Mój praktyczny przewodnik po chińskich wierzeniach

W Taichungu jest wieczór. Stoję na balkonie nowoczesnego mieszkania. Mam z niego widok na sąsiadujący, elegancki blok. Na każdym z jego tarasów widzę po dwa piece służące do palenia papierowych imitacji pieniędzy, które przydają się w zaświatach. W jednym piecu pali się pieniądze dla bogów, a w drugim – dla przodków. Jednak dostarczanie gotówki głodnym duchom w to tylko mała część trudu, jaki zadają sobie osoby praktykujące chińskie wierzenia. Uczestniczyć w tradycyjnych zwyczajach to jak znaleźć się w centrum baśni albo odbyć podróż w czasie. Praktykowane dziś przez Hanów wierzenia nie zmieniły się znacznie od ośmiuset lat, a towarzyszą im praktyki wywodzące się z czasów prehistorycznych.


Na prywatnych tarasach można znaleźć dwa rodzaje pieców do palenia papierowych imitacji pieniędzy: jeden dla przodków, drugi dla bogów.

Na Tajwanie na każdym kroku jest świątynia: przy wąskich uliczkach i szerokich alejach, w centrach miast, na wsiach, a nawet w firmach. W prywatnych domach i mniejszych przedsiębiorstwach są ołtarzyki przodków. Niesamowite chińskie wierzenia ludowe żyją nie w zimnych murach, a w ludziach rzucających do skutku drewniane klocki aby w ten sposób skontaktować się ze swoim ulubionym bóstwem i uzyskać odpowiedź na zadane mu pytanie; w ludziach tłumnie przybywających do świątyń z ofiarami z owoców, słodyczy i ryżu; w ludziach kłaniających się z kadzidłami przed ołtarzem. Choć czasy rewolucji kulturalnej  i maoizmu w Chinach kontynentalnych dawno minęły, to dziś świątynie Państwa Środka są o wiele mniej uczęszczane niż na Tajwanie, a ich zagęszczenie jest niewielkie w porównaniu z tym na wyspie. Paradoksalnie, to co tutaj zobaczymy daje wyobrażenie o skali materialnych i duchowych zniszczeń rewolucji kulturalnej w Chinach ludowych.

Większość moich znajomych z kontynentu, którzy sami siebie określają jako ateistów lub agnostyków, do świątyń udaje się tylko w trudnych sytuacjach życiowych. Chociaż od około dwudziestu lat obserwuje się odrodzenie życia duchowego w Chinach, to jednak wolność religijna pozostaje w Państwie Środka na poziomie deklaracji – jest możliwa tylko pod kontrolą i dopóty, dopóki potencjalnie nie zagraża władzy. Ateizm jest oficjalną ideologią Komunistycznej Partii Chin.

Trzeba przy tym zaznaczyć, że na Tajwanie do czasu demokratyzacji trudno było mówić o wolności religijnej – autorytarny rząd Kuomintangu traktował konfucjanizm instrumentalnie, deifikując na przykład założyciela partii Sun Yan-sena w tradycyjnych chińskich ceremoniach religijnych, ale tłumił praktyki, które mogłyby podważyć stabilność jego władzy. Tego rodzaju kontrola nie była niczym nowym w historii Hanów – sprawowano ją za rządów dynastii Qing i Ming. 

Świątynia Baoan, Tajpej

Jednak w odróżnieniu od Komunistycznej Partii Chin, rząd Kuomintangu nigdy nie prowadził systemowego niszczenia religijności. Dzięki temu możemy dzisiaj czerpać z tradycyjnej chińskiej kultury, której na Tajwanie w ogóle nie trzeba szukać – wychodzi do nas na każdym kroku. Jednak zrozumieć tutejsze kulty, zwyczaje, lokalne święta, magiczne przedmioty i skomplikowaną, czasem wykluczającą się wewnętrznie podbudowę teoretyczną nie jest łatwo. Mam szczęście, że moja wieloletnia przyjaciółka Yichun z miasta Taichung nie tylko chce towarzyszyć mi w podróży do świątyń, ale jako zagorzała taoistka stanowi doskonałe źródło informacji na temat tutejszych wierzeń. 

W domu Yichun stół do kaligrafii zajmuje centralne miejsce. 

Mieszkanie Yichun jest po brzegi wypełnione religijnymi artefaktami, które mają zagwarantować jej szczęście i bogactwo: znajduję tu przyciągającego pieniądze złotego kurczaka, a także wiele magicznych przedmiotów umieszczonych w domu zgodnie z zasadami fengshui. Już pobieżnie zapoznawszy się z tymi wnętrzami wiem, że nie mogłam lepiej trafić: odkąd nasze drogi się rozeszły Yichun wkroczyła na ścieżkę duchową, poważnie inwestowała w świątynne dobra, a jej dom wręcz oddycha ludowym taoizmem. Nie potrafię wyobrazić sobie lepszego przewodnika po lokalnych miejscach kultu.

W co właściwie się tutaj wierzy? Słowo klucz: synkretyzm

Chcąc określić chińskie wierzenia należy porzucić próbę wyraźnego definiowania i oddzielania od siebie wyznań. Taoizm, buddyzm, konfucjanizm (czyli san jiao – trzy nauki) i chińskie mity nie tylko współistnieją, lecz także przenikają się nawzajem. Zamiast etykietować świątynie, lepiej popatrzeć na system chińskich wierzeń jak na zróżnicowaną całość, której taoizm dał przede wszystkim podbudowę filozoficzną, konfucjanizm – zasady ładu społecznego, a buddyzm – wartości moralne i nową filozofię. Wierzenia te są też w dużym stopniu oparte na chińskiej mitologii i folklorze z jego pieśniami, poezją, tańcem czy pacynkarstwem. W przeciwieństwie do taoizmu i konfucjanizmu, które narodziły się w Chinach, buddyzm przywędrował do Państwa Środka z Indii w VI w.   

Mimo dużego lokalnego zróżnicowania, w chińskiej tradycji religijnej uniwersalne są między innymi: kult przodków jingzu, koncepcja nieba – absolutu i źródła moralności Tian, poruszająca światem energia qi, moralna wzajemność baoying czy koncepcja ludzkiego losu mingyun, na który z jednej strony oddziaływuje niebo, a z drugiej – mają na niego wpływ indywidualne wybory.

Religia nie jest tu zinstytucjonalizowana jak w wyznaniach abrahamowych. Aby oddawać cześć bóstwom w świątyni nie trzeba się nigdzie zapisywać, nie ma rytuałów inicjacyjnych, nie trzeba się też oficjalnie nawracać. Nie byłoby zresztą na co: nie istnieje jedna spójna doktryna, więc właściwie trudno byłoby sprecyzować wymagania dla konwertyty in spe. Fascynujące dla nas, przyzwyczajonych do świata w którym ludzi dzieli się na “wiernych” i “niewiernych” jest to, że każdy może uczestniczyć w tutejszych obrzędach. I właśnie to uczestnictwo na poziomie lokalnym jest warunkiem przynależności do religijnej wspólnoty. Nie chodzi o to żeby wierzyć, lecz raczej o to, żeby przynależeć. Tradycyjna religijność Hanów jest w końcu bardzo praktyczna – bogów prosi się przede wszystkim o powodzenie w życiu doczesnym: bogactwo, pomyślność, znalezienie partnera, zdrowie czy harmonię w rodzinie.

W maju 2019 roku zalegalizowano na Tajwanie małżeństwa homoseksualne. Świątynie odpowiadają na potrzeby zmieniającego się społeczeństwa: ta świątynia w Taichungu oferuje błogosławieństwa dla pięciu grup, którym przyporządkowane są określone żywioły: osób homoseksualnych (ziemia), osób chcących ponownie wstąpić w związek małżeński (ogień), osób niezwiązanych małżeństwem (woda), osób proszących o życzliwych ludzi wokół siebie (drewno) –  ten rodzaj szczęścia potrzebny jest w biznesie, gdyż nieżyczliwość czy zazdrość innych może zrujnować wszelkie nasze wysiłki, osób w związkach małżeńskich (złoto).

Jednakże mimo swojej otwartości, chińskie wierzenia nie są uniwersalne i  nie mają mocy przyciągania wiernych z kulturowo odległych zakątków świata. Chińskie wierzenia są po prostu…. chińskie, są częścią tożsamości i historii Hanów. Przyjęły się tylko u narodów, które uległy sinizacji. 

Charakterystyczną cechą organizacyjną, spotykaną głównie u Hanów południowych, jest istnienie tzw. związków rodowych (zongzu xiehui): rodziny noszące to samo nazwisko, często wywodzące się z tych samych terenów i uznające to samo bóstwo za swojego patrona, uczęszczają do wspólnej świątyni przodków (citang). Świątynie przodków są miejscem oddawania im czci, a więc realizowania najważniejszej zasady konfucjańskiej – cnoty nabożności synowskiej xiao. Odgrywają też ważną rolę w życiu społecznym, podejmując działalność charytatywną czy wspierając lokalne szkoły.

Według różnych źródeł chińskie wierzenia ludowe praktykuje od około dwustu trzydziestu do ośmiuset milionów ludzi. Tak duże rozbieżności w statystykach są spowodowane m.in. niejednoznaczną terminologią, brakiem instytucjonalizacji oraz faktem, że w Chinach ludowych oficjalną ideologią jest ateizm. W rzeczywistości jednak większość Chińczyków praktykuje jakieś zwyczaje religijne (na przykład przy okazji świąt), jednak na znacznie mniejszą skalę niż ma to miejsce na Tajwanie. 

Chińskie wierzenia ludowe mają cechy, które istniały w religiach Europy przed wyparciem ich przez chrześcijaństwo: szamanizm, animizm i totemizm.

Animizm przejawia się w przekonaniu, że świat duchów nie jest oddzielony od ludzkiego, ale przenika naszą rzeczywistość: duchy żyją w drzewach, zwierzętach, skałach, domach i wszelkich przedmiotach. Skrajnymi animistami byli Słowianie, którzy czczonym przez siebie bogom nie budowali nawet świątyń – dla nich już sam las był świątynią.

Animizm zakłada też, że duchy można kontrolować jeśli będziemy robić odpowiednie rzeczy: przede wszystkim należy składać im ofiary, w przeciwnym razie mogą zgłodnieć i się zdenerwować, a następnie w odwecie zrobić krzywdę nam albo naszej rodzinie. 

Totemizm przejawia się w chińskiej tradycji przede wszystkim w wierze we wspólne pochodzenie od mitycznych zwierząt: smoka i feniksa. Przykłady szamanizmu możemy natomiast zaobserwować podczas wydarzeń w świątyniach: tutaj widzimy jak bóg Ji Gong za pośrednictwem szamana oddaje się swojemu słynnemu pijanemu tańcowi. 

W taoizmie religijnym istnieje wiele koncepcji na temat konstrukcji duszy, jednak najpopularniejsza mówi, że po śmierci rozpada się ona na trzy części: jedna idzie do nieba lub piekła, druga zostaje w grobie z ciałem, trzecia rezyduje w shenwei, tzw. tabliczce przodka, którą przechowuje się w domu lub świątyni. Jednak zanim rozwinął się taoizm religijny, taoiści wcale nie godzili się ze śmiercią, dążąc przede wszystkim do osiągnięcia nieśmiertelności. Niektórzy spędzali całe życie pracując nad eliksirem mającym uchronić ich od zgonu. Obsesję na punkcie nieśmiertelności miał sam Qin Shi Huang, pierwszy cesarz zjednoczonych Chin.

Chociaż wierzenia ludowe wydatnie czerpią z buddyzmu, to jednak trzeba odróżnić tradycyjne chińskie świątynie od świątyń buddyjskich. Nie jest to trudne: często połączone z klasztorem, pełne mnichów i mniszek, wyraźnie odznaczają się od pozostałych. Obowiązują w nich zasady inne niż w świątyniach taoistycznych, na przykład zwykle można do nich wchodzić tylko boso. Często charakteryzują się monumentalną architekturą z pagodami oraz umieszczonym w centrum posągiem Buddy. Są o wiele mniej dekoracyjne i o wiele bardziej oszczędne kolorystycznie niż tradycyjne chińskie miejsca kultu. Tutaj numerologia i wróżby ustępują miejsca stronie duchowej. Ze świątyni buddyjskiej wyjdziemy nie z przyciągającą pieniądze figurką kurczaka, a raczej z książką o Buddyzmie Humanistycznym. 

Fo Guan Shan, klasztor praktykujący Buddyzm Humanistyczny, ruch religijny wyrosły z chińskiego buddyzmu, kładący nacisk na stosowanie nauk Buddy w życiu codziennym, przenoszący centrum uwagi z umarłych na żywych. Kaohsiung.

 – Yichun, dlaczego nie chodzisz do świątyń buddyjskich? – zastanawiam się oczarowana atmosferą klasztoru Fo Guan Shan.

 –  Te poważne świątynie mnie przytłaczają i przyprawiają o poczucie winy – wyjaśnia moja przyjaciółka. Zdecydowanie wolę bogów z panteonu chińskiego, ponieważ są obarczeni wszystkimi ludzkimi przywarami: popełniali błędy, wpadali w gniew, upijali się, bywali zazdrośni. Czuję, że jest mi do nich bliżej.

Tajwańczykom jest do nich bliżej nie tylko w przenośni, ale też dosłownie – świątyń taoistycznych jest znacznie więcej niż buddyjskich. Chociaż Tajwan jest dla rozwoju chińskiego buddyzmu bardzo ważny (choćby ze względu na fakt, że w czasach powojennych wyemigrowała tutaj z ChRL część prominentnych buddyjskich nauczycieli), to omówienie, choćby pobieżne,  chińskiego buddyzmu wykracza poza możliwości tego tekstu. Tutaj podejmuję wyłącznie temat synkretycznych wierzeń ludowych.

Tajwanem tak naprawdę rządzi ona

Najpopularniejszym bóstwem na wyspie jest bez wątpienia Mazu, której kult rozprzestrzenił się tutaj kilkaset lat temu za pośrednictwem osadników z prowincji Fujian. Bogini Mórz miała chronić ich podczas niebezpiecznych przepraw przez Cieśninę Tajwańską. Szacuje się, że na wyspie jest około tysiąca świątyń dedykowanych temu bóstwu rybaków i żeglarzy. Wiosną każdego roku z okazji urodzin bogini odbywa się Międzynarodowy Festiwal Mazu, który jest wielkim wydarzeniem kulturalnym i religijnym z pięcioma milionami uczestników. W 2019 roku głośno było o miliarderze Guo Taimingu, który oznajmił, że Mazu objawiła mu się we śnie i namawiała go do startu w wyborach prezydenckich z ramienia Kuomintangu. Rzekome poparcie Mazu przysporzyło mu wielu zwolenników. Nie mogę więc nie złożyć wizyty tak potężnej kobiecie. 

W świątyni w Fengyuan Yichun przypomina mi, że do bóstw należy modlić się o konkretne sprawy.
 – Co mam powiedzieć? – pytam Yichun stojąc z dymiącymi kadzidłami przed figurą bogini.

 – Najpierw podaj Mazu swoje imię, nazwisko, datę urodzenia i adres. Potem koniecznie zaznacz, że przyszłaś tutaj specjalnie dla niej.

Bóstwa chińskie nie zawsze są miłosierne, potrafią się obrażać, a nawet mścić. W kontaktach z nimi należy więc zachować ostrożność. Pożądana jest także pewna doza lizusostwa. Przez chwilę karmię więc potężną Mazu pochlebstwami i zwracam jej w myślach uwagę ile tysięcy kilometrów musiałam specjalnie dla niej przebyć. Czuję, że bogini jest pod wrażeniem. A jeśli nie ona, to przynajmniej obsługa świątyni – miasto jest położone peryferyjnie i rzadko pojawiają się tu obcokrajowcy. Tylko jedno nie daje mi spokoju.

 – Dlaczego muszę podawać Mazu swój adres? – pytam zanim jeszcze odkryję, że adres podaje się tutaj nie tylko w prywatnej rozmowie z bóstwami, ale każdorazowo przy składaniu ofiary pieniężnej. W tym celu wypełnia się w świątynnej recepcji specjalny formularz.  

– Jak będzie mogła ci pomóc bez znajomości twojego adresu? Musi wiedzieć, gdzie cię szukać.

Wygląda na to, że możliwości potężnej Mazu są jednak ograniczone: mimo swojej potęgi nie potrafi samodzielnie ustalić mojego adresu. Zresztą, nie tylko ona potrzebuje informacji o meldunku  – miejsce zamieszkania podaje się także innym bóstwom. Dla jeszcze lepszej identyfikacji dodaje się nawet swój numer identyfikacyjny, tajwański odpowiednik numeru PESEL. 

Co bóstwo odpowie mi dziś? Praktyka jiaobei i wróżby

W chrześcijaństwie wierni modlą się do Boga i podobno niektórym nawet odpowiada. Nie zdarza się to jednak zbyt często, a boski przekaz bywa dość mętny. Bóstwa chińskie są o wiele bardziej konkretne: zadajemy im pytanie w formie twierdzenia – zaprzeczenia. Następnie rzucamy na podłogę drewniane półksiężyce, a w zależności od ich ułożenia otrzymujemy gotową odpowiedź na nasze pytanie: TAK lub NIE. 

Na Tajwanie tłumy rzucają na podłogę jiaobei, czyli właśnie służące do wróżenia drewniane półksiężyce. W zależności od ich wzajemnego ułożenia poznajemy odpowiedź na zadane bóstwom pytanie: jeśli wypadną nam w taki sposób, że jeden klocek ustawiony jest stroną wypukłą do góry, a drugi – płaską do góry, wówczas możemy mówić o szczęściu, gdyż mamy do czynienia z shengjiao, tzw. boską odpowiedzią – bóstwo odpowiedziało na nasze pytanie “tak”. Wiąże się to z bardzo znaną taoistyczną koncepcją yin i yang: strona okrągła symbolizuje pierwiastek yin, a płaska – yang, które nie mogą istnieć bez siebie nawzajem. 


Taiji tu – taoistyczny symbol dopełniania się yin i yang

W przypadku gdy oba klocki wypadną okrągłą stroną do góry, bóstwo jest zdecydowanie mniej zadowolone: udzieliło nam nujiao, “wściekłej odpowiedzi”, ponieważ nasze pytanie mu się nie podoba. Otrzymaliśmy od niego stanowcze “nie”.

Dwa klocki ułożone okrągłą stroną w dół to xiaojiao, czyli “odpowiedź śmiejąca się”, a właściwie prześmiewcza; bóstwo jest albo rozbawione  naszym pytaniem, albo powinniśmy już znać na nie odpowiedź lub też jest ona oczywista.

Gdyby jakimś cudem zdarzyło się, że klocki (lub jeden z nich) w efekcie rzutu ustawią się pionowo, mamy do czynienia ze “stojącą odpowiedzią” lijiao.  Oznacza to, że bóstwo nie rozumie naszego pytania i musimy powtórzyć obrzęd.

Ważne, żeby do wróżby przystąpić po ówczesnym zjednaniu sobie bóstwa za pomocą pokłonów z kadzidłami (baibai) i złożenia ofiary z owoców, słodyczy czy ryżu na przeznaczonym do tego stole. My złożyłyśmy polskie śliwki w czekoladzie marki Auchan. Ale uwaga! Przyniesione dary nie muszą wcale zostawać w świątyni. Większość ludzi, opuszczając ją, ofiarowane dobra zabiera z powrotem do domu. 

Praktyka rzucania jiaobei jest powszechnie stosowana nie tylko do zadawania pytań bogom. Świątynie oferują na przykład nagrody: “wyrzuć trzy razy pod rząd jiaobei <na tak> (shengjiao), a ten oto pędzel będzie twój”. Albo: “wyrzuć trzy razy jiaobei <na tak>, a będziesz mógł wylosować sobie wiersz, który wskaże ci drogę”. Przy pędzlu mi się nie powiodło, ale za to wyrzuciłam shengjiao trzy razy pod rząd przy komodzie z wierszami, więc mogłam wyjąć z pojemnika bambusowy patyk z numerkiem, odczytać numerek i wyjąć z odpowiedniej szufladki komody wiersz. Jest to tysiącletnia tradycja zwana qiuqian, “modlitwą o znak”. Czasem używa się też określenia poezja loteryjna.

Poezja loteryjna to poważna sprawa. Yichun przez dwa lata w pocie czoła szukała dla siebie nowego domu. Gdy już znalazła mieszkanie, które spełniałoby wyśrubowane wymagania fengshui, bogini Mazu nadal mówiła “nie”. “Dlaczego Mazu nie podoba się kolejne mieszkanie? Co robić?” – Yichun była na skraju rozpaczy. Po dwóch latach odetchnęła wreszcie z ulgą, bo wróżba wylosowana w świątyni była pomyślna. Osobiście uważam, że Mazu miała rację każąc Yichun wstrzymać się z zakupem nieruchomości, bo mieszkanie które ostatecznie nabyła, jest super. 

Co do mojej wróżby, ze strony internetowej poświęconej Mazu i m.in. objaśniającej poezję loteryjną dowiaduję się jak należy ją interpretować:

“Życie jest samo w sobie dziełem przeznaczenia, którego nie możemy zmieniać ani kwestionować. Wszystko dokona się tak, jak powinno. Zewnętrzne wysiłki w kierunku zmian są bezowocne. Czekaj cierpliwie i po prostu rób to, co powinieneś. Czas wkrótce ujawni prawdę.”

A tak można rozumieć poszczególne wersy.

總是前途莫心勞 Zǒng shì qiántú mò xīn láo: przyszłość jest zawsze dziełem przeznaczenia,  musisz tylko ciężko pracować; 

求神問聖枉是多 Qiú shén wèn shèng wǎng shì duō: zadawanie pytań bogom jest daremne; 

但看雞犬日過後 Dàn kàn jī quǎn rì guòhòu: poczekaj aż upłyną dni Koguta i Psa, a dowiesz się wszystkiego;

不須作福事如何 Bù xū zuò fú shì rúhé: nie ma potrzeby pytania bogów.

Jeśli mamy do wydania trochę tajwańskich dolarów, można także skorzystać z usługi kapłana świątynnego, który pomoże nam w interpretacji wiersza w związku z zadanym przez nas konkretnym pytaniem. Jednak ja odebrałam przekaz Mazu jako wystarczająco czytelny. Zamiast prosić o interpretację słów bogini, która w mojej ocenie próbowała mnie po prostu zbyć, postanowiłam udać się do wróżbity. Yichun mówi, że zbyt częste pytanie o własne przeznaczenie przynosi pecha, ale bardzo chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o swoim losie. 

Wróżenie było w starożytnych Chinach codzienną czynnością. To dzięki niemu wiadomo dzisiaj jak wyglądały znaki chińskie trzy i pół tysiąca lat temu: w ówczesnych większych ludzkich skupiskach znaleziono bowiem napisy na kościach zwierzęcych (骨 gu) i skorupach żółwi (甲 jia) – 甲骨文 jiaguwen. Proces wróżenia obejmował nawiercanie i przyżeganie rozgrzanym prętem kości i żółwich skorup. Z układu pęknięć odczytywano wróżbę. Pytania ryte na materiale miały charakterystyczną dla chińszczyzny formę twierdzenia – zaprzeczenia, na przykład “będzie deszcz, nie będzie deszczu”. Dotyczyły nie tylko pogody, lecz także pomyślnych dni na uroczystości czy wypowiadania wojen.

Nic dziwnego, że w cywilizacji o tak długiej historii wróżbiarstwa, i dzisiaj jest wiele możliwości poznania swojego losu. Zamiast polegać tylko na jiaobei, można udać się do wróżbity, czyli, tłumacząc z chińszczyzny, “mistrza obliczającego los” (suanming shifu). Nie wypowiada się on jednak o naszej przyszłości w sposób absolutny – koncepcja ludzkiego losu mingyun zakłada przecież pewną elastyczność ludzkiego przeznaczenia, które zależy w pewnym zakresie od indywidualnych decyzji.

Szkół wróżenia jest wiele, ale najpopularniejsza to bazi (“osiem znaków”), metoda zakładająca wyliczenia oparte na dacie, miejscu, godzinie urodzenia, najczęściej połączona z czytaniem z twarzy lub dłoni. W cenniku wróżbity, którego odwiedziłam znajdowały się następujące tematy: kariera, małżeństwo, choroby, dzieci, szczęście (pojmowane ogólnie) oraz szczęście do bogacenia się (tutaj rozróżnia się bogacenie w wyniku własnej pracy i fortunę niezależną od naszego działania). Wybrałam temat dzieci, ponieważ często zastanawiam się czy jestem dobrą matką. Wróżbita zapytał o daty urodzenia moją i moich bliskich, a następnie sprawdził w swojej tabeli czy nasze znaki zodiaku układają się harmonijnie. Powiedział, że mam duży potencjał, ale widzi u mnie problem ze skupieniem się na jednym celu. Z mojej dłoni wyczytał, że będę mieć jeszcze dwoje dzieci… jeśli zechcę. Prawdopodobnie większość kobiet wybierając temat potomstwa szuka odpowiedzi czy uda im się zostać mamą. Kiedy suanming shifu zorientował się, że niekoniecznie o to tutaj chodzi, poprosił o pokazanie zdjęcia córki i powiedział co myśli o jej temperamencie. Przestrzegł o zagrożeniach które dostrzegł na podstawie zdjęcia, dał nadzieję na jej przyszłość, a następnie… stwierdził, że ponieważ rozmowa zeszła na więcej tematów niż ustalono na początku, to stawka wzrośnie o 200 dolarów tajwańskich ;). Fakt, dotknęliśmy też życia rodzinnego, co dzieje się dość naturalnie gdy omawia się kwestie dzieci. Ostatecznie zapłaciłam więc za dwa tematy: dzieci i małżeństwo. Omówienie jednego aspektu życia kosztuje właśnie 200 NTD (26 zł), ale można skorzystać z rabatu i mieć sześć zagadnień za 1000 NTD. To jednak tylko cennik przyświątynnych wróżbitów z Nantou – stawki są bardzo zróżnicowane: w Tajpej wróżbici są nawet dwa razy drożsi. 

Odwiedzanie wróżbity jest popularne zarówno wśród kobiet jak i mężczyzn. Sama okazałam się typową kobietą, ponieważ poprosiłam o omówienie tematów będących podobno typowym wyborem pań. Mężczyźni radzą się suanming shifu w obliczu decyzji biznesowej lub w trudnej sytuacji finansowej. Do wróżb uciekają się także politycy czy sławni artyści – prestiż społeczny wróżbitów jest dość wysoki, podobnie jak zróżnicowanie cen usług w tej grupie zawodowej. Suanming shifu pełnią rolę jakby psychoterapeutów; być może dlatego terapia psychologiczna nie jest na Tajwanie bardzo popularna. 

W świecie, w którym ze wszystkich stron otaczają nas niebezpieczne złe duchy, a zazdrośni sąsiedzi mogą rzucić na nas urok, przekonanie o możliwości samodzielnego kształtowania własnego losu jest ograniczone. Jeśli coś złego dzieje się w naszym życiu, jest to najczęściej wynik działania czynników zewnętrznych, a nie zwykła konsekwencja naszych wyborów lub czysty przypadek. Potrzeba wróżenia wydaje się więc całkiem uzasadniona. Chociaż Tajwańczycy potrafią krytycznie spojrzeć na tradycyjne chińskie zwyczaje, a prognozy przewidują spadek liczby je praktykujących, to jednak mam nadzieję, że po Tajwanie jeszcze przez długi czas będą błąkać się duchy. Oby mieszkańców wyspy otaczało jak najwięcej tych przyjaznych. 

Słowniczek wybranych pojęć

  • 中国民间信仰 (trad. 中國民間信仰) Zhōngguó mínjiān xìnyǎng  – chińskie wierzenia ludowe;
  • 天 Tiān  – niebo, transcendentne źródło moralności;
  • 气 (trad. 氣) qì – energia, która ożywia wszechświat;
  • 敬祖 jìng zǔ –  oddawanie czci przodkom;
  • 命运 (trad. 命運) mìng yùn – koncepcja ludzkiego przeznaczenia, na które z jednej strony ma wpływ niebo, z drugiej – osobiste wybory;
  • 道教 Dàojiào – taoizm religijny, połączenie filozofii taoistycznej z wierzeniami ludowymi, w V w. przez jakiś czas oficjalna religia w Chinach;
  • 太极图, 太極圖 Tàijí tú – taoistyczny symbol dopełniania się yin i yang;
  • 禅 (trad. 禪) chán – buddyzm chan, założona w VI wieku, obecnie najpopularniejsza szkoła buddyzmu chińskiego; medytacyjna i praktyczna;
  • 儒学 (trad. 儒家) Rúxué – konfucjanizm, system zakładający, że warunkiem zbudowania społeczeństwa idealnego jest przestrzeganie zasad tradycji, porządku i hierarchii społecznej;
  • 金纸 (trad. 金紙) jīnzhǐ – “złoty papier”, ofiarowywane bogom i zmarłym papierowe imitacje pieniędzy; wierzy się, że można je im przekazać dzięki spalaniu, zwane też pieniędzmi podziemi 阴司纸 (陰司紙) yīnsīzhǐ, papierowymi pieniędzmi 紙錢 (纸钱) zhǐqián oraz pieniędzmi cienia (duchów) 冥币 míng bì (冥幣);
  • 风水 (風水) Fēngshuǐ – “wiatr i woda”, Feng shui, starożytna praktyka planowania przestrzeni zgodnie z naturą, wiatr symbolizuje to, co niewidzialne, woda – co nieuchwytne;
  • 三教 sān jiào – “trzy nauki”, buddyzm, taoizm i konfucjanizm – pojęcie używane w celu podkreślenia ich spójności;
  • 元宝 (元寶) yuánbǎo – “skarb inauguracyjny”, środek płatniczy używany w Chinach od Qinów (221 r.p.n.e. – 206 r.n.e.) do Qingów (1644 – 1911 r.) , obecnie symbol pomyślności;
  • 孝 xiào – cnota nabożności synowskiej, jedna z najważniejszych w konfucjanizmie, zaliczana do pięciu powinności, zakładała bezwzględne posłuszeństwo wobec rodziców, przodków, krewnych;
  • 祠堂 cítáng – świątynia przodków, poświęcona deifikowanym przodkom i założycielom linii, ściśle związana z praktykowaniem xiao;
  • 宗族协会 zōngzú xiéhuì – chińskie powiązania rodowe;
  • 香炉 (trad. 香爐) xiānglú – kadzielnica;
  • 烧香 (trad. 燒香) shāoxiāng – “palenie kadzideł”, tradycyjna, wszechobecna wśród Hanów praktyka obecna właściwie we wszystkich miejscach kultu;
  • 筊杯, 珓杯 (jiǎo bēi) – klocki wróżebne, rzucane parami, udzielają odpowiedzi bogów na pytanie zadane w charakterystycznej dla chińszczyzny formie tak-nie;
  • 圣筊 (trad. 聖筊) shèngjiǎo – “boska odpowiedź”, tak
  • 怒筊 nùjiǎo – “wściekła odpowiedź”, nie
  • 笑筊 xiàojiǎo – “prześmiewcza odpowiedź”, nie
  • 妈祖 (trad. 媽祖) , Māzǔ – chińska bogini mórz Mazu, za życia znana jako Lin Moniang, szamanka z prowincji Fujian żyjąca w X w.; jako że miała chronić żeglarzy i rybaków przed utonięciem, jej kult rozprzestrzenił się przede wszystkim na terenach nadmorskich, szczególnie w prowincji Fujian (skąd pochodziła) i na Tajwanie (z Fujian pochodziła większość przybyłych na wyspę osadników);
  • 求签 (trad. 求籤) qiúqiān – “modlitwa o znak”, praktyka wróżbiarska polegająca na losowaniu odpowiedzi spośród świętych tekstów wyroczni przechowywanych w komodzie; teksty te podlegają interpretacji, która może być dokonywana samodzielnie lub przez świątynnego kapłana;
  • 燕尾脊 yànwěi jí – “grzbiet – jaskółczy ogon”, dach w kształcie jaskółczego ogona, charakterystyczny dla architektury Hakków;
  • 拜拜 bàibài – oddawać cześć bogom lub przodkom, na przemian kłaniając się i wyprostowując, jednocześnie trzymając w dłoniach dymiące kadzidełka;
  • 神位 shénwèi – tabliczka przodka – lakierowana deska lub niewielka kamienna płyta występująca w domach i świątyniach rodowych służąca do oddawania czci zmarłemu; uważa się, że rezyduje w niej jego dusza.

Stereotypy na temat języka chińskiego

Czasami bywają w jakimś stopniu prawdziwe, innym razem całkowicie błędne. Sądzę, że warto się do nich odnieść, ponieważ wpływają na nasze wyobrażenie o pierwszym języku na świecie pod względem liczby rodzimych użytkowników i drugim pod względem wszystkich użytkowników. Pod określeniem “język chiński” rozumiem jedyny oficjalny język Chińskiej Republiki Ludowej, standardowy język mandaryński z wymową opartą na dialekcie pekińskim, słownictwem opartym na językach mandaryńskich i gramatyką opartą na pisanym baihua.

1. Język chiński jest łatwy. Język chiński jest trudny. 

Język chiński zawiera ponad 80 000 znaków (słownik 中华字海Zhōnghuá zì hǎi, które pojawiły się w całej historii pisma. Niektóre z nich zostały użyte tylko raz i do dziś nie wiadomo co oznaczają. Z tych 80 000 znaków natomiast utworzono do tej pory ponad 370 000 słów. Dużo! Chińczycy jednak zdają się porozumiewać w swoim języku bez większych problemów. Jak to jest z tym chińskim? Jest trudny, czy łatwy?

Odpowiedź jest skomplikowana i moim zdaniem zasługuje na analizę z dwóch perspektyw – subiektywnej (z uwzględnieniem tego kto się uczy) i obiektywnej (porównanie samych systemów).

Jeśli uznamy, że język angielski lub inny język europejski jest łatwy w porównaniu z chińskim, to zastanówmy się dlaczego tak uważamy. Łatwe wydaje nam się to, co już umiemy (każdy rodzic kilkulatka może doświadczyć jak „łatwy” jest alfabet kiedy dziecko zaczyna się uczyć literek…). Gdy zaczynamy uczyć się języka angielskiego, tak naprawdę wcale nie uczymy się od zera. Znamy już alfabet. Oczywiście, inna jest wymowa liter.  W alfabecie polskim nie ma „x” ani „v”, są za to inne głoski, których z kolei nie ma w angielskim. Jest jednak wspólna baza, od której można zacząć. Wiele słów po polsku i angielsku pisze się identycznie (sport, stop, radio, system, zero…),  wiele innych słów pisze się podobnie (computer, anatomy, geography…).  Czasami słowo polskie i angielskie różnią się końcówką lub prefiksem, ale i tak rozumiemy co ono znaczy.

Z wieloma innymi językami europejskimi jest podobnie. Gdy pierwszy raz wzięłam do rąk tekst po włosku (bez absolutnie żadnych wcześniejszych doświadczeń z tym językiem), byłam w stanie zrozumieć o czym mniej więcej opowiada tekst, ponieważ wiele słów było polskimi słowami “w przebraniu”. Najczęściej wynika to z naszej wspólnej łacińskiej spuścizny. Biorąc pierwszy raz do rąk tekst po chińsku, Polak nie zrozumie kompletnie nic. Inaczej sprawa będzie się miała gdy taki tekst weźmie do rąk Japończyk, ponieważ wiele tradycyjnych znaków chińskich występuje w języku japońskim w postaci kanji.

Na początku nauki język obcy jest nam tym bardziej obcy, im mniej w przeszłości wpływał na nasz język ojczysty. Zwykle wiąże się to bardzo prozaicznie z odległością na mapie.

Inna kwestia dotyczy zagadnień kulturowych. Język chiński opisuje rzeczywistość, którą też trzeba poznać od zera. Ucząc się angielskiego możemy porównywać tradycje bożonarodzeniowe w Polsce i Anglii. Ucząc się chińskiego dowiemy się, że Boże Narodzenie w Państwie Środka to zwykły dzień roboczy, a zwyczaje świąteczne ograniczają się do powierzchownej konsumpcji, są zjawiskiem kulturowo obcym i relatywnie nowym. Głównym świętem w roku jest oczywiście 春节, Święto Wiosny, znane również jako 中国新年, Chiński Nowy Rok. Święto to jest ruchome i wypada pomiędzy 21 stycznia a 20 lutego, czyli w okresie gdy w Polsce świętujemy… wielkie nic (nie chcąc urazić niczyich uczuć religijnych odnotowuję, że 2 lutego jest Matki Bożej Gromnicznej, ale jednak jest to dzień roboczy). Krótko mówiąc, nie mamy z Chinami kompletnie żadnej wspólnej bazy kulturowej. Inne są tradycyjne chińskie instrumenty, inna jest gra w szachy, zupełnie inaczej wygląda teatr i opera, mówiąc o historii odnosimy się do nazw dynastii cesarskich, a nie do okresów znanych nam z historii Europy, wreszcie – kapitalizm nie równa się własności prywatnej w rozumieniu znanym na Zachodzie. Inne są dzieła literackie, popularne gwiazdy i celebryci, malarstwo, przekąski i dania główne, przeboje muzyki POP. Wszystkiego trzeba uczyć się od podstaw. Zupełnie tak, jak gdybyśmy byli małymi dziećmi. Problem pojawia się, gdy dziećmi nie jesteśmy. Nie będąc już Tabulą Rasą mamy bowiem mnóstwo naleciałości, które przeszkadzają nam w nauce języka chińskiego. I to właśnie w dużym stopniu sprawia, że chiński jest trudny dla Polaka.

Na pierwszym etapie nauki trzeba się więc skupić na porzuceniu schematów znanych nam z europejskich języków. Lubię myśleć o nauce języków obcych jak o budowie nowego domu. Gdy uczymy się języka europejskiego, zostawiamy fundamenty i mury starego domu, wymieniamy instalacje i parapety, kupujemy nowy sprzęt AGD, a potem długo urządzamy wnętrza. W przypadku nauki języka chińskiego musimy wjechać buldożerem, prawie wszystko zniszczyć, wywieźć gruzy. Dopiero wtedy możemy rozpocząć naukę od zera.

demol

Inna sprawa to wysokość naszej poprzeczki. Tak naprawdę to ten angielski taki łatwy też wcale nie jest jeśli chcemy czytać w oryginale Dickensa, oglądać debaty polityczne albo studiować nowe idee w teorii ekonomii.

Polacy w ostatnim dziesięcioleciu zrobili wielkie postępy w zakresie znajomości języka angielskiego, jednak nacisk na mówienie i słuchanie bez porządnego poznania gramatyki zaowocował rzeszami specjalistów, którzy orientują się w swoim słownictwie branżowym, ale nie potrafią sklecić poprawnego gramatycznie zdania po angielsku. Zdarza się, że proszą o „replay” (powtórne odtworzenie nagrania) mając na myśli „reply” (odpowiedź)… itd. Z chińskim jest dokładnie tak samo. Można poznać go bardzo dobrze. Można poznać go słabo.

Teraz spojrzenie systemowe. Abstrahując od tego kto przystępuje do nauki chińskiego, język Państwa Środka jest obiektywnie trudny.

W chińszczyźnie należy rozdzielać język pisany i mówiony. Pismo chińskie nie notuje wymowy. Przyczyniło się to do utrwalenia na przestrzeni tysiącleci jego trwałego standardu, ale stanowi wielkie utrudnienie w nauce znaków (w porównaniu z językami europejskimi, gdzie pismo jest zapisem fonetycznym języka mówionego).

Gdyby chiński był łatwy, Chińczycy nie potrzebowaliby (do nauki ojczystego przecież języka) transkrypcji fonetycznej w postaci łacińskich liter. Pinyin (transkrypcja fonetyczna języka chińskiego) został wymyślony przez Chińczyków dla Chińczyków. Dzieci chińskie szybciej bowiem opanują fonetyczny zapis sylab literami łacińskimi niż pisownię tysięcy znaków chińskich. Ucząc się swojego języka muszą zapamiętać nie tylko chiński znak, lecz także jego wymowę w pinyinie oraz właściwy ton. Mają do tego specjalne zeszyty, w których nad kratką do wpisania znaku znajduje się pole do wpisania wymowy w pinyinie

Wyjątkiem są dzieci w Hong Kongu, które nie mają takiego ułatwienia i opanowują znaki (tradycyjne!) bez jakiegokolwiek fonetycznego zapisu. 

 

 

main-qimg-d3a460b649887a85ba7410bf7eaaaf54-c

Przez dwa lata ze współczuciem obserwowałam jak przeciętne tajwańskie dziecko spędza na lekcjach około dziesięciu godzin dziennie (a często potem udaje się do szkoły dodatkowej, 补习班, na zajęcia z angielskiego i matematyki). Z jednej strony jest to bardzo długi czas, z drugiej, doprawdy nie wiem czy Chińczycy opanowaliby dobrze swój język gdyby ich lekcje trwały tyle co w Polsce. Do końca szkoły podstawowej chińskie dziecko powinno opanować około 2000 znaków (i wielokrotnie więcej słów), do końca szkoły średniej – 4500 znaków (i wielokrotnie więcej słów).

Lan Shao, autorka książki pt. Chineasy, z pochodzenia Tajwanka, przyznała że mieszkając w Europie miała wielki problem z nauczeniem swoich dzieci pisma chińskiego. Tak zrodził się pomysł na książkę wyjaśniającą chińskie krzaki, dobudowującą do nich historyjkę (nawet jeśli nie jest ona zgodna z rzeczywistą etymologią znaku). W książce Chineasy Lan Shao stara się przedstawić znaki jako zabawne piktogramy bądź ideogramy, a następnie pokazywać jak budować z nich kolejne znaki. Jednak nowotwór językowy Chineasy (Chinese + Easy) to w istocie oksymoron. Pismo chińskie jest po prostu trudne, a książka Chineasy zawiera szereg błędów merytorycznych i może służyć najwyżej jako rodzaj atrakcyjnej wizualnie zabawki, ale nie jako podręcznik dla osób traktujących naukę chińskiego poważnie. Natomiast sukces, jaki odniosła na świecie ta publikacja pokazuje, że istnieje ogromne zapotrzebowanie na narzędzia ułatwiające zrozumienie znaków. Nauka poprzez przepisywanie w nadziei na wykształcenie pamięci ręki nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Wielu Chińczyków posiada trwałe zwyrodnienia na dłoniach nadwyrężonych żmudnym, długoletnim pisaniem. Obcokrajowcy, którzy przystępują do nauki chińskiego jako dorośli lub prawie dorośli ludzie, raczej nie mają czasu na przechodzenie tak długiej drogi. Osiągają lepsze efekty, gdy starają się zrozumieć budowę znaków.

Pomagają w tym różne narzędzia, z których najefektywniejszym jest w mojej ocenie słownik etymologiczny Outlier, funkcjonujący jako dodatek do aplikacji mobilnej Pleco. Uczenie się przez etymologię wymaga więcej uwagi niż proste metody mnemotechniczne, ale pomaga dostrzegać rzeczywiste połączenia pomiędzy elementami funkcjonalnymi znaku. W ten sposób nie popełnimy błędu polegającego na przypisywaniu znaczenia każdemu komponentowi. Wiele komponentów nie reprezentuje znaczenia, lecz podpowiada wymowę albo nie pełni żadnej z tych funkcji. Jednak bardzo często w celu zapamiętania znaku praktykuje się układanie do niego historyjki opartej o znaczenie każdego z elementów. Przypisując znaczenie komponentom, które wcale nie wnoszą go do znaku, nie ułatwiamy sobie nauki. Tracimy wtedy wyobrażenie o połączeniach znaczeniowych i fonetycznych elementów. A przecież 70 procent znaków to piktofonogramy, w których jeden element podpowiada czytanie, a drugi znaczenie. 70 procent to przecież bardzo dużo. Zamiast traktować znaki chińskie jako system piktogramów i układać historyjki, które i tak zampomnimy, lepiej tworzyć sobie serie znaków w oparciu o element fonetyczny lub znaczeniowy. Na przykład: znaki, w których 女 kobieta pełni funkcję znaczeniową lub znaki, w których 居 mieszkanie pełni funkcję fonetyczną.

Tak czy inaczej, pismo chińskie jest bardzo trudne z powodu ogromnej liczby znaków. W języku polskim możemy popełnić błąd ortograficzny, ale będziemy umieli zapisać każde słowo. Gorzej lub lepiej, ale jednak. Przy chińskim nawet rodzimi użytkownicy dają czasem za wygraną. Bywam świadkiem sytuacji, w których moi chińscy współpracownicy, prowadząc ożywioną dyskusję dotyczącą spraw firmy i jednocześnie zapisując swoje wnioski na tablicy, zapominają pisowni znaku, stając się obiektem żartów kolegów.

 

Bierna znajomość pisma chińskiego (czytanie) nie jest bowiem tożsama z umiejętnością pisania. Narządy nieużywane zanikają, podobnie jak niećwiczone umiejętności. Wiele razy przekonałam się o tym boleśnie, próbując napisać ręcznie (nie na komputerze) znaki, które przecież czytam codziennie i doskonale rozumiem ich znaczenie.

Pismo chińskie jest zdecydowanie najtrudniejszym aspektem nauki języka chińskiego. Są jednak obszary, które nam to wynagradzają. Jednym z nich jest gramatyka. Chińczycy lubią powtarzać, “中文没有语法”, język chiński nie ma gramatyki. Mają wówczas tak naprawdę na myśli przede wszystkim brak koniugacji czasowników i deklinacji rzeczowników. Fakt. Jest to ułatwienie, ale chiński jak najbardziej ma gramatykę. I to wcale nie taką znowu banalnie łatwą.

Język chiński należy do grupy języków tzw. izolujących, w których większość pojedynczych morfemów może stanowić samodzielne wyrazy. Kluczowe w chińskim jest ułożenie znaków w zdaniu w odpowiedniej kolejności. W zależności od umiejscowienia znaku zmieni się znaczenie zdania (看我 kàn wǒ – patrz na mnie, 我看 wǒ kàn – ja patrzę, 上楼梯 shàng lóutī – wyjść po schodach, 楼梯上 lóutī shàng – na schodach). Niby proste, ale przy zdaniach wielokrotnie złożonych można się nieźle pogubić.

Zresztą, na początku nauki nawet proste zdania stwarzają problemy, co wynika z odmiennej struktury języka chińskiego i języków europejskich.

Chiński zdecydowanie nie jest łatwy, ale co jest? Każda dziedzina na świecie wymaga pracy. W czasach, gdy ludzie oczekują efektu instant, gdy reklamuje się kursy językowe pt. „opanuj język w dwa tygodnie”, przyznanie tego faktu brzmi mało atrakcyjnie. Niemniej, wszystko inne będzie po prostu kłamstwem.

  1. Jest tyle dialektów chińskich, że nie wiadomo którego się uczyć.

Właśnie akurat wiadomo. Osoba pragmatyczna powinna uczyć się standardowego języka mandaryńskiego 普通话 putonghua (na Tajwanie 国语 guoyu). Tak, dialektów jest dużo. Tak, Chińczycy posługujący się WYŁĄCZNIE dialektem regionalnym nie porozumieją się z Chińczykami posługującymi się WYŁĄCZNIE innym, oddalonym od niego dialektem (szczególnie ludzie Południa, 南方人 nie zrozumieją ludzi Północy, 北方人 ). Tylko, że dzisiaj taka sytuacja zdarza się coraz rzadziej, bo prawie wszyscy znają już nie tylko swój dialekt.

1024px-Map_of_sinitic_languages_full-en.svgTo dialekty lokalne zanikają, a standardowy język mandaryński rośnie w siłę. Kiedyś było inaczej. Pochodzący z Hong Kongu mistrz sztuk walki, aktor i filozof Bruce Lee (李小龙) mówił po kantońsku i angielsku. Putonghua nie znał wcale, a filmy z jego udziałem były w Chinach dubbingowane. Bruce Lee zmarł w 1973 roku. Po kilku latach od jego śmierci Chiny zaczęły otwierać się na świat, w 1982 roku putonghua ogłoszono jedynym oficjalnym językiem ChRL, a w 1997 roku Hong Kong po 99 latach brytyjskiej dzierżawy powrócił do Chin. Dzisiejsze Chiny nie mają już wiele wspólnego z tymi z czasów Bruce’a Lee. Obywatele Hong Kongu znają język oficjalny (choć czasem z powodów politycznych unikają używania go).

Rząd Chin robi co może, żeby ujednolicić naród pod względem językowym i dzięki temu łatwiej go kontrolować. W szkołach wykłada się  mandaryńsku, telewizje lokalne nadające w dialektach regionalnych są przez Pekin zmuszane do przejścia na mandaryński (słynna kontrowersja wokół Guangzhou TV, której punktem kulminacyjnym były protesty uliczne).

Efekt jest taki, że większość społeczeństwa mówi po mandaryńsku całkiem dobrze. Nie bez wpływu na ten stan rzeczy pozostaje grupa 250 milionów pracowników migrujących, którzy nie znają dialektów lokalnych miast, w których pracują. Putonghua pozostaje dla nich naturalnym wyborem (jest to zresztą koronny argument Pekinu przy każdej decyzji marginalizującej rolę dialektów lokalnych). Oczywiście ze względu na region możemy zaobserwować różnice w słownictwie, zakresie semantycznym wyrazów czy też akcentach, jednak pamiętajmy – mówimy tu o 897 milionach ludzi, dla których języki mandaryńskie są pierwszymi językami, oraz 193 milionach, dla których są drugimi językami.  Dla porównania, na świecie jest 371 milionów rodzimych użytkowników języka angielskiego i 611 milionów, dla których jest on drugim językiem, co i tak nie pozwala językowi dawnego kolonialnego imperium zdetronizować chińskiego jako języka numer 1 na świecie.

Poziom upowszechnienia języków mandaryńskich nie ma sobie równych w skali globalnej, a występowanie różnic regionalnych jest bardzo niską ceną do zapłacenia za możliwość komunikowania się w większości regionów Chin przy pomocy lingua franca.

O ile istnieje wiele różnic w języku mówionym, o tyle pismo chińskie baihua jest wspólne dla całych Chin kontynentalnych. Baihua, będąc zapisem standardowego języka mandaryńskiego, od 1982 roku jedynego oficjalnego języka Chin, pozostaje w oderwaniu od dialektów, które nie mają swojego formalnego zapisu i są najczęściej językami życia prywatnego. Dla najbardziej rozpowszechnionych dialektów stosuje się wprawdzie oddzielne zapisy, różniące się bardzo od baihua i niezrozumiałe dla Chińczyków innych regionów, jednak w życiu publicznym i obiegu formalnym najważniejszy jest język standardowy. 

W Hong Kongu można spotkać billboardy, plakaty wyborcze czy gazety po kantońsku ze słynnym Apple Daily na czele, jednak Pekin robi co może aby marginalizować rolę języka kantońskiego.

生意

W mojej pracy wielokrotnie doświadczyłam sytuacji, w której miejsce języka standardowego nagle zastąpił dialekt lokalny. Działo się to zwykle w atmosferze napięcia lub konfliktu, na spotkaniach roboczych, nigdy przy okazji wystąpień publicznych czy dużych konferencji.

Nagła zmiana języka spotkania jest też czasem podyktowana chęcią uniemożliwienia jakiejś osobie zrozumienia rozmowy. Zwykle jednak po omówieniu drażliwej kwestii powraca się do putonghua.

W Chinach wiele osób po 70. roku życia nadal nie porozumiewa się po mandaryńsku. Utrudniony kontakt z seniorami dotyczy przede wszystkim prowincji południowych, gdyż dialekty z południa Chin w bardzo wysokim stopniu odbiegają od mowy Pekinu.

  1. Chińskie znaki zostaną w przyszłości zastąpione łacińską transkrypcją pinyin.

Czy jesteście w stanie sobie wyobrazić, że morfem mao, który dziś można zapisać za pomocą takiej ilości różnych krzaków, będzie je wszystkie reprezentował w piśmie?

No właśnie, ja też nie.

Dziś, chcąc napisać: „kot, czapka, sierść, włosy, handel, kotwica”, powinniśmy użyć znaków猫,帽 ,毛,芼,贸,锚, z których wszystkie wymawiamy jako mao (na różnych tonach). Zastąpienie znaków chińskich pinyinem uczyniłoby język chiński całkowicie niemożliwym do zrozumienia w formie pisanej. Oprócz tego aspektu technicznego, trzeba też pamiętać, że pismo chińskie jest niezwykle związane z chińską tożsamością i spuścizną kulturową. Mimo uproszczenia pisma w latach 50. XX wieku, osoba wykształcona w Chinach kontynentalnych często rozumie znaki tradycyjne. Trudno wyobrazić sobie Chiny bez znaków.

Niemniej, w języku chińskim rośnie znaczenie zapisu fonetycznego. Do zapisu fonetycznego w tekstach chińskich używa się oczywiście znaków. Z tym, że tracą one wówczas swoje pierwotne znaczenie i służą wyłącznie oddaniu brzmienia wyrazu. Mało tego, istnieje wiele znaków, które w żadnym kontekście nie niosą ze sobą ze sobą treści. Spytajcie znajomych Chińczyków co znaczą takie znaki jak 昜, 甬, 雚. Z pewnością je często widują, ponieważ znaki te reprezentują część fonetyczną w wielu innych znakach, jednak bardzo rzadko niosą ze sobą znaczenie i przeciętny chiński czytelnik z dużym prawdopodobieństwem odpowie, że nie wie co znaczą.

Zwiększona rola fonetycznego zapisu w dzisiejszym wysoce wyspecjalizowanym świecie, w którym regularnie powstają nowe słowa, jest faktem. Japończycy, którzy rozwinęli dwa własne systemy zapisu fonetycznego, hiraganę i katakanę, coraz szerzej stosują te właśnie systemy kosztem znaków chińskich, zaadaptowanych do japońskiego w formie kanji.

Jednakże, zastąpienie znaków chińskich pinyinem jest niemożliwe ze względu na małą ilość sylab i dużą ilość homonimów w opozycji do niewyobrażalnej ilości znaków.

  1. Ktoś, kto nie ma słuchu muzycznego, nie jest w stanie nauczyć się chińskiego, ponieważ chiński jest językiem tonalnym.

Z moich obserwacji wynika, że uczniowie posiadający predyspozycje muzyczne rzeczywiście mają łatwiej na początku nauki, ponieważ wymowa dźwięków na odpowiednim tonie przychodzi im bez trudu, co z kolei wpływa pozytywnie na ich motywację do dalszej nauki.

Jednakże, wartość naturalnych predyspozycji jest zdecydowanie przeceniana w aspekcie nauki języka chińskiego. Po pierwsze, mówienie to tylko jedna z kompetencji językowych. Ktoś, komu mówienie przychodzi z łatwością, niekoniecznie będzie sobie radził z pismem chińskim, które nie jest fonetycznym zapisem języka.

Sądzę, że w przypadku języków europejskich w których pismo jest bezpośrednim fonetycznym zapisem mowy, naturalne predyspozycje bardziej się przydają. Po drugie, jak we wszystkim, kluczowa jest praca, konsekwencja, wytrwałość. Ilu już spotkałam na swojej drodze ludzi ze świetnym słuchem i doskonałą wymową! Uczniów, którzy, przekonani o swoich naturalnych predyspozycjach bardzo łatwo tracili zapał, ponieważ spodziewali się, że talent załatwi sprawę. W tym sensie predyspozycje do czystego wymawiania tonów mogą wręcz szkodzić niż pomagać, gdyż dają złudne przeświadczenie o swoich możliwościach, pozwalając wierzyć, że efekty przyjdą same.

Jeśli chodzi o tonalność języka chińskiego, to jest ona Polakom nierzadko fałszywie przedstawiana jako zjawisko całkowicie obce. W rzeczywistości tonalność w języku polskim również występuje, jednak ton zmienia znaczenie nie słów (jak ma to miejsce w języku chińskim), lecz całych zdań („idziemy.”, „idziemy?”, „idziemy!”). Cztery tony w języku mandaryńskim i jeden neutralny to wcale nie tak dużo jeśli pokusimy się o porównanie z dialektem kantońskim (swoją drogą, czy używanie określenia „dialekt” dla języka, którym posługuje się ponad 60 milionów ludzi, nie jest czymś kuriozalnym?).

  1. Chińczycy używają specjalnych klawiatur dostosowanych do pisania w znakach.

To zabawne, że niemiecka klawiatura różni się od polskiej, a chińska… wcale! Pisanie po chińsku na komputerze należy do łatwiejszych aspektów nauki języka chińskiego, gdyż aby napisać słowo wystarczy bierna znajomość znaku, ograniczająca się do wybrania tego właściwego. Wystarczy wpisać słowo w pinyinie i wybrać odpowiedni znak.

Jeśli używamy Worda, możemy liczyć na system sugestii zupełnie jak w przypadku pisania w językach europejskich. Jeśli posługujemy się nie pinyinem a tajwańską transkrypcją fonetyczną bopomofo (Tajwan stworzył własny zapis), przyda nam się komputer z symbolami tajwańskiego wynalazku na klawiaturze. Nie znam jednak poza Tajwanem żadnego Europejczyka, który utrudniałby sobie życie w ten sposób. Tak jakby nauka znaków chińskich nie była wystarczająco trudna.

Mówiąc o pisaniu na urządzeniach elektronicznych, pamiętać trzeba o aplikacjach na telefon, które pozwalają na pisanie znaków na ekranie telefonu palcem. Wspaniała sprawa jeśli mamy dobrze opanowane pisanie znaków kreska po kresce. Rzecz bardzo popularna wśród Chińczyków.

  1. Pismo chińskie jest systemem obrazkowym. 

Część znaków chińskich to rzeczywiście znaki piktograficzne, przedstawiające rzecz, która występuje w świecie fizycznym. Do takich znaków należą 人człowiek, 木 drzewo, 目oko, 田 pole, 心 serce. Jednak ilość pojęć, które jesteśmy w stanie zapisać w taki sposób jest mocno ograniczona (po pierwsze, ile znak może mieć kresek, po drugie, nie wszystkie pojęcia należą do świata fizycznego).

Drugą grupą znaków są ideogramy, które przedstawiają jakieś pojęcie abstrakcyjne, na przykład 一 jeden, 二 dwa, 三 trzy, 凹 wklęsły, 中 środek. Szczęśliwy to :), a smutny to :(. Żartuję. Chińczycy nie mogliby wymyślić takiego znaku, ponieważ przy okazji złych emocji też wykrzywiają twarz w coś na kształt uśmiechu…

Ciekawą grupą są znaki złożone z kilku znaków prostych, mogących funkcjonować niezależnie, na przykład 女 kobieta + 子 syn mogą połączyć się w jeden znak tworząc 好 dobry, dobrze. Ponieważ znaki mogą łączyć się na różne sposoby, niezwykle ważne jest zachowanie proporcji, tak aby każdy znak tekstu mieścił się w ramach kwadratu (widzialnego bądź wyobrażonego) i jak najbardziej go wypełniał. Zaburzenie tej estetyki może uniemożliwić odczytanie tekstu. Zwłaszcza, że zdania w języku chińskim piszemy bez przerw między słowami. Zupełnietak, jakgdybyśmypisalipopolskuwtensposób… 😉

Jak pisałam wyżej, najliczniejszą grupą, stanowiącą około 70 procent wszystkich znaków chińskich, są piktofonogramy, czyli złożenia w których jeden element pełni funkcję znaczeniową (semantyczną), a drugi odpowiada za wymowę (pełni funkcję fonetyczną). Do takich znaków należy 评 krytykować, z kluczem 讠język, mowa, pełniącym tutaj funkcję znaczeniową. Druga część tego znaku to 平 równy, mający tutaj funkcję fonetyczną („równy” wymawiamy tak samo jak „krytykować” – píng).

Oprócz tego istnieją jeszcze zapożyczenia fonetyczne wewnątrz pisma chińskiego (ponieważ jakieś pojęcie wymawiano tak samo jak inne, „pożyczono” znak stosowany do zapisu tego pojęcia), znaki-pomyłki, jak również znaki zapożyczone spoza pisma chińskiego. 

Jeśli trafiłeś / trafiłaś na mój artykuł, ponieważ zastanawiasz się, czy język chiński jest trudny, moja odpowiedź brzmi: TAK! Bardzo. Jeśli zastanawiasz się, czy warto się go uczyć, moja odpowiedź brzmi: TAK! Bardzo. Ale wiedz, że będzie o wiele trudniej niż w przypadku któregokolwiek z języków europejskich.