jednak niewystarczający. “Odpowiednie dać rzeczy słowo” to w tym przypadku mission impossible. Tajwańskie nocne targowisko jest bowiem czymś tak niepowtarzalnym, że trzeba tego po prostu doświadczyć. Żaden azjatycki nocny targ nie łączy w sobie tylu elementów, co jego tajwański odpowiednik. Żaden w takim stopniu nie przypomina imprezy w klubie. Nic dziwnego, że night markets są najczęściej umiejscowione przy uniwersyteckich kampusach…

970434_10152110242722904_1288971430_n
Przeciętny wtorkowy wieczór na targu Fengjia (逢甲夜市) w mieście Taichung. Dziewczyna dzierży tabliczkę z napisem ”這要怎麼吃啊?“ (jak należy to jeść?) w ramach promocji nowego produktu.
1424549_10152110218037904_696414125_n (1)
Patrząc na ubrania w sklepach tajwańskich night markets można dopatrzyć się inspiracji modą japońską, wybiegami Haute Couture i… starym, dobrym kiczem.

1465167_10152110240812904_797460549_n
Nocne targi pełne są stoisk z przekąskami owocowymi. Jedno opakowanie żurawiny kosztuje 50 NTD (dolarów tajwańskich), przy zakupie 2 opakowań dostaniemy rabat i zapłacimy 90 NTD, czyli odpowiednio 5,81 zł lub 10,46 zł. Standardowy sposób spędzenia wieczoru to zakup kliku przekąsek o wartości 20 – 30 zł i zapełnienie żołądka bez konieczności wchodzenia do restauracji.
1459191_10152110216227904_364286587_n

Sprzedawczyni w jednym ze sklepów z modą damską na targu Fengjia (逢甲夜市). Częste atrybuty kobiety modnej: kapelusz i broszka. Włosy powinny być rozjaśnione, a skóra możliwie najbielsza.

1472859_10152110217287904_1219173919_n
Sercem nocnego targu są stoiska z niezdrowymi przekąskami. Tutaj na pierwszym planie “słone chrupiące grzybki” (鹽酥菇). Różnorodność przekąsek (小吃,dosłownie “małe jedzenie”) jest ogromna, a ciągle pojawiają się nowe sklepiki. Kolejki do tych najmodniejszych, które zyskały sławę bądź oddolnie, bądź dzięki mediom, ciągną się przez setki metrów. Dynamika zmian na rynku gastronomicznym jest na Tajwanie (w Chinach również) nieporównywalna do europejskiej.

“Małe jedzenie” czy też “małe przekąski”, 小吃, to odpowiedniki drogich dań bankietowych stworzone dla przemieszczającej się warstwy robotniczej w latach 50. i 60. XX wieku. Współcześne nocne targi nie naśladują już niczego. Przeciwnie, liczy się pomysłowość i innowacyjność w wymyślaniu dań. Niemniej, night markets różnych miast i miasteczek (na całym Tajwanie jest ich ponad sto) przez lata wypracowały sobie sławę ze względu na różne przymioty. Na jednym targu najlepsze są omlety ostrygowe. Na innym, świńskie kopyta i kurze łapki. Na jeszcze innym, śmierdzące tofu. A to tylko wierzchołek góry lodowej – najbardziej typowe przekąski.

omlet
Foto: https://home.gamer.com.tw/creationDetail.php?sn=3607641

Omlet ostrygowy, 牡蠣煎蛋捲. Pychota.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Foto: https://cookingwithmamamiyuki.wordpress.com/2012/05/07/chicken-feet-dimsum/
eating-chicken-feet
Foto: http://www.teachenglishinasia.net/asiablog/10-foods-taiwan-1125.html

Kurze łapki, 雞腳. Standard.

zhu

Świńskie kopyta, 豬腳. Choć te na zdjęciu akurat mniej typowe, bo orzechowe.

chou
Foto: https://www.xiachufang.com/recipe/101782816/

Śmierdzące tofu, 臭豆腐. Kolejna sztandarowa przekąska. Cały Tajwan pachnie śmierdzącym tofu. Niemniej, są miejsca, które pachną mocniej. Jadąc na skuterze należy prewencyjnie zatkać nos już w odległości 500 m od stoiska.

Docelowe zastosowanie tej bardzo praktycznej opaski z kokardką zakupionej na Fengjia poznałam dzięki uprzejmości tajwańskiej przyjaciółki. Niestety, było to już po zakupie (i tak nie była dla mnie… ;)).

Historia nocnych targów sięga czasów dynastii Tang (618-907 r.). Sama ich idea jest bardzo spójna z chińską kulturą. Jednakże, tylko na Tajwanie te fascynujące miejsca są tak bardzo żywe i autentyczne, stanowią centrum życia towarzyskiego, są źródłem rozrywki dla wszystkich pokoleń i wpisują się w styl życia społeczeństwa. Trudno byłoby wyobrazić sobie tajwańskie miasta, miasteczka i wsie (z ich mobilnymi night markets) bez zgiełku i hałasu targowisk nocnych. To atmosfera karnawału, definiująca tajwańską codzienność i pozwalająca przetrwać bez ogrzewania długie zimowe wieczory.

Mój pierwszy tekst o nocnych targach Tajwanu ukazał się tutaj.

Czym się różni ogród chiński od japońskiego?

Od dawna byłam ciekawa ile prawdy jest w tym, że aby być szczęśliwym jeden dzień, należy się upić, jeden rok – ożenić, a żeby być szczęśliwym całe życie, powinno się założyć ogród.

Myślałam jednak, że ogrodnictwem zajmę się na emeryturze. Doszłam wszakże do wniosku, że właściwie młoda już nie jestem, więc nie zaszkodzi właśnie w tym sezonie zdobyć trochę doświadczenia. Ostatnie miesiące spędzałam głównie w ogrodzie. Gdyby nie praca, to prawdopodobnie niczym Monet, rano zajmowałabym się ogrodem, a po południu malowałabym. A tak, trzeba było wybrać i padło na ogród. To doświadczenie otworzyło przede mną drzwi do nowego, fascynującego świata. Z czasem dostrzegłam wiele analogii pomiędzy ogrodnictwem  i malarstwem; w obu dziedzinach trzeba zaplanować kompozycję, przemyśleć perspektywę oraz wybrać kolory. Obie dziedziny wymagają koncentracji, uczą bycia tu i teraz. Nierzadko też uczą pokory.

Do urządzania ogrodu przystąpiłam z entuzjazmem nowicjusza, kupując w szkółkach sadzonki dość przypadkowo i bezrefleksyjnie. Po prostu coś mi się podobało, więc musiałam to mieć. Uwielbiam podróże do Italii, więc wybrałam śródziemnomorskie rośliny: oleandry i oliwki. Nie pogardziłam też typowymi kwiatami z wiejskiego ogródka, floksami, jeżówkami czy różami okrywowymi. Posadziłam lawendę, wrzosy, stokrotki afrykańskie, pelargonie, celozję i kto wie co jeszcze. Nie mogło u mnie oczywiście zabraknąć roślin typowych dla ogrodu orientalnego. Kupiłam więc bambusy, rododendrony, hortensje. W efekcie stworzyłam chaotyczną kolekcję egzotycznych i rodzimych  roślin otoczonych tujami, głównym znakiem rozpoznawczym “ogrodu polskiego”.

Betonowa latarnia, róże okrywowe i hortensje w otoczeniu roślin basenu Morza Śródziemnego, czyli jak znieważyłam wielowiekową tradycję japońskich ogrodów

Dopiero stworzywszy taki chaos zaczęłam zastanawiać się nad tym, od czego należało zacząć: nad projektem ogrodu.

Czytałam więc o ogrodowych typach: włoskim, francuskim, angielskim, nowoczesnym, preriowym, holenderskim czy japońskim. Z czasem zauważyłam, że większość stron poświęconych projektowaniu ogrodów całkowicie pomija ogród chiński. Wprawdzie Japończycy uczyli się  od Chińczyków sztuki ogrodowej, jednak dzisiaj to ogród japoński jest modniejszy, powszechniejszy i atrakcyjniejszy z punktu widzenia projektanta, szczególnie gdy ma on zaplanować przydomowe rabaty. Dlaczego?

Ogród jako miniatura natury

U podstaw zarówno chińskiej, jak i japońskiej sztuki ogrodowej leżą buddyzm oraz hołubiący przyrodę taoizm. Ogród orientalny ma przede wszystkim naśladować naturę. Kamienie symbolizują góry, strumyki czy oczka wodne – bezmiar oceanu i piękno jezior, powierzchnie porośnięte mchem – wyspy (to ostatnie w japońskim ogrodzie zen). Symboli jest o wiele więcej, na przykład nieparzysta ilość elementów przypomina o nieskończoności wszechświata.

https://en.wikipedia.org/wiki/Ry%C5%8Dan-ji#/media/File:Kyoto-Ryoan-Ji_MG_4512.jpg
Pełen symboli suchy ogród zen Ryoan-ji w Kioto (źródło)

Ogrody chińskie nawiązują do górskiego pejzażu z głębi kraju, podczas gdy japońskie częściej starają się oddać atmosferę wybrzeża. W okresie Heian (794 -1185) Japończycy wzorowali się na rozwiązaniach chińskich. Kojarzony dzisiaj z Japonią styl ogrodu wywodzi się ze znacznie późniejszego, izolacjonistycznego okresu Edo (1603 -1868), kiedy to zaczęto w Kraju Kwitnącej Wiśni szukać własnych dróg, wolnych od wpływów zewnętrznych. Analogicznie, typ ogrodu utożsamiany współcześnie ze stylem włoskim wywodzi się z epoki rozkwitu kultury i sztuki Italii – renesansu, a ze stylem francuskim – z baroku. Znane dziś powszechnie style ogrodowe różnych regionów często wykształciły się w okresie prosperity tychże.

penglai
Wzorem chińskich (a potem japońskich) ogrodów miała być 蓬莱仙岛 Penglai Xiandao góra na wyspie Penglai (w Japonii znana jako Horai), według chińskiej mitologii legendy siedziba 八仙 Ośmiu Nieśmiertelnych. Obraz malarza Yuan Jianga (źródło).

Zasada 借景 

Zasada zapożyczonego tła 借景 z wymową chińską jiejing i japońską shakkei oznacza włączenie widoku otaczającego krajobrazu w projekt ogrodu. Idea wykorzystania widoku z ogrodu przy jednoczesnym jego edytowaniu (zasłanianiu jednych fragmentów i podkreśleniu innych) znalazła uznanie wśród architektów – modernistów z całego świata w latach 60. XX wieku. Dzięki zapożyczonemu tłu udaje się nie tylko osiągnąć harmonię z otoczeniem, lecz także uzyskać efekt nieskończoności ogrodu.

Senganen-Garden-Sakurajima-Volcano-Japan.jpg.838x0_q80
Japonia. Przykład zastosowania zasady zapożyczonego tła: ogród Senganen nie tylko współgra z widokiem na szczyt czynnego wulkanu Sakurajima, lecz także nawiązuje do niego przez dobór elementów (źródło).
zhishan
Tajwan. Ogród Zhishan “pożycza tło” w tak mistrzowski sposób, że nie wiadomo gdzie się kończy (źródło).

Asymetria, nieregularność, perfekcja

Ogrody chińskie i japońskie nie mają wiele wspólnego z barokową symetrią. Kompozycja jest przemyślana, jednak nie ma w niej regularności, wiele jest fragmentów pozbawionych roślin. Tak jak w azjatyckim malarstwie, w ogrodzie również istotną rolę odgrywa wywodząca się z taoizmu filozoficznego koncepcja pustki. Pustka na chińskich obrazach 国画 guohua często symbolizuje wodę. Takie samo znaczenie mają w ogrodach zen powierzchnie wysypane białym żwirkiem (więcej o chińskim malarstwie tutaj i tutaj).

Mech, wróg polskiego ogrodnika, jest przez ogrodnika chińskiego i japońskiego szczególnie ceniony, ponieważ symbolizuje długowieczność. Ogród ma też przypominać o przemijaniu, kolejne rośliny powinny w nim ożywać w zależności od pory roku.

Nieregularność nie oznacza bylejakości. Ogrodnik japoński jest perfekcjonistą przycinającym bonsai według swojego zamysłu. Warto wspomnieć, że sztuka bonsai wywodzi się z Chin, gdzie znana jest jako 樹木盆景 shumu penjing. W chińskiej tradycji oprócz miniatur drzew występują także miniatury krajobrazu 山水盆景 shanshui penjing ( krajobraz gór i wody  w donicy) oraz połączenie pierwszego i drugiego typu,  czyli 水旱盆景 shuihan penjing, gdzie 水 shui oznacza wodę, a 旱 han – suchy ląd.

Od lewej miniatury: pejzażu górsko – wodnego shanshui (źródło), pejzażu górsko – wodnego z drzewem (źródło), samego drzewa (źródło).

Inną specyfiką ogrodów chińskich i japońskich jest dominacja zieleni przy niewielkiej ilości kwitnących kwiatów. Znajdziemy tu wprawdzie azalie, piwonie, glicynie czy hortensje. Pełnią one jednak rolę akcentów, a nie stanowią dominanty, jak to często bywa w ogrodach Europy. Muszę przyznać, że mimo mojego podziwu dla ogrodów Dalekiego Wschodu, nie chciałabym założyć ogrodu całkiem orientalnego ze względu na moje upodobanie do szalonych, kolorowych, trochę naturalistycznych rabat kwiatowych.

Architektura ogrodowa

Wiele osób zakochuje się jednak w stylu orientalnym. A właściwie japońskim. Sądzę, że główną przyczyną, dla której trudno o projektanta ogrodu reklamującego swoje usługi w zakresie wykonania ogrodu w stylu chińskim, jest architektura. W ogrodzie chińskim nie brakuje bowiem zabudowań: są tu pawilony, zadaszone chodniki, ściany z przejściem, wysokie mury.

yuyuan
Pawilon herbaciany w ogrodzie Yuyuan na tle drapaczy dzielnicy Pudong, jeden z najbardziej symbolicznych widoków Szanghaju. Czerwiec 2015 r.
Suzhou
Chiny. Zadaszone chodniki jednego z 69 ogrodów w Suzhou (źródło).

Trzeba byłoby dysponować dużą działką i nie mniejszymi funduszami, aby pozwolić sobie na założenie takiego ogrodu. Styl japoński jest pod tym względem o wiele mniej wymagający; w Kraju Kwitnącej Wiśni raczej wykorzystuje się otwartą przestrzeń niż ją zabudowuje. Poza tym, japońskie ogrody mogą być urządzone na bardzo małej powierzchni, co jest zachęcające dla właścicieli typowych przydomowych działek.

Nie istnieje jednak jeden styl ogrodu japońskiego. Podstawowy podział ogrodów Japonii obejmuje ogrody zen, herbaciane,spacerowe i “do oglądania”. W Polsce często spotykane jest mieszanie elementów przynależących do różnych stylów. Osobiście nie widzę w tym nic złego, o ile właściciel ogrodu ma świadomość, że jego ogród nie jest tak naprawdę ogrodem japońskim. Kupienie betonowej, zamiast kamiennej latarni (charakterystycznej dla ogrodu herbacianego), wysypanie białego żwirku (typowego elementu ogrodu zen) i posadzenie rododendrona to po prostu trochę za mało. Z drugiej strony, jeszcze dwadzieścia lat temu mnóstwo przydomowych działek było w Polsce zawłaszczonych przez kury. Zielona murawa była rzadkością. Nic dziwnego, że uporawszy się z trawą i znudziwszy rodzimymi kwiatami przechodzimy okres fascynacji Orientem.

Minimalizm

Ogród japoński jest o wiele mniej dekoracyjny niż chiński. Architekturze ogrodu chińskiego towarzyszą bogate zdobienia, w ogrodzie japońskim króluje prostota. Zarówno w ogrodzie chińskim jak i japońskim ważnym elementem są głazy, jednak w ogrodzie chińskim są one dobierane ze względu na podobieństwo do zwierząt, nietypowe kształty lub wielkość. Ważne miejsce zajmuje także 假山jiashan, sztuczna góra. W ogrodzie japońskim są natomiast cenione jako takie, zupełnie niczym dzieło w sztuce abstrakcyjnej, które nie musi niczego przedstawiać. Kamienie mają oczywiście w ogrodach japońskich głębokie symboliczne znaczenie, jednak w porównaniu z ogrodami chińskimi nawiązania są bardziej subtelne.

Adachi
Japonia. Uważane przez niektórych za najpiękniejsze, ogrody przy Muzeum Sztuki Adachi.

IMG_3371
Chiny. Ogród Yuyuan w Szanghaju, czerwiec 2015 r.

IMG_3382
Chiny. Ogród Yuyuan w Szanghaju, czerwiec 2015 r.

gulin
Chiny, Gulin. Sztuczna góra jest ważnym elementem klasycznego ogrodu, który ma przedstawiać naturę w miniaturze (źródło).

Dominujący dzisiaj w urządzaniu wnętrz i przestrzeni styl nowoczesny jest minimalistyczny, a a minimalizm w sztuce i architekturze był silnie inspirowany ideą prostoty związaną z filozofią zen. Ten modny w Polsce styl posiada wybrane elementy ogrodu japońskiego: gatunki roślin, obecność jasnego żwirku, proste formy. Nic więc dziwnego, że japońskie rozwiązania przestrzenne są nam po prostu bliższe niż tradycyjne chińskie.

nowoczesny
Polska. Mimo wielu podobieństw do stylu japońskiego, minimalistyczny ogród nowoczesny różni się od rozwiązań typowych dla Kraju Kwitnącej Wiśni. Przede wszystkim jest geometryczny. Pełno w nim linii prostych, a nasadzenia często są symetryczne (źródło).

W Państwie Środka przestrzeń projektuje się obecnie bardzo różnie. Nowoczesnym, prostym budynkom towarzyszą nierzadko minimalistyczne ogrody, które w bardzo niewielkim stopniu nawiązują do chińskiej tradycji.

wolong
Chiny. Ten ogród w siedzibie mojego pracodawcy w prowincji Zhejiang jest dziełem japońskiego projektanta.
 
Podobnie jak Polacy, Chińczycy także przechodzą fascynację stylami, które dla nich są “orientalne”. Mimo, że wiele mówi się o powrocie mieszkańców Państwa Środka do tradycyjnej chińskiej kultury i sztuki, to jednak domy z ogrodem w stylu francuskim nadal kosztują znacznie więcej niż te w stylu chińskim. Mój znajomy bez żalu wybrał jednak tańszą, klasyczną chińską rezydencję, której cena i tak jest poza zasięgiem większości pracujących Polaków. Ale to już inna historia…

img_4370
Chiny. Fragment klasycznego ogrodu przynależącego do prywatnego domu w prowincji Zhejiang.

img_4369
Chiny. Fragment klasycznego ogrodu przynależącego do prywatnego domu w prowincji Zhejiang.

Japońskie i chińskie ogrody w Polsce

Styl japoński jest tak popularny, że chyba w każdym państwie istnieje jakiś, mniej lub bardziej udany, ogród próbujący go naśladować. W Polsce najbardziej znany, największy i zaprojektowany zgodnie ze sztuką jest Ogród Japoński we Wrocławiu.

Warto odwiedzić także prywatny śląski ogród w Pisarzowicach, przy którym znajduje się szkółka roślin oraz herbaciarnia, a także ogród w Janowicach (również prywatny i ze szkółką).

Ciekawą interpretacją stylu Kraju Kwitnącej Wiśni jest ogród w Jarkowie, który powstał z zafascynowania Japonią, lecz jego właściciele dość luźno podchodzili do zasad, według których projektowane są ogrody japońskie. Ogród jest dość przeładowany, ale bardzo ciekawy.

Chiński styl jest rzadziej naśladowany, dlatego warto docenić fakt ponownego urządzenia i otwarcia w 2014 roku Ogrodu Chińskiego w Łazienkach Królewskich, którego historia sięga czasów Stanisława Augusta i mody na chinoiserie.