Mój praktyczny przewodnik po chińskich wierzeniach

W Taichungu jest wieczór. Stoję na balkonie nowoczesnego mieszkania. Mam z niego widok na sąsiadujący, elegancki blok. Na każdym z jego tarasów widzę po dwa piece służące do palenia papierowych imitacji pieniędzy, które przydają się w zaświatach. W jednym piecu pali się pieniądze dla bogów, a w drugim – dla przodków. Jednak dostarczanie gotówki głodnym duchom w to tylko mała część trudu, jaki zadają sobie osoby praktykujące chińskie wierzenia. Uczestniczyć w tradycyjnych zwyczajach to jak znaleźć się w centrum baśni albo odbyć podróż w czasie. Praktykowane dziś przez Hanów wierzenia nie zmieniły się znacznie od ośmiuset lat, a towarzyszą im praktyki wywodzące się z czasów prehistorycznych.


Na prywatnych tarasach można znaleźć dwa rodzaje pieców do palenia papierowych imitacji pieniędzy: jeden dla przodków, drugi dla bogów.

Na Tajwanie na każdym kroku jest świątynia: przy wąskich uliczkach i szerokich alejach, w centrach miast, na wsiach, a nawet w firmach. W prywatnych domach i mniejszych przedsiębiorstwach są ołtarzyki przodków. Niesamowite chińskie wierzenia ludowe żyją nie w zimnych murach, a w ludziach rzucających do skutku drewniane klocki aby w ten sposób skontaktować się ze swoim ulubionym bóstwem i uzyskać odpowiedź na zadane mu pytanie; w ludziach tłumnie przybywających do świątyń z ofiarami z owoców, słodyczy i ryżu; w ludziach kłaniających się z kadzidłami przed ołtarzem. Choć czasy rewolucji kulturalnej  i maoizmu w Chinach kontynentalnych dawno minęły, to dziś świątynie Państwa Środka są o wiele mniej uczęszczane niż na Tajwanie, a ich zagęszczenie jest niewielkie w porównaniu z tym na wyspie. Paradoksalnie, to co tutaj zobaczymy daje wyobrażenie o skali materialnych i duchowych zniszczeń rewolucji kulturalnej w Chinach ludowych.

Większość moich znajomych z kontynentu, którzy sami siebie określają jako ateistów lub agnostyków, do świątyń udaje się tylko w trudnych sytuacjach życiowych. Chociaż od około dwudziestu lat obserwuje się odrodzenie życia duchowego w Chinach, to jednak wolność religijna pozostaje w Państwie Środka na poziomie deklaracji – jest możliwa tylko pod kontrolą i dopóty, dopóki potencjalnie nie zagraża władzy. Ateizm jest oficjalną ideologią Komunistycznej Partii Chin.

Trzeba przy tym zaznaczyć, że na Tajwanie do czasu demokratyzacji trudno było mówić o wolności religijnej – autorytarny rząd Kuomintangu traktował konfucjanizm instrumentalnie, deifikując na przykład założyciela partii Sun Yan-sena w tradycyjnych chińskich ceremoniach religijnych, ale tłumił praktyki, które mogłyby podważyć stabilność jego władzy. Tego rodzaju kontrola nie była niczym nowym w historii Hanów – sprawowano ją za rządów dynastii Qing i Ming. 

Świątynia Baoan, Tajpej

Jednak w odróżnieniu od Komunistycznej Partii Chin, rząd Kuomintangu nigdy nie prowadził systemowego niszczenia religijności. Dzięki temu możemy dzisiaj czerpać z tradycyjnej chińskiej kultury, której na Tajwanie w ogóle nie trzeba szukać – wychodzi do nas na każdym kroku. Jednak zrozumieć tutejsze kulty, zwyczaje, lokalne święta, magiczne przedmioty i skomplikowaną, czasem wykluczającą się wewnętrznie podbudowę teoretyczną nie jest łatwo. Mam szczęście, że moja wieloletnia przyjaciółka Yichun z miasta Taichung nie tylko chce towarzyszyć mi w podróży do świątyń, ale jako zagorzała taoistka stanowi doskonałe źródło informacji na temat tutejszych wierzeń. 

W domu Yichun stół do kaligrafii zajmuje centralne miejsce. 

Mieszkanie Yichun jest po brzegi wypełnione religijnymi artefaktami, które mają zagwarantować jej szczęście i bogactwo: znajduję tu przyciągającego pieniądze złotego kurczaka, a także wiele magicznych przedmiotów umieszczonych w domu zgodnie z zasadami fengshui. Już pobieżnie zapoznawszy się z tymi wnętrzami wiem, że nie mogłam lepiej trafić: odkąd nasze drogi się rozeszły Yichun wkroczyła na ścieżkę duchową, poważnie inwestowała w świątynne dobra, a jej dom wręcz oddycha ludowym taoizmem. Nie potrafię wyobrazić sobie lepszego przewodnika po lokalnych miejscach kultu.

W co właściwie się tutaj wierzy? Słowo klucz: synkretyzm

Chcąc określić chińskie wierzenia należy porzucić próbę wyraźnego definiowania i oddzielania od siebie wyznań. Taoizm, buddyzm, konfucjanizm (czyli san jiao – trzy nauki) i chińskie mity nie tylko współistnieją, lecz także przenikają się nawzajem. Zamiast etykietować świątynie, lepiej popatrzeć na system chińskich wierzeń jak na zróżnicowaną całość, której taoizm dał przede wszystkim podbudowę filozoficzną, konfucjanizm – zasady ładu społecznego, a buddyzm – wartości moralne i nową filozofię. Wierzenia te są też w dużym stopniu oparte na chińskiej mitologii i folklorze z jego pieśniami, poezją, tańcem czy pacynkarstwem. W przeciwieństwie do taoizmu i konfucjanizmu, które narodziły się w Chinach, buddyzm przywędrował do Państwa Środka z Indii w VI w.   

Mimo dużego lokalnego zróżnicowania, w chińskiej tradycji religijnej uniwersalne są między innymi: kult przodków jingzu, koncepcja nieba – absolutu i źródła moralności Tian, poruszająca światem energia qi, moralna wzajemność baoying czy koncepcja ludzkiego losu mingyun, na który z jednej strony oddziaływuje niebo, a z drugiej – mają na niego wpływ indywidualne wybory.

Religia nie jest tu zinstytucjonalizowana jak w wyznaniach abrahamowych. Aby oddawać cześć bóstwom w świątyni nie trzeba się nigdzie zapisywać, nie ma rytuałów inicjacyjnych, nie trzeba się też oficjalnie nawracać. Nie byłoby zresztą na co: nie istnieje jedna spójna doktryna, więc właściwie trudno byłoby sprecyzować wymagania dla konwertyty in spe. Fascynujące dla nas, przyzwyczajonych do świata w którym ludzi dzieli się na „wiernych” i „niewiernych” jest to, że każdy może uczestniczyć w tutejszych obrzędach. I właśnie to uczestnictwo na poziomie lokalnym jest warunkiem przynależności do religijnej wspólnoty. Nie chodzi o to żeby wierzyć, lecz raczej o to, żeby przynależeć. Tradycyjna religijność Hanów jest w końcu bardzo praktyczna – bogów prosi się przede wszystkim o powodzenie w życiu doczesnym: bogactwo, pomyślność, znalezienie partnera, zdrowie czy harmonię w rodzinie.

W maju 2019 roku zalegalizowano na Tajwanie małżeństwa homoseksualne. Świątynie odpowiadają na potrzeby zmieniającego się społeczeństwa: ta świątynia w Taichungu oferuje błogosławieństwa dla pięciu grup, którym przyporządkowane są określone żywioły: osób homoseksualnych (ziemia), osób chcących ponownie wstąpić w związek małżeński (ogień), osób niezwiązanych małżeństwem (woda), osób proszących o życzliwych ludzi wokół siebie (drewno) –  ten rodzaj szczęścia potrzebny jest w biznesie, gdyż nieżyczliwość czy zazdrość innych może zrujnować wszelkie nasze wysiłki, osób w związkach małżeńskich (złoto).

Jednakże mimo swojej otwartości, chińskie wierzenia nie są uniwersalne i  nie mają mocy przyciągania wiernych z kulturowo odległych zakątków świata. Chińskie wierzenia są po prostu…. chińskie, są częścią tożsamości i historii Hanów. Przyjęły się tylko u narodów, które uległy sinizacji. 

Charakterystyczną cechą organizacyjną, spotykaną głównie u Hanów południowych, jest istnienie tzw. związków rodowych (zongzu xiehui): rodziny noszące to samo nazwisko, często wywodzące się z tych samych terenów i uznające to samo bóstwo za swojego patrona, uczęszczają do wspólnej świątyni przodków (citang). Świątynie przodków są miejscem oddawania im czci, a więc realizowania najważniejszej zasady konfucjańskiej – cnoty nabożności synowskiej xiao. Odgrywają też ważną rolę w życiu społecznym, podejmując działalność charytatywną czy wspierając lokalne szkoły.

Według różnych źródeł chińskie wierzenia ludowe praktykuje od około dwustu trzydziestu do ośmiuset milionów ludzi. Tak duże rozbieżności w statystykach są spowodowane m.in. niejednoznaczną terminologią, brakiem instytucjonalizacji oraz faktem, że w Chinach ludowych oficjalną ideologią jest ateizm. W rzeczywistości jednak większość Chińczyków praktykuje jakieś zwyczaje religijne (na przykład przy okazji świąt), jednak na znacznie mniejszą skalę niż ma to miejsce na Tajwanie. 

Chińskie wierzenia ludowe mają cechy, które istniały w religiach Europy przed wyparciem ich przez chrześcijaństwo: szamanizm, animizm i totemizm.

Animizm przejawia się w przekonaniu, że świat duchów nie jest oddzielony od ludzkiego, ale przenika naszą rzeczywistość: duchy żyją w drzewach, zwierzętach, skałach, domach i wszelkich przedmiotach. Skrajnymi animistami byli Słowianie, którzy czczonym przez siebie bogom nie budowali nawet świątyń – dla nich już sam las był świątynią.

Animizm zakłada też, że duchy można kontrolować jeśli będziemy robić odpowiednie rzeczy: przede wszystkim należy składać im ofiary, w przeciwnym razie mogą zgłodnieć i się zdenerwować, a następnie w odwecie zrobić krzywdę nam albo naszej rodzinie. 

Totemizm przejawia się w chińskiej tradycji przede wszystkim w wierze we wspólne pochodzenie od mitycznych zwierząt: smoka i feniksa. Przykłady szamanizmu możemy natomiast zaobserwować podczas wydarzeń w świątyniach: tutaj widzimy jak bóg Ji Gong za pośrednictwem szamana oddaje się swojemu słynnemu pijanemu tańcowi. 

W taoizmie religijnym istnieje wiele koncepcji na temat konstrukcji duszy, jednak najpopularniejsza mówi, że po śmierci rozpada się ona na trzy części: jedna idzie do nieba lub piekła, druga zostaje w grobie z ciałem, trzecia rezyduje w shenwei, tzw. tabliczce przodka, którą przechowuje się w domu lub świątyni. Jednak zanim rozwinął się taoizm religijny, taoiści wcale nie godzili się ze śmiercią, dążąc przede wszystkim do osiągnięcia nieśmiertelności. Niektórzy spędzali całe życie pracując nad eliksirem mającym uchronić ich od zgonu. Obsesję na punkcie nieśmiertelności miał sam Qin Shi Huang, pierwszy cesarz zjednoczonych Chin.

Chociaż wierzenia ludowe wydatnie czerpią z buddyzmu, to jednak trzeba odróżnić tradycyjne chińskie świątynie od świątyń buddyjskich. Nie jest to trudne: często połączone z klasztorem, pełne mnichów i mniszek, wyraźnie odznaczają się od pozostałych. Obowiązują w nich zasady inne niż w świątyniach taoistycznych, na przykład zwykle można do nich wchodzić tylko boso. Często charakteryzują się monumentalną architekturą z pagodami oraz umieszczonym w centrum posągiem Buddy. Są o wiele mniej dekoracyjne i o wiele bardziej oszczędne kolorystycznie niż tradycyjne chińskie miejsca kultu. Tutaj numerologia i wróżby ustępują miejsca stronie duchowej. Ze świątyni buddyjskiej wyjdziemy nie z przyciągającą pieniądze figurką kurczaka, a raczej z książką o Buddyzmie Humanistycznym. 

Fo Guan Shan, klasztor praktykujący Buddyzm Humanistyczny, ruch religijny wyrosły z chińskiego buddyzmu, kładący nacisk na stosowanie nauk Buddy w życiu codziennym, przenoszący centrum uwagi z umarłych na żywych. Kaohsiung.

 – Yichun, dlaczego nie chodzisz do świątyń buddyjskich? – zastanawiam się oczarowana atmosferą klasztoru Fo Guan Shan.

 –  Te poważne świątynie mnie przytłaczają i przyprawiają o poczucie winy – wyjaśnia moja przyjaciółka. Zdecydowanie wolę bogów z panteonu chińskiego, ponieważ są obarczeni wszystkimi ludzkimi przywarami: popełniali błędy, wpadali w gniew, upijali się, bywali zazdrośni. Czuję, że jest mi do nich bliżej.

Tajwańczykom jest do nich bliżej nie tylko w przenośni, ale też dosłownie – świątyń taoistycznych jest znacznie więcej niż buddyjskich. Chociaż Tajwan jest dla rozwoju chińskiego buddyzmu bardzo ważny (choćby ze względu na fakt, że w czasach powojennych wyemigrowała tutaj z ChRL część prominentnych buddyjskich nauczycieli), to omówienie, choćby pobieżne,  chińskiego buddyzmu wykracza poza możliwości tego tekstu. Tutaj podejmuję wyłącznie temat synkretycznych wierzeń ludowych.

Tajwanem tak naprawdę rządzi ona

Najpopularniejszym bóstwem na wyspie jest bez wątpienia Mazu, której kult rozprzestrzenił się tutaj kilkaset lat temu za pośrednictwem osadników z prowincji Fujian. Bogini Mórz miała chronić ich podczas niebezpiecznych przepraw przez Cieśninę Tajwańską. Szacuje się, że na wyspie jest około tysiąca świątyń dedykowanych temu bóstwu rybaków i żeglarzy. Wiosną każdego roku z okazji urodzin bogini odbywa się Międzynarodowy Festiwal Mazu, który jest wielkim wydarzeniem kulturalnym i religijnym z pięcioma milionami uczestników. W 2019 roku głośno było o miliarderze Guo Taimingu, który oznajmił, że Mazu objawiła mu się we śnie i namawiała go do startu w wyborach prezydenckich z ramienia Kuomintangu. Rzekome poparcie Mazu przysporzyło mu wielu zwolenników. Nie mogę więc nie złożyć wizyty tak potężnej kobiecie. 

W świątyni w Fengyuan Yichun przypomina mi, że do bóstw należy modlić się o konkretne sprawy.
 – Co mam powiedzieć? – pytam Yichun stojąc z dymiącymi kadzidłami przed figurą bogini.

 – Najpierw podaj Mazu swoje imię, nazwisko, datę urodzenia i adres. Potem koniecznie zaznacz, że przyszłaś tutaj specjalnie dla niej.

Bóstwa chińskie nie zawsze są miłosierne, potrafią się obrażać, a nawet mścić. W kontaktach z nimi należy więc zachować ostrożność. Pożądana jest także pewna doza lizusostwa. Przez chwilę karmię więc potężną Mazu pochlebstwami i zwracam jej w myślach uwagę ile tysięcy kilometrów musiałam specjalnie dla niej przebyć. Czuję, że bogini jest pod wrażeniem. A jeśli nie ona, to przynajmniej obsługa świątyni – miasto jest położone peryferyjnie i rzadko pojawiają się tu obcokrajowcy. Tylko jedno nie daje mi spokoju.

 – Dlaczego muszę podawać Mazu swój adres? – pytam zanim jeszcze odkryję, że adres podaje się tutaj nie tylko w prywatnej rozmowie z bóstwami, ale każdorazowo przy składaniu ofiary pieniężnej. W tym celu wypełnia się w świątynnej recepcji specjalny formularz.  

– Jak będzie mogła ci pomóc bez znajomości twojego adresu? Musi wiedzieć, gdzie cię szukać.

Wygląda na to, że możliwości potężnej Mazu są jednak ograniczone: mimo swojej potęgi nie potrafi samodzielnie ustalić mojego adresu. Zresztą, nie tylko ona potrzebuje informacji o meldunku  – miejsce zamieszkania podaje się także innym bóstwom. Dla jeszcze lepszej identyfikacji dodaje się nawet swój numer identyfikacyjny, tajwański odpowiednik numeru PESEL. 

Co bóstwo odpowie mi dziś? Praktyka jiaobei i wróżby

W chrześcijaństwie wierni modlą się do Boga i podobno niektórym nawet odpowiada. Nie zdarza się to jednak zbyt często, a boski przekaz bywa dość mętny. Bóstwa chińskie są o wiele bardziej konkretne: zadajemy im pytanie w formie twierdzenia – zaprzeczenia. Następnie rzucamy na podłogę drewniane półksiężyce, a w zależności od ich ułożenia otrzymujemy gotową odpowiedź na nasze pytanie: TAK lub NIE. 

Na Tajwanie tłumy rzucają na podłogę jiaobei, czyli właśnie służące do wróżenia drewniane półksiężyce. W zależności od ich wzajemnego ułożenia poznajemy odpowiedź na zadane bóstwom pytanie: jeśli wypadną nam w taki sposób, że jeden klocek ustawiony jest stroną wypukłą do góry, a drugi – płaską do góry, wówczas możemy mówić o szczęściu, gdyż mamy do czynienia z shengjiao, tzw. boską odpowiedzią – bóstwo odpowiedziało na nasze pytanie „tak”. Wiąże się to z bardzo znaną taoistyczną koncepcją yin i yang: strona okrągła symbolizuje pierwiastek yin, a płaska – yang, które nie mogą istnieć bez siebie nawzajem. 


Taiji tu – taoistyczny symbol dopełniania się yin i yang

W przypadku gdy oba klocki wypadną okrągłą stroną do góry, bóstwo jest zdecydowanie mniej zadowolone: udzieliło nam nujiao, „wściekłej odpowiedzi”, ponieważ nasze pytanie mu się nie podoba. Otrzymaliśmy od niego stanowcze „nie”.

Dwa klocki ułożone okrągłą stroną w dół to xiaojiao, czyli „odpowiedź śmiejąca się”, a właściwie prześmiewcza; bóstwo jest albo rozbawione  naszym pytaniem, albo powinniśmy już znać na nie odpowiedź lub też jest ona oczywista.

Gdyby jakimś cudem zdarzyło się, że klocki (lub jeden z nich) w efekcie rzutu ustawią się pionowo, mamy do czynienia ze „stojącą odpowiedzią” lijiao.  Oznacza to, że bóstwo nie rozumie naszego pytania i musimy powtórzyć obrzęd.

Ważne, żeby do wróżby przystąpić po ówczesnym zjednaniu sobie bóstwa za pomocą pokłonów z kadzidłami (baibai) i złożenia ofiary z owoców, słodyczy czy ryżu na przeznaczonym do tego stole. My złożyłyśmy polskie śliwki w czekoladzie marki Auchan. Ale uwaga! Przyniesione dary nie muszą wcale zostawać w świątyni. Większość ludzi, opuszczając ją, ofiarowane dobra zabiera z powrotem do domu. 

Praktyka rzucania jiaobei jest powszechnie stosowana nie tylko do zadawania pytań bogom. Świątynie oferują na przykład nagrody: „wyrzuć trzy razy pod rząd jiaobei <na tak> (shengjiao), a ten oto pędzel będzie twój”. Albo: „wyrzuć trzy razy jiaobei <na tak>, a będziesz mógł wylosować sobie wiersz, który wskaże ci drogę”. Przy pędzlu mi się nie powiodło, ale za to wyrzuciłam shengjiao trzy razy pod rząd przy komodzie z wierszami, więc mogłam wyjąć z pojemnika bambusowy patyk z numerkiem, odczytać numerek i wyjąć z odpowiedniej szufladki komody wiersz. Jest to tysiącletnia tradycja zwana qiuqian, „modlitwą o znak”. Czasem używa się też określenia poezja loteryjna.

Poezja loteryjna to poważna sprawa. Yichun przez dwa lata w pocie czoła szukała dla siebie nowego domu. Gdy już znalazła mieszkanie, które spełniałoby wyśrubowane wymagania fengshui, bogini Mazu nadal mówiła „nie”. „Dlaczego Mazu nie podoba się kolejne mieszkanie? Co robić?” – Yichun była na skraju rozpaczy. Po dwóch latach odetchnęła wreszcie z ulgą, bo wróżba wylosowana w świątyni była pomyślna. Osobiście uważam, że Mazu miała rację każąc Yichun wstrzymać się z zakupem nieruchomości, bo mieszkanie które ostatecznie nabyła, jest super. 

Co do mojej wróżby, ze strony internetowej poświęconej Mazu i m.in. objaśniającej poezję loteryjną dowiaduję się jak należy ją interpretować:

„Życie jest samo w sobie dziełem przeznaczenia, którego nie możemy zmieniać ani kwestionować. Wszystko dokona się tak, jak powinno. Zewnętrzne wysiłki w kierunku zmian są bezowocne. Czekaj cierpliwie i po prostu rób to, co powinieneś. Czas wkrótce ujawni prawdę.”

A tak można rozumieć poszczególne wersy.

總是前途莫心勞 Zǒng shì qiántú mò xīn láo: przyszłość jest zawsze dziełem przeznaczenia,  musisz tylko ciężko pracować; 

求神問聖枉是多 Qiú shén wèn shèng wǎng shì duō: zadawanie pytań bogom jest daremne; 

但看雞犬日過後 Dàn kàn jī quǎn rì guòhòu: poczekaj aż upłyną dni Koguta i Psa, a dowiesz się wszystkiego;

不須作福事如何 Bù xū zuò fú shì rúhé: nie ma potrzeby pytania bogów.

Jeśli mamy do wydania trochę tajwańskich dolarów, można także skorzystać z usługi kapłana świątynnego, który pomoże nam w interpretacji wiersza w związku z zadanym przez nas konkretnym pytaniem. Jednak ja odebrałam przekaz Mazu jako wystarczająco czytelny. Zamiast prosić o interpretację słów bogini, która w mojej ocenie próbowała mnie po prostu zbyć, postanowiłam udać się do wróżbity. Yichun mówi, że zbyt częste pytanie o własne przeznaczenie przynosi pecha, ale bardzo chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o swoim losie. 

Wróżenie było w starożytnych Chinach codzienną czynnością. To dzięki niemu wiadomo dzisiaj jak wyglądały znaki chińskie trzy i pół tysiąca lat temu: w ówczesnych większych ludzkich skupiskach znaleziono bowiem napisy na kościach zwierzęcych (骨 gu) i skorupach żółwi (甲 jia) – 甲骨文 jiaguwen. Proces wróżenia obejmował nawiercanie i przyżeganie rozgrzanym prętem kości i żółwich skorup. Z układu pęknięć odczytywano wróżbę. Pytania ryte na materiale miały charakterystyczną dla chińszczyzny formę twierdzenia – zaprzeczenia, na przykład „będzie deszcz, nie będzie deszczu”. Dotyczyły nie tylko pogody, lecz także pomyślnych dni na uroczystości czy wypowiadania wojen.

Nic dziwnego, że w cywilizacji o tak długiej historii wróżbiarstwa, i dzisiaj jest wiele możliwości poznania swojego losu. Zamiast polegać tylko na jiaobei, można udać się do wróżbity, czyli, tłumacząc z chińszczyzny, „mistrza obliczającego los” (suanming shifu). Nie wypowiada się on jednak o naszej przyszłości w sposób absolutny – koncepcja ludzkiego losu mingyun zakłada przecież pewną elastyczność ludzkiego przeznaczenia, które zależy w pewnym zakresie od indywidualnych decyzji.

Szkół wróżenia jest wiele, ale najpopularniejsza to bazi („osiem znaków”), metoda zakładająca wyliczenia oparte na dacie, miejscu, godzinie urodzenia, najczęściej połączona z czytaniem z twarzy lub dłoni. W cenniku wróżbity, którego odwiedziłam znajdowały się następujące tematy: kariera, małżeństwo, choroby, dzieci, szczęście (pojmowane ogólnie) oraz szczęście do bogacenia się (tutaj rozróżnia się bogacenie w wyniku własnej pracy i fortunę niezależną od naszego działania). Wybrałam temat dzieci, ponieważ często zastanawiam się czy jestem dobrą matką. Wróżbita zapytał o daty urodzenia moją i moich bliskich, a następnie sprawdził w swojej tabeli czy nasze znaki zodiaku układają się harmonijnie. Powiedział, że mam duży potencjał, ale widzi u mnie problem ze skupieniem się na jednym celu. Z mojej dłoni wyczytał, że będę mieć jeszcze dwoje dzieci… jeśli zechcę. Prawdopodobnie większość kobiet wybierając temat potomstwa szuka odpowiedzi czy uda im się zostać mamą. Kiedy suanming shifu zorientował się, że niekoniecznie o to tutaj chodzi, poprosił o pokazanie zdjęcia córki i powiedział co myśli o jej temperamencie. Przestrzegł o zagrożeniach które dostrzegł na podstawie zdjęcia, dał nadzieję na jej przyszłość, a następnie… stwierdził, że ponieważ rozmowa zeszła na więcej tematów niż ustalono na początku, to stawka wzrośnie o 200 dolarów tajwańskich ;). Fakt, dotknęliśmy też życia rodzinnego, co dzieje się dość naturalnie gdy omawia się kwestie dzieci. Ostatecznie zapłaciłam więc za dwa tematy: dzieci i małżeństwo. Omówienie jednego aspektu życia kosztuje właśnie 200 NTD (26 zł), ale można skorzystać z rabatu i mieć sześć zagadnień za 1000 NTD. To jednak tylko cennik przyświątynnych wróżbitów z Nantou – stawki są bardzo zróżnicowane: w Tajpej wróżbici są nawet dwa razy drożsi. 

Odwiedzanie wróżbity jest popularne zarówno wśród kobiet jak i mężczyzn. Sama okazałam się typową kobietą, ponieważ poprosiłam o omówienie tematów będących podobno typowym wyborem pań. Mężczyźni radzą się suanming shifu w obliczu decyzji biznesowej lub w trudnej sytuacji finansowej. Do wróżb uciekają się także politycy czy sławni artyści – prestiż społeczny wróżbitów jest dość wysoki, podobnie jak zróżnicowanie cen usług w tej grupie zawodowej. Suanming shifu pełnią rolę jakby psychoterapeutów; być może dlatego terapia psychologiczna nie jest na Tajwanie bardzo popularna. 

W świecie, w którym ze wszystkich stron otaczają nas niebezpieczne złe duchy, a zazdrośni sąsiedzi mogą rzucić na nas urok, przekonanie o możliwości samodzielnego kształtowania własnego losu jest ograniczone. Jeśli coś złego dzieje się w naszym życiu, jest to najczęściej wynik działania czynników zewnętrznych, a nie zwykła konsekwencja naszych wyborów lub czysty przypadek. Potrzeba wróżenia wydaje się więc całkiem uzasadniona. Chociaż Tajwańczycy potrafią krytycznie spojrzeć na tradycyjne chińskie zwyczaje, a prognozy przewidują spadek liczby je praktykujących, to jednak mam nadzieję, że po Tajwanie jeszcze przez długi czas będą błąkać się duchy. Oby mieszkańców wyspy otaczało jak najwięcej tych przyjaznych. 

Słowniczek wybranych pojęć

  • 中国民间信仰 (trad. 中國民間信仰) Zhōngguó mínjiān xìnyǎng  – chińskie wierzenia ludowe;
  • 天 Tiān  – niebo, transcendentne źródło moralności;
  • 气 (trad. 氣) qì – energia, która ożywia wszechświat;
  • 敬祖 jìng zǔ –  oddawanie czci przodkom;
  • 命运 (trad. 命運) mìng yùn – koncepcja ludzkiego przeznaczenia, na które z jednej strony ma wpływ niebo, z drugiej – osobiste wybory;
  • 道教 Dàojiào – taoizm religijny, połączenie filozofii taoistycznej z wierzeniami ludowymi, w V w. przez jakiś czas oficjalna religia w Chinach;
  • 太极图, 太極圖 Tàijí tú – taoistyczny symbol dopełniania się yin i yang;
  • 禅 (trad. 禪) chán – buddyzm chan, założona w VI wieku, obecnie najpopularniejsza szkoła buddyzmu chińskiego; medytacyjna i praktyczna;
  • 儒学 (trad. 儒家) Rúxué – konfucjanizm, system zakładający, że warunkiem zbudowania społeczeństwa idealnego jest przestrzeganie zasad tradycji, porządku i hierarchii społecznej;
  • 金纸 (trad. 金紙) jīnzhǐ – „złoty papier”, ofiarowywane bogom i zmarłym papierowe imitacje pieniędzy; wierzy się, że można je im przekazać dzięki spalaniu, zwane też pieniędzmi podziemi 阴司纸 (陰司紙) yīnsīzhǐ, papierowymi pieniędzmi 紙錢 (纸钱) zhǐqián oraz pieniędzmi cienia (duchów) 冥币 míng bì (冥幣);
  • 风水 (風水) Fēngshuǐ – „wiatr i woda”, Feng shui, starożytna praktyka planowania przestrzeni zgodnie z naturą, wiatr symbolizuje to, co niewidzialne, woda – co nieuchwytne;
  • 三教 sān jiào – „trzy nauki”, buddyzm, taoizm i konfucjanizm – pojęcie używane w celu podkreślenia ich spójności;
  • 元宝 (元寶) yuánbǎo – „skarb inauguracyjny”, środek płatniczy używany w Chinach od Qinów (221 r.p.n.e. – 206 r.n.e.) do Qingów (1644 – 1911 r.) , obecnie symbol pomyślności;
  • 孝 xiào – cnota nabożności synowskiej, jedna z najważniejszych w konfucjanizmie, zaliczana do pięciu powinności, zakładała bezwzględne posłuszeństwo wobec rodziców, przodków, krewnych;
  • 祠堂 cítáng – świątynia przodków, poświęcona deifikowanym przodkom i założycielom linii, ściśle związana z praktykowaniem xiao;
  • 宗族协会 zōngzú xiéhuì – chińskie powiązania rodowe;
  • 香炉 (trad. 香爐) xiānglú – kadzielnica;
  • 烧香 (trad. 燒香) shāoxiāng – „palenie kadzideł”, tradycyjna, wszechobecna wśród Hanów praktyka obecna właściwie we wszystkich miejscach kultu;
  • 筊杯, 珓杯 (jiǎo bēi) – klocki wróżebne, rzucane parami, udzielają odpowiedzi bogów na pytanie zadane w charakterystycznej dla chińszczyzny formie tak-nie;
  • 圣筊 (trad. 聖筊) shèngjiǎo – „boska odpowiedź”, tak
  • 怒筊 nùjiǎo – „wściekła odpowiedź”, nie
  • 笑筊 xiàojiǎo – „prześmiewcza odpowiedź”, nie
  • 妈祖 (trad. 媽祖) , Māzǔ – chińska bogini mórz Mazu, za życia znana jako Lin Moniang, szamanka z prowincji Fujian żyjąca w X w.; jako że miała chronić żeglarzy i rybaków przed utonięciem, jej kult rozprzestrzenił się przede wszystkim na terenach nadmorskich, szczególnie w prowincji Fujian (skąd pochodziła) i na Tajwanie (z Fujian pochodziła większość przybyłych na wyspę osadników);
  • 求签 (trad. 求籤) qiúqiān – „modlitwa o znak”, praktyka wróżbiarska polegająca na losowaniu odpowiedzi spośród świętych tekstów wyroczni przechowywanych w komodzie; teksty te podlegają interpretacji, która może być dokonywana samodzielnie lub przez świątynnego kapłana;
  • 燕尾脊 yànwěi jí – „grzbiet – jaskółczy ogon”, dach w kształcie jaskółczego ogona, charakterystyczny dla architektury Hakków;
  • 拜拜 bàibài – oddawać cześć bogom lub przodkom, na przemian kłaniając się i wyprostowując, jednocześnie trzymając w dłoniach dymiące kadzidełka;
  • 神位 shénwèi – tabliczka przodka – lakierowana deska lub niewielka kamienna płyta występująca w domach i świątyniach rodowych służąca do oddawania czci zmarłemu; uważa się, że rezyduje w niej jego dusza.

Wyspa nauczyła mnie spokoju. Rozmowa ze Sławkiem Giletyczem, od szesnastu lat na Tajwanie

Sławek Giletycz podczas rejsu geologicznego na Morzu Południowochińskim 

Gdy po ukończeniu studiów geologicznych na Akademii Górniczo – Hutniczej w Krakowie w 2002 roku wyjechał na Tajwan, jak większość obcokrajowców zaczynał od nauczania języka angielskiego. Dziś pracuje na uniwersytecie jako postdoc, ale ma na koncie także prowadzenie polskiej restauracji. Dział „Inspirujące wywiady” otwieram rozmową ze Sławkiem Giletyczem, fascynatem podróży, który opowiada w jaki sposób Tajwan pomógł mu stać się bardziej otwartym człowiekiem i całkowicie uwolnić od typowych dla Polaków frustracji. Szczerze mówi też o ciemnych stronach życia na wyspie. 

Szesnaście lat to szmat czasu. W jaki sposób Tajwan cię ukształtował? Azja potrafi odmienić Polaków, którzy mieszkają tam zaledwie dwa albo trzy lata, a ty spędziłeś na Formozie prawie całe dorosłe życie.

Właściwie to trudno powiedzieć. Tutaj dojrzewałem i nie jestem pewien, które moje cechy są ukształtowane przez Tajwan, a które ujawniłyby się z biegiem czasu niezależnie od mojego adresu (śmiech). Ale na pewno dzięki życiu tutaj pozbyłem się typowych dla Polaków cech, które dawniej miałem i które obserwuję za każdym razem, kiedy odwiedzam Polskę. Dzięki geograficznemu dystansowi który mam, pewne nasze narodowe cechy mnie wręcz uderzają.

 Jakie?

Jesteśmy sfrustrowani i niezadowoleni. Widzę to w sklepach, w urzędach, wszędzie! Mam wrażenie, że żyjemy w ciągłym strachu przed oceną ze strony innych, w nieustannym poczuciu zagrożenia. Kiedy idziemy do urzędu, to boimy się, że pani w okienku odeśle nas z kwitkiem za brak kropki w odpowiednim miejscu na podaniu. I ona często za ten brak kropki nas odsyła! 

A taka pani urzędniczka na Tajwanie nie odsyła?

Nie tylko nie odsyła, ale jeszcze pomaga z własnej inicjatywy. Kiedyś nie dopilnowałem czegoś, co dotyczyło dowodu rejestracyjnego samochodu. Przyszło pismo, groziła mi grzywna. Razem z żoną poszliśmy do urzędu, gdzie przez pół godziny czterech urzędników głowiło się, w jaki sposób bez naruszenia prawa pozwolić mi uniknąć płacenia kary. Ci ludzie całkiem bezinteresownie poświęcili swój czas i energię tylko po to, żebym nie musiał płacić. Na Tajwanie jest trochę tak, jak gdyby wszędzie miało się znajomości. Dzięki temu na co dzień naprawdę żyje się lżej. 

Z żoną Olimpią podczas święta żniw w wiosce aborygeńskiej. Olimpia prowadziła badania antropologiczne dotyczące autochtonicznej ludności Tajwanu.
Fragment centralnego pasma w okolicy Sandimen na południu Tajwanu

 Ja sama mam wrażenie, że obecnie ludzie na Tajwanie są jeszcze bardziej uprzejmi niż kilka, kilkanaście lat temu. W samolocie relacji Szanghaj – Tajpej współpasażer dał mi 1000 dolarów tajwańskich tylko po to, żebym miała przy sobie lokalną walutę zanim dojdę do kantora na lotnisku!

Obcokrajowcy są na Tajwanie bardzo lubiani. Kiedyś zastanawiałem się, czy ta życzliwość jest skierowana przede wszystkim do nas. Ale nie! Tajwańczycy są tacy również dla siebie nawzajem. Wydaje mi się, że wynika to między innymi z silnego poczucia wspólnoty, z myślenia, że to jest nasza wyspa, mieszkamy tutaj razem i musimy o nią dbać. 

No właśnie: wyspa. Wiele razy w naszych rozmowach zwracałeś uwagę na fakt, że istnieje coś takiego jak mentalność wyspiarza. Ludzie na każdej wyspie żyją trochę w izolacji od świata zewnętrznego. Widać to bardzo dobrze na przykładach wysp europejskich, zarówno małych jak i dużych. Wiele mówi się na przykład o różnicach między Anglikami a Europejczykami z kontynentu, ale też między Sycylijczykami a innymi Włochami. Małe wysepki także żyją swoim życiem. W przypadku  Tajwanu ta specyficzność ludzi, która wynika z położenia geograficznego, jest potęgowana przez sytuację polityczną.

Tak. Poczucie izolacji i wyobcowania jest tutaj z pewnością jeszcze większe niż u tych wyspiarzy, którzy znajdują się w spokojniejszym politycznym położeniu. Tutaj jest tak, jakby ludzie podświadomie czuli, że ta mała wyspa to jest wszystko, co mają. To taki paradoks, że mimo niepewnej od dziesięcioleci sytuacji międzynarodowej, Tajwan jest najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Nikt tu nie ukradnie samochodu, bo niby dokąd miałby nim pojechać? Oczywiście, teoretycznie może go zabrać na drugi koniec wyspy, ale to poczucie ograniczenia jest tak głęboko zakorzenione w mentalności ludzi, że kradzieże zdarzają się bardzo rzadko. Zupełnie inaczej jest w Europie, gdzie można drogą lądową przemierzać tysiące kilometrów. To ciekawe, w jaki sposób położenie geograficzne wpływa na kulturę.


Główny krater wygasłego wulkanu na Zielonej Wyspie (綠島 Lu Dao), położonej 33 km na wschód od Tajwanu
Fragment mostu na wulkanicznej Zielonej Wyspie (綠島 Lu Dao)

Położenie geopolityczne Polski przyczyniło się do tego, że Polacy bardzo mocno żyją polityką. A jak to jest z twoimi znajomymi Tajwańczykami?

Szczerze mówiąc, czasami mam wrażenie, że Polacy bardziej ekscytują się sytuacją Tajwanu niż sami Tajwańczycy. Nie zrozum mnie źle – to nie jest tak, że Tajwańczykom jest wszystko jedno. Wręcz przeciwnie. Jednak większość ludzi, których znam ma już tylko nadzieję, że „pokojowe zjednoczenie narodu chińskiego” zapowiedziane przez przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinpinga na rok 2049, nie nastąpi wcześniej. Są oczywiście różne ruchy i inicjatywy podkreślające niezależność Tajwanu, ale większość moich znajomych odbiera je jako niepotrzebne prowokowanie Chin, mogące tylko przyspieszyć ich wejście tutaj. Ono wprawdzie i tak się wydarzy, ale trzeba robić wszystko żeby ten moment opóźnić. Takie opinie słyszę najczęściej. Patrząc z zewnątrz mogłoby się też wydawać, że Tajwańczycy będą zachwyceni gestami solidarności płynącymi od obywateli innych krajów, ale takie gesty są często postrzegane negatywnie. Tajwan jest tak uzależniony gospodarczo od Chin, że nawet gdyby poradził sobie militarnie, to nie przetrwałby ekonomicznej izolacji. Tajwańczycy doskonale o tym wiedzą i zachowują się bardzo zachowawczo.

Kilka lat temu byłam w Kunshan w prowincji Jiangsu, w Chinach. Jest tam tyle tajwańskich firm, że czułam się prawie tak jak na wyspie. Po każdej fabryce oprowadzali nas Tajwańczycy. 

Dla wielu z nich to styl życia. Na Tajwanie biuro, na kontynencie, czyli 大陸 dalu, fabryka.

Na Tajwanie jedna żona, na kontynencie druga. Określenie waipo 外婆 , które w języku chińskim oznacza babcię od strony matki, na Tajwanie ma też drugie znaczenie: zewnętrzna kochanka, kochanka w Chinach.

 Tak. Więzi z Chinami są naprawdę silne (śmiech). 


Droga promem na Zieloną Wyspę (綠島 Lu Dao)

Mimo tych więzi, jest też sporo różnic między Chińczykami i Tajwańczykami. Oczywiście, Tajwańczyków czy Chińczyków trudno postrzegać jako jednorodną grupę, ale na pewno jest coś, co szczególnie zwróciło twoją uwagę.

Mam wrażenie, że rozmowa z Chińczykami jest bardziej merytoryczna i bezpośrednia. Jednak najbardziej zdziwiło mnie to, że w Chinach można normalnie, bez podtekstów porozmawiać z koleżanką! Podczas konferencji naukowych dyskutowaliśmy po partnersku, zarówno podczas części oficjalnej jak i przy obiedzie. Nigdy nie pojawiła się typowa dla Tajwanu niezręczność przy okazji kontaktów. 

Niezręczność?

Na Tajwanie jakikolwiek kontakt mężczyzny z kobietą jest od razu interpretowany jednoznacznie. Jeśli na przykład kolega odwiezie koleżankę do domu po pracy, to na drugi dzień cała firma mówi o tym, że łączy ich coś więcej niż relacje zawodowe (ujmując to delikatnie, bo prawdopodobnie pójdzie fama, że byli razem w motelu). Podobnie kończy się pójście z koleżanką z pracy na lunch. W Chinach relacje z kobietami wydają mi się bardziej partnerskie i bezpośrednie, zbliżone do tego co znamy z Europy.

To jest chyba pozytywny aspekt chińskiego socjalizmu. Społeczeństwo Tajwanu nie doświadczyło ruchów i kampanii Chińskiej Republiki Ludowej, więc wiele pięknych cech chińskiej kultury jest tu wciąż żywych. Jednak z drugiej strony pozostaje też bardziej tradycyjne i patriarchalne niż społeczeństwo kontynentu. Żona na wyspie zwykle idzie kilka kroków za mężem. W Chinach to rzadki widok.

Na Tajwanie obowiązuje dość tradycyjny model rodziny z dominującym i decydującym mężem, choć żadne społeczeństwo nie jest jednolite i tutaj też zdarzają się wyjątki.

A czy w takim tradycyjnym społeczeństwie jest miejsce na polską restaurację?

Moim zdaniem jest. Gdyby nasza knajpa była w Tajpej, a nie w małym mieście, to działalibyśmy do dziś. W każdy weekend mieliśmy lokal pełen gości, często przyjeżdżali ze stolicy. Błędem okazało się wybranie przez nas lokalizacji w prowincjonalnym Zhongli .

„Oak” 老橡樹 „Pod Debem” First Polish Restaurant in Taiwan, restauracja działająca w latach 2012 – 2014 w Zhongli (inne spotykane pisownie: Jungli, Jongli, Jhongli, Chungli) , w okręgu Taoyuan.

A poza tym, jak się prowadziło ten biznes? 

To była masakra. Trzy godziny snu, reszta doby w pracy. Ale taka jest specyfika prowadzenia gastronomii wszędzie na świecie. Co do tego nie mam żadnych złudzeń. Knajpa to jest fabryka, która cały czas musi pracować. Prowadzenie restauracji, szczególnie w kraju o zupełnie innych uwarunkowaniach kulturowych i ekonomicznych, jest bardzo trudnym i wyczerpującym zajęciem. Ale nabraliśmy doświadczenia, poznaliśmy dzięki temu wielu ciekawych ludzi, organizowaliśmy wydarzenia kulturalne i towarzyskie, podczas których zawsze mieliśmy pełną salę. To pokazało,  że na Tajwanie naprawdę jest zapotrzebowanie na miejsce spotkań dla Polaków, ale także dla Tajwańczyków zainteresowanych „egzotyką”, bo dla nich jesteśmy takim właśnie krajem: egzotycznym.

Czy Tajwańczykom smakowało to dziwne polskie jedzenie?

Przed otwarciem restauracji radzono nam, żebyśmy zmienili polskie potrawy pod podniebienia azjatyckie, żeby było trochę kwaśno, trochę słodko, czasem ostro. Było niebezpieczeństwo, że nasze potrawy będą dla Tajwańczyków za słone. Jednak ja i żona, a także moja mama która przez dwa lata odpowiadała w restauracji za kuchnię, postanowiliśmy znaleźć takie potrawy, które będą smakowały miejscowym klientom bez zmieniania tradycyjnej receptury. I udało nam się. Najbardziej smakowały im żurek i flaki.

Moje doświadczenia związane z gustami kulinarnymi Chińczyków są podobne. Za to najbardziej nielubiane są pierogi ruskie i barszcz czerwony.

Tak, pierogi ruskie u nas nie schodziły, ale nie mogę się odnieść do barszczu, bo był problem z burakami i nie mieliśmy go w menu (śmiech). 

Przeglądając wasze zdjęcia z Tajwańczykami, zarówno z restauracji jak i z innych miejsc, można uznać że Tajwan to rajska wyspa, zamieszkała przez przyjaznych i zawsze uśmiechniętych ludzi. Jednak oboje wiemy, że istnieje druga strona tego uśmiechu. Tajwańska serdeczność i dobre wychowanie jest w dużej mierze oparte na chińskiej koncepcji twarzy 面子 mianzi. Jedną z jej zasad jest kontrolowanie emocji w każdej sytuacji. 

Na Tajwanie bardzo trudno spotkać się z niekulturalnym zachowaniem. Pierwszy kontakt z Tajwańczykami jest wspaniałym doświadczeniem. Tajwan jest często opisywany jako najbardziej przyjazne miejsce na świecie. Ta druga strona mianzi jest uciążliwa głównie dla osób żyjących tutaj dłużej, ponieważ rozwiązanie konfliktu w drodze bezpośredniej konfrontacji jest niemożliwe. Czasami jest to bardzo frustrujące, bo dotyczy przyziemnych spraw, które w naszej kulturze byłyby rozwiązane błyskawicznie. Na przykład, jeśli w miejscu pracy nieświadomie wylewasz fusy do zlewu, który nie jest do tego przeznaczony, to nikt nie zwróci ci uwagi wprost. Zamiast tego, cała firma będzie rozmawiać o tobie za plecami, aż w końcu po miesiącu ktoś powie ci bardzo delikatnie, że tak nie można. Albo przykład z komunikowaniem się po angielsku: Tajwańczycy przytakują słuchając twojej wypowiedzi nawet wtedy, kiedy nic nie rozumieją. Możesz sobie mówić i mówić. Oni mogą nic nie zrozumieć, ale nie przyznają się do tego, ponieważ najgorsza jest  dla nich perspektywa utraty twarzy spowodowana ujawnieniem faktu, że nie posiadają jakiejś wiedzy lub umiejętności. 

Jak po szesnastu latach dajesz sobie radę z tymi sytuacjami?

Przede wszystkim nauczyłem się, że bezpośrednią konfrontacją niczego się tutaj nie załatwi. Emocjonalne „postawienie kawy na ławę”, czyli mechanizm który w sytuacjach konfliktowych włącza się Polakom, spotka się tutaj z jeszcze większym usztywnieniem. Na Tajwanie uratować może nas tylko spokój i cierpliwość. 

Czyli przez cały twój czas na Tajwanie nie widziałeś wybuchu złości? 

Nie.

Chiny pod pewnymi względami jednak bardzo różnią się od wyspy. Pamiętam, jak kiedyś na lotnisku w Szanghaju byłam świadkiem takich  krzyków, jakby obdzierano kogoś ze skóry. Okazało się, że z powodu słabej widoczności wywołanej smogiem odwołano lot do Phuket w Tajlandii i pasażerowie wrzeszczeli na obsługę. Mój lot do Tajpej też był wtedy odwołany, ale Tajwańczycy czekali sobie spokojnie na dalszy bieg wydarzeń, a najbardziej zestresowaną osobą w tej grupie byłam prawdopodobnie ja. 

Kiedy blokują się tajwańskie autostrady, to ludzie grzecznie stoją, czasem bardzo długo czekając na wznowienie ruchu. Nikt nie wychodzi z samochodu, nikt nie przeklina. Być może ludzie się denerwują, ale tutaj nie ujawnia się prawdziwych emocji. Ta powściągliwość ma dwie strony, pozytywną i negatywną. Z jednej strony nikt nie będzie dla ciebie niemiły, z drugiej strony możesz na przykład nigdy nie dowiedzieć się, że robisz coś nie tak i bez żadnego ostrzeżenia zostać zwolniony z pracy. Nie ma na to rady. Tutaj jest taka kultura, trzeba ją zaakceptować i nauczyć się w niej poruszać.


Prezentacja o trzęsieniach ziemi i aktywnym Tajwanie dla palcówki dyplomatycznej Danii i Duńczyków mieszkających na wyspie

Tobie się udaje. Zaczynałeś na Tajwanie jako nauczyciel angielskiego, a teraz pracujesz na uniwersytecie w swojej dziedzinie.

W pewnym momencie, po tym jak zacząłem poznawać Tajwan i jego przyrodę, dojrzałem do powrotu do geologii. Napisałem kilka listów motywacyjnych. Odpowiedziała mi pani profesor z 國立中央大學, National Central University . Zostałem jest asystentem, 助理 zhuli do spraw badań w projekcie geofizycznym. Po dwóch latach projekt się skończył, ale okazało się, że mogę zacząć robić doktorat. No i zacząłem. Doktorat trwał siedem lat, bo na Tajwanie uniwersytety są zorganizowane według systemu amerykańskiego. Obecnie pracuję jako postdoc na NCU, czyli na mojej macierzystej uczelni, ale w międzyczasie pracowałem w 國立臺灣大學, National Taiwan University.  Dziś mogę powiedzieć, że jestem zarówno wychowankiem, jak i pracownikiem tajwańskiej edukacji akadmickiej.

I jak ją oceniasz?

Tajwańczycy są świetni w obrabianiu danych, ale gorsi w ich analizie i interpretacji. Dlatego uczelnie tajwańskie cały czas szukają możliwości współpracy z Francją, Niemcami czy Stanami Zjednoczonymi. 

Społeczeństwo wyspy to według oficjalnych danych w 95 procentach Chińczycy Han. Można tutaj zaobserwować cechy typowe dla chińskiej kultury, na przykład znaczącą rolę 關係 guanxi. Co to dla ciebie oznacza w praktyce, w pracy na uczelni?

Na przykład to, że jeśli nawet będę najlepszym geologiem na całym Tajwanie, to w przypadku redukcji etatów zostanę zwolniony, żeby pracę mógł zatrzymać ktoś z wewnętrznego kręgu, Tajwańczyk. Mój dorobek i umiejętności w tym momencie po prostu przestaną się liczyć. Mimo wielu pozytywów życia na Tajwanie nie zapominam, że tutaj zawsze będę 外國人 waiguorenem. Aczkolwiek to jest akurat coś, do czego każdy obcokrajowiec, biały czy czarny, dość szybko się przyzwyczaja. Wyglądamy i mówimy inaczej. Choćbyśmy mieszkali tutaj całe życie, zawsze będziemy postrzegani jako obcy. 

Notatki Sławka o geologii ogólnej (podczas nauki języka chińskiego)

 Czy w takim razie rozważasz powrót do Polski?

Z jednej strony chciałbym wrócić, zwłaszcza że poziom życia na Tajwanie cały czas spada. Z drugiej strony czuję, że coraz bardziej wrastam w wyspę. Ostatnio, po tylu latach, zacząłem chodzić na zajęcia 武術 wushu z prowadzącym starszym panem, prawdziwym mistrzem sztuk walki. Wiem, że brakowałoby mi tego, gdybym znowu zamieszkał w Polsce. Brakowałoby mi też przyrody, która na Tajwanie jest bardzo ciekawa i zróżnicowana. Mogę pojechać na południe i pobyć w klimacie tropikalnym, mogę pojechać na zachód, do naszych Aborygenów (do wioski, w której żona Sławka, Olimpia, prowadziła badania antropologiczne – przyp. red.). Wyspa interesuje mnie też zawodowo, bo jest aktywna geologicznie. 


Łupki metamorficzne południowego Tajwanu

Flisz centralnego Taiwanu

Tajwan leży w miejscu kolizji wielkiej tektonicznej płyty Euroazji i Filipin. Płyty zderzają się z dość wysoką prędkością około 8 centymetrów na rok. To szybciej, niż rośnie twój paznokieć. Dlatego mamy na Tajwanie wysoką geologiczną aktywność: uskoki, wypiętrzanie, spowodowane nim lawiny, błotne rzeki. W przeciwieństwie do Polski, która jest starym lub średnio starym kawałkiem kontynentu, Tajwan jest młodym, wypiętrzającym się dopiero orogenem. Pięć milionów lat temu nie było go wcale. To bardzo ciekawe miejsce dla badaczy zajmujących się na przykład geomorfologią i geologią strukturalną, bo pewne rzeczy można zaobserwować tu gołym okiem zamiast uczyć się o nich z książki.

Wygląda na to, że to wymarzone miejsce dla ciebie. Czy łatwo jest ci się tutaj rozwijać?

Jeszcze dwa lata temu powiedziałbym, że tak. Obecnie finansowanie badań naukowych zostało mocno obcięte. Jest to związane z polityką Tsai Ing-wen, której pod względem podejścia do nauki blisko jest do Donalda Trumpa. Nie wierzy w globalne ocieplenie, więc przerywa różne projekty, na przykład carbon storage, projekt polegający na pompowaniu pod ziemię dwutlenku węgla do specjalnych zbiorników, dzięki czemu na wiele lat można zredukować efekt cieplarniany. Robią to Niemcy czy Norwegia, na Tajwanie inicjatywę wstrzymano. Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądała tutaj przyszłość akademicka. Z jednej strony obecna władza, chcąc odciąć się od Chin i podkreślać odrębną tajwańską tożsamość, bardzo wspiera finansowo Aborygenów, kosztem między innymi badań naukowych. Z drugiej strony, profesor tajwańskiej uczelni może starać się o grant na swojej uczelni i brać pieniądze z Chin, pracując cały czas na wyspie. Ja sam na podobnym do mojego stanowisku mogę na kontynencie zarabiać trzy razy więcej. Chiny wygrywają Tajwan za pomocą pieniędzy. 

Czasy na Tajwanie były niepewne, a teraz są jeszcze bardziej. Mimo to mówisz, że to właśnie tutaj nauczyłeś się spokoju.

Od szesnastu lat żyję wśród ludzi, którzy są spokojni. W sytuacjach, w których Polak dawno by wybuchnął, oni pozostają grzeczni i kulturalni. Jeśli wrócę kiedyś do Polski, to dzięki latom spędzonym na Formozie będę umiał cieszyć się wszystkim bez tego stresu, który często obserwuję u rodaków. Dlatego uważam, że warto przyjechać na Tajwan dla przyrody czy kultury, ale przede wszystkim po to, żeby nabrać dystansu do samego siebie.