Polska rzeczywistość według Chińczykow

Ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, jak wiele zabawnych sytuacji doświadczam obcując z Chińczykami w Polsce. Wynikają one z ich pojmowania świata na sposób znany z Chin albo po prostu z indywidualnej kreatywności. Oto kilka, które szczególnie zapadły mi w pamięć:


1. Rozcieńczanie kawy

Chińczycy piją herbatę w ten sposób, że rano zalewają w termosie listki herbaciane 茶叶 cháyè wrzątkiem, a potem przez cały dzień dolewają gorącej wody do tych samych listków. Dostęp do gorącej wody to świętość; w Chinach w miejscach publicznych popularne są automaty, z których można jej sobie za darmo nalać. Dolewanie wody do termosu / gaiwanu swojego towarzysza jest świadectwem troski i uprzejmości. Zdarzyło mi się, że bez mojej wiedzy (bo wyszłam sobie na chwilę) gość z Chin dolał mi wody do kawy, która w efekcie stała się po prostu lurą. Skoro dolewa się wody do herbaty, to dlaczego nie do kawy? W sumie dobre pytanie. I intencje też były dobre. Szanuję.

2. Używanie dialektu lokalnego aby szef nas nie zrozumiał

Przybyły z Chin gość zapytał mnie: “Skąd pochodzi Twój przełożony?” Odpowiedziałam: “Z Warszawy”. A on na to: “To kapitalnie, możecie z kolegami z pracy rozmawiać w swoim lokalnym dialekcie. Dzięki temu szef was nie zrozumie.” Uznał, że skoro jesteśmy na południu Polski, a nasz przełożony jest z Warszawy, to znaczy że nie posługuje się on naszym dialektem lokalnym. Odległość ponad 200 kilometrów w jego Zhejiangu oznaczałaby właśnie to, więc dlaczego u nas miałoby być inaczej? No coż, marzenia.

3. Prawo jazdy ważne tylko w Kielcach 🙂

Kiedyś tłumaczyłam podczas przesłuchania w komisariacie, do którego został wezwany obywatel Chin, ponieważ złapano go na jeździe z przekroczeniem dozwolonej prędkości oraz kierowaniu pojazdem bez uprawnień. To znaczy… miał prawo jazdy, ale tylko chińskie. Nie jest ono w Polsce rozpoznawane, ponieważ Chiny nie są stroną w konwencji wiedeńskiej o ruchu drogowym. Jednak Chińczyk upierał się, że jego prawo jazdy jest w Polsce ważne, a już na pewno jest ważne w Kielcach. Tam bowiem również zatrzymano go za przekraczanie dozwolonej prędkości, jednak nie podważono jego uprawnień do kierowania pojazdem. Czy kielecka policja jest więc wyrozumiała wobec obcokrajowców bez prawka? Raczej było tak, że policjanci w Kielcach po prostu się nie znali albo nie chcieli zaprzątać sobie głowy przesłuchaniami. Pewnie nie przyszło im do głowy, że dadzą obywatelowi Chin tak poważny argument w sporze z władzą w innym polskim mieście.

4. Dlaczego Polacy ciągle mówią do siebie “kaczka”?

“Bez przerwy mówicie do siebie DUCK. Dlaczego?” – usłyszałam kiedyś od Chińczyka.

Duck. Tak.

No w sumie.

5. Komunizm ostatecznym celem rewolucji 🙂

Powiedziałam kiedyś do grupy z Chin: “Na wydziale narzędziowni, gdzie właśnie jesteśmy, znajdują się jeszcze propagandowe hasła z czasów komunizmu. Takie jak macie w Chinach.” Jeden z gości mnie poprawił: “Chyba z czasów socjalizmu. Przecież komunizm jest ostatecznym celem rewolucji i nie został jeszcze osiągnięty”.

Opadła mi szczęka i zaszyłam się w kącie.

6. Chiński metr kontra polski metr

Gdy wymiary przysłanych przez chińskiego dostawcę części nie będą mieściły się w tolerancjach, możecie dowiedzieć się, że…. chiński metr nie równa się naszemu metrowi. Chiny używają wprawdzie systemu metrycznego, gdzie metr to 米 mǐ, ale kiedyś byłam świadkiem sytuacji, w której użyty został tradycyjny chiński system miar, a zamiast metra wystąpiło 3 razy 市尺 shì chǐ. Tradycyjne 市尺 shì chǐ to w chińskim systemie miar 33.33 cm. 33.33 cm x3 = 99.99 cm.
差不多 Chàbùduō.7. 

7. Ohydny polski ryż!

Gdy do jakiejś organizacji przybywa jedna z pierwszych delegacji chińskich, chce się ich ugościć jak najlepiej. A co na pewno zjedzą Chińczycy? Wiadomo: 米饭 mǐfàn, czyli ryż. Tylko że ryż, który jest popularny w polskich stołówkach nie jest ryżem, który jedzą Chińczycy w Chinach. Oczywiście Chiny są bardzo różnorodne kulinarnie i spożywa się tam wiele odmian ryżu. Myślę, żę to przede wszystkim sposób przygotowania naszego ryżu sprawił, że moim oczom ukazał się widok ludzi o okropnie wykrzywionych twarzach. Posiłek zakończył się z dużą ilością resztek. I to wcale nie dlatego, że goście chcieli podkreślić, jak dużo jedzenia przygotowano i jak wspaniale czują się podjęci. Ups. Mifan mifanowi nie równy.

8. Zakładowe turnieje madżonga?

“Czy macie w swojej firmie turnieje madżonga? My mamy” – zagadnął mnie kiedyś gość z Chin. W polskich firmach nie ma już turniejów niczego. W sumie szkoda.

麻将 májiàng – chińska gra na czterech graczy; wykorzystuje się w niej 144 kamienie podzielone na grupy.

Mijają lata i wiele zabawnych sytuacji powszednieje, wiele też umyka mojej pamięci. Jednak codzienne obcowanie z ludźmi wywodzącymi się z tak bardzo odmiennej kultury jest super doświadczeniem.

Chińczycy w Arktyce

Wydawałoby się, że Arktyka to nie jest miejsce na chińską restaurację. Tymczasem okazuje się, że nawet tutaj, w bardzo północnej Norwegii, jakiś przedsiębiorczy Tang założył własny przybytek. Przyznam, że widok chińskiego biznesu w obcym dla mnie miejscu zawsze sprawia, że robi mi się cieplej na sercu. Ba, wielokrotnie chińskie sklepy i restauracje rozsiane po miasteczkach całej Europy okazywały się jedynymi miejscami, w których byłam w stanie się swobodnie porozumieć. 哈哈. Język chiński naprawdę przydaje się w podróży (nie tylko po Azji! 

Kim są “zdarte pantofle”?

破鞋 po xie – „zdarte pantofle”

Ku mojemu zdziwieniu odkryłam, że istnieje coś takiego jak Dzień Dziewic. Przypada 9 grudnia, czyli właśnie dzisiaj. Natomiast zdarte pantofle oznaczają w języku chińskim coś dokładnie odwrotnego.
„Zdarte pantofle – słowo o znaczeniu polskiej „zdziry” wywodzi się z pekińskich hutungów, gdzie osoby uprawiające prostytucję wywieszały na zewnątrz domów haftowane pantofelki, służące za szyld. Z biegiem czasu zniszczone przez wiatr i deszcz pantofelki, które same w sobie mają konotacje erotyczne, przeszły do języka jako obrazowe, pogardliwe określenie prostytutki.” Za: Liu Xiaobo, „Nie mam wrogów” ( z przypisów tłumacza). 

„Kwitnące miasto, które nigdy nie zasypia”- chromolitografia z lat 30. XX wieku, Yuan Xiutang (kolekcja Muzeum Historycznego Szanghaju).

Wyspa nauczyła mnie spokoju. Rozmowa ze Sławkiem Giletyczem, od szesnastu lat na Tajwanie

Sławek Giletycz podczas rejsu geologicznego na Morzu Południowochińskim 

Gdy po ukończeniu studiów geologicznych na Akademii Górniczo – Hutniczej w Krakowie w 2002 roku wyjechał na Tajwan, jak większość obcokrajowców zaczynał od nauczania języka angielskiego. Dziś pracuje na uniwersytecie jako postdoc, ale ma na koncie także prowadzenie polskiej restauracji. Dział “Inspirujące wywiady” otwieram rozmową ze Sławkiem Giletyczem, fascynatem podróży, który opowiada w jaki sposób Tajwan pomógł mu stać się bardziej otwartym człowiekiem i całkowicie uwolnić od typowych dla Polaków frustracji. Szczerze mówi też o ciemnych stronach życia na wyspie. 

Szesnaście lat to szmat czasu. W jaki sposób Tajwan cię ukształtował? Azja potrafi odmienić Polaków, którzy mieszkają tam zaledwie dwa albo trzy lata, a ty spędziłeś na Formozie prawie całe dorosłe życie.

Właściwie to trudno powiedzieć. Tutaj dojrzewałem i nie jestem pewien, które moje cechy są ukształtowane przez Tajwan, a które ujawniłyby się z biegiem czasu niezależnie od mojego adresu (śmiech). Ale na pewno dzięki życiu tutaj pozbyłem się typowych dla Polaków cech, które dawniej miałem i które obserwuję za każdym razem, kiedy odwiedzam Polskę. Dzięki geograficznemu dystansowi który mam, pewne nasze narodowe cechy mnie wręcz uderzają.

 Jakie?

Jesteśmy sfrustrowani i niezadowoleni. Widzę to w sklepach, w urzędach, wszędzie! Mam wrażenie, że żyjemy w ciągłym strachu przed oceną ze strony innych, w nieustannym poczuciu zagrożenia. Kiedy idziemy do urzędu, to boimy się, że pani w okienku odeśle nas z kwitkiem za brak kropki w odpowiednim miejscu na podaniu. I ona często za ten brak kropki nas odsyła! 

A taka pani urzędniczka na Tajwanie nie odsyła?

Nie tylko nie odsyła, ale jeszcze pomaga z własnej inicjatywy. Kiedyś nie dopilnowałem czegoś, co dotyczyło dowodu rejestracyjnego samochodu. Przyszło pismo, groziła mi grzywna. Razem z żoną poszliśmy do urzędu, gdzie przez pół godziny czterech urzędników głowiło się, w jaki sposób bez naruszenia prawa pozwolić mi uniknąć płacenia kary. Ci ludzie całkiem bezinteresownie poświęcili swój czas i energię tylko po to, żebym nie musiał płacić. Na Tajwanie jest trochę tak, jak gdyby wszędzie miało się znajomości. Dzięki temu na co dzień naprawdę żyje się lżej. 

Z żoną Olimpią podczas święta żniw w wiosce aborygeńskiej. Olimpia prowadziła badania antropologiczne dotyczące autochtonicznej ludności Tajwanu.
Fragment centralnego pasma w okolicy Sandimen na południu Tajwanu

 Ja sama mam wrażenie, że obecnie ludzie na Tajwanie są jeszcze bardziej uprzejmi niż kilka, kilkanaście lat temu. W samolocie relacji Szanghaj – Tajpej współpasażer dał mi 1000 dolarów tajwańskich tylko po to, żebym miała przy sobie lokalną walutę zanim dojdę do kantora na lotnisku!

Obcokrajowcy są na Tajwanie bardzo lubiani. Kiedyś zastanawiałem się, czy ta życzliwość jest skierowana przede wszystkim do nas. Ale nie! Tajwańczycy są tacy również dla siebie nawzajem. Wydaje mi się, że wynika to między innymi z silnego poczucia wspólnoty, z myślenia, że to jest nasza wyspa, mieszkamy tutaj razem i musimy o nią dbać. 

No właśnie: wyspa. Wiele razy w naszych rozmowach zwracałeś uwagę na fakt, że istnieje coś takiego jak mentalność wyspiarza. Ludzie na każdej wyspie żyją trochę w izolacji od świata zewnętrznego. Widać to bardzo dobrze na przykładach wysp europejskich, zarówno małych jak i dużych. Wiele mówi się na przykład o różnicach między Anglikami a Europejczykami z kontynentu, ale też między Sycylijczykami a innymi Włochami. Małe wysepki także żyją swoim życiem. W przypadku  Tajwanu ta specyficzność ludzi, która wynika z położenia geograficznego, jest potęgowana przez sytuację polityczną.

Tak. Poczucie izolacji i wyobcowania jest tutaj z pewnością jeszcze większe niż u tych wyspiarzy, którzy znajdują się w spokojniejszym politycznym położeniu. Tutaj jest tak, jakby ludzie podświadomie czuli, że ta mała wyspa to jest wszystko, co mają. To taki paradoks, że mimo niepewnej od dziesięcioleci sytuacji międzynarodowej, Tajwan jest najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Nikt tu nie ukradnie samochodu, bo niby dokąd miałby nim pojechać? Oczywiście, teoretycznie może go zabrać na drugi koniec wyspy, ale to poczucie ograniczenia jest tak głęboko zakorzenione w mentalności ludzi, że kradzieże zdarzają się bardzo rzadko. Zupełnie inaczej jest w Europie, gdzie można drogą lądową przemierzać tysiące kilometrów. To ciekawe, w jaki sposób położenie geograficzne wpływa na kulturę.


Główny krater wygasłego wulkanu na Zielonej Wyspie (綠島 Lu Dao), położonej 33 km na wschód od Tajwanu
Fragment mostu na wulkanicznej Zielonej Wyspie (綠島 Lu Dao)

Położenie geopolityczne Polski przyczyniło się do tego, że Polacy bardzo mocno żyją polityką. A jak to jest z twoimi znajomymi Tajwańczykami?

Szczerze mówiąc, czasami mam wrażenie, że Polacy bardziej ekscytują się sytuacją Tajwanu niż sami Tajwańczycy. Nie zrozum mnie źle – to nie jest tak, że Tajwańczykom jest wszystko jedno. Wręcz przeciwnie. Jednak większość ludzi, których znam ma już tylko nadzieję, że “pokojowe zjednoczenie narodu chińskiego” zapowiedziane przez przewodniczącego Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinpinga na rok 2049, nie nastąpi wcześniej. Są oczywiście różne ruchy i inicjatywy podkreślające niezależność Tajwanu, ale większość moich znajomych odbiera je jako niepotrzebne prowokowanie Chin, mogące tylko przyspieszyć ich wejście tutaj. Ono wprawdzie i tak się wydarzy, ale trzeba robić wszystko żeby ten moment opóźnić. Takie opinie słyszę najczęściej. Patrząc z zewnątrz mogłoby się też wydawać, że Tajwańczycy będą zachwyceni gestami solidarności płynącymi od obywateli innych krajów, ale takie gesty są często postrzegane negatywnie. Tajwan jest tak uzależniony gospodarczo od Chin, że nawet gdyby poradził sobie militarnie, to nie przetrwałby ekonomicznej izolacji. Tajwańczycy doskonale o tym wiedzą i zachowują się bardzo zachowawczo.

Kilka lat temu byłam w Kunshan w prowincji Jiangsu, w Chinach. Jest tam tyle tajwańskich firm, że czułam się prawie tak jak na wyspie. Po każdej fabryce oprowadzali nas Tajwańczycy. 

Dla wielu z nich to styl życia. Na Tajwanie biuro, na kontynencie, czyli 大陸 dalu, fabryka.

Na Tajwanie jedna żona, na kontynencie druga. Określenie waipo 外婆 , które w języku chińskim oznacza babcię od strony matki, na Tajwanie ma też drugie znaczenie: zewnętrzna kochanka, kochanka w Chinach.

 Tak. Więzi z Chinami są naprawdę silne (śmiech). 


Droga promem na Zieloną Wyspę (綠島 Lu Dao)

Mimo tych więzi, jest też sporo różnic między Chińczykami i Tajwańczykami. Oczywiście, Tajwańczyków czy Chińczyków trudno postrzegać jako jednorodną grupę, ale na pewno jest coś, co szczególnie zwróciło twoją uwagę.

Mam wrażenie, że rozmowa z Chińczykami jest bardziej merytoryczna i bezpośrednia. Jednak najbardziej zdziwiło mnie to, że w Chinach można normalnie, bez podtekstów porozmawiać z koleżanką! Podczas konferencji naukowych dyskutowaliśmy po partnersku, zarówno podczas części oficjalnej jak i przy obiedzie. Nigdy nie pojawiła się typowa dla Tajwanu niezręczność przy okazji kontaktów. 

Niezręczność?

Na Tajwanie jakikolwiek kontakt mężczyzny z kobietą jest od razu interpretowany jednoznacznie. Jeśli na przykład kolega odwiezie koleżankę do domu po pracy, to na drugi dzień cała firma mówi o tym, że łączy ich coś więcej niż relacje zawodowe (ujmując to delikatnie, bo prawdopodobnie pójdzie fama, że byli razem w motelu). Podobnie kończy się pójście z koleżanką z pracy na lunch. W Chinach relacje z kobietami wydają mi się bardziej partnerskie i bezpośrednie, zbliżone do tego co znamy z Europy.

To jest chyba pozytywny aspekt chińskiego socjalizmu. Społeczeństwo Tajwanu nie doświadczyło ruchów i kampanii Chińskiej Republiki Ludowej, więc wiele pięknych cech chińskiej kultury jest tu wciąż żywych. Jednak z drugiej strony pozostaje też bardziej tradycyjne i patriarchalne niż społeczeństwo kontynentu. Żona na wyspie zwykle idzie kilka kroków za mężem. W Chinach to rzadki widok.

Na Tajwanie obowiązuje dość tradycyjny model rodziny z dominującym i decydującym mężem, choć żadne społeczeństwo nie jest jednolite i tutaj też zdarzają się wyjątki.

A czy w takim tradycyjnym społeczeństwie jest miejsce na polską restaurację?

Moim zdaniem jest. Gdyby nasza knajpa była w Tajpej, a nie w małym mieście, to działalibyśmy do dziś. W każdy weekend mieliśmy lokal pełen gości, często przyjeżdżali ze stolicy. Błędem okazało się wybranie przez nas lokalizacji w prowincjonalnym Zhongli .

“Oak” 老橡樹 “Pod Debem” First Polish Restaurant in Taiwan, restauracja działająca w latach 2012 – 2014 w Zhongli (inne spotykane pisownie: Jungli, Jongli, Jhongli, Chungli) , w okręgu Taoyuan.

A poza tym, jak się prowadziło ten biznes? 

To była masakra. Trzy godziny snu, reszta doby w pracy. Ale taka jest specyfika prowadzenia gastronomii wszędzie na świecie. Co do tego nie mam żadnych złudzeń. Knajpa to jest fabryka, która cały czas musi pracować. Prowadzenie restauracji, szczególnie w kraju o zupełnie innych uwarunkowaniach kulturowych i ekonomicznych, jest bardzo trudnym i wyczerpującym zajęciem. Ale nabraliśmy doświadczenia, poznaliśmy dzięki temu wielu ciekawych ludzi, organizowaliśmy wydarzenia kulturalne i towarzyskie, podczas których zawsze mieliśmy pełną salę. To pokazało,  że na Tajwanie naprawdę jest zapotrzebowanie na miejsce spotkań dla Polaków, ale także dla Tajwańczyków zainteresowanych “egzotyką”, bo dla nich jesteśmy takim właśnie krajem: egzotycznym.

Czy Tajwańczykom smakowało to dziwne polskie jedzenie?

Przed otwarciem restauracji radzono nam, żebyśmy zmienili polskie potrawy pod podniebienia azjatyckie, żeby było trochę kwaśno, trochę słodko, czasem ostro. Było niebezpieczeństwo, że nasze potrawy będą dla Tajwańczyków za słone. Jednak ja i żona, a także moja mama która przez dwa lata odpowiadała w restauracji za kuchnię, postanowiliśmy znaleźć takie potrawy, które będą smakowały miejscowym klientom bez zmieniania tradycyjnej receptury. I udało nam się. Najbardziej smakowały im żurek i flaki.

Moje doświadczenia związane z gustami kulinarnymi Chińczyków są podobne. Za to najbardziej nielubiane są pierogi ruskie i barszcz czerwony.

Tak, pierogi ruskie u nas nie schodziły, ale nie mogę się odnieść do barszczu, bo był problem z burakami i nie mieliśmy go w menu (śmiech). 

Przeglądając wasze zdjęcia z Tajwańczykami, zarówno z restauracji jak i z innych miejsc, można uznać że Tajwan to rajska wyspa, zamieszkała przez przyjaznych i zawsze uśmiechniętych ludzi. Jednak oboje wiemy, że istnieje druga strona tego uśmiechu. Tajwańska serdeczność i dobre wychowanie jest w dużej mierze oparte na chińskiej koncepcji twarzy 面子 mianzi. Jedną z jej zasad jest kontrolowanie emocji w każdej sytuacji. 

Na Tajwanie bardzo trudno spotkać się z niekulturalnym zachowaniem. Pierwszy kontakt z Tajwańczykami jest wspaniałym doświadczeniem. Tajwan jest często opisywany jako najbardziej przyjazne miejsce na świecie. Ta druga strona mianzi jest uciążliwa głównie dla osób żyjących tutaj dłużej, ponieważ rozwiązanie konfliktu w drodze bezpośredniej konfrontacji jest niemożliwe. Czasami jest to bardzo frustrujące, bo dotyczy przyziemnych spraw, które w naszej kulturze byłyby rozwiązane błyskawicznie. Na przykład, jeśli w miejscu pracy nieświadomie wylewasz fusy do zlewu, który nie jest do tego przeznaczony, to nikt nie zwróci ci uwagi wprost. Zamiast tego, cała firma będzie rozmawiać o tobie za plecami, aż w końcu po miesiącu ktoś powie ci bardzo delikatnie, że tak nie można. Albo przykład z komunikowaniem się po angielsku: Tajwańczycy przytakują słuchając twojej wypowiedzi nawet wtedy, kiedy nic nie rozumieją. Możesz sobie mówić i mówić. Oni mogą nic nie zrozumieć, ale nie przyznają się do tego, ponieważ najgorsza jest  dla nich perspektywa utraty twarzy spowodowana ujawnieniem faktu, że nie posiadają jakiejś wiedzy lub umiejętności. 

Jak po szesnastu latach dajesz sobie radę z tymi sytuacjami?

Przede wszystkim nauczyłem się, że bezpośrednią konfrontacją niczego się tutaj nie załatwi. Emocjonalne “postawienie kawy na ławę”, czyli mechanizm który w sytuacjach konfliktowych włącza się Polakom, spotka się tutaj z jeszcze większym usztywnieniem. Na Tajwanie uratować może nas tylko spokój i cierpliwość. 

Czyli przez cały twój czas na Tajwanie nie widziałeś wybuchu złości? 

Nie.

Chiny pod pewnymi względami jednak bardzo różnią się od wyspy. Pamiętam, jak kiedyś na lotnisku w Szanghaju byłam świadkiem takich  krzyków, jakby obdzierano kogoś ze skóry. Okazało się, że z powodu słabej widoczności wywołanej smogiem odwołano lot do Phuket w Tajlandii i pasażerowie wrzeszczeli na obsługę. Mój lot do Tajpej też był wtedy odwołany, ale Tajwańczycy czekali sobie spokojnie na dalszy bieg wydarzeń, a najbardziej zestresowaną osobą w tej grupie byłam prawdopodobnie ja. 

Kiedy blokują się tajwańskie autostrady, to ludzie grzecznie stoją, czasem bardzo długo czekając na wznowienie ruchu. Nikt nie wychodzi z samochodu, nikt nie przeklina. Być może ludzie się denerwują, ale tutaj nie ujawnia się prawdziwych emocji. Ta powściągliwość ma dwie strony, pozytywną i negatywną. Z jednej strony nikt nie będzie dla ciebie niemiły, z drugiej strony możesz na przykład nigdy nie dowiedzieć się, że robisz coś nie tak i bez żadnego ostrzeżenia zostać zwolniony z pracy. Nie ma na to rady. Tutaj jest taka kultura, trzeba ją zaakceptować i nauczyć się w niej poruszać.


Prezentacja o trzęsieniach ziemi i aktywnym Tajwanie dla palcówki dyplomatycznej Danii i Duńczyków mieszkających na wyspie

Tobie się udaje. Zaczynałeś na Tajwanie jako nauczyciel angielskiego, a teraz pracujesz na uniwersytecie w swojej dziedzinie.

W pewnym momencie, po tym jak zacząłem poznawać Tajwan i jego przyrodę, dojrzałem do powrotu do geologii. Napisałem kilka listów motywacyjnych. Odpowiedziała mi pani profesor z 國立中央大學, National Central University . Zostałem jest asystentem, 助理 zhuli do spraw badań w projekcie geofizycznym. Po dwóch latach projekt się skończył, ale okazało się, że mogę zacząć robić doktorat. No i zacząłem. Doktorat trwał siedem lat, bo na Tajwanie uniwersytety są zorganizowane według systemu amerykańskiego. Obecnie pracuję jako postdoc na NCU, czyli na mojej macierzystej uczelni, ale w międzyczasie pracowałem w 國立臺灣大學, National Taiwan University.  Dziś mogę powiedzieć, że jestem zarówno wychowankiem, jak i pracownikiem tajwańskiej edukacji akadmickiej.

I jak ją oceniasz?

Tajwańczycy są świetni w obrabianiu danych, ale gorsi w ich analizie i interpretacji. Dlatego uczelnie tajwańskie cały czas szukają możliwości współpracy z Francją, Niemcami czy Stanami Zjednoczonymi. 

Społeczeństwo wyspy to według oficjalnych danych w 95 procentach Chińczycy Han. Można tutaj zaobserwować cechy typowe dla chińskiej kultury, na przykład znaczącą rolę 關係 guanxi. Co to dla ciebie oznacza w praktyce, w pracy na uczelni?

Na przykład to, że jeśli nawet będę najlepszym geologiem na całym Tajwanie, to w przypadku redukcji etatów zostanę zwolniony, żeby pracę mógł zatrzymać ktoś z wewnętrznego kręgu, Tajwańczyk. Mój dorobek i umiejętności w tym momencie po prostu przestaną się liczyć. Mimo wielu pozytywów życia na Tajwanie nie zapominam, że tutaj zawsze będę 外國人 waiguorenem. Aczkolwiek to jest akurat coś, do czego każdy obcokrajowiec, biały czy czarny, dość szybko się przyzwyczaja. Wyglądamy i mówimy inaczej. Choćbyśmy mieszkali tutaj całe życie, zawsze będziemy postrzegani jako obcy. 

Notatki Sławka o geologii ogólnej (podczas nauki języka chińskiego)

 Czy w takim razie rozważasz powrót do Polski?

Z jednej strony chciałbym wrócić, zwłaszcza że poziom życia na Tajwanie cały czas spada. Z drugiej strony czuję, że coraz bardziej wrastam w wyspę. Ostatnio, po tylu latach, zacząłem chodzić na zajęcia 武術 wushu z prowadzącym starszym panem, prawdziwym mistrzem sztuk walki. Wiem, że brakowałoby mi tego, gdybym znowu zamieszkał w Polsce. Brakowałoby mi też przyrody, która na Tajwanie jest bardzo ciekawa i zróżnicowana. Mogę pojechać na południe i pobyć w klimacie tropikalnym, mogę pojechać na zachód, do naszych Aborygenów (do wioski, w której żona Sławka, Olimpia, prowadziła badania antropologiczne – przyp. red.). Wyspa interesuje mnie też zawodowo, bo jest aktywna geologicznie. 


Łupki metamorficzne południowego Tajwanu

Flisz centralnego Taiwanu

Tajwan leży w miejscu kolizji wielkiej tektonicznej płyty Euroazji i Filipin. Płyty zderzają się z dość wysoką prędkością około 8 centymetrów na rok. To szybciej, niż rośnie twój paznokieć. Dlatego mamy na Tajwanie wysoką geologiczną aktywność: uskoki, wypiętrzanie, spowodowane nim lawiny, błotne rzeki. W przeciwieństwie do Polski, która jest starym lub średnio starym kawałkiem kontynentu, Tajwan jest młodym, wypiętrzającym się dopiero orogenem. Pięć milionów lat temu nie było go wcale. To bardzo ciekawe miejsce dla badaczy zajmujących się na przykład geomorfologią i geologią strukturalną, bo pewne rzeczy można zaobserwować tu gołym okiem zamiast uczyć się o nich z książki.

Wygląda na to, że to wymarzone miejsce dla ciebie. Czy łatwo jest ci się tutaj rozwijać?

Jeszcze dwa lata temu powiedziałbym, że tak. Obecnie finansowanie badań naukowych zostało mocno obcięte. Jest to związane z polityką Tsai Ing-wen, której pod względem podejścia do nauki blisko jest do Donalda Trumpa. Nie wierzy w globalne ocieplenie, więc przerywa różne projekty, na przykład carbon storage, projekt polegający na pompowaniu pod ziemię dwutlenku węgla do specjalnych zbiorników, dzięki czemu na wiele lat można zredukować efekt cieplarniany. Robią to Niemcy czy Norwegia, na Tajwanie inicjatywę wstrzymano. Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądała tutaj przyszłość akademicka. Z jednej strony obecna władza, chcąc odciąć się od Chin i podkreślać odrębną tajwańską tożsamość, bardzo wspiera finansowo Aborygenów, kosztem między innymi badań naukowych. Z drugiej strony, profesor tajwańskiej uczelni może starać się o grant na swojej uczelni i brać pieniądze z Chin, pracując cały czas na wyspie. Ja sam na podobnym do mojego stanowisku mogę na kontynencie zarabiać trzy razy więcej. Chiny wygrywają Tajwan za pomocą pieniędzy. 

Czasy na Tajwanie były niepewne, a teraz są jeszcze bardziej. Mimo to mówisz, że to właśnie tutaj nauczyłeś się spokoju.

Od szesnastu lat żyję wśród ludzi, którzy są spokojni. W sytuacjach, w których Polak dawno by wybuchnął, oni pozostają grzeczni i kulturalni. Jeśli wrócę kiedyś do Polski, to dzięki latom spędzonym na Formozie będę umiał cieszyć się wszystkim bez tego stresu, który często obserwuję u rodaków. Dlatego uważam, że warto przyjechać na Tajwan dla przyrody czy kultury, ale przede wszystkim po to, żeby nabrać dystansu do samego siebie. 

Tam, gdzie nie dociera piżamowa policja

Co się stanie, jeśli pójdziemy na zakupy w piżamie? Absolutnie nic! Amatorów chodzenia w piżamie jest w Chinach oczywiście coraz mniej. W końcu Centralny Komitet Cywilizacji od dawna nie próżnuje, nie mówiąc o takich oddolnych inicjatywach jak “piżamowa policja”. Jednak małe, ośmiusettysięczne “mieściny” rządzą się swoimi prawami. Zdjęcie zrobiłam w Shangyu, Shaoxing (prowincja Zhejiang).

Syberyjski las MADE IN CHINA

„Wyprodukowane w Chinach” ręczniki w różnych odcieniach zieleni symbolizują syberyjski las, a właściwie rosnące chińskie wpływy na Syberii. Syberia nigdy nie posiadała silnych związków z Moskwą. Jeszcze 150 lat temu należała do Chin, a ze stolicy rosyjskiego Dalekowschodniego Okręgu Federalnego jest sześć razy bliżej do Pekinu niż do Moskwy. Instalacja kojarzy mi się z Terakotowymi Córkami, jednak nie tyle ze względu na chińską ekspansję ekonomiczną, co matrymonialną. W związku z dysproporcją płci w Państwie Środka (na 100 kobiet przypada 120 mężczyzn), wielu bogatych Chińczyków szuka na Syberii żony. Dlaczego akturat tam? Nie tylko ze względu na bliskość geograficzną. Syberia jest najbardziej zacofanym gospodarczo rejonem Rosji, więc przyszłemu panu młodemu znacznie łatwiej znaleźć tam żonę niż na przykład w bogatej Moskwie. Zdjęcia zrobiłam w Muzeum Sztuki Współczenej Mocak podczas wystawy „Ojczyzna w sztuce”.

Ratunku! Chińczycy sinizują mnie w Polsce!

Zastanawiam się, czy jest na świecie jakiś naród, który w takim stopniu jak Chińczycy potrafiłby narzucać innym nacjom swoje zwyczaje. W europejskiej historii rzadko zdarzało się, żeby najeźdźcy przejmowali język i kulturę podporządkowanego narodu. Tymczasem, Chińczycy nie musieli śpiewać “Nie będzie Mandżur (albo Mongoł) pluł nam w twarz”, bo zarówno mandżurska dynastia Qing jak i mongolska dynastia Yuan, mimo podboju Chin nie tylko nie wytrzebiły zwyczajów i języka Hanów, ale w dużym stopniu się zsinizowały¹. Kiedy w 2005 roku wyjechałam na Tajwan, też liczyłam na jakieś małe “zchińszczenie” mojej osoby. Wówczas, perspektywa poznania lokalnych zwyczajów była dla mnie tak fascynująca, że można to chyba porównać tylko ze spotkaniem z Marsjanami i możliwością obserwowania ich codziennego życia (ale bez całej tej obawy o ewentualność wszczepienia implantów, które, jak każdy wie, bardzo ciężko potem usunąć).

Oczywista oczywistość. Ktoś, kto wyjeżdża do Azji albo do jakiegokolwiek innego kraju musi się liczyć z faktem, że ludzie będą się tam zachowywać inaczej. Mało tego, ten ktoś powinien się pewnie liczyć z ewentualnością przejęcia niektórych lokalnych zachowań (no bo w końcu klimat, rozwiązania architektoniczne, rodzaj dostępnego pożywienia, organizacja czasu pracy trochę nas ograniczają). Ale w jaki sposób wytłumaczyć fakt, że Chińczycy przyjeżdżający do Polski są w stanie narzucić mi w moim własnym kraju swoje sino-zachowania i w ciągu kilku dni wpłynąć na pracę stołówki, w której jedzą “roboczy obiad” (ostatnio modne w korpomowie określenie working lunch, które ma usprawiedliwiać coś tak nieprofesjonalnego jak jedzenie..)?

Organizacja posiłków na sposób chiński zakłada, że na środku stołu znajduje się kilka lub kilkanaście potraw, z których każdy gość wybiera sobie to, na co ma ochotę (w praktyce zwykle próbuje wszystkiego po trochu). Podczas wspólnych posiłków nie zamawia się potraw indywidualnie. W Chinach zazwyczaj jedna osoba zaznacza w specjalnym restauracyjnym formularzu jakie dania będzie spożywać cała grupa. Obecnie można też zamawiać przez aplikację w telefonie, a rola kelnera powoli zostaje zredukowana do przyniesienia potraw do stołu.

Do blatu stołu przytwierdzony jest mniejszy, obracający się blat. Na nim kładzie się potrawy, których każdy gość może skosztować. Jak widać, z kieliszka do wina pije się wszystko. Toasty z mlekiem w roli głównej to w Chinach całkiem normalna sprawa.

Do blatu stołu przytwierdzony jest mniejszy, obracający się blat. Na nim kładzie się potrawy, których każdy gość może skosztować. Jak widać, z kieliszka do wina pije się wszystko. Toasty z mlekiem w roli głównej to w Chinach całkiem normalna sprawa.

Teoretycznie mogłabym w Polsce nie organizować posiłków na sposób chiński. Powiem więcej, nawet próbowałam zmusić Chińczyków do jedzenia po polsku. W końcu rùxiāngsuísú (入乡随俗 ), w wolnym tłumaczeniu “jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one…”  to pierwsze chengyu, jakiego się nauczyłam. Okazuje się jednak, że za każdym razem obracało się to przeciwko mnie, ponieważ po pierwsze, i tak musiałam pomagać im w zamawianiu potraw. To są prawdziwi Chińczycy prosto z Chin, w dodatku w większości bez znajomości języków europejskich i europejskiej kuchni. Przy indywidualnym zamawianiu dla dziesięciu osób, łączny czas spędzony na “roboczym obiedzie” wydłuży się nawet o godzinę. No bo przecież pan Wang chce dokładnie wiedzieć, czy ryba jest smażona czy duszona, rzeczna czy morska. A pan Zheng  jest mało zdecydowany (zresztą, który Chińczyk jest?) i potrzebuje dziesięciu minut żeby określić jakie chce ziemniaki. Po drugie, przez lata nauczyłam się, że sino-natura wygrywa zawsze i wszędzie, więc w gastronomii nie chce być inaczej. Tutaj dochodzimy więc do tego, co po drugie. Chińczycy wcale nie chcą pozostać przy indywidualnie wybranej potrawie. Po kilku kęsach zaczną zachęcać towarzyszy do spróbowania swojego dania (nie można zaprzepaścić żadnej okazji żeby podlizać się zwierzchnikowi, 上司 shàngsi), przekładać sobie kawałki mięsa, frytki i warzywa z talerza na talerz, tracąc przy tym część frykasów w transporcie. A i laowaiowi² coś się dostanie, przecież siedzi taki biedny ze swoją nudną i marną potrawą. Jeśli przypadkiem masz pod opieką kilku Chińczyków, to strzeż się i wiedz, że taka sytuacja może zdarzyć się nie tylko w przyfabrycznej kantynie, lecz także w restauracji Wierzynek w Krakowie. Aaaa! Nie, nie, nie. Nigdy więcej.

wl.jpg
Nauczona doświadczeniami, w Polsce zawsze zamawiam dla Chińczyków hurtowo. Jak widać, wszyscy są szczęśliwi.

Nauczona doświadczeniami, w Polsce zawsze zamawiam dla Chińczyków hurtowo. Jak widać, wszyscy są szczęśliwi.

Dlatego, ze względu na własną wygodę rezygnuję z polonizowania Chińczyków i pozwalam im nawet podczas pobytu w Polsce pielęgnować swoją chińskość.

Ostatnio przypadło mi w udziale inne ekstremalne przeżycie. Wiadomo, że Chińczycy kochają herbatę co najmniej od czasów dynastii Tang, a kultura herbaciana, 茶文化 (chá wénhuà) jest sztuką samą w sobie. W codziennym zapracowanym chińskim życiu nie ma miejsca na długie herbaciane ceremonie 功夫茶(gōngfūchá).

cha
Zestaw do parzenia herbaty w stylu 功夫(gōngfū). Gongfu (Kung fu) odnosi się do ludzkiego wysiłku włożonego w opanowanie jakiejś umiejętności na wysokim poziomie (na przykład osiągnięcia biegłości w sztuce herbacianej). Określanie chińskich sztuk walki jako Kung fu w językach europejskich jest w istocie wynikiem błędu w tłumaczeniu lub zrozumieniu źródłowego pojęcia, gdyż sztuki walki są przez Chińczyków określane jako 中国武术 (Zhōngguó wǔshù).

Zestaw do parzenia herbaty w stylu 功夫(gōngfū). Gongfu (Kung fu) odnosi się do ludzkiego wysiłku włożonego w opanowanie jakiejś umiejętności na wysokim poziomie (na przykład osiągnięcia biegłości w sztuce herbacianej). Określanie chińskich sztuk walki jako Kung fu w językach europejskich jest w istocie wynikiem błędu w tłumaczeniu lub zrozumieniu źródłowego pojęcia, gdyż sztuki walki są przez Chińczyków określane jako 中国武术 (Zhōngguó wǔshù).

Znajdzie się za to czas na wielokrotne zalewanie tych samych herbacianych liści. Codziennie rano dzielni Chińczycy zalewają więc gorącą wodą liście w swoim termosie, który zabierają ze sobą wszędzie. Już nawet w Polsce każde dziecko wie, że liście zalane gorącą wodą raz mają najlepszy zapach, zalane po raz drugi – najlepszy smak, a zalane po raz trzeci i więcej, służą długim i owocnym rozmowom z przyjacielem (w Polsce długie i owocne rozmowy z przyjacielem są zazwyczaj urozmaicane innymi płynami, ale jakaś zbieżność kulturowa występuje). Przybywszy do Polski, Chińczycy już od rana przygotowują swoje termosiki, więc przed rozpoczęciem z nimi spotkania należy uzbroić ich w podstawowy oręż – czajnik z gorącą wodą. Lubię chińską herbatę, ale jak większość rodaków zaczynam dzień od kawy. Któregoś dnia rano tłumaczyłam ustnie podczas szkolenia. Nie wszystko szło jak po maśle, zrobiło się trochę zamieszania i kilka razy musiałam wstawać do tablicy, na której znajdowały się objaśnienia. Potem wracałam na swoje miejsce, gdzie stała sobie moja kawa. Ku mojemu zdziwieniu za każdym razem gdy wracałam kawa była bardziej rozcieńczona, aby w końcu wejść w fazę kompletnej lury.

Po chwili okazało się, że pewien młody chiński inżynier chciał być uprzejmy i po prostu dolewał mi gorącej wody do kawy przy okazji dolewania jej do swojej herbaty. Myślał, że tak trzeba. Zresztą 开水(kāishuǐ), gorąca woda, to w Chinach temat fascynujący sam w sobie. Zrozumiałam wtedy jednak, że są granice sinizacji i od tej pory trzymam swój kubek w zasięgu wzroku. Być może przyjęłam, jak kiedyś Mandżurowie, chińskie imię i nazwisko, ale będę bronić ostatniego przyczółka polskości – swojej kawy…

Ciekawym zjawiskiem wpisującym się w kontekst chińskich wizyt w Polsce są zmiany na rynku bursztynu. Chińczycy w ciągu kilku lat przyczynili się nie tylko do znaczącego wzrostu cen biżuterii i surowca, ale również zrewolucjonizowali estetykę bursztynowych bransolet czy wisiorków (głównie jednak bransolet!). Jeszcze kilka lat temu próżno było szukać takich ozdób w polskich sklepach z bursztynem. Dziś, przemierzając gdańskie czy krakowskie Stare Miasto, często natykamy się na poniższe cuda w zakresie cenowym od około 500 zł do nawet 20 000 zł za sztukę.

IMG_0136
bransoleta z bursztynu – ulubiona ozdoba chińskiego turysty

bransoleta z bursztynu – ulubiona ozdoba chińskiego turysty

Noszenie takich bransolet to w Chinach przede wszystkim domena mężczyzn. Tym lepiej dla właścicieli sklepów, bo mimo wielu pozytywnych zmian w kierunku równouprawnienia kobiet i mężczyzn (socjalizm ma swoje dobre strony), Chińczycy pozostają jednak społeczeństwem patriarchalnym. Jak w każdym takim społeczeństwie, w Chinach pieniądze trzymają głównie mężczyźni. Tak się składa, że chińscy mężczyźni nie oszczędzają na własnym luksusie (o ile ich na niego stać). A o tym, że ich stać, przekonali się już kilka lat temu wszyscy parający się handlem bursztynem w Polsce. Nie dziwi więc wynik małego eksperymentu, którego efekty przedstawiam poniżej.

Po lewej stronie mamy wyniki wyszukiwania po wpisaniu w wyszukiwarkę Google hasła bransoleta. Po prawej stronie widzimy wyniki po wpisaniu w tę samą wyszukiwarkę hasła 手串 (shǒu chuàn), czyli tego samego hasła po chińsku (Baidu pokazuje podobne wyniki). Ten przykład dowodzi chyba jednoznacznie dla kogo polskie sklepy przygotowały obecną ofertę stawiając na szlifowane kule, stylistykę, w której w Chinach utrzymane są bransolety nie tylko z bursztynu. Już nie turysta niemiecki ani amerykański jest najbardziej wyczekiwany przez sklepy z bursztynem, ale właśnie turysta z Państwa Środka. W ciągu ostatnich 5 lat, napędzana chińskim popytem cena bursztynu rosła średnio o 20-30 procent rocznie. W roku 2017 polski rynek bursztynniczy po raz pierwszy zanotował spadek ceny surowca. Chińscy kupcy tak bardzo podbili ceny polskiego bursztynu, że odbiorcy z USA i Europy Zachodniej całkowicie stracili zainteresowanie zakupami w Polsce. W tym roku na Międzynarodowych Targach Gdańskich po raz pierwszy nie dominowali Chińczycy. Chiński rynek zwyczajnie się nasycił.

Koniec bursztynowej hossy nie oznacza jednak, że sprzedawcy bursztynu powinni rozglądać się za nowymi projektami biżuterii, ponieważ Polska staje się ostatnio coraz bardziej popularnym celem wycieczek chińskich grup. Po Paryżu, Rzymie i Pradze przychodzi czas na nas. Chińczycy czują się nad Wisłą bardzo dobrze. Często słyszę od nich, że to pewnie dlatego, iż mamy, tak samo jak oni, socjalistyczne doświadczenia. A może dlatego, że też mamy smoka.

Być może Chińczycy wcale nie mają aż tak rozwiniętych sinizujących mocy, tylko po prostu jest ich tak bardzo dużo. Być może zamiast “sinizacja” powinnam raczej skupić się na słowie “globalizacja”. Nie wiem. Na pewno jednak wiem, że będę miała coraz więcej okazji do obserwacji, bo nasza globalna wioska staje się coraz mniejsza.


Przypisy:

¹Zjawisko sinizacji przybierało zupełnie różne oblicza w przypadku Mongołów i Mandżurów. Mongołowie często przejmowali kulturę, religię i języki ludów podbitych (a nie tylko Chińczyków) w całym swoim imperium, co zresztą przyczyniło się do jego rozpadu. Stopień sinizacji Mandżurów jest przedmiotem debaty historyków. Szkoła New Qing History zakwestionowała opiewaną wcześniej zdolność Chińczyków do przekazywania najeźdźcom zwyczajów, języka czy sposobu organizacji państwa. Nie można jednak podważać występowania tej zdolności w ogóle, a raczej dyskutować nad zakresem zjawiska. Inne kultury Dalekiego Wschodu również wiele zawdzięczają Chinom.

²Kolokwialne, lekko drwiące określenie obcokrajowca.

Stereotypy na temat języka chińskiego

Czasami bywają w jakimś stopniu prawdziwe, innym razem całkowicie błędne. Sądzę, że warto się do nich odnieść, ponieważ wpływają na nasze wyobrażenie o pierwszym języku na świecie pod względem liczby rodzimych użytkowników i drugim pod względem wszystkich użytkowników. Pod określeniem “język chiński” rozumiem jedyny oficjalny język Chińskiej Republiki Ludowej, standardowy język mandaryński z wymową opartą na dialekcie pekińskim, słownictwem opartym na językach mandaryńskich i gramatyką opartą na pisanym baihua.

1. Język chiński jest łatwy. Język chiński jest trudny. 

Język chiński zawiera ponad 80 000 znaków (słownik 中华字海Zhōnghuá zì hǎi, które pojawiły się w całej historii pisma. Niektóre z nich zostały użyte tylko raz i do dziś nie wiadomo co oznaczają. Z tych 80 000 znaków natomiast utworzono do tej pory ponad 370 000 słów. Dużo! Chińczycy jednak zdają się porozumiewać w swoim języku bez większych problemów. Jak to jest z tym chińskim? Jest trudny, czy łatwy?

Odpowiedź jest skomplikowana i moim zdaniem zasługuje na analizę z dwóch perspektyw – subiektywnej (z uwzględnieniem tego kto się uczy) i obiektywnej (porównanie samych systemów).

Jeśli uznamy, że język angielski lub inny język europejski jest łatwy w porównaniu z chińskim, to zastanówmy się dlaczego tak uważamy. Łatwe wydaje nam się to, co już umiemy (każdy rodzic kilkulatka może doświadczyć jak „łatwy” jest alfabet kiedy dziecko zaczyna się uczyć literek…). Gdy zaczynamy uczyć się języka angielskiego, tak naprawdę wcale nie uczymy się od zera. Znamy już alfabet. Oczywiście, inna jest wymowa liter.  W alfabecie polskim nie ma „x” ani „v”, są za to inne głoski, których z kolei nie ma w angielskim. Jest jednak wspólna baza, od której można zacząć. Wiele słów po polsku i angielsku pisze się identycznie (sport, stop, radio, system, zero…),  wiele innych słów pisze się podobnie (computer, anatomy, geography…).  Czasami słowo polskie i angielskie różnią się końcówką lub prefiksem, ale i tak rozumiemy co ono znaczy.

Z wieloma innymi językami europejskimi jest podobnie. Gdy pierwszy raz wzięłam do rąk tekst po włosku (bez absolutnie żadnych wcześniejszych doświadczeń z tym językiem), byłam w stanie zrozumieć o czym mniej więcej opowiada tekst, ponieważ wiele słów było polskimi słowami “w przebraniu”. Najczęściej wynika to z naszej wspólnej łacińskiej spuścizny. Biorąc pierwszy raz do rąk tekst po chińsku, Polak nie zrozumie kompletnie nic. Inaczej sprawa będzie się miała gdy taki tekst weźmie do rąk Japończyk, ponieważ wiele tradycyjnych znaków chińskich występuje w języku japońskim w postaci kanji.

Na początku nauki język obcy jest nam tym bardziej obcy, im mniej w przeszłości wpływał na nasz język ojczysty. Zwykle wiąże się to bardzo prozaicznie z odległością na mapie.

Inna kwestia dotyczy zagadnień kulturowych. Język chiński opisuje rzeczywistość, którą też trzeba poznać od zera. Ucząc się angielskiego możemy porównywać tradycje bożonarodzeniowe w Polsce i Anglii. Ucząc się chińskiego dowiemy się, że Boże Narodzenie w Państwie Środka to zwykły dzień roboczy, a zwyczaje świąteczne ograniczają się do powierzchownej konsumpcji, są zjawiskiem kulturowo obcym i relatywnie nowym. Głównym świętem w roku jest oczywiście 春节, Święto Wiosny, znane również jako 中国新年, Chiński Nowy Rok. Święto to jest ruchome i wypada pomiędzy 21 stycznia a 20 lutego, czyli w okresie gdy w Polsce świętujemy… wielkie nic (nie chcąc urazić niczyich uczuć religijnych odnotowuję, że 2 lutego jest Matki Bożej Gromnicznej, ale jednak jest to dzień roboczy). Krótko mówiąc, nie mamy z Chinami kompletnie żadnej wspólnej bazy kulturowej. Inne są tradycyjne chińskie instrumenty, inna jest gra w szachy, zupełnie inaczej wygląda teatr i opera, mówiąc o historii odnosimy się do nazw dynastii cesarskich, a nie do okresów znanych nam z historii Europy, wreszcie – kapitalizm nie równa się własności prywatnej w rozumieniu znanym na Zachodzie. Inne są dzieła literackie, popularne gwiazdy i celebryci, malarstwo, przekąski i dania główne, przeboje muzyki POP. Wszystkiego trzeba uczyć się od podstaw. Zupełnie tak, jak gdybyśmy byli małymi dziećmi. Problem pojawia się, gdy dziećmi nie jesteśmy. Nie będąc już Tabulą Rasą mamy bowiem mnóstwo naleciałości, które przeszkadzają nam w nauce języka chińskiego. I to właśnie w dużym stopniu sprawia, że chiński jest trudny dla Polaka.

Na pierwszym etapie nauki trzeba się więc skupić na porzuceniu schematów znanych nam z europejskich języków. Lubię myśleć o nauce języków obcych jak o budowie nowego domu. Gdy uczymy się języka europejskiego, zostawiamy fundamenty i mury starego domu, wymieniamy instalacje i parapety, kupujemy nowy sprzęt AGD, a potem długo urządzamy wnętrza. W przypadku nauki języka chińskiego musimy wjechać buldożerem, prawie wszystko zniszczyć, wywieźć gruzy. Dopiero wtedy możemy rozpocząć naukę od zera.

demol

Inna sprawa to wysokość naszej poprzeczki. Tak naprawdę to ten angielski taki łatwy też wcale nie jest jeśli chcemy czytać w oryginale Dickensa, oglądać debaty polityczne albo studiować nowe idee w teorii ekonomii.

Polacy w ostatnim dziesięcioleciu zrobili wielkie postępy w zakresie znajomości języka angielskiego, jednak nacisk na mówienie i słuchanie bez porządnego poznania gramatyki zaowocował rzeszami specjalistów, którzy orientują się w swoim słownictwie branżowym, ale nie potrafią sklecić poprawnego gramatycznie zdania po angielsku. Zdarza się, że proszą o „replay” (powtórne odtworzenie nagrania) mając na myśli „reply” (odpowiedź)… itd. Z chińskim jest dokładnie tak samo. Można poznać go bardzo dobrze. Można poznać go słabo.

Teraz spojrzenie systemowe. Abstrahując od tego kto przystępuje do nauki chińskiego, język Państwa Środka jest obiektywnie trudny.

W chińszczyźnie należy rozdzielać język pisany i mówiony. Pismo chińskie nie notuje wymowy. Przyczyniło się to do utrwalenia na przestrzeni tysiącleci jego trwałego standardu, ale stanowi wielkie utrudnienie w nauce znaków (w porównaniu z językami europejskimi, gdzie pismo jest zapisem fonetycznym języka mówionego).

Gdyby chiński był łatwy, Chińczycy nie potrzebowaliby (do nauki ojczystego przecież języka) transkrypcji fonetycznej w postaci łacińskich liter. Pinyin (transkrypcja fonetyczna języka chińskiego) został wymyślony przez Chińczyków dla Chińczyków. Dzieci chińskie szybciej bowiem opanują fonetyczny zapis sylab literami łacińskimi niż pisownię tysięcy znaków chińskich. Ucząc się swojego języka muszą zapamiętać nie tylko chiński znak, lecz także jego wymowę w pinyinie oraz właściwy ton. Mają do tego specjalne zeszyty, w których nad kratką do wpisania znaku znajduje się pole do wpisania wymowy w pinyinie

Wyjątkiem są dzieci w Hong Kongu, które nie mają takiego ułatwienia i opanowują znaki (tradycyjne!) bez jakiegokolwiek fonetycznego zapisu. 

 

 

main-qimg-d3a460b649887a85ba7410bf7eaaaf54-c

Przez dwa lata ze współczuciem obserwowałam jak przeciętne tajwańskie dziecko spędza na lekcjach około dziesięciu godzin dziennie (a często potem udaje się do szkoły dodatkowej, 补习班, na zajęcia z angielskiego i matematyki). Z jednej strony jest to bardzo długi czas, z drugiej, doprawdy nie wiem czy Chińczycy opanowaliby dobrze swój język gdyby ich lekcje trwały tyle co w Polsce. Do końca szkoły podstawowej chińskie dziecko powinno opanować około 2000 znaków (i wielokrotnie więcej słów), do końca szkoły średniej – 4500 znaków (i wielokrotnie więcej słów).

Lan Shao, autorka książki pt. Chineasy, z pochodzenia Tajwanka, przyznała że mieszkając w Europie miała wielki problem z nauczeniem swoich dzieci pisma chińskiego. Tak zrodził się pomysł na książkę wyjaśniającą chińskie krzaki, dobudowującą do nich historyjkę (nawet jeśli nie jest ona zgodna z rzeczywistą etymologią znaku). W książce Chineasy Lan Shao stara się przedstawić znaki jako zabawne piktogramy bądź ideogramy, a następnie pokazywać jak budować z nich kolejne znaki. Jednak nowotwór językowy Chineasy (Chinese + Easy) to w istocie oksymoron. Pismo chińskie jest po prostu trudne, a książka Chineasy zawiera szereg błędów merytorycznych i może służyć najwyżej jako rodzaj atrakcyjnej wizualnie zabawki, ale nie jako podręcznik dla osób traktujących naukę chińskiego poważnie. Natomiast sukces, jaki odniosła na świecie ta publikacja pokazuje, że istnieje ogromne zapotrzebowanie na narzędzia ułatwiające zrozumienie znaków. Nauka poprzez przepisywanie w nadziei na wykształcenie pamięci ręki nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Wielu Chińczyków posiada trwałe zwyrodnienia na dłoniach nadwyrężonych żmudnym, długoletnim pisaniem. Obcokrajowcy, którzy przystępują do nauki chińskiego jako dorośli lub prawie dorośli ludzie, raczej nie mają czasu na przechodzenie tak długiej drogi. Osiągają lepsze efekty, gdy starają się zrozumieć budowę znaków.

Pomagają w tym różne narzędzia, z których najefektywniejszym jest w mojej ocenie słownik etymologiczny Outlier, funkcjonujący jako dodatek do aplikacji mobilnej Pleco. Uczenie się przez etymologię wymaga więcej uwagi niż proste metody mnemotechniczne, ale pomaga dostrzegać rzeczywiste połączenia pomiędzy elementami funkcjonalnymi znaku. W ten sposób nie popełnimy błędu polegającego na przypisywaniu znaczenia każdemu komponentowi. Wiele komponentów nie reprezentuje znaczenia, lecz podpowiada wymowę albo nie pełni żadnej z tych funkcji. Jednak bardzo często w celu zapamiętania znaku praktykuje się układanie do niego historyjki opartej o znaczenie każdego z elementów. Przypisując znaczenie komponentom, które wcale nie wnoszą go do znaku, nie ułatwiamy sobie nauki. Tracimy wtedy wyobrażenie o połączeniach znaczeniowych i fonetycznych elementów. A przecież 70 procent znaków to piktofonogramy, w których jeden element podpowiada czytanie, a drugi znaczenie. 70 procent to przecież bardzo dużo. Zamiast traktować znaki chińskie jako system piktogramów i układać historyjki, które i tak zampomnimy, lepiej tworzyć sobie serie znaków w oparciu o element fonetyczny lub znaczeniowy. Na przykład: znaki, w których 女 kobieta pełni funkcję znaczeniową lub znaki, w których 居 mieszkanie pełni funkcję fonetyczną.

Tak czy inaczej, pismo chińskie jest bardzo trudne z powodu ogromnej liczby znaków. W języku polskim możemy popełnić błąd ortograficzny, ale będziemy umieli zapisać każde słowo. Gorzej lub lepiej, ale jednak. Przy chińskim nawet rodzimi użytkownicy dają czasem za wygraną. Bywam świadkiem sytuacji, w których moi chińscy współpracownicy, prowadząc ożywioną dyskusję dotyczącą spraw firmy i jednocześnie zapisując swoje wnioski na tablicy, zapominają pisowni znaku, stając się obiektem żartów kolegów.

 

Bierna znajomość pisma chińskiego (czytanie) nie jest bowiem tożsama z umiejętnością pisania. Narządy nieużywane zanikają, podobnie jak niećwiczone umiejętności. Wiele razy przekonałam się o tym boleśnie, próbując napisać ręcznie (nie na komputerze) znaki, które przecież czytam codziennie i doskonale rozumiem ich znaczenie.

Pismo chińskie jest zdecydowanie najtrudniejszym aspektem nauki języka chińskiego. Są jednak obszary, które nam to wynagradzają. Jednym z nich jest gramatyka. Chińczycy lubią powtarzać, “中文没有语法”, język chiński nie ma gramatyki. Mają wówczas tak naprawdę na myśli przede wszystkim brak koniugacji czasowników i deklinacji rzeczowników. Fakt. Jest to ułatwienie, ale chiński jak najbardziej ma gramatykę. I to wcale nie taką znowu banalnie łatwą.

Język chiński należy do grupy języków tzw. izolujących, w których większość pojedynczych morfemów może stanowić samodzielne wyrazy. Kluczowe w chińskim jest ułożenie znaków w zdaniu w odpowiedniej kolejności. W zależności od umiejscowienia znaku zmieni się znaczenie zdania (看我 kàn wǒ – patrz na mnie, 我看 wǒ kàn – ja patrzę, 上楼梯 shàng lóutī – wyjść po schodach, 楼梯上 lóutī shàng – na schodach). Niby proste, ale przy zdaniach wielokrotnie złożonych można się nieźle pogubić.

Zresztą, na początku nauki nawet proste zdania stwarzają problemy, co wynika z odmiennej struktury języka chińskiego i języków europejskich.

Chiński zdecydowanie nie jest łatwy, ale co jest? Każda dziedzina na świecie wymaga pracy. W czasach, gdy ludzie oczekują efektu instant, gdy reklamuje się kursy językowe pt. „opanuj język w dwa tygodnie”, przyznanie tego faktu brzmi mało atrakcyjnie. Niemniej, wszystko inne będzie po prostu kłamstwem.

  1. Jest tyle dialektów chińskich, że nie wiadomo którego się uczyć.

Właśnie akurat wiadomo. Osoba pragmatyczna powinna uczyć się standardowego języka mandaryńskiego 普通话 putonghua (na Tajwanie 国语 guoyu). Tak, dialektów jest dużo. Tak, Chińczycy posługujący się WYŁĄCZNIE dialektem regionalnym nie porozumieją się z Chińczykami posługującymi się WYŁĄCZNIE innym, oddalonym od niego dialektem (szczególnie ludzie Południa, 南方人 nie zrozumieją ludzi Północy, 北方人 ). Tylko, że dzisiaj taka sytuacja zdarza się coraz rzadziej, bo prawie wszyscy znają już nie tylko swój dialekt.

1024px-Map_of_sinitic_languages_full-en.svgTo dialekty lokalne zanikają, a standardowy język mandaryński rośnie w siłę. Kiedyś było inaczej. Pochodzący z Hong Kongu mistrz sztuk walki, aktor i filozof Bruce Lee (李小龙) mówił po kantońsku i angielsku. Putonghua nie znał wcale, a filmy z jego udziałem były w Chinach dubbingowane. Bruce Lee zmarł w 1973 roku. Po kilku latach od jego śmierci Chiny zaczęły otwierać się na świat, w 1982 roku putonghua ogłoszono jedynym oficjalnym językiem ChRL, a w 1997 roku Hong Kong po 99 latach brytyjskiej dzierżawy powrócił do Chin. Dzisiejsze Chiny nie mają już wiele wspólnego z tymi z czasów Bruce’a Lee. Obywatele Hong Kongu znają język oficjalny (choć czasem z powodów politycznych unikają używania go).

Rząd Chin robi co może, żeby ujednolicić naród pod względem językowym i dzięki temu łatwiej go kontrolować. W szkołach wykłada się  mandaryńsku, telewizje lokalne nadające w dialektach regionalnych są przez Pekin zmuszane do przejścia na mandaryński (słynna kontrowersja wokół Guangzhou TV, której punktem kulminacyjnym były protesty uliczne).

Efekt jest taki, że większość społeczeństwa mówi po mandaryńsku całkiem dobrze. Nie bez wpływu na ten stan rzeczy pozostaje grupa 250 milionów pracowników migrujących, którzy nie znają dialektów lokalnych miast, w których pracują. Putonghua pozostaje dla nich naturalnym wyborem (jest to zresztą koronny argument Pekinu przy każdej decyzji marginalizującej rolę dialektów lokalnych). Oczywiście ze względu na region możemy zaobserwować różnice w słownictwie, zakresie semantycznym wyrazów czy też akcentach, jednak pamiętajmy – mówimy tu o 897 milionach ludzi, dla których języki mandaryńskie są pierwszymi językami, oraz 193 milionach, dla których są drugimi językami.  Dla porównania, na świecie jest 371 milionów rodzimych użytkowników języka angielskiego i 611 milionów, dla których jest on drugim językiem, co i tak nie pozwala językowi dawnego kolonialnego imperium zdetronizować chińskiego jako języka numer 1 na świecie.

Poziom upowszechnienia języków mandaryńskich nie ma sobie równych w skali globalnej, a występowanie różnic regionalnych jest bardzo niską ceną do zapłacenia za możliwość komunikowania się w większości regionów Chin przy pomocy lingua franca.

O ile istnieje wiele różnic w języku mówionym, o tyle pismo chińskie baihua jest wspólne dla całych Chin kontynentalnych. Baihua, będąc zapisem standardowego języka mandaryńskiego, od 1982 roku jedynego oficjalnego języka Chin, pozostaje w oderwaniu od dialektów, które nie mają swojego formalnego zapisu i są najczęściej językami życia prywatnego. Dla najbardziej rozpowszechnionych dialektów stosuje się wprawdzie oddzielne zapisy, różniące się bardzo od baihua i niezrozumiałe dla Chińczyków innych regionów, jednak w życiu publicznym i obiegu formalnym najważniejszy jest język standardowy. 

W Hong Kongu można spotkać billboardy, plakaty wyborcze czy gazety po kantońsku ze słynnym Apple Daily na czele, jednak Pekin robi co może aby marginalizować rolę języka kantońskiego.

生意

W mojej pracy wielokrotnie doświadczyłam sytuacji, w której miejsce języka standardowego nagle zastąpił dialekt lokalny. Działo się to zwykle w atmosferze napięcia lub konfliktu, na spotkaniach roboczych, nigdy przy okazji wystąpień publicznych czy dużych konferencji.

Nagła zmiana języka spotkania jest też czasem podyktowana chęcią uniemożliwienia jakiejś osobie zrozumienia rozmowy. Zwykle jednak po omówieniu drażliwej kwestii powraca się do putonghua.

W Chinach wiele osób po 70. roku życia nadal nie porozumiewa się po mandaryńsku. Utrudniony kontakt z seniorami dotyczy przede wszystkim prowincji południowych, gdyż dialekty z południa Chin w bardzo wysokim stopniu odbiegają od mowy Pekinu.

  1. Chińskie znaki zostaną w przyszłości zastąpione łacińską transkrypcją pinyin.

Czy jesteście w stanie sobie wyobrazić, że morfem mao, który dziś można zapisać za pomocą takiej ilości różnych krzaków, będzie je wszystkie reprezentował w piśmie?

No właśnie, ja też nie.

Dziś, chcąc napisać: „kot, czapka, sierść, włosy, handel, kotwica”, powinniśmy użyć znaków猫,帽 ,毛,芼,贸,锚, z których wszystkie wymawiamy jako mao (na różnych tonach). Zastąpienie znaków chińskich pinyinem uczyniłoby język chiński całkowicie niemożliwym do zrozumienia w formie pisanej. Oprócz tego aspektu technicznego, trzeba też pamiętać, że pismo chińskie jest niezwykle związane z chińską tożsamością i spuścizną kulturową. Mimo uproszczenia pisma w latach 50. XX wieku, osoba wykształcona w Chinach kontynentalnych często rozumie znaki tradycyjne. Trudno wyobrazić sobie Chiny bez znaków.

Niemniej, w języku chińskim rośnie znaczenie zapisu fonetycznego. Do zapisu fonetycznego w tekstach chińskich używa się oczywiście znaków. Z tym, że tracą one wówczas swoje pierwotne znaczenie i służą wyłącznie oddaniu brzmienia wyrazu. Mało tego, istnieje wiele znaków, które w żadnym kontekście nie niosą ze sobą ze sobą treści. Spytajcie znajomych Chińczyków co znaczą takie znaki jak 昜, 甬, 雚. Z pewnością je często widują, ponieważ znaki te reprezentują część fonetyczną w wielu innych znakach, jednak bardzo rzadko niosą ze sobą znaczenie i przeciętny chiński czytelnik z dużym prawdopodobieństwem odpowie, że nie wie co znaczą.

Zwiększona rola fonetycznego zapisu w dzisiejszym wysoce wyspecjalizowanym świecie, w którym regularnie powstają nowe słowa, jest faktem. Japończycy, którzy rozwinęli dwa własne systemy zapisu fonetycznego, hiraganę i katakanę, coraz szerzej stosują te właśnie systemy kosztem znaków chińskich, zaadaptowanych do japońskiego w formie kanji.

Jednakże, zastąpienie znaków chińskich pinyinem jest niemożliwe ze względu na małą ilość sylab i dużą ilość homonimów w opozycji do niewyobrażalnej ilości znaków.

  1. Ktoś, kto nie ma słuchu muzycznego, nie jest w stanie nauczyć się chińskiego, ponieważ chiński jest językiem tonalnym.

Z moich obserwacji wynika, że uczniowie posiadający predyspozycje muzyczne rzeczywiście mają łatwiej na początku nauki, ponieważ wymowa dźwięków na odpowiednim tonie przychodzi im bez trudu, co z kolei wpływa pozytywnie na ich motywację do dalszej nauki.

Jednakże, wartość naturalnych predyspozycji jest zdecydowanie przeceniana w aspekcie nauki języka chińskiego. Po pierwsze, mówienie to tylko jedna z kompetencji językowych. Ktoś, komu mówienie przychodzi z łatwością, niekoniecznie będzie sobie radził z pismem chińskim, które nie jest fonetycznym zapisem języka.

Sądzę, że w przypadku języków europejskich w których pismo jest bezpośrednim fonetycznym zapisem mowy, naturalne predyspozycje bardziej się przydają. Po drugie, jak we wszystkim, kluczowa jest praca, konsekwencja, wytrwałość. Ilu już spotkałam na swojej drodze ludzi ze świetnym słuchem i doskonałą wymową! Uczniów, którzy, przekonani o swoich naturalnych predyspozycjach bardzo łatwo tracili zapał, ponieważ spodziewali się, że talent załatwi sprawę. W tym sensie predyspozycje do czystego wymawiania tonów mogą wręcz szkodzić niż pomagać, gdyż dają złudne przeświadczenie o swoich możliwościach, pozwalając wierzyć, że efekty przyjdą same.

Jeśli chodzi o tonalność języka chińskiego, to jest ona Polakom nierzadko fałszywie przedstawiana jako zjawisko całkowicie obce. W rzeczywistości tonalność w języku polskim również występuje, jednak ton zmienia znaczenie nie słów (jak ma to miejsce w języku chińskim), lecz całych zdań („idziemy.”, „idziemy?”, „idziemy!”). Cztery tony w języku mandaryńskim i jeden neutralny to wcale nie tak dużo jeśli pokusimy się o porównanie z dialektem kantońskim (swoją drogą, czy używanie określenia „dialekt” dla języka, którym posługuje się ponad 60 milionów ludzi, nie jest czymś kuriozalnym?).

  1. Chińczycy używają specjalnych klawiatur dostosowanych do pisania w znakach.

To zabawne, że niemiecka klawiatura różni się od polskiej, a chińska… wcale! Pisanie po chińsku na komputerze należy do łatwiejszych aspektów nauki języka chińskiego, gdyż aby napisać słowo wystarczy bierna znajomość znaku, ograniczająca się do wybrania tego właściwego. Wystarczy wpisać słowo w pinyinie i wybrać odpowiedni znak.

Jeśli używamy Worda, możemy liczyć na system sugestii zupełnie jak w przypadku pisania w językach europejskich. Jeśli posługujemy się nie pinyinem a tajwańską transkrypcją fonetyczną bopomofo (Tajwan stworzył własny zapis), przyda nam się komputer z symbolami tajwańskiego wynalazku na klawiaturze. Nie znam jednak poza Tajwanem żadnego Europejczyka, który utrudniałby sobie życie w ten sposób. Tak jakby nauka znaków chińskich nie była wystarczająco trudna.

Mówiąc o pisaniu na urządzeniach elektronicznych, pamiętać trzeba o aplikacjach na telefon, które pozwalają na pisanie znaków na ekranie telefonu palcem. Wspaniała sprawa jeśli mamy dobrze opanowane pisanie znaków kreska po kresce. Rzecz bardzo popularna wśród Chińczyków.

  1. Pismo chińskie jest systemem obrazkowym. 

Część znaków chińskich to rzeczywiście znaki piktograficzne, przedstawiające rzecz, która występuje w świecie fizycznym. Do takich znaków należą 人człowiek, 木 drzewo, 目oko, 田 pole, 心 serce. Jednak ilość pojęć, które jesteśmy w stanie zapisać w taki sposób jest mocno ograniczona (po pierwsze, ile znak może mieć kresek, po drugie, nie wszystkie pojęcia należą do świata fizycznego).

Drugą grupą znaków są ideogramy, które przedstawiają jakieś pojęcie abstrakcyjne, na przykład 一 jeden, 二 dwa, 三 trzy, 凹 wklęsły, 中 środek. Szczęśliwy to :), a smutny to :(. Żartuję. Chińczycy nie mogliby wymyślić takiego znaku, ponieważ przy okazji złych emocji też wykrzywiają twarz w coś na kształt uśmiechu…

Ciekawą grupą są znaki złożone z kilku znaków prostych, mogących funkcjonować niezależnie, na przykład 女 kobieta + 子 syn mogą połączyć się w jeden znak tworząc 好 dobry, dobrze. Ponieważ znaki mogą łączyć się na różne sposoby, niezwykle ważne jest zachowanie proporcji, tak aby każdy znak tekstu mieścił się w ramach kwadratu (widzialnego bądź wyobrażonego) i jak najbardziej go wypełniał. Zaburzenie tej estetyki może uniemożliwić odczytanie tekstu. Zwłaszcza, że zdania w języku chińskim piszemy bez przerw między słowami. Zupełnietak, jakgdybyśmypisalipopolskuwtensposób… 😉

Jak pisałam wyżej, najliczniejszą grupą, stanowiącą około 70 procent wszystkich znaków chińskich, są piktofonogramy, czyli złożenia w których jeden element pełni funkcję znaczeniową (semantyczną), a drugi odpowiada za wymowę (pełni funkcję fonetyczną). Do takich znaków należy 评 krytykować, z kluczem 讠język, mowa, pełniącym tutaj funkcję znaczeniową. Druga część tego znaku to 平 równy, mający tutaj funkcję fonetyczną („równy” wymawiamy tak samo jak „krytykować” – píng).

Oprócz tego istnieją jeszcze zapożyczenia fonetyczne wewnątrz pisma chińskiego (ponieważ jakieś pojęcie wymawiano tak samo jak inne, „pożyczono” znak stosowany do zapisu tego pojęcia), znaki-pomyłki, jak również znaki zapożyczone spoza pisma chińskiego. 

Jeśli trafiłeś / trafiłaś na mój artykuł, ponieważ zastanawiasz się, czy język chiński jest trudny, moja odpowiedź brzmi: TAK! Bardzo. Jeśli zastanawiasz się, czy warto się go uczyć, moja odpowiedź brzmi: TAK! Bardzo. Ale wiedz, że będzie o wiele trudniej niż w przypadku któregokolwiek z języków europejskich. 

 

Od socrealizmu do prowokacji. Współczesne i nowoczesne chińskie malarstwo

“K: — Moim zdaniem człowiek miał zawsze dwie tendencje. Pierwsza tendencja to chęć przedstawienia na obrazku (malowanym czy rysowanym) tego co widzi, tego co go otacza: ludzi, rzeczy, zwierząt, krajobrazów. Druga tendencja: to zdobienie kolorowymi wzorami swego otoczenia, ścian, dywanów oraz swoich strojów. Czasem te ozdoby przedstawiały kwiatki lub ptaki, przeważnie jednak były to wzory geometryczne, kropki, paski, zawijasy, meandry. Czyli plamy tylko zdobiące, a nic nie przedstawiające — abstrakcje. Ten drugi rodzaj potrzeby ludzkiej doszedł w pełni do głosu w malarstwie abstrakcyjnym.

Tak więc malarstwo można podzielić na dwa wielkie działy:

FIGURATYWNE — czyli przedstawiające coś, (od francuskiego „figurer” — przedstawiać) oraz ABSTRAKCYJNE, nie figuratywne nie przedstawiające nic.”

Marian Eile, Rozmowa o malarstwie abstrakcyjnym, Przekrój 1957 (662-664/1957)

Sztuka jest odbiciem współczesnego sobie świata i wiele o nim mówi. Jednocześnie bywa zapowiedzią nadchodzących zmian. Nie inaczej jest z chińskim malarstwem, które rozwija się przecież w określonym kontekście geopolitycznym. Oglądając obrazy Zhong Biao, Wei Donga czy Zao Wou Ki można właściwie pomyśleć o malarstwie jako modelowym przykładzie globalizacji.

Mieszają się w nim style i techniki, widoczne są wpływy sztuki z całego świata, a jednocześnie prace te pozostają bardzo chińskie.

Niektóre są mocno inspirowane tradycyjnym malarstwem 国画 guohua, inne nawiązują do malarskiego dorobku Państwa Środka tylko w zakresie leitmotiv.

Zarówno abstrakcyjne jak i figuratywne, obrazy współczesnych chińskich twórców są ważną częścią międzynarodowego malarstwa, a chiński rynek sztuk pięknych pod względem wartości transakcji znajduje się w ścisłej światowej czołówce.

W roku  2011 rynek sztuki w Państwie Środka odnotował rekordowy obrót, który od 2008 roku rósł o około 25% rocznie, aby w szczytowym momencie przełożyć się na 41% globalnych transakcji. Ponad 700 obrazów sprzedało się wówczas za przeszło 1 mln dolarów każdy. Na mądrym inwestowaniu w sztukę urosły wielkie fortuny.

Dziś chiński rynek sztuk pięknych się ustabilizował i dojrzał. Mimo że przez ostatnie lata całkowity obrót w tej branży na rynku Państwa Środka spada (wliczając dzieła chińskie i sprzedawane w Chinach dzieła zagraniczne), to jednak wartość transakcji dla dzieł artystów chińskich wyniosła w 2017 roku rekordowe 5,1 mld dolarów! Niektóre pojedyncze obrazy współczesnych chińskich malarzy osiągnęły cenę ponad 10, a nawet 20 milionów dolarów.

W czasach niepewności na rynku nieruchomości chińscy inwestorzy coraz chętniej zwracają się ku sztuce. Temat jest więc ważny nie tylko dla osób zainteresowanych malarstwem, bo dotyka ekonomii, a także – jak to często bywa w przypadku sztuk pięknych, polityki.

Oto wybór chińskich malarzy II połowy XX i i początku XXI wieku, których obrazy uważam za wyjątkowo poruszające. Sztukę trudno zmierzyć i zważyć, lista jest oczywiście subiektywna. Zależało mi jednak, żeby zestawienie było dość reprezentatywne i obejmowało różne style występujące obecnie w sztuce chińskiej.

Czerwone dzieci, smutne oczy i demony rewolucji kulturalnej

张晓刚 Zhang Xiaogang, urodzony w 1958 r. w Kunming, Yunnan , malarz surrealistyczny i symbolistyczny.

zhang3

Obrazy tego malarza są tak samo poruszające jak jego biografia. Podobno całe nasze życie jest kształtowane przez jakieś przełomowe wydarzenie z dzieciństwa. Wydarzenie, które otwiera drzwi, wpuszczając przyszłość. W przypadku Zhanga była to prawdopodobnie rewolucja kulturalna, a dokładniej fakt wysłania obojga jego rodziców na przymusową kilkuletnią reedukację. Obraz z serii血缘:大家庭3号„Linia Krwi, Rodzina numer 3” to jedno z najbardziej ikonicznych dzieł współczesnego malarstwa chińskiego.

Twórczość Zhang Xiaoganga jest zaliczana do ruchu realizmu cynicznego (玩世现实主义), skupiającego artystów krytycznych wobec Komunistycznej Partii Chin, dążących do zerwania z kolektywną perspektywą i zamiast tego do przedstawiania świata w ujęciu indywidualnym.

zhangxiaogang2

To ciekawe, jak wyglądają doświadczenia życiowe jednego człowieka w starciu z doświadczeniem zbiorowym. Wielkie wydarzenia historyczne z perspektywy indywidualnej nabierają zupełnie nowego znaczenia. Najważniejsze są własne odczucia i życie prywatne, a polityczna rzeczywistość jest tylko jego cieniem. A może odwrotnie? Ten przeszywający ból i smutek postaci przedstawionych na płótnach Zhanga moim zdaniem każe się zastanowić właśnie nad tym, w którym momencie państwo wkracza w nasze życie tak brutalnie, że zostajemy nieodwracalnie złamani jako jednostki. To, co powinno pozostać w cieniu naszego życia, zamiast tego kształtuje naszą psychikę.

Rewolucja kulturalna odcisnęła silne piętno na umyśle młodego wówczas chłopca, choć, jak sam mówi, nie od razu, gdyż na początku czuł się jak na wakacjach  (brak obowiązku szkolnego, bo lekcje przerwano, brak zakazów i nakazów, bo rodziców wysłano do obozu…).

Postacie na obrazach Zhanga mają na sobie uniformy charakterystyczne dla lat 60. Osadzenie obiektów w ścisłym politycznym kontekście nie przeszkadza jednak w wywiedzeniu z jego twórczości doświadczeń uniwersalnych. Być może właśnie dlatego obraz z serii Linia Krwi: Rodzina Numer 3 sprzedał się w 2014 roku w Hongkongu za ponad 12 milionów dolarów…

Zhang-Xiaogang-Bloodline-Big-Family-No.-3-1995.-Image-via-mutualart.com_

Część chińskiej prasy widzi w obrazach Zhang Xiaoganga i innych pracach z tego nurtu przede wszystkim koniunkturalizm, sposób na zaistnienie poprzez negatywne w stosunku do Komunistycznej Partii Chin polityczne aluzje, tak chętnie przyjmowane przez ludzi międzynarodowego rynku sztuki. Niektórzy stawiają artystę w szeregu innych twórców sceny światowej i twórców chińskiego nurtu popu politycznego, starając się udowodnić, że bez aluzji politycznych właściwie nie da się zaistnieć w sferze sztuki.

Mało tego, prestiżowa międzynarodowa wystawa sztuki to dziś „scena propagandy politycznej”.Jeśli na festiwalu Biennale w Wenecji nie zobaczysz w części chińskiej kilku portretów Mao, odczujesz jakiś rodzaj braku. Z drugiej strony, jeśli nie wiesz, gdzie wystawiają się chińscy artyści, szukaj wizerunku Mao, niepotrzebne są Ci drogowskazy, zjadliwie komentuje autor artykułu na jednym z portali kulturalnych. Przy tym zaznacza, że ci wszyscy artyści na co dzień wcale nie odnoszą się do polityki w swojej twórczości. Natomiast, gdy prezentują się na międzynarodowej wystawie, żonglują przede wszystkim takimi tematami, bo zwyczajnie im się to opłaca.

zhang10

Cóż, o ile chińska prasa może celowo dewaluować twórców, których sztuka jest obciążona politycznie, o tyle sam Zhang przyznaje, że pod koniec lat 90. był już zmęczony malowaniem na zamówienie kolejnych obrazów, przedstawiających chińskie rodziny w czasach głębokiego maoizmu. Temat został już tak bardzo wyeksploatowany, że dziś nie jest ani świeży, ani odważny.

zhang4

Opisując swoją drogę artystyczną, Zhang Xiaogang często wraca do wydarzeń z 4 czerwca 1989 roku, które wydają się być drugim punktem zwrotnym w jego rozwoju osobistym i malarskim. „Wystrzał”, jak określa Zhang wydarzenia, o których w chińskim internecie możemy przeczytać, że są mitem, wykreowanym przez media zagraniczne, był dla niego momentem zrozumienia, że jego sytuacja jako chińskiego artysty różni się bardzo od położenia twórców z innych państw. Po wydarzeniach czerwca 1989 roku przez dłuższy czas nie był w stanie malować. Był to również moment, w którym Zhang Xiaogang zadał sobie pytanie czym jest w istocie współczesna chińska sztuka. Bo na pewno, jak powiedział, nie były to ani filmy Zhang Yimou, ani popularne portrety mniejszości etnicznych, w których nie widział artystycznej prawdy.

zhang8

W pewnym momencie malarz zdał sobie sprawę, że konieczne jest odcięcie się od romantycznego stylu, że przez lata żył w wyidealizowanym, teoretycznym świecie, że w sztuce czas na nową jakość, a nawet destrukcję. Można powiedzieć, że rzeczywistość dała mu w twarz.

Zrozumiał też, że zanurzenie w sferze sztuki nie chroni go przed życiem. I, że jako Chińczyk powinien znaleźć taką drogę artystyczną, która będzie blisko związana z kulturą i historią Państwa Środka. Również tą bolesną. Nie widział w swojej twórczości przestrzeni na abstrakcjonizm.

zhang5

Zhang bywa postrzegany w prasie Państwa Środka jako chiński Andy Warhol, przez pryzmat komercyjnego sukcesu. W 2006 roku sprzedał swój pierwszy obraz za kwotę niemal miliona dolarów, przecierając tym samym szlak innym malarzom Państwa Środka. Jednak prawdziwie bajeczna passa znalazła swój punkt kulminacyjny w momencie licytacji wspomnianej Rodziny Numer 3. Jego twórczość stanowi w Chinach punkt odniesienia dla benchmarkingu chińskiego rynku sztuki. W latach 2008-2011 wartość transakcji w chińskim sektorze aukcyjnym sumarycznie wzrosła o 500 procent, wyprzedzając nawet USA. Obecnie rynek sztuki w Państwie Środka wszedł w dojrzałą fazę. Zakupy kolekcjonerów są bardziej wyważone i ostrożne. Zhang Xiaogang nie przejmuje się jednak szczególnie fluktuacją na rynku sztuki. Zajmuje się zgłębianiem tradycyjnego chińskiego malarstwa, szukaniem własnej drogi, rozwojem osobistym. Bardzo ubolewa nad faktem, że młodzi malarze są obecnie kształceni przede wszystkim w kierunku szybkiego sukcesu komercyjnego. Dawniej, jak mówi, sztuki uczono się z zamiłowania do niej. Dziś celem młodych chińskich twórców są pieniądze, co uniemożliwia im przejście naturalnej drogi rozwoju.

zhang9

Zhang Xiaogang jest w mojej ocenie nie tylko wybitnym artystą, ale też bardzo mądrym człowiekiem. Osiągnął światowy sukces, a o rzeczach trudnych i niewygodnych mówi ze swojej pracowni w Pekinie. Robi to jednak w taki sposób, który pozwala mu na funkcjonowanie w przestrzeni publicznej bardzo specyficznego państwa, jakim są Chiny.

zhang6

Od socrealistycznej pochwały Mao do klasycznego aktu kobiecego

靳尚宜Jin Shangyi, urodzony w 1934 r. w Jiaozuo, Henan, malarz realistyczny, „oficjalny artysta Chińskiej Republiki Ludowej”…

jin13

Gdyby nie podejmowana tematyka, obrazy Jin Shangyi mogłyby z powodzeniem dekorować ściany muzeum europejskiego, uchodząc za dzieła szkoły realistycznej lub neoklasycznej. Jest to malarstwo o spokojnej palecie i kompozycji, dążące do pokazania prawdy psychologicznej o przedstawianej postaci. Jak wspaniałą odmianą dla oka jest patrzenie na te obrazy, tak różne od typowej twórczości realizmu socjalistycznego. Aż trudno uwierzyć, że powstawały w tym samym czasie co ordynarne propagandowe plakaty. Patrząc na portret z 1967 roku przedstawiający Przewodniczącego Mao, widzę go jako człowieka, a nie rewolucyjną „figurę”.

jin2

Leitmotiv w twórczości Jin Shangyi, absolwenta Centralnej Akademii Sztuk Pięknych, to sceny historyczne, przemówienia partyjnych liderów, spokojne pejzaże. Twórczość Jin Shangyi była bez wątpienia narzędziem politycznym, jednak nie oceniajmy go tak szybko. Pamiętajmy, że jego zawodowy start był jeszcze trudniejszy niż twórców pokolenia urodzonego w latach 60. W czasie, gdy Jin Shangyi wchodził w dorosłość, jego życie koncentrowało się raczej na walce o fizyczne przetrwanie niż na poszukiwaniu własnej drogi artystycznej. Bycie protegowanym państwa oznaczało nie tylko możliwość malowania (bez tego nie miałby nawet dostępu do pigmentów). Była to po prostu szansa na zaspokojenie swoich podstawowych potrzeb życiowych.

Sięgnięcie po technikę starych europejskich mistrzów olejnego malarstwa było przydatne politycznie, ponieważ realizm przemawiał do odbiorcy naturalnie i wprost. Właśnie tego potrzebowała Komunistyczna Partia Chin. W latach 50. XX wieku brakowało jednak nie tylko płócien i farb (nie było importu). Takiego malarstwa nie było nawet od kogo się uczyć. Mistrzem Jina został radziecki artysta Konstantin Maximov, który w latach 1955-57 pracował w Pekinie jako nauczyciel realizmu socjalistycznego. Niemniej, jak wspomina Jin Shangyi, od Maximova nauczył się jedynie podstaw.

Zgłębienie europejskiej techniki było dla niego trudne nie tylko z powodu niskich kompetencji ówczesnych nauczycieli, lecz także z bardziej fundamentalnych przyczyn. Malarstwo mistrzów obrazu olejnego jest trójwymiarowe, natomiast chińskie zwoje jedwabne lub papierowe pokazują świat w dwóch wymiarach i w sposób linearny. Jin musiał więc porzucić znane mu schematy.

Po otwarciu Chin na świat pod koniec lat 70. XX wieku odwiedził wiele muzeów w Europie i Ameryce Północnej, gdzie oddał się zgłębianiu malarstwa olejnego od czasów renesansu. Dużo uwagi poświęcił światłocieniowi, technice polegającej na różnicowaniu natężenia światła i eksponowaniu jego kontrastów. Trudno znaleźć w jego malarstwie jakiekolwiek nawiązanie do tradycyjnych stylów Państwa Środka. Przeciwnie, artysta pozostał wierny malarstwu europejskiemu.

O ile fascynacja Dalekim Wschodem występowała w kulturze europejskiej od czasów starożytnych, a wpływ sztuki chińskiej na europejską był znaczący, o tyle zjawisko odwrotne miało o wiele mniejszy zasięg. Po raz pierwszy, gdy W XVIII wieku jezuiccy malarze przedstawili na dworze Qingów zachodnią perspektywę. Po raz drugi, gdy nieliczni chińscy artyści mieli okazję zapoznać się z założeniami modernizmu. Po raz trzeci, zaadaptowano w Chinach socrealizm. Po raz czwarty po otwarciu Chin w latach 70, gdy artyści chińscy poznali sztukę i fotografię współczesną. Jin wkraczał więc na zupełnie nowe, nieznane wcześniej terytorium. Chociaż w Europie realizm był już dawno passe, w Chinach Jin był prawdziwym pionierem. A o tym, że jest kimś więcej niż oficjalnym twórcą KPCh, najlepiej moim zdaniem świadczy to, co zrobił później.

jin6

Jin Shangyi zaczął malować akty kobiece, które dziś w chińskiej sztuce są całkowicie akceptowalne. Gdyby malował je w czasach rewolucji kulturalnej, mógłby za to zapłacić bardzo słono, bo z propagującymi „burżuazyjny indywidualizm” nie obchodzono się delikatnie.

Czekanie na bardziej liberalne czasy opłaciło się artyście. W jego aktach i portretach widać doskonały warsztat, rzeczywiste, uważnie obserwowane detale, widać długie lata spędzone na poznawaniu akademickiego malarstwa europejskiego,wreszcie widać złożoność psychologiczną postaci.

jin4

Obraz Jin Shangyi „Tadżycka Panna Młoda” z 1983 roku sprzedał się w 2013 roku    za prawie 14 milionów dolarów, czyli za jeszcze wyższą kwotę niż „Rodzina Numer 3” Zhang Xiaoganga. 

jin7           

Moim zdaniem, poprzez przyjęty i konsekwentnie stosowany styl, postacie przedstawione na płótnach Jina wydają się europejskiemu odbiorcy bardzo bliskie. Zupełnie tak, jakby Polski i Chin nie dzieliło 7000 kilometrów… Na przykładzie jego twórczości widać również, że naprawdę dobra sztuka broni się nawet wtedy, gdy firmuje reżim totalitarny. Pojawia się też refleksja o tym, jak niejednoznaczna jest historia. Bardzo łatwo potępić „politycznego” malarza, a trochę trudniej – artystę, który wprowadził do sztuki chińskiej nową jakość i sam osiągnął mistrzostwo. A przede wszystkim – tworzył sztukę, niosącą uniwersalną prawdę, która tak pięknie wymyka się ideologiom politycznym.

jin14

jin15

Na krawędzi abstrakcji

Zao Wou Ki (pinyin Zhao Wuji, 赵无极), ur. w 1920 roku w Pekinie, zmarł w 2013 w Szwajcarii.

“K: — Najczęstszy zarzut: „tak każdy potrafi malować, nawet moja 5-letnia córeczka”.

BR: — Możliwe. Tylko, że jakoś nie wszyscy to robią. Właśnie tych, którzy się do tego zabrali i malują obrazy, nazywamy malarzami.”

Marian Eile, Rozmowa o malarstwie abstrakcyjnym, Przekrój 1957 (662-664/1957)

zao3

Zarówno życiorys, jak i twórczość zmarłego w 2013 roku artysty to prawdziwy znak czasów. W wieku 28 lat przeniósł się do Francji, gdzie jest chyba najbardziej znany. Wstąpiłam ostatnio do grupy na Facebooku, skupiającej admiratorów jego twórczości i dominującym językiem używanym w niej jest francuski. Inspirował się malarstwem abstrakcjonistów, ekspresjonistów i impresjonistów, ale w późniejszej twórczości chętnie nawiązywał do spuścizny Państwa Środka. Na jego ogromnych płótnach wpływy europejskie i chińskie przeplatają się w tak zaskakujący sposób, że nic dziwnego, iż nie zaklasyfikowano go jednoznacznie do żadnego istniejącego nurtu.

Styl nie musi jednak być definiowalny aby budzić zachwyt i.. sprzedawać się drogo. W 2017 roku jeden z obrazów Zao Wou Ki osiągnął na aukcji w Hongkongu cenę prawie 26 milionów dolarów.

Podczas gdy Jin Shangyi wprowadzał w Chinach koncepcje tradycyjnego malarstwa olejnego, Zao Wou Ki był pochłonięty zupełnie innymi ideami. Interesował go modernizm, impresjonizm i ekspresjonizm, a po przeprowadzce do Paryża jego twórczość zwróciła się ku abstrakcjonizmowi. Jednocześnie inspirowała go najwcześniejsza forma chińskiego pisma, napisy na kościach wróżebnych z czasów dynastii Shang. W czerpaniu z nich widział  sposób na zbliżenie się do prostych form w swojej esencji.

zao6

W roku 1957 po raz pierwszy odwiedził Nowy Jork. Abstrakcyjna sztuka, z którą się tam zapoznał, znalazła w jego pracach odzwierciedlenie w postaci większych płócien i odważniejszych form.

Jego relacja z tradycyjną sztuką chińską była skomplikowana. W początkowym okresie całkowicie odrzucił kaligrafię i guohua. W latach 70. powrócił do techniki pędzla i atramentu i zaczął nawiązywać w swoich obrazach do malarstwa Państwa Środka. Powiedział: „Chociaż wpływ Paryża na mój artystyczny rozwój jest bezdyskusyjny, chciałbym także powiedzieć, że stopniowo odkrywam Chiny na nowo.” Dodał również: „Być może paradoksalnie to Paryżowi zawdzięczam swój powrót do najgłębszych korzeni”.

Obrazy Zao Wou Ki, nawet te z najpóźniejszego okresu, emanują młodzieńczą energią. Moim zdaniem jego twórczość jest po prostu niesamowita. Z jednej strony płótna artysty mogłyby uchodzić za przykład zachodniego abstrakcjonizmu, z drugiej strony na wielu z nich widać nawiązania do chińskiego pejzażu, jak również coś na kształt pociągnięć pędzla mistrza kaligrafii. Mimo obejrzenia setek obrazów abstrakcyjnych (i „uodpornienia” na ten styl), prace Zao Wou Ki zachwycają mnie niezmiennie. Nawet te najwcześniejsze do dzisiaj są świeże, oryginalne, intrygujące i uniwersalne. W dodatku dają nam to, co dzisiejszemu światu jest tak bardzo potrzebne – łączą kultury z poszanowaniem dla ich odrębności.

60 metrów pejzażu, czyli jak dogonić Leonarda da Vinci

催如琢Cui Ruzhuo, urodzony w 1944 roku w Pekinie, chiński malarz tradycyjny, „drugi oficjalny artysta Chińskiej Republiki Ludowej”.

 cui6

Współczesnych artystów – kontynuatorów wielkiej spuścizny tradycyjnego chińskiego malarstwa jest wielu. Naprawdę wielu. Ale tylko jeden z nich za swojego życia sprzedał obraz za ponad 30 milionów dolarów. Miało to miejsce w Hongkongu w 2015 roku. Obraz o którym mowa to Śnieżny Krajobraz (zwany też Górami w Śniegu), a malarz to właśnie Cui Ruzhuo.

4-Cui-Ruzhuo-kGsB--835x437@IlSole24Ore-Web

Fakt ten obrazuje obecną tendencję chińskiego rynku sztuki: po okresie fascynacji malarstwem nowoczesnym, kolekcjonerzy chcą chińskiej sztuki tradycyjnej. I to za nią zapłacą najwięcej.

cui5

Cui Ruzhuo jest niewątpliwie bardzo utalentowanym artystą o znakomitym warsztacie. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że jego spektakularny sukces jest po części zasługą ścisłej współpracy z KPCh. Słuchając jego wypowiedzi, można by pomylić go z urzędnikiem partyjnym.

„Prezydent mojego kraju ma koncepcję Chińskiego Snu, który opiera się na chińskiej sztuce”, „Chiny to wschodzący naród, jestem pewien, że wkrótce chińską sztukę będzie można zobaczyć wszędzie”, mówi. Jego malarstwo można było podziwiać w pekińskim Muzeum Pałacowym, któremu zresztą przekazał 15 milionów dolarów darowizny.

cui3

Trzeba przyznać, że artyście nie brakuje pewności siebie. Wprost mówi o swoim celu, którym jest dogonienie do 80 roku życia zachodnich malarzy. Pod jakim względem? Pod względem cen obrazów! Podkreśla przy tym, że jest to nie tylko jego cel indywidualny, lecz całych Chin. 

Państwo Środka nie może przecież pod żadnym względem zostawać w tyle. A tymczasem… najdroższym obrazem świata jest obecnie, warte ponad 450 milionów dolarów, dzieło Leonarda da Vinci „Salvator Mundi”. Żadnego chińskiego obrazu nie ma w dziesiątce rankingu najdroższych dzieł. Jak dotąd, najdroższe chińskie dzieło (właściwie zestaw obrazów z 1925 roku) autorstwa Qi Baishi sprzedało się za „jedyne” 145 miliionów dolarów (aukcja w grudniu 2017 roku). Cui Ruzhuo ma więc co robić, ale do osiemdziesiątki zostało mu jeszcze kilka lat, więc bądźmy dobrej myśli. ?

Z najdroższym obrazem namalowanym przez chińskiego żyjącego artystę wiąże się niezwykła historia. W 2014 roku, po aukcji w Hongkongu obraz Śnieżny Krajobraz zaginął. Na szczęście wkrótce potem się odnalazł…. w śmietniku! Okazało się, że został tam omyłkowo wrzucony przez personel sprzątający. Nie jestem pewna, czym dla pracownika według prawa Specjalnego Regionu Administracyjnego Hongkong kończy się wyrzucenie 30 milionów USD do kosza… OK, wtedy był jeszcze trochę tańszy. Sprzedano go wówczas za niecałe 24 mln “amerykańskich yuanów” (różne media, w tym polskie, błędnie podały, że za 3,7 mln). Tak czy inaczej, nie chciałabym być w skórze tych roztargnionych (albo nadgorliwych?) osób sprzątających.

Cui znany jest z zastosowania techniki „palca i tuszu”. Krótko mówiąc, dużo maluje palcem. Jak sam mówi, bardzo trudno być innowacyjnym w tradycyjnym malarstwie chińskim, gdyż przez wieki właściwie wszystko zostało już wypróbowane. Malowanie palcem jest swego rodzaju przepustką do oryginalności.

cui7

Technika „palca i tuszu” ma swoją długą historię. Po raz pierwszy została użyta w okresie dynastii Tang (618-907 r.). Cui przeniósł ją jednak na nowy poziom poprzez zastosowanie jej do malowania elementów pejzażu, a nawet kaligrafii.

kaligrafia

Jak na tradycyjne chińskie malarstwo przystało, obrazy Cui Ruzhuo można  oglądać niczym film. Ciągną się metrami, więc wyjątkowo trudno podziwiać je na ekranie komputera lub telefonu. Na przykład dzieło „Czerwone klony i biały śnieg” ma prawie 60 metrów, co czyni je najdłuższym tego rodzaju obrazem na świecie.

Mam wrażenie, że ten rozmach, zarówno gabarytowy, jak finansowy, idealnie wpisuje się w cele KPCh. Chińskie malarstwo tradycyjne jest też dla władzy bezpieczne, bo trudno w nim o prowokację.

„Artysta jest dumnym chińskim obywatelem, który zachował, rozwijał i wprowadził dziedzictwo artystyczne swojego kraju w XXI wiek”, pisze o twórczości Cui China Daily. Z pewnością wielu Polakom trudno czytać takie rzeczy bez oczywistych skojarzeń. Chiny są jednak takie, jakie są. Napijmy się więc zielonej herbaty i nacieszmy oczy pięknymi obrazami Cui Ruzhuo.

 cui10

Od prowokacji do subtelnego pejzażu

Wei Dong, urodzony w 1968 roku w Chifeng, Mongolii Wewnętrznej, malarz symbolistyczny.

Większość  współczesnych artystów sinosfery wybiera pomiędzy chińskim malarstwem tradycyjnym a zachodnim malarstwem olejnym lub akrylowym.

Właściwie można powiedzieć, że twórcy pracujący z użyciem symbolu, zbliżający się do surrealizmu czy prowokacji, tusz i papier zostawiają artystom zachowawczym. Automatycznym wyborem jest dla nich raczej europejskie płótno bawełniane lub lniane. Zdecydowanie inaczej sprawa ma się z Wei Dongiem, który na tle tradycyjnego chińskiego pejzażu umieszcza postacie w sposób niezwykle awangardowy.

weidong3

Przełamuje konwencje, miesza kultury. Czerpie z krajobrazów z dynastii Ming i Qing, ale także z europejskiego malarstwa sakralnego. Patrzy na nie jednak w oderwaniu od mitu, na jakim wyrosło. Przez te zabiegi jego twórczość może być niepokojąca dla europejskiego odbiorcy. Kojarzy się z dziwnym snem, w którym własna mama nagle nie pamięta kim jesteś i staje się obcą osobą. Wei Dong bierze bowiem z europejskiego malarstwa jedynie formę, pozbawiając go dawnej treści i wypełniając własną. Jaką? Wei Dong powiedział, że poprzez pokazanie prymitywnych instynktów próbuje dać ujście swoim lękom i melancholii.

Bardzo ważną rolę w jego twórczości pełnią postacie kobiece. Chińska sztuka, jak zresztą każda, odzwierciedla lub przynajmniej sygnalizuje obowiązujący układ społeczny. Pejzaże malowane były przez mężczyzn, przeznaczone były dla mężczyzn i mężczyzn również przedstawiały. Na zwojach przewrotnego malarza dominują natomiast kobiety, a mężczyźni umieszczeni są najczęściej na drugim planie. Postacie nie współgrają z tłem – proporcje są całkowicie zaburzone. W ten sposób malarz oddziela to, co realne od tego, co wyobrażone. Idylliczny chiński krajobraz kontrastuje z postaciami namalowanymi w stylu realizmu socjalistycznego, którego Wei Dong uczył się w latach 80. Brutalna i brzydka rzeczywistość znajduje się w opozycji do pięknego, harmonijnego świata, który jest tylko wyobrażeniem. Tak malował Wei Dong na początku swojej kariery.

weidong4

O ile wielu nowoczesnych artystów sinosfery w sposób prowokacyjny łączy elementy europejskie z chińskimi, o tyle żaden nie zostawia tyle miejsca tradycyjnemu malarstwu chińskiemu.

Zauważam też na jego przykładzie jedną, bardzo interesującą prawidłowość: malarze (i ludzie w ogóle) z wiekiem coraz chętniej powracają do korzeni. Oczywiście, każdy w innym sensie. Zao Wou Ki zaczął czerpać z chińskiej metody malowania pędzlem, Wei Dong coraz chętniej maluje w sposób klasyczny. Zresztą, po latach spędzonych w Nowym Jorku przeniósł się do Pekinu.

Jego obecnym pracom daleko do „krzyczącego”, erotycznego symbolizmu z wczesnego okresu twórczości. Jedynym awangardowym elementem klasycznego pejzażu są na jego ostatnich pracach postacie, które bywają czasem ubrane w zachodnim stylu.

weidong5

Wei mówi, że ten powrót do tradycyjnych pejzaży jest rodzajem hołdu dla ojca, który wprawdzie nie dał mu zbyt wiele w sensie materialnym, ale za to obdarzył go czymś równie cennym: „wolnym duchem”. Był on jednak zwolennikiem malarstwa guohua i zwykł prosić syna o zaprzestanie malowania dziwnych awangardowych postaci na tle chińskiego krajobrazu. Artysta zdaje się spełniać to życzenie teraz, gdy ojca nie ma już wśród żyjących. A może tak naprawdę robi to dla siebie…

Wei ubolewa nad faktem, że wielu młodych chińskich artystów nie potrafi malować tuszem, ani kaligrafować. Czytając takie opinie, na myśl przychodzi mi chengyu „落叶归根”, dosłownie „spadające liście wracają do korzeni”, w wolnym tłumaczeniu „czym skorupka za młodu nasiąknie…”

Wei Dong przyznaje, że nie używa już prowokacji, ponieważ nie potrzebuje obecnie atencji tak bardzo jak w młodym wieku. Chce cicho i subtelnie opowiadać swoją historię.

weidong7

Kolory europejskich impresjonistów na chińskich obrazach malowanych tuszem

陈佩秋 Chen Peiqiu, urodzona w 1922 roku w Nanyang, Henan, chińska malarka tradycyjna.

chenpeiqiu

Świat chińskiej sztuki jest zdominowany przez mężczyzn. Na prestiżowej Liście Sztuki Hurun, skupiającej 100 żyjących artystów chińskich o najwyższym obrocie sprzedaży, znajdują się zaledwie 3 kobiety. Najwyżej zaś spośród tych kobiet, na miejscu szesnastym, plasuje się właśnie Chen Peiqiu z wynikiem 7,9 milionów dolarów za rok 2016 (raport za rok 2017 nie został jeszcze opublikowany).

Samorząd Szanghaju otworzył w Nanhui New City muzeum dedykowane 96-letniej dziś artystce i jej nieżyjącemu już mężowi, malarzowi Xie Zhiliu.

Chen Peiqiu podczas drugiej wojny chińsko-japońskiej schroniła się wraz z rodziną w Kunmingu, w Prowincji Yunnan. Jej życie mogło potoczyć się zupełnie inaczej gdyby udało się jej zrealizować pierwotny plan o studiach inżynierskich, w jej opinii idealnych, bo bardzo użytecznych dla społeczeństwa. Rodzina Chen miała jednak zupełnie inne wyobrażenia o przyszłości córki i próbowała nakłonić ją do pójścia na ekonomię. W rezultacie Chen nie poszła na żadne studia, co ostatecznie wyszło jej jednak na dobre.

W czasie szalejącej II wojny światowej zaczęła uczyć się malarstwa. Studia na Akademii Sztuk Pięknych ukończyła w 1950 roku. Jak wielu przed nią artystów parających się tradycyjnym malarstwem chińskim, Chen Peiqu przez lata zajmowała się doskonaleniem warsztatu i kopiowaniem dzieł wielkich mistrzów, w szczególności motywów ptaków i kwiatów z dynastii Yuan i Song (690-1279 r.), której spuściznę ceniła szczególnie.

„Zajęło mi cztery lata żeby malować jak Rafael, ale całe życie żeby malować jak dziecko”, powiedziała.

Oczywiście żartuję. Powiedział to Picasso.  Myślę, że trudno powiedzieć coś bardziej niechińskiego niż to zdanie! Nie tylko w malarstwie Państwa Środka widać niesamowite dążenie do 功夫 gongfu, perfekcji. To nieskończone i niemożliwe do skończenia szlifowanie warsztatu widzę u Chińczyków w absolutnie każdej dziedzinie, od aerobiku, przez parzenie herbaty, planowanie produkcji, po bieg na 100 metrów w ramach konkursu sportowego pracowników korporacji.

Nic dziwnego, że tam, gdzie spotyka się pięciu ekspertów do spraw tradycyjnego malarstwa chińskiego, opinii na temat autentyczności obrazu będzie siedem. Chińscy adepci malarstwa przez wieki uczyli się umiejętności poprzez kopiowanie. Na chińskim rynku sztuki, o wiele częściej niż na zachodnim, można spotkać się więc z problemem wątpliwości co do autentyczności dzieła. Jeśli kopia została namalowana w tej samej epoce co oryginał, to z łatwością może być ona z nim pomylona. Trudno tu też oskarżać malarza o plagiat, skoro jego zadaniem było właśnie wykonanie jak najwierniejszej kopii.

Nigdy nie zajmowałam się tym tematem, ale myślę, że słabe przywiązanie do własności intelektualnej w Chinach ma bardzo głębokie korzenie i wiąże się ze słynnym kolektywizmem. Skoro ja, jako jednostka, mam być przede wszystkim pożyteczną częścią zbiorowości, a moją pracą udoskonalać tę zbiorowość, to jaką wartość mają moje indywidualne osiągnięcia i po co w ogóle je chronić?

chenpeiqiu4

Wracając do Chen Peiqiu… Jak przystało na porządną chińską malarkę, dopiero po dziesiątkach lat doświadczeń rozwinęła swój własny styl z charakterystycznym kolorem oraz światłocieniem przywodzącym na myśl szkołę europejskiego impresjonizmu, którym zresztą się interesuje i inspiruje. Najbardziej znana jest ze swoich niebieskich i zielonych krajobrazów.

chenpeiqiu9

Uważam, że impresjonizm z jego odrzuceniem dziedzictwa romantyzmu, patosu czy tematyki społecznej i skupieniem się na pejzażu, wspaniale współgra z tradycyjnym malarstwem chińskim. Moim zdaniem na przykładzie obrazów Chen Peiqiu widać również, że w harmonii z tym stylem pozostaje technika malowania tuszem.

Chen Peiqiu, jak wielu uznanych malarzy klasycznych, rozwinęła też swój własny styl kaligrafii. Według tradycji piękne, harmonijne znaki wyjdą tylko spod pędzla ułożonego wewnętrznie, spokojnego człowieka (polecam poczytać o chińskiej kaligrafii oraz „Przedmowie do rękopisu z Altany Orchidei” Wang Xizhi z 353 r., uznanej za jej najwybitniejsze dzieło). Chen Peiqiu musi właśnie taka być. Nie tylko dlatego, że kreślone przez nią znaki są harmonijne. Ktoś, kto przeżył prawie stulecie malując, po prostu nie może być inny!

 chenpeiqiu6

Refleksja nad czasem i przestrzenią na obrazach Zhong Biao

钟飙Zhong Biao, urodzony w 1968 roku w Chongqing, malarz symbolistyczny.

 zhongbiao

Zhong Biao łączy malarstwo figuratywne z abstrakcyjnym. Jego celem jest użycie obrazu w celu zakwestionowania ograniczeń przestrzeni i czasu, które kadrują naszą rzeczywistość.

„Aby sztuka była wielka, musi posiadać trzy przymioty: precyzję, realizm i wolność”, powiedział. Artysta jest znany z łączenia bardzo skrajnych motywów. Te skrajności dotyczą w dużej mierze fuzji elementów z różnych epok. O ile Wei Dong również łączy epoki i style, o tyle Zhong Biao precyzyjnie wyjaśnia, dlaczego to robi.

zhongbiao2

Bardzo dużą część jego uwagi zaprząta kwestia wielowymiarowości czasu. Według artysty czas postrzegamy w sposób ciągły tylko dlatego, że w nim jesteśmy. Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość – czym są dla niego te pojęcia?

Według Zhong Biao w czasie nie ma teraźniejszości. Jest ona w nas. W świecie zewnętrznym istnieje natomiast wyłącznie przeszłość i przyszłość. W nas samych jest tylko wieczna teraźniejszość. Jeśli spojrzymy na czas jak na przekrojony na pół tort i założymy, że jedna połowa tego tortu to przeszłość, a druga to przyszłość, wówczas nie ma w torcie teraźniejszości. Teraźniejszość leży w nożu, który ciasto przekroił, w ręce, która ten nóż trzymała. „Nikt nie może żyć w przeszłości i nikt nie może pozycjonować siebie w przyszłości”. Jedyną sceną życia jest teraźniejszość, a istota przeszłości i przyszłości leży w ożywieniu chwili obecnej.

Jeszcze ciekawsza jest u Zhong Biao koncepcja przyszłości. „Światłu słonecznemu dotarcie do kuli ziemskiej zajmuje 8 minut i 19 sekund. Dlatego słońce, które widzimy jest słońcem sprzed 8 minut i 19 sekund. Analogicznie, księżyc który widzimy jest księżycem sprzed 1,28 minuty. Coś, co widzimy w odległości 1 kilometra jest w rzeczywistości istnieniem sprzed 3,34 mikrosekund. Bez względu na to jak blisko przedmiotu jesteśmy, to co widzimy jest bytem z przeszłości. Nikt nigdy nie może zobaczyć istnienia przedmiotu w danym momencie.”

zhongbiao4

Wynikającą logicznie z tej obserwacji konkluzją malarza – filozofa, która kształtuje jego twórczość, jest to, co mówi dalej: „Cała przeszłość, która się wydarzyła, nigdy nie znika, lecz jest przekazana w dalsze miejsca. Gdzie jest więc przyszłość? Być może przyszłość wydarzyła się już.My po prostu nie możemy jej zobaczyć z obecnej perspektywy.”„Chociaż nie możemy zobaczyć więcej, przyszłość już istnieje i czeka na nas. Moim zdaniem przeszłość, teraźniejszość i przyszłość są jednością, która już istnieje. My weszliśmy tylko we fragment tej jedności i wszystko już było, ale ukazuje się nam tylko wtedy gdy to mijamy.”

Niektórzy chcą patrzeć na obrazy Zhong Biao jak na portret szybkiej ewolucji chińskiego państwa i społeczeństwa od skrajnego izolacjonizmu do chaotycznej nowoczesności.

O ile obiekty na jego obrazach są mocno zakotwiczone w chińskiej rzeczywistości, o tyle twórczość artysty niesie o wiele bardziej uniwersalne przesłanie. A właściwie pytanie. O ludzkość, czasoprzestrzeń, kosmos. Zhong Biao – filozof wśród malarzy, malarz wśród filozofów.

zhongbiao7

Świat kaligrafii i pięknych kobiet w pastelach

何家英  He Jiaying, urodzony w 1957 roku w Tianjin, malarz figuratywny.

He Jiaying to artysta łączący w sposób bardzo subtelny estetykę tradycyjnego malarstwa chińskiego z wpływami sztuki europejskiej. Chińskim tuszem maluje na papierze współczesne przedmioty i postacie. Na innych jego pracach można też znaleźć piękną kaligrafię i pejzaże, motyw uważany w Chinach za najszlachetniejszy.

he jiaying8

He Jiaying stosuje zarówno realistyczną, kolorową metodę Gongbi, jak i spontaniczną, bliską kaligrafii metodę Xieyi, w których jest najwyższej klasy specjalistą. Choć kolorystyka jego obrazów przywodzi na myśl Daleki Wschód, to w sposobie przedstawiania jest bardzo europejski. Prace He są zdominowane przez postacie kobiece. Ciała kobiet z jego obrazów są zwykle jaśniejsze od otoczenia, czasem wyglądają jakby były wręcz wykonane z alabastru. Nawet te jego prace, na których nie ma nagości, prawie zawsze przedstawiają kobiety.

Można przy okazji zwrócić uwagę na kanony kobiecego piękna w chińskiej kulturze. Modelki mają często podłużne nosy, uważane za atrakcyjne. Nie wspominając o skórze, która na obrazach He Jiayinga jest zdecydowanie bielsza niż u przeciętnej Chinki.

he jiaying6

he jiaying2

he jiaying7

Sceneria i atmosfera jego twórczości przywodzi na myśl barokową albo romantyczną sielankę. To nie jest malarstwo prowokacyjne. Postacie są zrelaksowane i spokojne, odpoczywają w ogrodzie, po grze na skrzypcach, zbierają winogrona lub jesienne liście na bukiet, relaksują się po zajęciach baletu (a może występie?).

he jiaying12

Moim zdaniem twórczość He Jiayinga jest dowodem na to, że artysta nie musi wcale prowokować aby jego prace zachwycały. Znakomity warsztat zarówno w zakresie malarstwa chińskiego jak i europejskiego, specyficzny dobór barw i magiczna subtelność postaci – to wszystko sprawia, że jego sztuka zapada w pamięć mimo braku jakichkolwiek elementów awangardy. Nie szokuje, ale jest niezwykle oryginalna. Nie eksploduje kolorami, ale zachwyca. He Jiaying jest artystą wielkiego formatu.

he jiaying4

Więcej niż polityczny pop

许德奇 Xu De Qi, artysta urodzony w 1964 r. w Jinan, Szandong,  malarz psychodelicznego surrealizmu.

xudeqi

W latach 80. w Chinach rozwinął się nurt zwany politycznym popem, który bezpośrednio nawiązywał do amerykańskiego popartu. Polegał na zestawianiu postaci z typowych propagandowych plakatów z symbolami powojennego zachodniego konsumpcjonizmu. Styl był odpowiedzią na dynamiczne zmiany społeczno-ekonomiczne w Chinach, był też próbą rozliczenia się z rewolucją kulturalną. Eksponował konflikt pomiędzy polityczną przeszłością a komercyjną teraźniejszością.Najważniejszym przedstawicielem tej szkoły jest Wang Guangyi. Malarze politycznego popu byli mocno krytykowani za stosowanie prostej strategii łączenia imitacji propagandy z komercją. W ich pracach widziano także chęć zaspokojenia popytu zachodniego rynku sztuki poprzez używanie stereotypów.

Chociaż Xu De Qi ewidentnie czerpie z tradycji politycznego popu, to jednak nie zatrzymuje się na niej. Po pierwsze, ma o wiele lepszy warsztat. Po drugie, tematycznie wychodzi daleko poza polityczny pop. Sam opisuje swoją pracę jako połączenie surrealizmu i psychodelii.

xudeqi2

Rzeczywiście, patrząc na jego prace można poczuć się jak po zażyciu substancji psychoaktywnych. Kolory na jego obrazach są niespokojne, krzykliwe, wręcz „wściekłe”. Można na nich zobaczyć postacie znane z kultury masowej i polityki światowej w bardzo nietypowych odsłonach. W okularach przeciwsłonecznych Mao odbijają się najdziwniejsze obrazy, innym razem jest przedstawiony jako Salvador Dali. W okularach przeciwsłonecznych Barracka Obamy odbija się za to sam Wielki Sternik. Czy Xu De Qi próbował w ten sposób powiedzieć coś o byłym amerykańskim prezydencie? Raczej nie, gdyż na innym obrazie mamy sytuację dokładnie odwrotną.

xudeqi11

Marylin Monroe, prawie jak z  obrazu Andy Warhola, jest umieszczona na tle Zakazanego Miasta. Jak większość postaci u Xu Deqi, znanych czy nie, Marylin też ma na sobie okulary.

Właściwie można powiedzieć, że jest to malarz okularów i rybek, ponieważ te dwa motywy pojawiają się na większości jego obrazów (a przynajmniej jeden z nich).

Dlaczego artysta ma taką obsesję na punkcie ryb? Na szczęście sam przychodzi z odpowiedzią. Na jego stronie internetowej znajduje się artykuł pt. „Ryby”, opisujący motyw ryb w kulturze i sztuce chińskiej na przestrzeni wieków.

Jak możemy w nim przeczytać, już znalezione na wschód od Xi’an misy, będące pozostałością po kulturze neolitycznej Yangshao (5000-3000 r. p. n. e.), były zdobione motywami ryb. Są różne teorie na temat przyczyn nawiązywania do ryb w tak prymitywnej kulturze. Jedni twierdzą, że ryby były przedmiotem kultu, inni, że oznaczały pochwałę reprodukcji, jeszcze inni, że motyw ten wywodzi się ze świętowania żniw.

Xu De Qi widzi jednak przyczynę gdzie indziej. Uważa, że ludzie, poprzez umieszczanie rybiego symbolu, oddawali cześć tym zwierzętom w zamian za zaspokojenie podstawowych instynktów przetrwania. Najzwyczajniej dziękowali im za wypełnienie żołądków.

xudeqi10

Ryba jest też inną formą smoka, tak ważnego stworzenia w chińskiej mitologii. Smok, tak jak ryba, posiada łuski. W języku chińskim znaki ryba i smok były od stuleci łączone, na przykład w wierszu z dynastii Tang (618-907 r.): „鱼龙潜跃水成文” , „ryby i smoki mogą nurkować głęboko, lecz nie mogą podpłynąć do Ciebie, a jedynie wzbudzić fale” – aluzja do zakochanych, którzy nie mogą spotkać się osobiście.

Współcześnie znaki 鱼ryba i 龙smok łączą się w słowo ichtiozaur („rybo-smok”).

ichtiozaur

Według Xu De Qi, związek człowieka i ryb ukazał po raz pierwszy relację pomiędzy „jedzeniem” i „zjadaczem”. Jednakże, patrząc na jego dość erotyczne obrazy, motyw ryb przypomina mi o innej symbolice, o której możemy przeczytać w drugiej części artykułu. Ryby oznaczają w chińskiej kulturze nie tylko szczęście i pomyślność, ale również miłość i seks.

W wierszu 江南”Jiangnan: o rybie bawiącej się między liśćmi lotusa na wschodzie, zachodzie, południu i północy (鱼戏莲叶东,鱼戏莲叶西,鱼戏莲叶南,鱼戏莲叶北”), chodzi tak naprawdę o coś więcej niż podziw dla flory i fauny.

Ryba zaczęła stopniowo w chińskiej kulturze reprezentować kobietę, a lotus – miłość. Wiersz jest pochwałą miłosnych igraszek oraz męsko-damskiego szczęścia i słodyczy.

Współcześnie, przy okazji zawarcia małżeństwa używa się w Chinach zdania: 鱼水千年合, „połączenie ryby i wody na tysiąc lat”. Także, dziewczyny: jesteśmy rybami. Takimi, które głos mają. Chociaż mam akurat wrażenie, że „rybie milczenie” całkiem nieźle wpisuje się w sytuację kobiety w tradycji chińskiej.

xudeqi1

Gwiaździsta Noc Van Gogha nad Pekinem

weilin

韦琳 Wei Lin. Z prac malarki przebija wielka tęsknota za latem i morzem. Główna tematyka jej obrazów skupia się wokół wody, czasami przedstawionej wprost, czasami na granicy abstrakcji.

Drugim kierunkiem widocznym w jej twórczości jest eksperymentowanie z motywami zaczerpniętymi z różnych kultur i zestawianie ich. Widać to na przykładzie obrazu „Gwiaździsta noc nad Zakazanym Miastem”, aluzji do słynnego płótna Van Gogha. Artystka przed 80. rokiem życia zamierza sprzedać swój obraz za kwotę co najmniej 150 milionów dolarów. No dobra, żartuję. Nabrał się ktoś? ? To są moje osobiste próby malarskie. Ale jeśli Wam się choć trochę podobają, zapraszam na moje konto na Instagramie, gdzie ostatnio prezentuję swoje prace: https://www.instagram.com/w_domu_smoka. Więcej o chińskiej sztuce współczesnej znajdziecie na mojej twarzoksiążkowej (FB :)) stronie W DOMU SMOKA.

再见!

Obrazy zamieszczone w tym artykule są chronione prawami autorskimi i zostały tutaj użyte wyłącznie w celach edukacyjnych lub poddania krytycznej recenzji.

Źródła:

http://news.99ys.com/news/2016/1019/27_206330_1.shtml

http://cul.qq.com/a/20150522/019027.htm

https://baike.baidu.com/item/%E5%BC%A0%E6%99%93%E5%88%9A/10216444

http://www.shengshidanqing.com/Blogs/Picture.aspx?89

http://www.pujunart.com/Products/jsytjkxn.html

http://jsl641124.blog.163.com/blog/static/177025143201321034129643/

http://cuiruzhuo.artron.net/

https://zhidao.baidu.com/question/24767.html

http://www.xudeqi.com/articles/ShowArticle.asp?ArticleID=135

https://zhidao.baidu.com/question/432626231914502084.html

https://zhidao.baidu.com/question/24767.html

http://blog.sina.com.cn/s/blog_69436edc0101bcil.html

https://zhidao.baidu.com/question/481574320.html

https://www.youtube.com/watch?v=5VLOmr0GD-E

http://www.mzdbl.cn/huaji/12/index.html

http://www.alaintruong.com/archives/2013/03/02/26548559.html

https://zhongbiao.artron.net/market

https://www.youtube.com/watch?v=zeWht7iESeo

https://www.youtube.com/watch?v=9AQIFA_D2VE

http://www.cn.artnet.com/en/assets/pdfs/global_chinese_art_auction_market_report_2016_en.pdf

https://news.artnet.com/market/chinese-art-market-rebounds-to-85-billion-in-2013-83531

http://msutherland.com/exhibitions/guo-hua-defining-contemporary-chinese-painting-2017/

http://www.academia.edu/2016914/Chinese_Thought_And_Its_Relationship_to_Portraiture_a_comparative_overview

https://hifructose.com/2016/02/18/zhong-biaos-surrealistic-paintings-contemplate-the-passage-of-time/

https://wcma.williams.edu/collection/modern-contemporary-chinese-art/

https://news.artnet.com/market/who-are-the-top10-most-expensive-living-chinese-artists-at-auction-240285

https://www.christies.com/features/Zhang-Xiaogang-5720-1.aspx

http://www.scmp.com/lifestyle/arts-entertainment/article/1913433/contemporary-chinese-art-challenging-cliches-and

http://www.scmp.com/news/china/article/1413901/artist-zhang-xiaogang-cultural-revolution-and-how-chinese-artists-are

https://www.christies.com/Features/Collecting-guide-The-prints-of-Zao-Wou-Ki-8904-1.aspx

http://www.saatchigallery.com/schools/Education%20Pack%20-%20The%20Revolution%20Continues.pdf

https://news.artnet.com/market/2016-chinese-art-market-report-1050767

https://www.forbes.com/sites/hengshao/2012/08/30/four-tips-on-how-to-approach-chinas-art-boom/#1d07c6324a60

https://www.artprice.com/artprice-reports/the-art-market-in-2017/characteristics-of-the-chinese-art-market-in-2017-art-market-monitor-of-artron-amma

https://www.widewalls.ch/artist/jin-shangyi/

http://www.chinadaily.com.cn/culture/art/2016-12/29/content_27802189.htm

http://www.christies.com/features/Zao-Wou-Ki-8534-3.aspx

http://jasonkaufman.com/2017/02/01/thoughts-on-a-chinese-artist-studying-a-western-old-master-jin-shangyi-at-central-academy-of-fine-arts-beijing/

https://www.youtube.com/watch?v=k1RRcaL66oM

https://www.christies.com/grandiose-and-mysterious–24040.aspx?saletitle=

http://www.chinadaily.com.cn/culture/art/2016-03/01/content_23692370.htm

https://news.artnet.com/market/hurun-art-list-cui-ruzhuo-most-expensive-chinese-artist-auction-279041

https://themoscowtimes.com/articles/cui-ruzhuos-ink-wash-landscapes-on-show-at-the-manege-55814

https://www.theguardian.com/world/2017/dec/18/qi-baishi-chinese-artist-paintings-twelve-landscape-screens-sell-record-auction

https://successstory.com/spendit/most-expensive-chinese-art

http://www.arts-news.net/artnews

http://www.artnet.com/artists/cui-ruzhuo-2/
 http://artodyssey1.blogspot.com/2009/12/wei-dong-1968-born-in-chifeng-china.html

http://joanmitchellfoundation.org/artist-programs/artist-grants/painter-sculptors/2005/wei-dong

http://elmuseodehipatia.blogspot.com/2012/02/wei-dong-red-flag-2010.html

https://www.pearllam.com/exhibition/beyond-colour-chinese-contemporary-art/

https://www.leogallery.com.cn/artists/31-li-lei/works/

http://www.sothebys.com/en/news-video/blogs/all-blogs/eye-on-asia/2015/07/exploring-crossroads-wei-dong.html

http://www.ejinsight.com/20150808-from-erotic-art-wei-dong-returns-to-his-roots/

http://www.artnet.com/artists/chen-peiqiu/

https://books.google.pl/books?id=lg_-RQ3t3dYC&pg=PA16&redir_esc=y#v=onepage&q&f=false

http://www.hurun.net/EN/HuList/Artlist/?num=FF5A3210D3C3

https://www.shine.cn/archive/feature/events-and-tv/Chen-Peiqiu-inkwash-exhibition/shdaily.shtml

https://www.christies.com/features/Chinese-Traditional-Painting-Collecting-Guide-7607-1.aspx

http://en.chnmuseum.cn/Default.aspx?TabId=520&ExhibitionLanguageID=615&AspxAutoDetectCookieSupport=1

http://www.usapgi.com/000usapgi/portal.php?mod=view&aid=114

https://www.youtube.com/watch?v=xzZaVa7DP6A

http://www.artnet.com/artists/he-jiaying/

http://www.tate.org.uk/art/art-terms/p/political-pop

https://diagonalll.wordpress.com/2012/08/17/wang-guangyi/

http://xudeqi.artron.net/market

http://www.cncreate.org/psychedelic-surrealism/

https://www.youtube.com/watch?v=eu-yKDmtDEE

https://www.kwaifunghin.com/zh/artists/26-zao-wou-ki/works/9658/

http://www.masterart.com/PortalDefault.aspx?tabid=149&postid=43542&categoryId=421

https://onlineonly.christies.com/s/prints-works-paper-zao-wou-ki/zao-wou-ki-1920-2013-5/53463

http://blog.sina.com.cn/s/blog_7f6f65610101dyls.html

https://www.shine.cn/archive/feature/events-and-tv/Chen-Peiqiu-inkwash-exhibition/shdaily.shtml

http://haruchonns.tumblr.com/image/142099493534

http://blog.sina.com.cn/s/blog_7e44058d0100s5zd.html

http://www.ninunina.com/blog

https://en.wikipedia.org/wiki/Ichthyosaur