Ucz się chińskiego przez muzykę: Opowieści małego miasteczka

Nie ma jednego idealnego sposobu na naukę języka obcego. Najlepiej wybrać metodę, która jest dla nas najprzyjemniejsza. Ja od zawsze uczyłam się przez słuchanie muzyki i analizowanie tekstów piosenek. Sposób ten jest obecnie o tyle łatwiejszy, że współcześnie uczniowie nie muszą już siedzieć godzinami nad słownikiem, a internet jest pełen ciekawych utworów, po które wystarczy tylko sięgnąć. Powszechna jest opinia, że chińskojęzyczna muzyka jest monotonna, męcząca, ckliwa i powtarzalna. Poniekąd tak właśnie jest, ale w chińskiej muzyce popularnej można znaleźć naprawdę wiele pięknych utworów, które nie tylko pomagają uczyć się języka, lecz także wzbogacają naszą wiedzę o chińskim społeczeństwie, dając nam wgląd w to, co niedefiniowalne – chińskiego ducha.

Dla mnie numerem jeden wśród chińskich wykonawców pozostaje niezapomniana Teresa Teng, urodzona w 1953 roku na Tajwanie, zmarła w wieku zaledwie 42 lat 邓丽君. Mówi się, że w jej głosie dało się usłyszeć “trochę słodyczy, trochę smutku”. Nic dodać, nic ująć. 邓丽君 miała w głosie ten element, który odróżnia wykonawcę dobrego od chwytającego za serce. Repertuar Teresy Teng jest niezwykle bogaty, bowiem sięgała do utworów o tematyce ludowej, militarnej, ballad, czy poezji z dynastii Tang i Song. O tym, że muzyka potrafi przezwyciężyć nawet największe polityczne podziały, niech świadczy fakt, że piosenki Teresy były masowo odtwarzane w chińskich barach karaoke pomimo cenzury, jaką były objęte. Nic dziwnego, że nie tylko grób, lecz także miejsce jej śmierci, jakim był hotel w Tajlandii, do dziś przyciągają fanów pragnących oddać hołd swojej idolce.

Podróż przez chińskie utwory zacznę od jednej z najpopularniejszych piosenek artystki pod uroczym tytułem “Opowieści małego miasteczka” (小城故事). Posłuchajmy…

小城故事

Opowieści małego miasteczka

小城故事多 Małe miasteczko pełne jest opowieści

充满喜和乐 Przepełnionych radością i szczęściem

若是你到小城来 Jeśli trafisz do małego miasteczka

收获特别多 Bardzo wiele zyskasz

看似一幅画 To jak oglądanie obrazu

听像一首歌 Albo słuchanie piosenki

人生境界真善美 Królestwo prawdziwego, dobrego pięknego życia

这里已包括 Znajduje się tu

谈的谈说的说 Gadu gadu, baju baju

小城故事真不错 Naprawdę niezłe są opowieści małego miasteczka

请你的朋友一起来 Zaproś przyjaciół i przybądźcie razem

小城来做客 Zostańcie gośćmi małego miasteczka

谈的谈说的说 Gadu gadu, baju baju

小城故事真不错 Naprawdę niezłe są opowieści małego miasteczka

请你的朋友一起来 Zaproś przyjaciół i przybądźcie razem

小城来做客 Zostańcie gośćmi małego miasteczka

Bardzo do mnie trafia ten utwór, ponieważ jestem fanką atmosfery małych miasteczek i unikam metropolii.

Nie mam talentu do tłumaczenia poezji. Trzeba po prostu posłuchać.

https://www.youtube.com/watch?v=h2DVIaWq1Hk

Zdjęcie: https://zhuanlan.zhihu.com/p/32845119

Bubble tea z Tajwanu pod polskimi strzechami

To niesamowite. W Tarnowie, powiatowym mieście w Małopolsce, można kupić herbatę i napoje z Tajwanu. I nie są to zapakowane w torebki liście herbaciane, ale gotowa herbata w kubku w stylu nocnego targowiska z dodatkami takimi jak tapioka, liczi, aloes czy ananas. Zafoliowana i zapakowana po tajwańsku. Ze strony internetowej firmy Crazy Bubble, właściciela stoiska, możemy dowiedzieć się, że jest ona pierwszym polskim importerem wszelkich składników stosowanych w tej specyficznej herbacie. Kolejny namacalny dowód globalizacji – rzecz tak bardzo regionalna, specyficzna i niekoniecznie trafiająca w gusta większości, do tego najbardziej azjatycka jak to tylko możliwe, staje się osiągalna dla przeciętnego mieszkańca małopolskiej wsi.

Na Tajwanie stoiska z tego rodzaju napojami można spotkać dosłownie wszędzie. Na ulicy, na każdym rogu, na nocnym targowisku. Mój ulubiony nocny targ Fengjia (逢甲夜市) obejmuje około 15 tysięcy stoisk, z których bardzo duża część to właśnie sklepiki z herbatą na wynos. Konkurencja jest ogromna, ale 30-40 tysięcy potencjalnych klientów każdego wieczoru to nie lada kąsek dla sprzedawców.

IMG_4745
Każdy szanujący się sklepik z herbatą na Tajwanie stara się wypromować własny, specyficzny produkt. W praktyce związek oferowanych napojów z herbatą jest często bardzo… luźny. Powyższy przybytek oferuje herbaciane klasyki, ale chwali się także różnymi rodzajami 清凉果醋 (qīngliáng guǒ cù), “orzeźwiającego owocowego octu”, czyli napojów na tzw. lodowatym kwasie octowym w wariantach żurawinowym, winogronowym oraz jabłkowym. Chińska kultura octu jest zresztą niezwykle bogata i sięga Okresu Wiosen i Jesieni (VIII w. p. n. e.). “Mniej soli, więcej octu” to także jedna z koronnych zasad japońskiej medycyny. A propos Japonii, sklepik poleca także 抹茶 (Mǒchá), słynną japońską sproszkowaną herbatę zwaną Matcha.

Jednym z najpopularniejszych napojów jest herbata perłowa 珍珠奶茶 (zhēnzhū nǎichá) z tapioką, produktem z masy uzyskiwanej w wyniku mielenia manioku. Herbata perłowa w wersji “na bogato”, z mlekiem i dużą ilością cukru, powinna raczej pełnić rolę deseru (a może nawet całego posiłku) niż napoju. Bubble Tea, Pearl Milk Tea to nazwy  od lat doskonale znane w USA czy innych państwach anglojęzycznego świata, gdzie chińska diaspora ma się dobrze już od dawna. Zważywszy, że imigranci chińscy w państwach anglosaskich w znacznej mierze pochodzą z Hong Kongu i południowych prowincji, gdzie perłowa herbata święci największe triumfy, to nic dziwnego, że jest popularna u Wuja Sama.

bubble tea

Herbata perłowa to bestseller wszechczasów, jednak co jakiś czas w chińskojęzycznych mediach ma miejsce dyskusja na temat szkodliwości tapioki, a właściwie skrobii modyfikowanej, nierzadko występującej w towarzystwie sztucznych barwników i emulgatorów. Trzeba jednak przyznać, że herbata jest pyszna, a konsystencja perełek wręcz uzależnia! Bez tony niezdrowego cukru to po prostu nie byłoby to. Foto: https://blog.icook.tw/

Cały czas nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że z chińską herbatą w stylu POP serwowaną na Zachodzie, jest dokładnie tak samo jak ze Świętami Bożego Narodzenia w Chinach. To znaczy, że jest po prostu odwrotnie niż chciał Antoine de Saint-Exupery, pisząc że najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Otóż, tutaj liczy się tylko to, co jest widoczne dla oczu. Żeby obchodzić święta nie trzeba wiedzieć kim był Jezus (zaprawdę powiadam Wam, znam Chińczyków, którzy mimo skończonych studiów wyższych nie mają zielonego pojęcia – są w mniejszości, ale jednak!). Ważne, że można sobie kupić świąteczne gadżety, ubrać mikołajową czapkę albo sweter z reniferem. Staram się wystrzegać krzywdzących uogólnień, ale bądźmy szczerzy – w Chinach i na Tajwanie chrześcijańskie święta nie mają wymiaru duchowego. Są to zresztą zwykłe dni robocze.

Podobnie ma się sprawa z udziwnioną herbatą – produktem kultury masowej. Wątpię, czy przeciętny konsument w polskiej galerii, trzymając w rękach papierowy kubek zdaje sobie sprawę, że kultura herbaciana, 茶文化 (chá wénhuà), jest szeroką dziedziną o bogatej historii, że gdzieś w Azji funkcjonują poważne szkoły parzenia herbaty, że można tam zwiedzić muzea herbaty, że dobra herbata osiąga w Chinach zawrotne ceny, analogicznie do wina w Europie. Tak naprawdę dostajemy do rąk produkt, będący finałowym efektem fuzji wielowiekowej chińskiej tradycji z zachodnią kulturą popularną, na której działanie Tajwan wystawiany był przez dziesięciolecia. Nie zapominajmy też o wpływach ze strony dawnego japońskiego hegemona , który na Tajwanie jest wspominany nieco cieplej niż w Chinach. “Nieco” jest tutaj użyte eufemistycznie, gdyż Chińczycy Japończyków wręcz nienawidzą (jak sami twierdzą). Trudno się zresztą dziwić, że nie mają ochoty zapomnieć Japońskiej Gwardii Cesarskiej ani nankińskiej masakry, ani pozostałych zbrodni wojennych, nie mówiąc już o świeższych przewinieniach japońskiego rządu. Tak czy inaczej, tajwańska herbata perłowa 珍珠奶茶 z miasta Taichung (台中) miała swój pierwowzór w produkcie japońskim.

Nie uważam wcale, że każdy Polak powinien znać 中国六大茶类 (Zhōngguó liù dà chá lèi), tzw. Sześć Chińskich Wielkich Rodzajów Herbaty. Tym bardziej nie uważam, że powinien opanować gatunki herbaty, których są setki. Sądzę jednak, że skala ignorancji w kwestii Chin i państw nieeuropejskich jest u nas wręcz niebywała. Pamiętam dobrze, że w toku mojej edukacji historycznej po raz pierwszy poruszono temat Chin w liceum, przy okazji omawiania wojny rosyjsko-japońskiej (1904-1905 r.), a i to głównie w kontekście uczestnictwa w wojnie Polaków z zaboru rosyjskiego. W zderzeniu z pięcioma tysiącami lat historii Państwa Środka uważam to za co najmniej niewystarczające. Jeśli w szkole było coś więcej o Chinach, to przepraszam Panią od historii – widocznie nie do końca uważałam na lekcjach.

Zostawmy jednak szkołę. Jeszcze gorzej jest z tematami okołochińskimi w naszych mediach. Czasami mam wrażenie, że gdyby nie oddolne inicjatywy mądrych ludzi w internecie, w polskojęzycznych środkach przekazu temat Chin by nie istniał albo byłby całkowicie zmarginalizowany i sprowadzony do poziomu zabawnych ciekawostek – zapychaczy. A tymczasem Chiny, czy tego chcemy czy nie, wpływają na byt Pana, Pani i Państwa…

W 2013 r.  ukazał się ważny, choć pełen goryczy i niewybredny językowo artykuł Krzysztofa Stanowskiego pt. “Ogłupiali mnie długo i – o zgrozo – skutecznie. Jestem idiotą!”:

“Jestem idiotą.

Wiem, że Ewa Farna tyje, ale nie wiem, kto rządzi Chinami.
Wiem, że nowy iPhone jest dłuższy niż stary, a nie wiem, kto rządzi Chinami.
Wiem, że Depardieu został obywatelem Rosji, a nie wiem, kto rządzi Chinami.
Wiem, jak wygląda Marta Grycan, a nie wiem, kto rządzi Chinami.
Wiem, że Krzysztof Ibisz napisał książkę, a nie wiem, kto rządzi Chinami.
Wiem, że dziewczyna Lewandowskiego trenuje karate, a nie wiem, kto rządzi Chinami.”

Czytając to wyznanie najbardziej uderzyło mnie, że każda z zapamiętanych bzdur mogłaby zostać zastąpiona czymś pożytecznym, na przykład jeden członek chińskiego politbiura zamiast jednej nieważnej informacji. Marnujemy intelektualny potencjał w dużej części na totalne brednie, podczas gdy ktoś inny po prostu na tym zarabia.

“Mam pretensje do mediów, bo wydaje mi się, że szkołę ukończyłem jako osoba o trochę większej wiedzy o świecie. Odkąd zdałem się na zawodowych dziennikarzy, by mi tę wiedzę dostarczali, odtąd idiocieję. Moim zdaniem dzisiaj przeciętny Polak prawie nic nie wie o Polsce i ZUPEŁNIE NIC o świecie. Poważne tematy nakrywane są telewizyjną papką z gówna, i gówno na sam koniec w mojej (waszej?) głowie zostaje.”

Konkluzja artykułu jest bardzo pesymistyczna: jestem idiotą i tak już zostanie. Myślę jednak, że powinna ona być budująca: zwracajmy uwagę na to, co i o czym czytamy, nie zadowalając się tylko herbatą w plastikowym kubku. Zamiast zaczynać od końca i na tym poprzestać, cofnijmy się o krok.

24067993_10156063358192904_3960892411234284004_n

Takim krokiem wstecz (chronologicznie), ale jednocześnie do przodu (bo przybliżającym nas do istoty sprawy), jest przyjrzenie się herbacianej codzienności. Soki i różne mrożone herbaty w butelkach w tajwańskim convenience store, czyli w małym sklepie typu żabka.

Robimy więc krok w tył (chronologicznie) po to, żeby zrobić krok w przód w kierunku zrozumienia herbacianej rzeczywistości. Bowiem przed erą Bubble Tea była (i trwa nadal) era herbaty w butelkach. Trudno wyobrazić sobie tajwański sklep bez różnorodnych herbat w mnóstwie wariantów. Jest herbata zielona, czarna, czerwona, jaśminowa, jęczmienna, z cukrem, bez curku, z małą ilością cukru, z mlekiem, bez mleka. To wszystko dostępne na każdym rogu i o każdej porze (tajwańskie “żabki” są otwarte całą dobę). Nasza mrożona Nestea w  dwóch smakach naprawdę blado wypada przy tym bogactwie (nasza, czyli dostępna w polskich sklepach, bo właścicielem marki jest Nestle, a producentem Coca-Cola…).

Picture1

Mityczny władca Shennong (神农), “Boski Rolnik” przypadkowo odkrywa herbatę 4500 lat temu…

Żeby lepiej pojąć skąd ta niesamowita różnorodność herbaty mrożonej, cofnijmy się o jeszcze jeden krok. Nie sposób bowiem zrozumieć fenomenu herbaty “fast foodowej” bez podstaw chińskiej kultury herbacianej, 茶文化. Wróćmy więc do korzeni, albo raczej – do liści, 茶叶…

http___mmbiz.qpic.cn_mmbiz_jpg_pEVnwYAGbZ9Fp1JQ8UzroZKLlg3xWS51ZSIFARt3ibIuNhekiafxyPmiazfJMia17iaO42vblEAtsC8OiaWJbz4ZYfibw_640
Tarasy herbaciane. Źródło: http://www.xincha.com
http___mmbiz.qpic.cn_mmbiz_iarhqswLpBr2CYzxTkKFQ46bIzF6vBIzpBgS0zmC0cn9zXS2Xy5WTGSlBPOib82tDexvcnTsDRibLoklyq9jWjiaYQ_0
中国六大茶类 (Zhōngguó liù dà chá lèi). Źródło: http://www.xincha.com

中国六大茶类 (Zhōngguó liù dà chá lèi), Sześć Chińskich Wielkich Rodzajów Herbaty:

    • 绿茶, herbata zielona,
    • 白茶, herbata biała,
    • 黄茶, herbata żółta,
    • 乌龙茶 (inaczej 清茶), herbata Wulong (turkusowa),
    • 红茶, dosłownie tłumacząc z chińskiego – herbata czerwona, w Polsce znana jako herbara czarna,
  • 黑茶,dosłownie tłumacząc z chińskiego – herbata czarna, w Polsce znana jako herbara czerwona.

Każdy z rodzajów herbaty obejmuje setki gatunków, posiadających specyficzne cechy uzależnione od klimatu i miejsca uprawy Camellia sinensis, a także od stopnia fermentacji, palenia i obróbki. Uogólniając można powiedzieć, że Chińczycy najbardziej cenią sobie klasyczną herbatę zieloną, niefermentowaną i naturalną.

Przechwytywanie

Autor powyższego artykułu pyta we wstępie w jaki sposób entuzjasta herbaty , któremu zależy nie tylko na walorach smakowych, lecz także na magii uzdrawiania, ma wybrać? Jest mnóstwo gatunków herbaty występujących w ramach Sześciu Wielkich Rodzajów, a jeszcze więcej marek – niczym gwiazd na niebie. Źródło: http://www.xincha.com

Pocieszające jest to, że dla przeciętnych mieszkańców Państwa Środka herbata to również bardzo trudny i skomplikowany temat. W chińskojęzycznym internecie jest mnóstwo stron przybliżających herbacianą tematykę.

10175051_10152406682072904_9171730265201845738_n

Herbaciany kącik w fabryce w Chinach, Prowincja Zhejiang.

Znam jednak Chińczyków, którzy zajmując się zawodowo czymś zupełnie innym, jednocześnie pasjonują się herbatą. Dyrektor pewnej fabryki w mieście Taizhou (台州市) doskonale zna się na gatunkach Camellia sinensis, a w pracy chętnie otacza się akcesoriami herbacianymi, 茶具.

10277910_10152406689307904_4568166297649779438_n

Wbrew tradycji, w Chinach herbata często serwowana jest w naczyniu szklanym.

I tak dobrnęliśmy do końca mojego wywodu. Wszystko zaczęło się od zielonego listka i wszystko się do niego sprowadza.  Bez zielonego listka nie ma nic. Pamiętajmy o tym, choćbyśmy natknęli się na najbardziej wymyślną Bubble Tea… ?

W dobie globalizacji i kultury masowej tak łatwo zatracić się w ambalażach, tym co powierzchowne, nie pytając dlaczego coś jest takie, jakie jest. Rzeczywistość jest zawsze bardziej skomplikowana niż się wydaje. To niby oczywiste, ale paradoksalnie, w erze gdy dostęp do wiedzy nie jest już zarezerwowany dla elit, stereotypy i ignorancja mają się coraz lepiej. Można powiedzieć, że się czepiam, że to tylko herbata, ale tak właśnie powstały krzywdzące stereotypy na temat Chin – od niezrozumienia rzeczy najmniejszych.

Ratunku! Chińczycy sinizują mnie w Polsce!

Zastanawiam się, czy jest na świecie jakiś naród, który w takim stopniu jak Chińczycy potrafiłby narzucać innym nacjom swoje zwyczaje. W europejskiej historii rzadko zdarzało się, żeby najeźdźcy przejmowali język i kulturę podporządkowanego narodu. Tymczasem, Chińczycy nie musieli śpiewać “Nie będzie Mandżur (albo Mongoł) pluł nam w twarz”, bo zarówno mandżurska dynastia Qing jak i mongolska dynastia Yuan, mimo podboju Chin nie tylko nie wytrzebiły zwyczajów i języka Hanów, ale w dużym stopniu się zsinizowały¹. Kiedy w 2005 roku wyjechałam na Tajwan, też liczyłam na jakieś małe “zchińszczenie” mojej osoby. Wówczas, perspektywa poznania lokalnych zwyczajów była dla mnie tak fascynująca, że można to chyba porównać tylko ze spotkaniem z Marsjanami i możliwością obserwowania ich codziennego życia (ale bez całej tej obawy o ewentualność wszczepienia implantów, które, jak każdy wie, bardzo ciężko potem usunąć).

Oczywista oczywistość. Ktoś, kto wyjeżdża do Azji albo do jakiegokolwiek innego kraju musi się liczyć z faktem, że ludzie będą się tam zachowywać inaczej. Mało tego, ten ktoś powinien się pewnie liczyć z ewentualnością przejęcia niektórych lokalnych zachowań (no bo w końcu klimat, rozwiązania architektoniczne, rodzaj dostępnego pożywienia, organizacja czasu pracy trochę nas ograniczają). Ale w jaki sposób wytłumaczyć fakt, że Chińczycy przyjeżdżający do Polski są w stanie narzucić mi w moim własnym kraju swoje sino-zachowania i w ciągu kilku dni wpłynąć na pracę stołówki, w której jedzą “roboczy obiad” (ostatnio modne w korpomowie określenie working lunch, które ma usprawiedliwiać coś tak nieprofesjonalnego jak jedzenie..)?

Organizacja posiłków na sposób chiński zakłada, że na środku stołu znajduje się kilka lub kilkanaście potraw, z których każdy gość wybiera sobie to, na co ma ochotę (w praktyce zwykle próbuje wszystkiego po trochu). Podczas wspólnych posiłków nie zamawia się potraw indywidualnie. W Chinach zazwyczaj jedna osoba zaznacza w specjalnym restauracyjnym formularzu jakie dania będzie spożywać cała grupa. Obecnie można też zamawiać przez aplikację w telefonie, a rola kelnera powoli zostaje zredukowana do przyniesienia potraw do stołu.

Do blatu stołu przytwierdzony jest mniejszy, obracający się blat. Na nim kładzie się potrawy, których każdy gość może skosztować. Jak widać, z kieliszka do wina pije się wszystko. Toasty z mlekiem w roli głównej to w Chinach całkiem normalna sprawa.

Do blatu stołu przytwierdzony jest mniejszy, obracający się blat. Na nim kładzie się potrawy, których każdy gość może skosztować. Jak widać, z kieliszka do wina pije się wszystko. Toasty z mlekiem w roli głównej to w Chinach całkiem normalna sprawa.

Teoretycznie mogłabym w Polsce nie organizować posiłków na sposób chiński. Powiem więcej, nawet próbowałam zmusić Chińczyków do jedzenia po polsku. W końcu rùxiāngsuísú (入乡随俗 ), w wolnym tłumaczeniu “jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one…”  to pierwsze chengyu, jakiego się nauczyłam. Okazuje się jednak, że za każdym razem obracało się to przeciwko mnie, ponieważ po pierwsze, i tak musiałam pomagać im w zamawianiu potraw. To są prawdziwi Chińczycy prosto z Chin, w dodatku w większości bez znajomości języków europejskich i europejskiej kuchni. Przy indywidualnym zamawianiu dla dziesięciu osób, łączny czas spędzony na “roboczym obiedzie” wydłuży się nawet o godzinę. No bo przecież pan Wang chce dokładnie wiedzieć, czy ryba jest smażona czy duszona, rzeczna czy morska. A pan Zheng  jest mało zdecydowany (zresztą, który Chińczyk jest?) i potrzebuje dziesięciu minut żeby określić jakie chce ziemniaki. Po drugie, przez lata nauczyłam się, że sino-natura wygrywa zawsze i wszędzie, więc w gastronomii nie chce być inaczej. Tutaj dochodzimy więc do tego, co po drugie. Chińczycy wcale nie chcą pozostać przy indywidualnie wybranej potrawie. Po kilku kęsach zaczną zachęcać towarzyszy do spróbowania swojego dania (nie można zaprzepaścić żadnej okazji żeby podlizać się zwierzchnikowi, 上司 shàngsi), przekładać sobie kawałki mięsa, frytki i warzywa z talerza na talerz, tracąc przy tym część frykasów w transporcie. A i laowaiowi² coś się dostanie, przecież siedzi taki biedny ze swoją nudną i marną potrawą. Jeśli przypadkiem masz pod opieką kilku Chińczyków, to strzeż się i wiedz, że taka sytuacja może zdarzyć się nie tylko w przyfabrycznej kantynie, lecz także w restauracji Wierzynek w Krakowie. Aaaa! Nie, nie, nie. Nigdy więcej.

wl.jpg
Nauczona doświadczeniami, w Polsce zawsze zamawiam dla Chińczyków hurtowo. Jak widać, wszyscy są szczęśliwi.

Nauczona doświadczeniami, w Polsce zawsze zamawiam dla Chińczyków hurtowo. Jak widać, wszyscy są szczęśliwi.

Dlatego, ze względu na własną wygodę rezygnuję z polonizowania Chińczyków i pozwalam im nawet podczas pobytu w Polsce pielęgnować swoją chińskość.

Ostatnio przypadło mi w udziale inne ekstremalne przeżycie. Wiadomo, że Chińczycy kochają herbatę co najmniej od czasów dynastii Tang, a kultura herbaciana, 茶文化 (chá wénhuà) jest sztuką samą w sobie. W codziennym zapracowanym chińskim życiu nie ma miejsca na długie herbaciane ceremonie 功夫茶(gōngfūchá).

cha
Zestaw do parzenia herbaty w stylu 功夫(gōngfū). Gongfu (Kung fu) odnosi się do ludzkiego wysiłku włożonego w opanowanie jakiejś umiejętności na wysokim poziomie (na przykład osiągnięcia biegłości w sztuce herbacianej). Określanie chińskich sztuk walki jako Kung fu w językach europejskich jest w istocie wynikiem błędu w tłumaczeniu lub zrozumieniu źródłowego pojęcia, gdyż sztuki walki są przez Chińczyków określane jako 中国武术 (Zhōngguó wǔshù).

Zestaw do parzenia herbaty w stylu 功夫(gōngfū). Gongfu (Kung fu) odnosi się do ludzkiego wysiłku włożonego w opanowanie jakiejś umiejętności na wysokim poziomie (na przykład osiągnięcia biegłości w sztuce herbacianej). Określanie chińskich sztuk walki jako Kung fu w językach europejskich jest w istocie wynikiem błędu w tłumaczeniu lub zrozumieniu źródłowego pojęcia, gdyż sztuki walki są przez Chińczyków określane jako 中国武术 (Zhōngguó wǔshù).

Znajdzie się za to czas na wielokrotne zalewanie tych samych herbacianych liści. Codziennie rano dzielni Chińczycy zalewają więc gorącą wodą liście w swoim termosie, który zabierają ze sobą wszędzie. Już nawet w Polsce każde dziecko wie, że liście zalane gorącą wodą raz mają najlepszy zapach, zalane po raz drugi – najlepszy smak, a zalane po raz trzeci i więcej, służą długim i owocnym rozmowom z przyjacielem (w Polsce długie i owocne rozmowy z przyjacielem są zazwyczaj urozmaicane innymi płynami, ale jakaś zbieżność kulturowa występuje). Przybywszy do Polski, Chińczycy już od rana przygotowują swoje termosiki, więc przed rozpoczęciem z nimi spotkania należy uzbroić ich w podstawowy oręż – czajnik z gorącą wodą. Lubię chińską herbatę, ale jak większość rodaków zaczynam dzień od kawy. Któregoś dnia rano tłumaczyłam ustnie podczas szkolenia. Nie wszystko szło jak po maśle, zrobiło się trochę zamieszania i kilka razy musiałam wstawać do tablicy, na której znajdowały się objaśnienia. Potem wracałam na swoje miejsce, gdzie stała sobie moja kawa. Ku mojemu zdziwieniu za każdym razem gdy wracałam kawa była bardziej rozcieńczona, aby w końcu wejść w fazę kompletnej lury.

Po chwili okazało się, że pewien młody chiński inżynier chciał być uprzejmy i po prostu dolewał mi gorącej wody do kawy przy okazji dolewania jej do swojej herbaty. Myślał, że tak trzeba. Zresztą 开水(kāishuǐ), gorąca woda, to w Chinach temat fascynujący sam w sobie. Zrozumiałam wtedy jednak, że są granice sinizacji i od tej pory trzymam swój kubek w zasięgu wzroku. Być może przyjęłam, jak kiedyś Mandżurowie, chińskie imię i nazwisko, ale będę bronić ostatniego przyczółka polskości – swojej kawy…

Ciekawym zjawiskiem wpisującym się w kontekst chińskich wizyt w Polsce są zmiany na rynku bursztynu. Chińczycy w ciągu kilku lat przyczynili się nie tylko do znaczącego wzrostu cen biżuterii i surowca, ale również zrewolucjonizowali estetykę bursztynowych bransolet czy wisiorków (głównie jednak bransolet!). Jeszcze kilka lat temu próżno było szukać takich ozdób w polskich sklepach z bursztynem. Dziś, przemierzając gdańskie czy krakowskie Stare Miasto, często natykamy się na poniższe cuda w zakresie cenowym od około 500 zł do nawet 20 000 zł za sztukę.

IMG_0136
bransoleta z bursztynu – ulubiona ozdoba chińskiego turysty

bransoleta z bursztynu – ulubiona ozdoba chińskiego turysty

Noszenie takich bransolet to w Chinach przede wszystkim domena mężczyzn. Tym lepiej dla właścicieli sklepów, bo mimo wielu pozytywnych zmian w kierunku równouprawnienia kobiet i mężczyzn (socjalizm ma swoje dobre strony), Chińczycy pozostają jednak społeczeństwem patriarchalnym. Jak w każdym takim społeczeństwie, w Chinach pieniądze trzymają głównie mężczyźni. Tak się składa, że chińscy mężczyźni nie oszczędzają na własnym luksusie (o ile ich na niego stać). A o tym, że ich stać, przekonali się już kilka lat temu wszyscy parający się handlem bursztynem w Polsce. Nie dziwi więc wynik małego eksperymentu, którego efekty przedstawiam poniżej.

Po lewej stronie mamy wyniki wyszukiwania po wpisaniu w wyszukiwarkę Google hasła bransoleta. Po prawej stronie widzimy wyniki po wpisaniu w tę samą wyszukiwarkę hasła 手串 (shǒu chuàn), czyli tego samego hasła po chińsku (Baidu pokazuje podobne wyniki). Ten przykład dowodzi chyba jednoznacznie dla kogo polskie sklepy przygotowały obecną ofertę stawiając na szlifowane kule, stylistykę, w której w Chinach utrzymane są bransolety nie tylko z bursztynu. Już nie turysta niemiecki ani amerykański jest najbardziej wyczekiwany przez sklepy z bursztynem, ale właśnie turysta z Państwa Środka. W ciągu ostatnich 5 lat, napędzana chińskim popytem cena bursztynu rosła średnio o 20-30 procent rocznie. W roku 2017 polski rynek bursztynniczy po raz pierwszy zanotował spadek ceny surowca. Chińscy kupcy tak bardzo podbili ceny polskiego bursztynu, że odbiorcy z USA i Europy Zachodniej całkowicie stracili zainteresowanie zakupami w Polsce. W tym roku na Międzynarodowych Targach Gdańskich po raz pierwszy nie dominowali Chińczycy. Chiński rynek zwyczajnie się nasycił.

Koniec bursztynowej hossy nie oznacza jednak, że sprzedawcy bursztynu powinni rozglądać się za nowymi projektami biżuterii, ponieważ Polska staje się ostatnio coraz bardziej popularnym celem wycieczek chińskich grup. Po Paryżu, Rzymie i Pradze przychodzi czas na nas. Chińczycy czują się nad Wisłą bardzo dobrze. Często słyszę od nich, że to pewnie dlatego, iż mamy, tak samo jak oni, socjalistyczne doświadczenia. A może dlatego, że też mamy smoka.

Być może Chińczycy wcale nie mają aż tak rozwiniętych sinizujących mocy, tylko po prostu jest ich tak bardzo dużo. Być może zamiast “sinizacja” powinnam raczej skupić się na słowie “globalizacja”. Nie wiem. Na pewno jednak wiem, że będę miała coraz więcej okazji do obserwacji, bo nasza globalna wioska staje się coraz mniejsza.


Przypisy:

¹Zjawisko sinizacji przybierało zupełnie różne oblicza w przypadku Mongołów i Mandżurów. Mongołowie często przejmowali kulturę, religię i języki ludów podbitych (a nie tylko Chińczyków) w całym swoim imperium, co zresztą przyczyniło się do jego rozpadu. Stopień sinizacji Mandżurów jest przedmiotem debaty historyków. Szkoła New Qing History zakwestionowała opiewaną wcześniej zdolność Chińczyków do przekazywania najeźdźcom zwyczajów, języka czy sposobu organizacji państwa. Nie można jednak podważać występowania tej zdolności w ogóle, a raczej dyskutować nad zakresem zjawiska. Inne kultury Dalekiego Wschodu również wiele zawdzięczają Chinom.

²Kolokwialne, lekko drwiące określenie obcokrajowca.

Jest na Tajwanie coś takiego, czego w Chinach nigdy nie doświadczycie

Nocne targi.

Targowiska w Chinach kontynentalnych nie są nawet w części tak fascynujące jak te tajwańskie. Taiwan night markets, 台湾夜市, są na wyspie jakością samą w sobie, pojęciem mieszczącym uliczny chaos i codzienny karnawał. Czynne do późnych godzin nocnych targi spełniają przy tym swoją podstawową rolę prawdziwej ostoi konsumpcjonizmu. Są też kwintesencją szeroko pojętej tajwańskości.

Moje pierwsze zetknięcie z Chinami kontynentalnymi (nie licząc Hong Kongu) miało miejsce dopiero po dwuletnim pobycie na Tajwanie. W tym czasie rzeczywistość wyspy dość silnie kształtowała moje wyobrażenia o Chinach i Chińczykach w ogóle. Znałam wprawdzie podstawowe informacje o wieloletniej izolacji  politycznej (i rzeczywistej) Tajwanu i Chin, wiedziałam o różnicach ustrojowych i sporze o to, kto współcześnie jest jedynym (jak to zawsze bywa!) prawowitym kontynuatorem  spuścizny wielkich architektów Państwa Środka. Tajwan postrzegałam jako liberalną wersję Chin. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z tego, jakie konsekwencje może mieć kilkudziesięcioletni brak kontaktu między dwoma nawet najbardziej zbliżonymi kulturowo regionami (Tajwan zawsze miał swoją odrębność, ale przecież po wojnie domowej na wyspę wyemigrowały blisko dwa miliony Chińczyków z kontynentu, co przy ówczesnej populacji wyspy na poziomie około sześciu milionów oznaczało zmiany w kierunku głębszej sinizacji). Jedne z tych różnic obejmują słownictwo, inne – kwestie ekonomiczne, jeszcze inne styl życia, zachowania, zwyczaje czy sposoby spędzania wolnego czasu. Mimo odwiedzenia wielu rejonów Chin kontynentalnych nigdy nie spotkałam się z niczym, co byłoby choć cieniem tajwańskiego targu.

Nocne targowisko, absolutny fenomen Tajwanu, łączy w sobie zachodni konsumpcjonizm i chińskie zamiłowanie do kulinarnych eksperymentów, głośną dyskotekową muzykę z przepowiedniami wróżbitów, automaty do gier z tysiącami kramików oferującymi modną odzież i obuwie, produkty medycyny chińskiej i usługi akupunkturzystów. Ten opis, jak każdy inny, będzie tu jednak niewystarczający. “Odpowiednie dać rzeczy słowo” to w tym przypadku mission impossible. Tajwańskie nocne targowisko jest bowiem czymś tak niepowtarzalnym, że trzeba tego po prostu doświadczyć. Żaden azjatycki nocny targ nie łączy w sobie tylu elementów, co jego tajwański odpowiednik. Żaden w takim stopniu nie przypomina imprezy w klubie. Nic dziwnego, że night markets są najczęściej umiejscowione przy uniwersyteckich kampusach…

970434_10152110242722904_1288971430_n
Przeciętny wtorkowy wieczór na targu Fengjia (逢甲夜市) w mieście Taichung. Dziewczyna dzierży tabliczkę z napisem ”這要怎麼吃啊?“ (jak należy to jeść?) w ramach promocji nowego produktu.
1424549_10152110218037904_696414125_n (1)
Patrząc na ubrania w sklepach tajwańskich night markets można dopatrzyć się inspiracji modą japońską, wybiegami Haute Couture i… starym, dobrym kiczem.

1465167_10152110240812904_797460549_n
Nocne targi pełne są stoisk z przekąskami owocowymi. Jedno opakowanie żurawiny kosztuje 50 NTD (dolarów tajwańskich), przy zakupie 2 opakowań dostaniemy rabat i zapłacimy 90 NTD, czyli odpowiednio 5,81 zł lub 10,46 zł. Standardowy sposób spędzenia wieczoru to zakup kliku przekąsek o wartości 20 – 30 zł i zapełnienie żołądka bez konieczności wchodzenia do restauracji.
1459191_10152110216227904_364286587_n

Sprzedawczyni w jednym ze sklepów z modą damską na targu Fengjia (逢甲夜市). Częste atrybuty kobiety modnej: kapelusz i broszka. Włosy powinny być rozjaśnione, a skóra możliwie najbielsza.

1472859_10152110217287904_1219173919_n
Sercem nocnego targu są stoiska z niezdrowymi przekąskami. Tutaj na pierwszym planie “słone chrupiące grzybki” (鹽酥菇). Różnorodność przekąsek (小吃,dosłownie “małe jedzenie”) jest ogromna, a ciągle pojawiają się nowe sklepiki. Kolejki do tych najmodniejszych, które zyskały sławę bądź oddolnie, bądź dzięki mediom, ciągną się przez setki metrów. Dynamika zmian na rynku gastronomicznym jest na Tajwanie (w Chinach również) nieporównywalna do europejskiej.

“Małe jedzenie” czy też “małe przekąski”, 小吃, to odpowiedniki drogich dań bankietowych stworzone dla przemieszczającej się warstwy robotniczej w latach 50. i 60. XX wieku. Współcześne nocne targi nie naśladują już niczego. Przeciwnie, liczy się pomysłowość i innowacyjność w wymyślaniu dań. Niemniej, night markets różnych miast i miasteczek (na całym Tajwanie jest ich ponad sto) przez lata wypracowały sobie sławę ze względu na różne przymioty. Na jednym targu najlepsze są omlety ostrygowe. Na innym, świńskie kopyta i kurze łapki. Na jeszcze innym, śmierdzące tofu. A to tylko wierzchołek góry lodowej – najbardziej typowe przekąski.

omlet
Foto: https://home.gamer.com.tw/creationDetail.php?sn=3607641

Omlet ostrygowy, 牡蠣煎蛋捲. Pychota.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Foto: https://cookingwithmamamiyuki.wordpress.com/2012/05/07/chicken-feet-dimsum/
eating-chicken-feet
Foto: http://www.teachenglishinasia.net/asiablog/10-foods-taiwan-1125.html

Kurze łapki, 雞腳. Standard.

zhu

Świńskie kopyta, 豬腳. Choć te na zdjęciu akurat mniej typowe, bo orzechowe.

chou
Foto: https://www.xiachufang.com/recipe/101782816/

Śmierdzące tofu, 臭豆腐. Kolejna sztandarowa przekąska. Cały Tajwan pachnie śmierdzącym tofu. Niemniej, są miejsca, które pachną mocniej. Jadąc na skuterze należy prewencyjnie zatkać nos już w odległości 500 m od stoiska.

Docelowe zastosowanie tej bardzo praktycznej opaski z kokardką zakupionej na Fengjia poznałam dzięki uprzejmości tajwańskiej przyjaciółki. Niestety, było to już po zakupie (i tak nie była dla mnie… ;)).

Historia nocnych targów sięga czasów dynastii Tang (618-907 r.). Sama ich idea jest bardzo spójna z chińską kulturą. Jednakże, tylko na Tajwanie te fascynujące miejsca są tak bardzo żywe i autentyczne, stanowią centrum życia towarzyskiego, są źródłem rozrywki dla wszystkich pokoleń i wpisują się w styl życia społeczeństwa. Trudno byłoby wyobrazić sobie tajwańskie miasta, miasteczka i wsie (z ich mobilnymi night markets) bez zgiełku i hałasu targowisk nocnych. To atmosfera karnawału, definiująca tajwańską codzienność i pozwalająca przetrwać bez ogrzewania długie zimowe wieczory.

Mój pierwszy tekst o nocnych targach Tajwanu ukazał się tutaj.

Stereotypy na temat języka chińskiego

Czasami bywają w jakimś stopniu prawdziwe, innym razem całkowicie błędne. Sądzę, że warto się do nich odnieść, ponieważ wpływają na nasze wyobrażenie o pierwszym języku na świecie pod względem liczby rodzimych użytkowników i drugim pod względem wszystkich użytkowników. Pod określeniem “język chiński” rozumiem jedyny oficjalny język Chińskiej Republiki Ludowej, standardowy język mandaryński z wymową opartą na dialekcie pekińskim, słownictwem opartym na językach mandaryńskich i gramatyką opartą na pisanym baihua.

1. Język chiński jest łatwy. Język chiński jest trudny. 

Język chiński zawiera ponad 80 000 znaków (słownik 中华字海Zhōnghuá zì hǎi, które pojawiły się w całej historii pisma. Niektóre z nich zostały użyte tylko raz i do dziś nie wiadomo co oznaczają. Z tych 80 000 znaków natomiast utworzono do tej pory ponad 370 000 słów. Dużo! Chińczycy jednak zdają się porozumiewać w swoim języku bez większych problemów. Jak to jest z tym chińskim? Jest trudny, czy łatwy?

Odpowiedź jest skomplikowana i moim zdaniem zasługuje na analizę z dwóch perspektyw – subiektywnej (z uwzględnieniem tego kto się uczy) i obiektywnej (porównanie samych systemów).

Jeśli uznamy, że język angielski lub inny język europejski jest łatwy w porównaniu z chińskim, to zastanówmy się dlaczego tak uważamy. Łatwe wydaje nam się to, co już umiemy (każdy rodzic kilkulatka może doświadczyć jak „łatwy” jest alfabet kiedy dziecko zaczyna się uczyć literek…). Gdy zaczynamy uczyć się języka angielskiego, tak naprawdę wcale nie uczymy się od zera. Znamy już alfabet. Oczywiście, inna jest wymowa liter.  W alfabecie polskim nie ma „x” ani „v”, są za to inne głoski, których z kolei nie ma w angielskim. Jest jednak wspólna baza, od której można zacząć. Wiele słów po polsku i angielsku pisze się identycznie (sport, stop, radio, system, zero…),  wiele innych słów pisze się podobnie (computer, anatomy, geography…).  Czasami słowo polskie i angielskie różnią się końcówką lub prefiksem, ale i tak rozumiemy co ono znaczy.

Z wieloma innymi językami europejskimi jest podobnie. Gdy pierwszy raz wzięłam do rąk tekst po włosku (bez absolutnie żadnych wcześniejszych doświadczeń z tym językiem), byłam w stanie zrozumieć o czym mniej więcej opowiada tekst, ponieważ wiele słów było polskimi słowami “w przebraniu”. Najczęściej wynika to z naszej wspólnej łacińskiej spuścizny. Biorąc pierwszy raz do rąk tekst po chińsku, Polak nie zrozumie kompletnie nic. Inaczej sprawa będzie się miała gdy taki tekst weźmie do rąk Japończyk, ponieważ wiele tradycyjnych znaków chińskich występuje w języku japońskim w postaci kanji.

Na początku nauki język obcy jest nam tym bardziej obcy, im mniej w przeszłości wpływał na nasz język ojczysty. Zwykle wiąże się to bardzo prozaicznie z odległością na mapie.

Inna kwestia dotyczy zagadnień kulturowych. Język chiński opisuje rzeczywistość, którą też trzeba poznać od zera. Ucząc się angielskiego możemy porównywać tradycje bożonarodzeniowe w Polsce i Anglii. Ucząc się chińskiego dowiemy się, że Boże Narodzenie w Państwie Środka to zwykły dzień roboczy, a zwyczaje świąteczne ograniczają się do powierzchownej konsumpcji, są zjawiskiem kulturowo obcym i relatywnie nowym. Głównym świętem w roku jest oczywiście 春节, Święto Wiosny, znane również jako 中国新年, Chiński Nowy Rok. Święto to jest ruchome i wypada pomiędzy 21 stycznia a 20 lutego, czyli w okresie gdy w Polsce świętujemy… wielkie nic (nie chcąc urazić niczyich uczuć religijnych odnotowuję, że 2 lutego jest Matki Bożej Gromnicznej, ale jednak jest to dzień roboczy). Krótko mówiąc, nie mamy z Chinami kompletnie żadnej wspólnej bazy kulturowej. Inne są tradycyjne chińskie instrumenty, inna jest gra w szachy, zupełnie inaczej wygląda teatr i opera, mówiąc o historii odnosimy się do nazw dynastii cesarskich, a nie do okresów znanych nam z historii Europy, wreszcie – kapitalizm nie równa się własności prywatnej w rozumieniu znanym na Zachodzie. Inne są dzieła literackie, popularne gwiazdy i celebryci, malarstwo, przekąski i dania główne, przeboje muzyki POP. Wszystkiego trzeba uczyć się od podstaw. Zupełnie tak, jak gdybyśmy byli małymi dziećmi. Problem pojawia się, gdy dziećmi nie jesteśmy. Nie będąc już Tabulą Rasą mamy bowiem mnóstwo naleciałości, które przeszkadzają nam w nauce języka chińskiego. I to właśnie w dużym stopniu sprawia, że chiński jest trudny dla Polaka.

Na pierwszym etapie nauki trzeba się więc skupić na porzuceniu schematów znanych nam z europejskich języków. Lubię myśleć o nauce języków obcych jak o budowie nowego domu. Gdy uczymy się języka europejskiego, zostawiamy fundamenty i mury starego domu, wymieniamy instalacje i parapety, kupujemy nowy sprzęt AGD, a potem długo urządzamy wnętrza. W przypadku nauki języka chińskiego musimy wjechać buldożerem, prawie wszystko zniszczyć, wywieźć gruzy. Dopiero wtedy możemy rozpocząć naukę od zera.

demol

Inna sprawa to wysokość naszej poprzeczki. Tak naprawdę to ten angielski taki łatwy też wcale nie jest jeśli chcemy czytać w oryginale Dickensa, oglądać debaty polityczne albo studiować nowe idee w teorii ekonomii.

Polacy w ostatnim dziesięcioleciu zrobili wielkie postępy w zakresie znajomości języka angielskiego, jednak nacisk na mówienie i słuchanie bez porządnego poznania gramatyki zaowocował rzeszami specjalistów, którzy orientują się w swoim słownictwie branżowym, ale nie potrafią sklecić poprawnego gramatycznie zdania po angielsku. Zdarza się, że proszą o „replay” (powtórne odtworzenie nagrania) mając na myśli „reply” (odpowiedź)… itd. Z chińskim jest dokładnie tak samo. Można poznać go bardzo dobrze. Można poznać go słabo.

Teraz spojrzenie systemowe. Abstrahując od tego kto przystępuje do nauki chińskiego, język Państwa Środka jest obiektywnie trudny.

W chińszczyźnie należy rozdzielać język pisany i mówiony. Pismo chińskie nie notuje wymowy. Przyczyniło się to do utrwalenia na przestrzeni tysiącleci jego trwałego standardu, ale stanowi wielkie utrudnienie w nauce znaków (w porównaniu z językami europejskimi, gdzie pismo jest zapisem fonetycznym języka mówionego).

Gdyby chiński był łatwy, Chińczycy nie potrzebowaliby (do nauki ojczystego przecież języka) transkrypcji fonetycznej w postaci łacińskich liter. Pinyin (transkrypcja fonetyczna języka chińskiego) został wymyślony przez Chińczyków dla Chińczyków. Dzieci chińskie szybciej bowiem opanują fonetyczny zapis sylab literami łacińskimi niż pisownię tysięcy znaków chińskich. Ucząc się swojego języka muszą zapamiętać nie tylko chiński znak, lecz także jego wymowę w pinyinie oraz właściwy ton. Mają do tego specjalne zeszyty, w których nad kratką do wpisania znaku znajduje się pole do wpisania wymowy w pinyinie

Wyjątkiem są dzieci w Hong Kongu, które nie mają takiego ułatwienia i opanowują znaki (tradycyjne!) bez jakiegokolwiek fonetycznego zapisu. 

 

 

main-qimg-d3a460b649887a85ba7410bf7eaaaf54-c

Przez dwa lata ze współczuciem obserwowałam jak przeciętne tajwańskie dziecko spędza na lekcjach około dziesięciu godzin dziennie (a często potem udaje się do szkoły dodatkowej, 补习班, na zajęcia z angielskiego i matematyki). Z jednej strony jest to bardzo długi czas, z drugiej, doprawdy nie wiem czy Chińczycy opanowaliby dobrze swój język gdyby ich lekcje trwały tyle co w Polsce. Do końca szkoły podstawowej chińskie dziecko powinno opanować około 2000 znaków (i wielokrotnie więcej słów), do końca szkoły średniej – 4500 znaków (i wielokrotnie więcej słów).

Lan Shao, autorka książki pt. Chineasy, z pochodzenia Tajwanka, przyznała że mieszkając w Europie miała wielki problem z nauczeniem swoich dzieci pisma chińskiego. Tak zrodził się pomysł na książkę wyjaśniającą chińskie krzaki, dobudowującą do nich historyjkę (nawet jeśli nie jest ona zgodna z rzeczywistą etymologią znaku). W książce Chineasy Lan Shao stara się przedstawić znaki jako zabawne piktogramy bądź ideogramy, a następnie pokazywać jak budować z nich kolejne znaki. Jednak nowotwór językowy Chineasy (Chinese + Easy) to w istocie oksymoron. Pismo chińskie jest po prostu trudne, a książka Chineasy zawiera szereg błędów merytorycznych i może służyć najwyżej jako rodzaj atrakcyjnej wizualnie zabawki, ale nie jako podręcznik dla osób traktujących naukę chińskiego poważnie. Natomiast sukces, jaki odniosła na świecie ta publikacja pokazuje, że istnieje ogromne zapotrzebowanie na narzędzia ułatwiające zrozumienie znaków. Nauka poprzez przepisywanie w nadziei na wykształcenie pamięci ręki nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Wielu Chińczyków posiada trwałe zwyrodnienia na dłoniach nadwyrężonych żmudnym, długoletnim pisaniem. Obcokrajowcy, którzy przystępują do nauki chińskiego jako dorośli lub prawie dorośli ludzie, raczej nie mają czasu na przechodzenie tak długiej drogi. Osiągają lepsze efekty, gdy starają się zrozumieć budowę znaków.

Pomagają w tym różne narzędzia, z których najefektywniejszym jest w mojej ocenie słownik etymologiczny Outlier, funkcjonujący jako dodatek do aplikacji mobilnej Pleco. Uczenie się przez etymologię wymaga więcej uwagi niż proste metody mnemotechniczne, ale pomaga dostrzegać rzeczywiste połączenia pomiędzy elementami funkcjonalnymi znaku. W ten sposób nie popełnimy błędu polegającego na przypisywaniu znaczenia każdemu komponentowi. Wiele komponentów nie reprezentuje znaczenia, lecz podpowiada wymowę albo nie pełni żadnej z tych funkcji. Jednak bardzo często w celu zapamiętania znaku praktykuje się układanie do niego historyjki opartej o znaczenie każdego z elementów. Przypisując znaczenie komponentom, które wcale nie wnoszą go do znaku, nie ułatwiamy sobie nauki. Tracimy wtedy wyobrażenie o połączeniach znaczeniowych i fonetycznych elementów. A przecież 70 procent znaków to piktofonogramy, w których jeden element podpowiada czytanie, a drugi znaczenie. 70 procent to przecież bardzo dużo. Zamiast traktować znaki chińskie jako system piktogramów i układać historyjki, które i tak zampomnimy, lepiej tworzyć sobie serie znaków w oparciu o element fonetyczny lub znaczeniowy. Na przykład: znaki, w których 女 kobieta pełni funkcję znaczeniową lub znaki, w których 居 mieszkanie pełni funkcję fonetyczną.

Tak czy inaczej, pismo chińskie jest bardzo trudne z powodu ogromnej liczby znaków. W języku polskim możemy popełnić błąd ortograficzny, ale będziemy umieli zapisać każde słowo. Gorzej lub lepiej, ale jednak. Przy chińskim nawet rodzimi użytkownicy dają czasem za wygraną. Bywam świadkiem sytuacji, w których moi chińscy współpracownicy, prowadząc ożywioną dyskusję dotyczącą spraw firmy i jednocześnie zapisując swoje wnioski na tablicy, zapominają pisowni znaku, stając się obiektem żartów kolegów.

 

Bierna znajomość pisma chińskiego (czytanie) nie jest bowiem tożsama z umiejętnością pisania. Narządy nieużywane zanikają, podobnie jak niećwiczone umiejętności. Wiele razy przekonałam się o tym boleśnie, próbując napisać ręcznie (nie na komputerze) znaki, które przecież czytam codziennie i doskonale rozumiem ich znaczenie.

Pismo chińskie jest zdecydowanie najtrudniejszym aspektem nauki języka chińskiego. Są jednak obszary, które nam to wynagradzają. Jednym z nich jest gramatyka. Chińczycy lubią powtarzać, “中文没有语法”, język chiński nie ma gramatyki. Mają wówczas tak naprawdę na myśli przede wszystkim brak koniugacji czasowników i deklinacji rzeczowników. Fakt. Jest to ułatwienie, ale chiński jak najbardziej ma gramatykę. I to wcale nie taką znowu banalnie łatwą.

Język chiński należy do grupy języków tzw. izolujących, w których większość pojedynczych morfemów może stanowić samodzielne wyrazy. Kluczowe w chińskim jest ułożenie znaków w zdaniu w odpowiedniej kolejności. W zależności od umiejscowienia znaku zmieni się znaczenie zdania (看我 kàn wǒ – patrz na mnie, 我看 wǒ kàn – ja patrzę, 上楼梯 shàng lóutī – wyjść po schodach, 楼梯上 lóutī shàng – na schodach). Niby proste, ale przy zdaniach wielokrotnie złożonych można się nieźle pogubić.

Zresztą, na początku nauki nawet proste zdania stwarzają problemy, co wynika z odmiennej struktury języka chińskiego i języków europejskich.

Chiński zdecydowanie nie jest łatwy, ale co jest? Każda dziedzina na świecie wymaga pracy. W czasach, gdy ludzie oczekują efektu instant, gdy reklamuje się kursy językowe pt. „opanuj język w dwa tygodnie”, przyznanie tego faktu brzmi mało atrakcyjnie. Niemniej, wszystko inne będzie po prostu kłamstwem.

  1. Jest tyle dialektów chińskich, że nie wiadomo którego się uczyć.

Właśnie akurat wiadomo. Osoba pragmatyczna powinna uczyć się standardowego języka mandaryńskiego 普通话 putonghua (na Tajwanie 国语 guoyu). Tak, dialektów jest dużo. Tak, Chińczycy posługujący się WYŁĄCZNIE dialektem regionalnym nie porozumieją się z Chińczykami posługującymi się WYŁĄCZNIE innym, oddalonym od niego dialektem (szczególnie ludzie Południa, 南方人 nie zrozumieją ludzi Północy, 北方人 ). Tylko, że dzisiaj taka sytuacja zdarza się coraz rzadziej, bo prawie wszyscy znają już nie tylko swój dialekt.

1024px-Map_of_sinitic_languages_full-en.svgTo dialekty lokalne zanikają, a standardowy język mandaryński rośnie w siłę. Kiedyś było inaczej. Pochodzący z Hong Kongu mistrz sztuk walki, aktor i filozof Bruce Lee (李小龙) mówił po kantońsku i angielsku. Putonghua nie znał wcale, a filmy z jego udziałem były w Chinach dubbingowane. Bruce Lee zmarł w 1973 roku. Po kilku latach od jego śmierci Chiny zaczęły otwierać się na świat, w 1982 roku putonghua ogłoszono jedynym oficjalnym językiem ChRL, a w 1997 roku Hong Kong po 99 latach brytyjskiej dzierżawy powrócił do Chin. Dzisiejsze Chiny nie mają już wiele wspólnego z tymi z czasów Bruce’a Lee. Obywatele Hong Kongu znają język oficjalny (choć czasem z powodów politycznych unikają używania go).

Rząd Chin robi co może, żeby ujednolicić naród pod względem językowym i dzięki temu łatwiej go kontrolować. W szkołach wykłada się  mandaryńsku, telewizje lokalne nadające w dialektach regionalnych są przez Pekin zmuszane do przejścia na mandaryński (słynna kontrowersja wokół Guangzhou TV, której punktem kulminacyjnym były protesty uliczne).

Efekt jest taki, że większość społeczeństwa mówi po mandaryńsku całkiem dobrze. Nie bez wpływu na ten stan rzeczy pozostaje grupa 250 milionów pracowników migrujących, którzy nie znają dialektów lokalnych miast, w których pracują. Putonghua pozostaje dla nich naturalnym wyborem (jest to zresztą koronny argument Pekinu przy każdej decyzji marginalizującej rolę dialektów lokalnych). Oczywiście ze względu na region możemy zaobserwować różnice w słownictwie, zakresie semantycznym wyrazów czy też akcentach, jednak pamiętajmy – mówimy tu o 897 milionach ludzi, dla których języki mandaryńskie są pierwszymi językami, oraz 193 milionach, dla których są drugimi językami.  Dla porównania, na świecie jest 371 milionów rodzimych użytkowników języka angielskiego i 611 milionów, dla których jest on drugim językiem, co i tak nie pozwala językowi dawnego kolonialnego imperium zdetronizować chińskiego jako języka numer 1 na świecie.

Poziom upowszechnienia języków mandaryńskich nie ma sobie równych w skali globalnej, a występowanie różnic regionalnych jest bardzo niską ceną do zapłacenia za możliwość komunikowania się w większości regionów Chin przy pomocy lingua franca.

O ile istnieje wiele różnic w języku mówionym, o tyle pismo chińskie baihua jest wspólne dla całych Chin kontynentalnych. Baihua, będąc zapisem standardowego języka mandaryńskiego, od 1982 roku jedynego oficjalnego języka Chin, pozostaje w oderwaniu od dialektów, które nie mają swojego formalnego zapisu i są najczęściej językami życia prywatnego. Dla najbardziej rozpowszechnionych dialektów stosuje się wprawdzie oddzielne zapisy, różniące się bardzo od baihua i niezrozumiałe dla Chińczyków innych regionów, jednak w życiu publicznym i obiegu formalnym najważniejszy jest język standardowy. 

W Hong Kongu można spotkać billboardy, plakaty wyborcze czy gazety po kantońsku ze słynnym Apple Daily na czele, jednak Pekin robi co może aby marginalizować rolę języka kantońskiego.

生意

W mojej pracy wielokrotnie doświadczyłam sytuacji, w której miejsce języka standardowego nagle zastąpił dialekt lokalny. Działo się to zwykle w atmosferze napięcia lub konfliktu, na spotkaniach roboczych, nigdy przy okazji wystąpień publicznych czy dużych konferencji.

Nagła zmiana języka spotkania jest też czasem podyktowana chęcią uniemożliwienia jakiejś osobie zrozumienia rozmowy. Zwykle jednak po omówieniu drażliwej kwestii powraca się do putonghua.

W Chinach wiele osób po 70. roku życia nadal nie porozumiewa się po mandaryńsku. Utrudniony kontakt z seniorami dotyczy przede wszystkim prowincji południowych, gdyż dialekty z południa Chin w bardzo wysokim stopniu odbiegają od mowy Pekinu.

  1. Chińskie znaki zostaną w przyszłości zastąpione łacińską transkrypcją pinyin.

Czy jesteście w stanie sobie wyobrazić, że morfem mao, który dziś można zapisać za pomocą takiej ilości różnych krzaków, będzie je wszystkie reprezentował w piśmie?

No właśnie, ja też nie.

Dziś, chcąc napisać: „kot, czapka, sierść, włosy, handel, kotwica”, powinniśmy użyć znaków猫,帽 ,毛,芼,贸,锚, z których wszystkie wymawiamy jako mao (na różnych tonach). Zastąpienie znaków chińskich pinyinem uczyniłoby język chiński całkowicie niemożliwym do zrozumienia w formie pisanej. Oprócz tego aspektu technicznego, trzeba też pamiętać, że pismo chińskie jest niezwykle związane z chińską tożsamością i spuścizną kulturową. Mimo uproszczenia pisma w latach 50. XX wieku, osoba wykształcona w Chinach kontynentalnych często rozumie znaki tradycyjne. Trudno wyobrazić sobie Chiny bez znaków.

Niemniej, w języku chińskim rośnie znaczenie zapisu fonetycznego. Do zapisu fonetycznego w tekstach chińskich używa się oczywiście znaków. Z tym, że tracą one wówczas swoje pierwotne znaczenie i służą wyłącznie oddaniu brzmienia wyrazu. Mało tego, istnieje wiele znaków, które w żadnym kontekście nie niosą ze sobą ze sobą treści. Spytajcie znajomych Chińczyków co znaczą takie znaki jak 昜, 甬, 雚. Z pewnością je często widują, ponieważ znaki te reprezentują część fonetyczną w wielu innych znakach, jednak bardzo rzadko niosą ze sobą znaczenie i przeciętny chiński czytelnik z dużym prawdopodobieństwem odpowie, że nie wie co znaczą.

Zwiększona rola fonetycznego zapisu w dzisiejszym wysoce wyspecjalizowanym świecie, w którym regularnie powstają nowe słowa, jest faktem. Japończycy, którzy rozwinęli dwa własne systemy zapisu fonetycznego, hiraganę i katakanę, coraz szerzej stosują te właśnie systemy kosztem znaków chińskich, zaadaptowanych do japońskiego w formie kanji.

Jednakże, zastąpienie znaków chińskich pinyinem jest niemożliwe ze względu na małą ilość sylab i dużą ilość homonimów w opozycji do niewyobrażalnej ilości znaków.

  1. Ktoś, kto nie ma słuchu muzycznego, nie jest w stanie nauczyć się chińskiego, ponieważ chiński jest językiem tonalnym.

Z moich obserwacji wynika, że uczniowie posiadający predyspozycje muzyczne rzeczywiście mają łatwiej na początku nauki, ponieważ wymowa dźwięków na odpowiednim tonie przychodzi im bez trudu, co z kolei wpływa pozytywnie na ich motywację do dalszej nauki.

Jednakże, wartość naturalnych predyspozycji jest zdecydowanie przeceniana w aspekcie nauki języka chińskiego. Po pierwsze, mówienie to tylko jedna z kompetencji językowych. Ktoś, komu mówienie przychodzi z łatwością, niekoniecznie będzie sobie radził z pismem chińskim, które nie jest fonetycznym zapisem języka.

Sądzę, że w przypadku języków europejskich w których pismo jest bezpośrednim fonetycznym zapisem mowy, naturalne predyspozycje bardziej się przydają. Po drugie, jak we wszystkim, kluczowa jest praca, konsekwencja, wytrwałość. Ilu już spotkałam na swojej drodze ludzi ze świetnym słuchem i doskonałą wymową! Uczniów, którzy, przekonani o swoich naturalnych predyspozycjach bardzo łatwo tracili zapał, ponieważ spodziewali się, że talent załatwi sprawę. W tym sensie predyspozycje do czystego wymawiania tonów mogą wręcz szkodzić niż pomagać, gdyż dają złudne przeświadczenie o swoich możliwościach, pozwalając wierzyć, że efekty przyjdą same.

Jeśli chodzi o tonalność języka chińskiego, to jest ona Polakom nierzadko fałszywie przedstawiana jako zjawisko całkowicie obce. W rzeczywistości tonalność w języku polskim również występuje, jednak ton zmienia znaczenie nie słów (jak ma to miejsce w języku chińskim), lecz całych zdań („idziemy.”, „idziemy?”, „idziemy!”). Cztery tony w języku mandaryńskim i jeden neutralny to wcale nie tak dużo jeśli pokusimy się o porównanie z dialektem kantońskim (swoją drogą, czy używanie określenia „dialekt” dla języka, którym posługuje się ponad 60 milionów ludzi, nie jest czymś kuriozalnym?).

  1. Chińczycy używają specjalnych klawiatur dostosowanych do pisania w znakach.

To zabawne, że niemiecka klawiatura różni się od polskiej, a chińska… wcale! Pisanie po chińsku na komputerze należy do łatwiejszych aspektów nauki języka chińskiego, gdyż aby napisać słowo wystarczy bierna znajomość znaku, ograniczająca się do wybrania tego właściwego. Wystarczy wpisać słowo w pinyinie i wybrać odpowiedni znak.

Jeśli używamy Worda, możemy liczyć na system sugestii zupełnie jak w przypadku pisania w językach europejskich. Jeśli posługujemy się nie pinyinem a tajwańską transkrypcją fonetyczną bopomofo (Tajwan stworzył własny zapis), przyda nam się komputer z symbolami tajwańskiego wynalazku na klawiaturze. Nie znam jednak poza Tajwanem żadnego Europejczyka, który utrudniałby sobie życie w ten sposób. Tak jakby nauka znaków chińskich nie była wystarczająco trudna.

Mówiąc o pisaniu na urządzeniach elektronicznych, pamiętać trzeba o aplikacjach na telefon, które pozwalają na pisanie znaków na ekranie telefonu palcem. Wspaniała sprawa jeśli mamy dobrze opanowane pisanie znaków kreska po kresce. Rzecz bardzo popularna wśród Chińczyków.

  1. Pismo chińskie jest systemem obrazkowym. 

Część znaków chińskich to rzeczywiście znaki piktograficzne, przedstawiające rzecz, która występuje w świecie fizycznym. Do takich znaków należą 人człowiek, 木 drzewo, 目oko, 田 pole, 心 serce. Jednak ilość pojęć, które jesteśmy w stanie zapisać w taki sposób jest mocno ograniczona (po pierwsze, ile znak może mieć kresek, po drugie, nie wszystkie pojęcia należą do świata fizycznego).

Drugą grupą znaków są ideogramy, które przedstawiają jakieś pojęcie abstrakcyjne, na przykład 一 jeden, 二 dwa, 三 trzy, 凹 wklęsły, 中 środek. Szczęśliwy to :), a smutny to :(. Żartuję. Chińczycy nie mogliby wymyślić takiego znaku, ponieważ przy okazji złych emocji też wykrzywiają twarz w coś na kształt uśmiechu…

Ciekawą grupą są znaki złożone z kilku znaków prostych, mogących funkcjonować niezależnie, na przykład 女 kobieta + 子 syn mogą połączyć się w jeden znak tworząc 好 dobry, dobrze. Ponieważ znaki mogą łączyć się na różne sposoby, niezwykle ważne jest zachowanie proporcji, tak aby każdy znak tekstu mieścił się w ramach kwadratu (widzialnego bądź wyobrażonego) i jak najbardziej go wypełniał. Zaburzenie tej estetyki może uniemożliwić odczytanie tekstu. Zwłaszcza, że zdania w języku chińskim piszemy bez przerw między słowami. Zupełnietak, jakgdybyśmypisalipopolskuwtensposób… 😉

Jak pisałam wyżej, najliczniejszą grupą, stanowiącą około 70 procent wszystkich znaków chińskich, są piktofonogramy, czyli złożenia w których jeden element pełni funkcję znaczeniową (semantyczną), a drugi odpowiada za wymowę (pełni funkcję fonetyczną). Do takich znaków należy 评 krytykować, z kluczem 讠język, mowa, pełniącym tutaj funkcję znaczeniową. Druga część tego znaku to 平 równy, mający tutaj funkcję fonetyczną („równy” wymawiamy tak samo jak „krytykować” – píng).

Oprócz tego istnieją jeszcze zapożyczenia fonetyczne wewnątrz pisma chińskiego (ponieważ jakieś pojęcie wymawiano tak samo jak inne, „pożyczono” znak stosowany do zapisu tego pojęcia), znaki-pomyłki, jak również znaki zapożyczone spoza pisma chińskiego. 

Jeśli trafiłeś / trafiłaś na mój artykuł, ponieważ zastanawiasz się, czy język chiński jest trudny, moja odpowiedź brzmi: TAK! Bardzo. Jeśli zastanawiasz się, czy warto się go uczyć, moja odpowiedź brzmi: TAK! Bardzo. Ale wiedz, że będzie o wiele trudniej niż w przypadku któregokolwiek z języków europejskich. 

 

O różnicach w malarstwie chińskim i europejskim

„Historia sztuki Zachodu jest jak strzała, (…) artyści podążali drogą tej strzały przez ostatnie 4000 lat. Od zawsze szukaliśmy nowych przełomów i różnych sposobów malowania, nieustannie przesuwaliśmy definicję awangardy. (…) Rozwój chińskiego malarstwa nie przypomina strzały, ale powierzchnię stawu. W każdym okresie historycznym artyści z różnych szkół malarskich wrzucali do stawu kamienie, powodując kręgi na wodzie. Moim zdaniem, w odróżnieniu od wiecznie pędzącej naprzód sztuki zachodniej, sztuka chińska przypomina fale poruszające się w kierunku zewnętrznym.”

Perico Pastor, „Chinese paintings and Western paintings”, Readers Club, Confucius Institute

Człowiek, gdy się starzeje, zaczyna rozumieć, że jest tylko małą częścią dużej całości. Cywilizacja, gdy dojrzewa, także powinna. Przydałoby nam się uwolnić od europocentryzmu. Tylko jak? Wszystko, czego doświadczamy w kulturze chińskiej zostaje najpierw przefiltrowane przez nasze doświadczenia, nabyte w procesie dorastania w cywilizacji europejskiej.
euro

Jazzy Hothi, Becoming Activists in the Classroom: Understanding ‘Peripheral’ Stories in the Context of an Androcentric Education

Myśląc „malarstwo” mam w pierwszej kolejności przed oczami obrazy na płótnie, a dopiero potem jedwabne czy papierowe zwoje. Nie ma sensu z tym walczyć, ale można przynajmniej próbować pozbyć się przeświadczenia o jedynej słuszności naszych rozwiązań.

Modernizm odmienił Europę

Uwielbiam wczesny modernizm. Niemal jednocześnie pojawiło się w sztuce naszego kontynentu około dwudziestu różnych kierunków, które już na zawsze miały nie tylko odmienić spojrzenie na estetykę, lecz także prowokowały do pytania o definicję sztuki w ogóle. Tak, jak rewolucja wywołuje kontrrewolucję, tak zmiany społeczne związane z rozwojem technicznym i wzrostem populacji doprowadziły człowieka Europy do punktu, w którym tradycyjne normy, zarówno moralne jak i artystyczne, wydały się przestarzałe.

Koniec XIX wieku i początek XX wieku to bez wątpienia czas, w którym słynny indywidualizm człowieka Zachodu doszedł do głosu z wielką siłą. Sztuka współczesna nie wyglądałaby dzisiaj tak jak wygląda, gdyby w II połowie XIX wieku nie odcięto się od starych kanonów i nie zabrano się do fascynujących poszukiwań. Abstrakcjonizm, surrealizm, dadaizm, fowizm, ekspresjonizm, neoimpresjonizm, postimpresjonizm to tylko kilka stylów występujących w ramach szerokiego zjawiska, które dziś nazywamy modernizmem.

maybild-klee_1264473564

Paul Klee (1879 – 1940), Abstrakcja piękna

Zawsze gdy sięgam po pędzel, jestem wdzięczna Klimtowi, Van Goghowi czy Kandinskiemu za to, że przetarli dla mnie szlak. Na płótnie wolno mi dziś wszystko. Modernizm dał zielone światło eksperymentowi, który znalazł swoją kontynuację w sztuce nowoczesnej. Współczesny malarz nie musi już nic.

van gogh

Uważany za ojca nowoczesnego malarstwa Vincent Van Gogh (1853 – 1890), Sypialnia w Arles w trzech różnych odsłonach

Sądzę, że problem osób, które z pogardą patrzą na awangardę polega na tym, że nie rozumieją jej znaczenia dla historii sztuki i idei. Modernizm był zaskakującym, ale jednak naturalnym, a z dzisiejszej perspektywy chyba nieuniknionym etapem w rozwoju cywilizacji Zachodu.

Vassily_Kandinsky,_1910_-_The_Cow

Vassily Kandinsky (1866 – 1944), Krowa

Z wypracowanej z trudem w Europie wolności tworzenia korzystają dzisiaj malarze chińscy. Chociaż w ostatnich latach do łask wraca w Chinach tradycyjne guohua, to jednak jest duża grupa artystów specjalizujących się w malarstwie olejnym. Na taką twórczość jest duży popyt. Bogaci właściciele i dyrektorzy chińskich firm chętnie odwiedzają na przykład krakowskie stare miasto, aby przy okazji bursztynowych zakupów zaopatrzyć się w obrazy do swoich nowo nabytych willi.

Olej na płótnie nie ma jednak nic wspólnego z tradycją Państwa Środka – był techniką bardzo mało znaną i niepraktykowaną przez chińskich malarzy aż do XX wieku. Malarstwo chińskie rozwijało się zupełnie inaczej; zamiast zachodniej perspektywy była yuan远 odległość, zamiast światłocienia – linie, zamiast płótna był jedwab lub papier xuan, zamiast farb olejnych – tusz. Jednakże patrząc na dzisiejsze, niejednokrotnie bardzo awangardowe i obrazoburcze chińskie dzieła olejne, można o tym zapomnieć.

yue

岳敏君 Yue Minjun, ur. 1962, Rozstrzelanie

Od czasu zaadaptowania socrealizmu dla potrzeb propagandy państwowej, artyści Państwa Środka przeszli jakby przyspieszony kurs europejskiego malarstwa. Współcześni chińscy malarze olejni, równie sprawnie jak europejscy i amerykańscy operują symbolem, prowokują, zadają odważne pytania. Patrząc na ich obrazy można pomyśleć, że sztuka chińska przeszła podobną drogę jak europejska. Jednak wcale tak nie było.

Kazimir_Malevich_-_'Suprematist_Composition-_White_on_White',_oil_on_canvas,_1918,_Museum_of_Modern_Art

Kazimierz Malewicz (1879 – 1935), Białe na białym: kompozycja suprematyczna 

Żaden mistrz guohua nie położył nigdy jednego pustego zwoju papierowego na drugim, i nie powiedział: „To jest teraz sztuka”. Próżno szukać wśród chińskich malarzy rewolucjonisty, który zacząłby malować kropkami jak Georges Seurat, twórca pointylizmu. Żaden urodzony w XIX wieku chiński malarz nie zdecydował się zdeformować rzeczywistości jak Pablo Picasso. Dlaczego? Czy chińskich malarzy nie kusiło eksperymentowanie?

seurat

Georges Seurat (1859 – 1881), Niedzielne popołudnie na wyspie Grande Jatte

Oczywistością jest, że chińska sztuka rozwijała się zupełnie inaczej, a społeczeństwo wyrosło na zupełnie innych wartościach niż europejskie. Konfucjanizmowi nie jest po drodze z indywidualizmem. Zresztą… ten słynny indywidualizm rozumiany jako uznanie dobra jednostki za najważniejsze jest koncepcją obcą większości kultur tego świata, nie tylko chińskiej… 🙂 

Cywilizacja euroatlantycka jest raczej odosobniona w swoim indywidualizmie. Idea będąca błogosławieństwem, a czasem przekleństwem Zachodu, leży u podstaw niezliczonej ilości europejskich zjawisk, w tym rewolucji w malarstwie.

A może to przez Konfucjusza?

Koncepcje, które doszły do głosu w Europie w XIX wieku w bardzo logiczny sposób łączą się z modernizmem. Być może gdyby w chińskim społeczeństwie ważniejszą rolę odgrywał anarchistyczny i hołubiący naturę taoizm, to historia sztuki Państwa Środka przedstawiałaby się bardziej dynamicznie. Jednak to konfucjanizm, podkreślający konieczność przestrzegania obowiązków wynikających z hierarchii społecznej, jest najgłębiej zakodowany w chińskiej duszy. Nic dziwnego, że w chińskim malarstwie nie doszło do spektakularnego przewrotu. Konfucjanizm nie toleruje go w żadnej dziedzinie, dlaczego miałby tolerować go w sztuce?

Konfucjanizm zakłada absolutnie bezwzględne posłuszeństwo wobec tego, kto w hierarchii stoi wyżej: ojca, zwierzchnika, cesarza. Dzieci stanowiły w rodzinie chińskiej własność rodzica, który mógł nimi dowolnie dysponować. Tak jak dzisiaj pracownik chińskiej firmy nie dyskutuje z szefem na temat wysłania go na pięć miesięcy do Europy (mimo noworodka w domu i żony w połogu – prawdziwa historia :)), tak nie poddawało się w wątpliwość decyzji ojca.

Duch konfucjanizmu jest bardzo obecny w cnocie nabożności synowskiej xiao. W tradycji funkcjonują 二十四孝 Dwadzieścia Cztery Przykłady Synowskiej Miłości, mające stanowić wzory do naśladowania dla społeczeństwa. Spośród nich najbardziej szokująca jest historia 郭巨Guo Ju, który, w czasie głodu pochował własnego syna żywcem (!) aby starczyło jedzenia dla jego rodziców. Zakładając że sztuka jest odbiciem ładu społecznego, to nic dziwnego, że w kulturze absolutnego posłuszeństwa i sztywnych zasad naśladownictwo było bardziej premiowane niż własne artystyczne poszukiwania. Malarze w nieskończoność doskonalili swój warsztat przez kopiowanie. O ile Leonardo Da Vinci namalował ponad sto czterdzieści wersji Mony Lisy zanim uznał, że już wystarczy, o tyle chińscy artyści potrafili przez kilkadziesiąt lat kopiować dzieła innych mistrzów zanim zdecydowali się stworzyć coś własnego. Zrobienie dobrej kopii było zresztą wielką wartością. W każdej dziedzinie należy przecież dążyć do osiągnięcia kungfu (功夫 gongfu), wysokiego poziomu umiejętności, co jest możliwe wyłącznie poprzez metodę potu i łez.

Nie bez znaczenia dla sytuacji malarzy była też sytuacja polityczna. W czasie gdy po Wiośnie Ludów w Europie do głosu doszedł modernizm, Chiny znajdowały się w okresie nazywanym dziś 百年国耻 „stoma latami narodowego poniżenia”. Dwór Qingów, główny patron artystów, był słaby jak nigdy. Europejskie mocarstwa były obecne w Chinach, razem z nimi dostały się do Państwa Środka założenia modernizmu. Mimo ich pewnego wpływu na chińskie malarstwo, trudno jednak mówić o głębszym artystycznym dialogu w tym czasie.

Generals_Pyongyang_MigitaToshihide_October1894

Czy wobec tego w chińskim malarstwie nie było twórczych rebeliantów? Byli, ale o tym za chwilę.

Wpływ taoizmu

Odwróćmy najpierw narrację. Być może w malarstwie chińskim nie było rewolucji, gdyż zwyczajnie nie było takiej potrzeby – malowanie intuicyjne istniało w nim od wieków. Poza tym, sztuka chińska nigdy nie oddaliła się od abstrakcji tak bardzo jak europejska, więc być może po prostu nie miała potrzeby do niej wracać w tak spektakularny sposób jak miało to miejsce na Zachodzie. Ludzkość zaczęła przygodę z malarstwem od prostej kreski, a metoda 寫意 xieyi zapoczątkowana już w okresie północnej dynastii Song (960–1127) niezmiennie przypomina o tej prawdzie.

O ile wartości konfucjańskie wyznaczają moralne ramy w społeczeństwie chińskim, o tyle duch taoizmu filozoficznego jest wszechobecny w malarstwie: od najczęściej wybieranego leitmotiv (pejzaże), przez relację człowieka z przyrodą (mały człowiek skontrastowany z wielką siłą), barwy (kolor czarny, który symbolizuje yang aktywuje biały, yin) aż po balansowanie między siłami pozytywnymi i negatywnymi, rzeczywistością i niebytem (koncepcja pustej przestrzeni).

song

Samotnie łowiący Hanjiang (寒江), obraz z okresu dynastii Song (960 – 1279). 

Wywodząca się z taoizmu filozoficznego koncepcja pustki znajduje swoje miejsce na chińskich obrazach, gdzie pusta przestrzeń ma właściwości stałego lądu lub wody. W chińskim malarstwie zawsze było więcej do wyobrażenia i odczucia niż w realistycznym, europejskim. Artysta chiński nie tylko może, ale też powinien umieć operować pustką, której obecność jest jedną z typowych cech obrazów Państwa Środka.

Metoda amatora a metoda profesjonalna

xieyi3

黃義成 Huang Yicheng, współczesny malarz amator

Tysiącletnia metoda “wolnej ręki” 寫意 xieyi (zamiennie używa się określenia “malarstwo uczonych” 文人畫 wenrenhua) zakładała, że malarz amator nie ma skupiać się na idealnym czy dekoracyjnym odwzorowaniu rzeczywistości. To należy zostawić profesjonalistom parającym się malarstwem gongbi. Wenren (uczony) maluje intuicyjnie, często jednym pociągnięciem pędzla (tak, jak stawia się chińskie znaki). W ten sposób serce artysty rezonuje z obrazem, który staje się odzwierciedleniem jego duszy.

工笔1工笔

Współczesne przykłady obrazów namalowanych realistyczną metodą “dokładnego pędzla” 工筆 gongbi. Pawie.

Spośród 繪畫六法 Sześciu Kryteriów Oceny Obrazu sformułowanych najprawdopodobniej już około VI wieku przez Xie He, pierwszym i najważniejszym punktem jest tzw. rezonans duchowy. Rezonować ma artysta ze swoim dziełem, na które musi zostać przeniesiona energia twórcy. Bez spełnienia tego warunku nie ma sensu przechodzić do kolejnych, technicznych aspektów oceny.

Celem chińskiej sztuki nigdy nie było upodobnienie się do natury w takim stopniu jak europejskiej. Istnieje wprawdzie realistyczna metoda gongbi, ale i tak daleko jej do europejskiej obsesji dokładnego oddania przedmiotu; według anegdoty, już w VI wieku p.n.e. greccy malarze Zeuxis i Parrhasios próbowali udowodnić sobie nawzajem kto z nich lepiej oddaje naturę. Zeuxis namalował kiść winogron tak łudząco podobnie, że ptaki próbowały je dziobać. Rywalizację wygrał jednak Parrhasios, którego Zeuxis poprosił o zdjęcie zasłony z nowo namalowanego obrazu. Tym samym malarz musiał skapitulować przed kolegą po fachu, gdyż dał się nabrać – zasłona okazała się być namalowana!

W chińskim malarstwie nigdy nie dążyło się do stworzenia doskonałej imitacji. Istniały wprawdzie reguły, ale chodziło o to, by osiągnąć coś innego niż widoczne dla oka podobieństwo: oddać stronę duchową, traktując formę wyłącznie jako narzędzie. Portret to inaczej konterfekt, od łacińskiego słowa contrafacere – naśladować. Tymczasem jeden z jego odpowiedników w języku chińskim,  fushen, oznacza przedstawienie duszy.

Malarstwo oficjalne

Zupełnie jak w Europie, malarze, których dziś zaliczamy do nurtu konserwatywnego, mieli zwykle jakiegoś patrona. W Chinach najważniejszym z nich był dwór aktualnie panującej dynastii. Z drugiej strony, sami cesarscy urzędnicy często malowali – aby uzyskać wysoki stopień urzędniczy i dostać się do elitarnych kręgów, należało zdać cesarskie egzaminy, które kładły nacisk głównie na nauki humanistyczne (malowali i kaligrafowali też sami cesarze). Z punktu widzenia funkcjonowania państwa była to słabość egzaminów, które niedostatecznie weryfikowały umiejętności praktyczne przyszłej elity. Trzeba przyznać, że obecna “dynastia” wyciągnęła wnioski z tej lekcji, gdyż we współczesnych Chinach kształcenie w zakresie szeroko pojętych nauk ścisłych jest na bardzo wysokim poziomie.

Oficjalne malarstwo dynastii Qing zdefiniowała sztuka tzw. Sześciu Mistrzów, do których zalicza się Czterech Wangów, Yun Shoupinga oraz Wu Li. 

wang-yuanqi_wangchuan-villa_part
王原祁 Wang Yuanqi (1642–1715), twórca konserwatywnej szkoły Czterech Wangów, syn uznanego malarza, związany z dworem dynastii Qing, posiadał najwyższy stopień urzędniczy 進士 jinshi, uzyskany na drodze cesarskich egzaminów.
yun-shouping_peonies
惲壽平 Yun Shouping (1633–1690), kluczowy artysta wczesnej dynastii Qing. Wraz z Czterema Wangami jest zaliczany do grona Sześciu Mistrzów, praktykujących malarstwo konserwatywne. Najbardziej znany z malowania kwiatów (tutaj peonie), do których rzekomo ograniczył swoją twórczość po tym, jak sam ocenił, że nie dorównuje w malowaniu krajobrazów jednemu z Wangów. Uznany za mistrza 文人畫 malarstwa uczonych.
wuli
Wu Li 吳歷 (1632–1718), także należący do konserwatywnej grupy Sześciu Mistrzów wczesnej dynastii Qing. Jego zwoje charakteryzuje bogaty styl. Co ciekawe, w 1679 roku Wu Li wstąpił do zakonu jezuitów, porzucił malarstwo i do końca życia parał się działalnością misyjną.

Jak widać na powyższych przykładach, mimo reguł, w głównych nurtach sztuki chińskiej istniała przestrzeń do wyrażania siebie. Dziś chciałam się jednak skupić na trzech ekscytujących przykładach grup malarzy, którzy chcieli więcej. Z różnych powodów nie odpowiadały im wypracowane rozwiązania, więc poszukiwali własnych. 

金陵八家 Ośmiu Mistrzów z Jinling (obecnie Nankin)

Wystarczy choć trochę zainteresować się współczesnym malarstwem guohua aby zobaczyć, jak wielu naśladowców mają mistrzowie z Jinling. Szczególną popularnością cieszy się pochodzący z Kunshan (prowincja Jiangsu) Gong Xian. Nawiasem mówiąc, Kunshan jest dzisiaj najbogatszym chińskim miastem “powiatowym” z dużą ilością spółek joint – venture i mnóstwem Tajwańczyków prowadzących tu działalność. Jednak w czasach wczesnej dynastii Qing oczywiście tak nie było. Gong Xian jako dziecko wyjechał z rodziną do Nankinu.

Według konfucjańskiej tradycji nie wolno służyć dwum dynastiom. Dlatego, po najeździe Mandżurów i upadku Mingów (1368–1644) wielu urzędników lojalnych wobec chińskiej dynastii wycofało się ze służby publicznej, udało się emeryturę i praktykowało malarstwo.   Obecny Nankin, druga stolica dynastii Ming, stał się w czasie wczesnej epoki Qing azylem dla lojalistów. Ponieważ Nankin był także ośrodkiem jezuickiej aktywności misyjnej, prawdopodobnie właśnie tam po raz pierwszy chińscy malarze zapoznali się ze sztuką europejską. Na zwojach Gong Xiana widać wpływ jego zainteresowania europejską perspektywą, kontrastem oraz światłocieniem.

gongxiangongxian1

                            龔賢  Gong Xian (1618 – 1689)

Gong Xian malował w sposób niespotykany dotąd w chińskiej sztuce. Jego pejzaże są monumentalne i przytłaczające, a w późniejszym okresie twórczości rozwinął swój charakterystyczny “ciemny styl”. Bardzo wiele uwagi poświęcał tuszowi, który według jego spostrzeżeń powinien być gęsty i gładki. Malował poprzez nakładanie wielu warstw. Stosował innowacyjną kompozycję, która dawała wrażenie spojrzenia z lotu ptaka. Jego prace do dziś są wzorem dla artystów malujących mgliste, mokre, monumentalne 山水 shanshui

zz1

侯憲堂 Hou Xiantang, współczesny tajwański artysta. To właśnie z tradycji malowania zapoczątkowanej przez Gong Xiana nierzadko czerpią profesjonaliści i amatorzy.

fanqi

                              樊圻 Fan Qi 1616—1694

Mistrzowie z Jinling nieprzypadkowo malowali chińską prowincję: znajdowali się daleko od ośrodka władzy i częściej niż artyści nurtu oficjalnego obcowali z naturą. Innym wybitnym przedstawicielem grupy lojalistów wobec Mingów był Fan Qi, którego obrazy są bardziej subtelne i lżejsze niż mroczne pejzaże Gong Xiana. Widać jednak uderzającą wspólną cechę twórczości obojga mistrzów – kształt gór.

fanqi1

樊圻 Fan Qi 1616—1694

Ciekawym przedstawicielem szkoły Mistrzów z Jinling był Xie Sun. Niestety, nie zachowało się zbyt wiele jego dzieł.

xiesun
謝蓀 Xie Sun, lata życia nieznane
Xie Suna łączy z pozostałymi Mistrzami z Jinling wybór tematyki, lecz styl jego malowania bardzo różni się od głównego przedstawiciela szkoły, Gong Xiana. Na przykład ten obraz przedstawia wprawdzie niebezpieczny  górski pejzaż i małe zabudowania ludzkie, ale w przeciwieństwie do dzieł Gong Xiana barwy są tu subtelne i eleganckie. Ten rodzaj malarstwa z zwany jest 青綠山水 Qīnglǜ shānshuǐ, “niebiesko-zielony krajobraz” i wywodzi się z czasów epoki Tang (618 – 907).W przypadku tego obrazu nazwę stylu można uzupełnić jeszcze o 图 tu, mapę i 轴 zhou, oś. 青绿山水图轴 Qinglu shanshui tu zhou  to nazwa zwracająca uwagę na fakt, że obraz jest zwojem nawiniętym na 轴 zhou, czyli drążek.

揚州八怪 Ośmiu Ekscentryków z Yangzhou

Szkoła dziwaków czerpała z wcześniejszych tradycji malarskich, zapoczątkowanych przez Czterech Mnichów – artystów, którzy podobnie jak Mistrzowie z Jinling nie potrafili pogodzić się z upadkiem chińskiej dynastii Ming (1368 -1644) i ustanowieniem nowej, mandżurskiej dynastii Qing. Tak bardzo leżało im to na sercu, że w akcie protestu postanowili zostać mnichami. Mnisi malowali ciemnymi barwami, w sposób dość przygnębiający  i bardzo różny od współczesnych im Czterech Wangów. 

Sfrustrowani mnisi zapoczątkowali tradycję odrzucania konserwatywnych norm na rzecz malarstwa bardziej ekspresyjnego. Ośmiu Ekscentryków z Yangzhou, którzy mimo posiadania barwnych biografii zawdzięczają uroczy przydomek głównie stylowi malowania, kontynuowali twórczą rebelię wiele dekad później…

zhengxiezhengxie1

鄭燮 Zheng Xie (1693-1765) szukał własnej drogi nie tylko w malarstwie, lecz także w życiu. Był prawdziwym nonkonformistą. Podobnie jak wspomniany wyżej Wang Yuanqi, uzyskał tytuł urzędniczy jinshi, jednak nie miał ochoty integrować się z elitą. Chciał być blisko spraw zwykłych ludzi oraz natury. Gdy poniósł fiasko próbując zebrać pieniądze dla ubogich, odszedł z urzędu. Zheng stworzył inspirowany orchideami styl kaligrafii.

jinnongjinnong2jinnong3

W przeciwieństwie do Zhenga,金農 Jin Nong (1687–1764) nie zdał egzaminów urzędniczych. Nie ma jednak tego złego, co nie wyszłoby na dobre: wkrótce objawił się jego talent biznesowy; działał niezależnie, utrzymując relacje z wieloma patronami, którzy płacili nie tylko za jego obrazy, lecz także za utwory literackie. Ponadto, jako własne sprzedawał obrazy namalowane przez swoich uczniów. Jednak całkowitą finansową wolność dał mu objazdowy handel kamieniami do rozcierania tuszu i latarniami, które sam ozdabiał. Stworzył własny styl kaligrafii. Był dość narcystyczny, co nie przystawało malarzowi “uczonemu”. Wenren musi być skromny, a on śmiał malować nawet własne portrety!

huayanhuayan1huayan2

huayan3

华岩 Hua Yan (1682 – 1756) także odrzucił ortodoksyjne normy w malarstwie, jednak nie odciął się od tradycji Państwa Środka. Na jednym ze swoich dzieł pt. “Biała piwonia i skały” umieścił inskrypcję, w której powołuje się na malarzy z dynastii Song. Jeden z nich malował słodko, a drugi gorzko. Te dwa elementy “poprawiają smak herbaty pierwszego chłodnego dnia jesieni”.

Szkoła szanghajska

Wydawałoby się, że kosmopolityczne środowisko, jakim niewątpliwie był Szanghaj w II połowie XIX wieku posłuży jako impuls do dużego przewrotu w chińskim malarstwie. Nie tylko obecność obcokrajowców, a razem z nimi sztuki zachodniej, lecz także nowych mediów: fotografii, plakatów czy  gazet w obiegu masowym powinny jakoś wpłynąć na sposób tworzenia. Rzeczywiście tak się stało, ale wcale niekoniecznie tak, jak można by się spodziewać. Paradoksalnie, obecność w Szanghaju zachodnich i japońskich książek, zdjęć i reklam doprowadziła do zwiększonego zainteresowania tradycyjnym guohua

Indywidualiści, o których pisałam wyżej byli zwykle pozbawieni patronów i działali na marginesie. Malarstwo oficjalne było przez ostatnie trzysta lat osadzone na starych regułach. Tymczasem w Shanghaju, bogatym handlowym porcie, wyłoniła się warstwa bogatej elity kupieckiej, która przejęła z czasem rolę nowego patrona sztuki. 

renyi3ren-bonian1ren-bonian

任頤 Ren Yi  (1840–1896)

Być może szanghajscy nowobogaccy pozazdrościli zamorskim diabłom portretów, które w chińskim malarstwie do tej pory nie odgrywały takiej roli, jak  miało to miejsce w sztuce europejskiej. Ren Yi, znany też jako Ren Bonian, był synem ryżowego kupca. Malowanie portretów było dla niego źródłem dodatkowego dochodu. Dziś jest uważany za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli szkoły szangajskiej.

xuguxugu1xugu2xugu3

xugu4

虛谷 Xugu (1823–1896)

Szkoła szanghajska przywróciła do łask ważny nurt chińskiego malarstwa zwany 花鸟画 huaniao hua, czyli “obrazy kwiatów i ptaków”. W stylu tym mieści się także malowanie owadów i ryb. Wywodzi się X wieku, a tradycyjnie praktykowany był metodą gongbi, gdyż w przedstawieniach małych roślin i zwierząt istotny był zarys. Xugu służył w armii. Został malarzem po tym, jak dopuścił się dezercji i poparł ludowy ruch tajpingów. Inspirował się jednym z Ekscentryków, Hua Yanem. Sądzę, że jego twórczości blisko jest do martwej natury typowej dla malarstwa zachodniego.

wuchangshuo1wuchangshuo2wuchangshuo

吳昌碩 Wu Changshuo (1844–1927)

Nowi patroni oczekiwali nowego stylu malowania i Wu Changshuo im go dał. Jego pociągnięcia pędzlem są odważne, ekspresyjne, indywidualne i dramatyczne. On sam przez długi czas nie był malarzem. Początkowo zajmował się kaligrafią i poezją. Jednak w chińskiej sztuce granice między tymi dyscyplinami zacierają się, więc nic dziwnego, że wenren bardzo często staje się malarzem, poetą i kaligrafem w jednym. Wu Changshuo przewodził 西泠印社 Xi Ling Yinshe, jednemu z najważniejszych chińskich stowarzyszeń rytowników artystycznych pieczęci kamiennych.

Konkluzja

Współczesne Chiny i Zachód są bezpośrednimi spadkobiercami dwóch wielkich tradycji malarstwa, które nie są wprawdzie najstarsze na świecie, ale są najdłużej kontynuowane spośród tych, które przetrwały do współczesności. Różnice w sztuce chińskiej i europejskiej są odzwierciedleniem głębokich odmienności kulturowych tych dwóch wielkich kręgów cywilizacyjnych. Mimo różnic można na wielu przykładach zaobserwować, że potrzeba indywidualnej ekspresji, zmian i przesuwania artystycznych granic jest wspólna dla całego rodzaju ludzkiego.

Twórczy rebelianci byli obecni w chińskiej sztuce już dawno. Jednak jest coś, czego nigdy nie zrobili; aż do lat 70. XX wieku nie zdobyli się na prawdziwą prowokację. Przejawy indywidualizmu ograniczały się u nich raczej do zmiany techniki czy podjęcia nowego tematu, dotyczyły raczej formy niż treści.  Subtelność, delikatne aluzje, brak dosłowności to zresztą charakterystyczne cechy chińskiego malarstwa. W czasie, gdy europejscy malarze budzili powszechne zgorszenie, ich koledzy w Chinach nadal malowali krajobrazy “gór i wody” 山水 shanshui. Aż do teraz. Od kilkudziesięciu lat sytuacja zmienia się diametralnie. Pod względem prowokacji malarze chińscy nie ustępują zachodnim ani o krok. Być może więc “modernizm” w Chinach dzieje się teraz?

Nasuwa się jeszcze jedno pytanie: dlaczego artyści z kręgu euroatlantyckiego nie przejmują chińskiej metody malowania pędzlem w takim stopniu, w jakim Chińczycy praktykują zachodnie malarstwo olejne? Czy dlatego, że olej jest bardziej naukową, realistyczną i przez to uniwersalną metodą? Czy dlatego, że nie mamy tak rozbudowanej tradycji kaligrafii, którą moglibyśmy wzorem chińskich mistrzów umieszczać na obrazach? Myślę, że w naszym kręgu kulturowym znalazłaby się przestrzeń dla takiej twórczości. Zwłaszcza, że sztuka europejska ma na koncie już tyle eksperymentów, że warto poszukać inspiracji gdzie indziej. Może czas na post-postmodernizm pod znakiem kwitnącej śliwy?

Źródła:

https://baike.baidu.com/item/%E9%9D%92%E7%BB%BF%E5%B1%B1%E6%B0%B4%E5%9B%BE%E8%BD%B4

https://baike.baidu.com/item/%E8%B0%A2%E8%8D%AA/7836264

http://baike.hrhrs.com/index.php?doc-view-4877.html

https://baike.baidu.com/item/%E9%87%91%E9%99%B5%E5%85%AB%E5%AE%B6

https://www.blueheronarts.com/complete-collection-paintings-p-1098.html

https://www.the-saleroom.com/en-gb/auction-catalogues/gianguan-auctions/catalogue-id-srgi10009/lot-178be631-6ace-490d-bbc7-a45200b27cbc

https://kknews.cc/zh-cn/culture/l8goxve.html

http://www.jiaxiangwang.com/fa/fa-qing-zhengbanqiao.htm

https://www.metmuseum.org/toah/hd/qing_3/hd_qing_3.htm

http://www.comuseum.com/painting/schools/shanghai-school/

https://read01.com/ExJj3M.html#.WwZ6Q-6FPX5

http://art3idea.psu.edu/boundaries/bolagrams/zeuxis_parhassios.html

http://www.baidu.com/link?url=Vrb5HTv0dApi-quEbFnrwBhfu35wM_YNFhA9cSl4rq-fXSycDVUAlIzPG52EYAx0YEbR2Nbg1w1QE_XN3ORjxtnkcuMD8Lqxm4wTnXhjz4m&wd=&eqid=d68623f20000a200000000065b06a8b8

CHINESE THOUGHT AND ITS RELATIONSHIP TO PORTRAITURE: a comparative overview, Lee Wen, Londyn 1992

http://www.chinaonlinemuseum.com/painting-ren-bonian.php

https://mises.org/library/how-west-invented-individualism

https://www.enotes.com/homework-help/what-role-did-individiualism-play-protestant-446822

https://www.christianitytoday.com/history/issues/issue-34/dr-luthers-theology.html

https://library.uoregon.edu/ec/e-asia/read/artpers.pdf

http://www.comuseum.com/painting/schools/four-monks/

http://www.open.com.hk/content.php?id=2628#.Wwa5hO6FPX4

https://baike.baidu.com/item/%E6%A8%8A%E5%9C%BB

http://confuciusmag.com/chinese-paintings-western-paintings

http://www.comuseum.com/painting/schools/yangzhou-school/

http://big5.xinhuanet.com/gate/big5/www.xinhuanet.com/shuhua/2018-02/05/c_1122370586.htm

http://www.comuseum.com/painting/masters/zheng-xie/

https://kknews.cc/zh-cn/culture/l8goxve.html

http://www.comuseum.com/painting/masters/hongren/

https://baike.baidu.com/item/%E6%A8%8A%E5%9C%BB

http://jsl641124.blog.163.com/blog/static/177025143201292113433324/

http://www.40thandbrooklyn.com/single-post/2017/03/15/Becoming-Activists-in-the-Classroom-Understanding-%E2%80%98Peripheral%E2%80%99-Stories-in-the-Context-of-an-Androcentric-Education

http://www.heweimin.org/Texts/mystery_of_empty_space.pdf

http://lescouleursdelatelier.skynetblogs.be/archive/2013/12/08/les-gris-colores-8008884.html

https://en.wikipedia.org/wiki/Century_of_humiliation

http://www.meishu.com/huaji/1/1/2016-12-12/5180.html#here

http://www.artworld.cn/a/collection/cnart/qi/2011/0110/5998.html

Czym się różni ogród chiński od japońskiego?

Od dawna byłam ciekawa ile prawdy jest w tym, że aby być szczęśliwym jeden dzień, należy się upić, jeden rok – ożenić, a żeby być szczęśliwym całe życie, powinno się założyć ogród.

Myślałam jednak, że ogrodnictwem zajmę się na emeryturze. Doszłam wszakże do wniosku, że właściwie młoda już nie jestem, więc nie zaszkodzi właśnie w tym sezonie zdobyć trochę doświadczenia. Ostatnie miesiące spędzałam głównie w ogrodzie. Gdyby nie praca, to prawdopodobnie niczym Monet, rano zajmowałabym się ogrodem, a po południu malowałabym. A tak, trzeba było wybrać i padło na ogród. To doświadczenie otworzyło przede mną drzwi do nowego, fascynującego świata. Z czasem dostrzegłam wiele analogii pomiędzy ogrodnictwem  i malarstwem; w obu dziedzinach trzeba zaplanować kompozycję, przemyśleć perspektywę oraz wybrać kolory. Obie dziedziny wymagają koncentracji, uczą bycia tu i teraz. Nierzadko też uczą pokory.

Do urządzania ogrodu przystąpiłam z entuzjazmem nowicjusza, kupując w szkółkach sadzonki dość przypadkowo i bezrefleksyjnie. Po prostu coś mi się podobało, więc musiałam to mieć. Uwielbiam podróże do Italii, więc wybrałam śródziemnomorskie rośliny: oleandry i oliwki. Nie pogardziłam też typowymi kwiatami z wiejskiego ogródka, floksami, jeżówkami czy różami okrywowymi. Posadziłam lawendę, wrzosy, stokrotki afrykańskie, pelargonie, celozję i kto wie co jeszcze. Nie mogło u mnie oczywiście zabraknąć roślin typowych dla ogrodu orientalnego. Kupiłam więc bambusy, rododendrony, hortensje. W efekcie stworzyłam chaotyczną kolekcję egzotycznych i rodzimych  roślin otoczonych tujami, głównym znakiem rozpoznawczym “ogrodu polskiego”.

Betonowa latarnia, róże okrywowe i hortensje w otoczeniu roślin basenu Morza Śródziemnego, czyli jak znieważyłam wielowiekową tradycję japońskich ogrodów

Dopiero stworzywszy taki chaos zaczęłam zastanawiać się nad tym, od czego należało zacząć: nad projektem ogrodu.

Czytałam więc o ogrodowych typach: włoskim, francuskim, angielskim, nowoczesnym, preriowym, holenderskim czy japońskim. Z czasem zauważyłam, że większość stron poświęconych projektowaniu ogrodów całkowicie pomija ogród chiński. Wprawdzie Japończycy uczyli się  od Chińczyków sztuki ogrodowej, jednak dzisiaj to ogród japoński jest modniejszy, powszechniejszy i atrakcyjniejszy z punktu widzenia projektanta, szczególnie gdy ma on zaplanować przydomowe rabaty. Dlaczego?

Ogród jako miniatura natury

U podstaw zarówno chińskiej, jak i japońskiej sztuki ogrodowej leżą buddyzm oraz hołubiący przyrodę taoizm. Ogród orientalny ma przede wszystkim naśladować naturę. Kamienie symbolizują góry, strumyki czy oczka wodne – bezmiar oceanu i piękno jezior, powierzchnie porośnięte mchem – wyspy (to ostatnie w japońskim ogrodzie zen). Symboli jest o wiele więcej, na przykład nieparzysta ilość elementów przypomina o nieskończoności wszechświata.

https://en.wikipedia.org/wiki/Ry%C5%8Dan-ji#/media/File:Kyoto-Ryoan-Ji_MG_4512.jpg
Pełen symboli suchy ogród zen Ryoan-ji w Kioto (źródło)

Ogrody chińskie nawiązują do górskiego pejzażu z głębi kraju, podczas gdy japońskie częściej starają się oddać atmosferę wybrzeża. W okresie Heian (794 -1185) Japończycy wzorowali się na rozwiązaniach chińskich. Kojarzony dzisiaj z Japonią styl ogrodu wywodzi się ze znacznie późniejszego, izolacjonistycznego okresu Edo (1603 -1868), kiedy to zaczęto w Kraju Kwitnącej Wiśni szukać własnych dróg, wolnych od wpływów zewnętrznych. Analogicznie, typ ogrodu utożsamiany współcześnie ze stylem włoskim wywodzi się z epoki rozkwitu kultury i sztuki Italii – renesansu, a ze stylem francuskim – z baroku. Znane dziś powszechnie style ogrodowe różnych regionów często wykształciły się w okresie prosperity tychże.

penglai
Wzorem chińskich (a potem japońskich) ogrodów miała być 蓬莱仙岛 Penglai Xiandao góra na wyspie Penglai (w Japonii znana jako Horai), według chińskiej mitologii legendy siedziba 八仙 Ośmiu Nieśmiertelnych. Obraz malarza Yuan Jianga (źródło).

Zasada 借景 

Zasada zapożyczonego tła 借景 z wymową chińską jiejing i japońską shakkei oznacza włączenie widoku otaczającego krajobrazu w projekt ogrodu. Idea wykorzystania widoku z ogrodu przy jednoczesnym jego edytowaniu (zasłanianiu jednych fragmentów i podkreśleniu innych) znalazła uznanie wśród architektów – modernistów z całego świata w latach 60. XX wieku. Dzięki zapożyczonemu tłu udaje się nie tylko osiągnąć harmonię z otoczeniem, lecz także uzyskać efekt nieskończoności ogrodu.

Senganen-Garden-Sakurajima-Volcano-Japan.jpg.838x0_q80
Japonia. Przykład zastosowania zasady zapożyczonego tła: ogród Senganen nie tylko współgra z widokiem na szczyt czynnego wulkanu Sakurajima, lecz także nawiązuje do niego przez dobór elementów (źródło).
zhishan
Tajwan. Ogród Zhishan “pożycza tło” w tak mistrzowski sposób, że nie wiadomo gdzie się kończy (źródło).

Asymetria, nieregularność, perfekcja

Ogrody chińskie i japońskie nie mają wiele wspólnego z barokową symetrią. Kompozycja jest przemyślana, jednak nie ma w niej regularności, wiele jest fragmentów pozbawionych roślin. Tak jak w azjatyckim malarstwie, w ogrodzie również istotną rolę odgrywa wywodząca się z taoizmu filozoficznego koncepcja pustki. Pustka na chińskich obrazach 国画 guohua często symbolizuje wodę. Takie samo znaczenie mają w ogrodach zen powierzchnie wysypane białym żwirkiem (więcej o chińskim malarstwie tutaj i tutaj).

Mech, wróg polskiego ogrodnika, jest przez ogrodnika chińskiego i japońskiego szczególnie ceniony, ponieważ symbolizuje długowieczność. Ogród ma też przypominać o przemijaniu, kolejne rośliny powinny w nim ożywać w zależności od pory roku.

Nieregularność nie oznacza bylejakości. Ogrodnik japoński jest perfekcjonistą przycinającym bonsai według swojego zamysłu. Warto wspomnieć, że sztuka bonsai wywodzi się z Chin, gdzie znana jest jako 樹木盆景 shumu penjing. W chińskiej tradycji oprócz miniatur drzew występują także miniatury krajobrazu 山水盆景 shanshui penjing ( krajobraz gór i wody  w donicy) oraz połączenie pierwszego i drugiego typu,  czyli 水旱盆景 shuihan penjing, gdzie 水 shui oznacza wodę, a 旱 han – suchy ląd.

Od lewej miniatury: pejzażu górsko – wodnego shanshui (źródło), pejzażu górsko – wodnego z drzewem (źródło), samego drzewa (źródło).

Inną specyfiką ogrodów chińskich i japońskich jest dominacja zieleni przy niewielkiej ilości kwitnących kwiatów. Znajdziemy tu wprawdzie azalie, piwonie, glicynie czy hortensje. Pełnią one jednak rolę akcentów, a nie stanowią dominanty, jak to często bywa w ogrodach Europy. Muszę przyznać, że mimo mojego podziwu dla ogrodów Dalekiego Wschodu, nie chciałabym założyć ogrodu całkiem orientalnego ze względu na moje upodobanie do szalonych, kolorowych, trochę naturalistycznych rabat kwiatowych.

Architektura ogrodowa

Wiele osób zakochuje się jednak w stylu orientalnym. A właściwie japońskim. Sądzę, że główną przyczyną, dla której trudno o projektanta ogrodu reklamującego swoje usługi w zakresie wykonania ogrodu w stylu chińskim, jest architektura. W ogrodzie chińskim nie brakuje bowiem zabudowań: są tu pawilony, zadaszone chodniki, ściany z przejściem, wysokie mury.

yuyuan
Pawilon herbaciany w ogrodzie Yuyuan na tle drapaczy dzielnicy Pudong, jeden z najbardziej symbolicznych widoków Szanghaju. Czerwiec 2015 r.
Suzhou
Chiny. Zadaszone chodniki jednego z 69 ogrodów w Suzhou (źródło).

Trzeba byłoby dysponować dużą działką i nie mniejszymi funduszami, aby pozwolić sobie na założenie takiego ogrodu. Styl japoński jest pod tym względem o wiele mniej wymagający; w Kraju Kwitnącej Wiśni raczej wykorzystuje się otwartą przestrzeń niż ją zabudowuje. Poza tym, japońskie ogrody mogą być urządzone na bardzo małej powierzchni, co jest zachęcające dla właścicieli typowych przydomowych działek.

Nie istnieje jednak jeden styl ogrodu japońskiego. Podstawowy podział ogrodów Japonii obejmuje ogrody zen, herbaciane,spacerowe i “do oglądania”. W Polsce często spotykane jest mieszanie elementów przynależących do różnych stylów. Osobiście nie widzę w tym nic złego, o ile właściciel ogrodu ma świadomość, że jego ogród nie jest tak naprawdę ogrodem japońskim. Kupienie betonowej, zamiast kamiennej latarni (charakterystycznej dla ogrodu herbacianego), wysypanie białego żwirku (typowego elementu ogrodu zen) i posadzenie rododendrona to po prostu trochę za mało. Z drugiej strony, jeszcze dwadzieścia lat temu mnóstwo przydomowych działek było w Polsce zawłaszczonych przez kury. Zielona murawa była rzadkością. Nic dziwnego, że uporawszy się z trawą i znudziwszy rodzimymi kwiatami przechodzimy okres fascynacji Orientem.

Minimalizm

Ogród japoński jest o wiele mniej dekoracyjny niż chiński. Architekturze ogrodu chińskiego towarzyszą bogate zdobienia, w ogrodzie japońskim króluje prostota. Zarówno w ogrodzie chińskim jak i japońskim ważnym elementem są głazy, jednak w ogrodzie chińskim są one dobierane ze względu na podobieństwo do zwierząt, nietypowe kształty lub wielkość. Ważne miejsce zajmuje także 假山jiashan, sztuczna góra. W ogrodzie japońskim są natomiast cenione jako takie, zupełnie niczym dzieło w sztuce abstrakcyjnej, które nie musi niczego przedstawiać. Kamienie mają oczywiście w ogrodach japońskich głębokie symboliczne znaczenie, jednak w porównaniu z ogrodami chińskimi nawiązania są bardziej subtelne.

Adachi
Japonia. Uważane przez niektórych za najpiękniejsze, ogrody przy Muzeum Sztuki Adachi.
IMG_3371
Chiny. Ogród Yuyuan w Szanghaju, czerwiec 2015 r.
IMG_3382
Chiny. Ogród Yuyuan w Szanghaju, czerwiec 2015 r.

gulin
Chiny, Gulin. Sztuczna góra jest ważnym elementem klasycznego ogrodu, który ma przedstawiać naturę w miniaturze (źródło).

Dominujący dzisiaj w urządzaniu wnętrz i przestrzeni styl nowoczesny jest minimalistyczny, a a minimalizm w sztuce i architekturze był silnie inspirowany ideą prostoty związaną z filozofią zen. Ten modny w Polsce styl posiada wybrane elementy ogrodu japońskiego: gatunki roślin, obecność jasnego żwirku, proste formy. Nic więc dziwnego, że japońskie rozwiązania przestrzenne są nam po prostu bliższe niż tradycyjne chińskie.

nowoczesny
Polska. Mimo wielu podobieństw do stylu japońskiego, minimalistyczny ogród nowoczesny różni się od rozwiązań typowych dla Kraju Kwitnącej Wiśni. Przede wszystkim jest geometryczny. Pełno w nim linii prostych, a nasadzenia często są symetryczne (źródło).

W Państwie Środka przestrzeń projektuje się obecnie bardzo różnie. Nowoczesnym, prostym budynkom towarzyszą nierzadko minimalistyczne ogrody, które w bardzo niewielkim stopniu nawiązują do chińskiej tradycji.

wolong
Chiny. Ten ogród w siedzibie mojego pracodawcy w prowincji Zhejiang jest dziełem japońskiego projektanta.
 
Podobnie jak Polacy, Chińczycy także przechodzą fascynację stylami, które dla nich są “orientalne”. Mimo, że wiele mówi się o powrocie mieszkańców Państwa Środka do tradycyjnej chińskiej kultury i sztuki, to jednak domy z ogrodem w stylu francuskim nadal kosztują znacznie więcej niż te w stylu chińskim. Mój znajomy bez żalu wybrał jednak tańszą, klasyczną chińską rezydencję, której cena i tak jest poza zasięgiem większości pracujących Polaków. Ale to już inna historia…
img_4370
Chiny. Fragment klasycznego ogrodu przynależącego do prywatnego domu w prowincji Zhejiang.
img_4369
Chiny. Fragment klasycznego ogrodu przynależącego do prywatnego domu w prowincji Zhejiang.

Japońskie i chińskie ogrody w Polsce

Styl japoński jest tak popularny, że chyba w każdym państwie istnieje jakiś, mniej lub bardziej udany, ogród próbujący go naśladować. W Polsce najbardziej znany, największy i zaprojektowany zgodnie ze sztuką jest Ogród Japoński we Wrocławiu.

Warto odwiedzić także prywatny śląski ogród w Pisarzowicach, przy którym znajduje się szkółka roślin oraz herbaciarnia, a także ogród w Janowicach (również prywatny i ze szkółką).

Ciekawą interpretacją stylu Kraju Kwitnącej Wiśni jest ogród w Jarkowie, który powstał z zafascynowania Japonią, lecz jego właściciele dość luźno podchodzili do zasad, według których projektowane są ogrody japońskie. Ogród jest dość przeładowany, ale bardzo ciekawy.

Chiński styl jest rzadziej naśladowany, dlatego warto docenić fakt ponownego urządzenia i otwarcia w 2014 roku Ogrodu Chińskiego w Łazienkach Królewskich, którego historia sięga czasów Stanisława Augusta i mody na chinoiserie.

Gdy zostaje już tylko śmiech. Yue Minjun

Na obrazach przedstawia siebie samego. Zawsze z takim samym przerażającym uśmiechem na twarzy. Jednak w prawdziwym życiu jest bardzo poważny i wcale nie przypomina protagonisty ze swoich płócien. Poznajcie 岳敏君Yue Minjuna, malarza pesymistę.

yueminjun

Yue Minjun urodził się w 1962 roku, więc okres jego dzieciństwa przypadł na czas rewolucji kulturalnej, a okres młodości – na etap polityki otwarcia. Twórczość Yue, jak twórczość każdego artysty, jest wypadkową doświadczeń pokoleniowych i indywidualnych. Jednak w przypadku tego malarza doświadczenia wręcz wylewają się z płócien. Prace Yue nawiązują do stylistyki propagandowych plakatów maoizmu, ale inspirowane są także dziełami sztuki europejskiej. Jego twórczość łączona jest z nurtem tzw. realizmu cynicznego, skupiającego malarzy krytycznych wobec partii. Artysta zaprzecza jednak, jakoby zależało mu na przesłaniu politycznym (choć patrząc na przykład na Rozstrzelanie i biorąc pod uwagę datę jego powstania,trudno w to uwierzyć). Mówi, że chce przez swoją twórczość zadawać pytania uniwersalne, wykraczające poza bieżący polityczny kontekst. Pyta więc o rolę człowieka w społeczeństwie, nie tylko chińskim. Pyta o to, dokąd zmierza przesycony konsumpcjonizmem świat.

Mam problem z chińskimi malarzami współczesnymi, bo nigdy nie wiadomo, czy poza drugim dnem jest w ich twórczości jeszcze trzecie, a może nawet czwarte. Z jednej strony jak najbardziej jestem w stanie uwierzyć, że artyście zależy na tym, aby jego obrazy miały przesłanie ogólne, nie sprowadzające się do politycznej oceny. Jednak nie oszukujmy się; każda otwarta krytyka Komunistycznej Partii Chin niesie ze sobą ryzyko podzielenia losu Ai Weiweia lub Liu Xiaobo. Nigdy do końca wiemy, czy artysta w Państwie Środka rzeczywiście mówi wszystko, co chciałby powiedzieć. Zwłaszcza, że w Chinach istnieje długa tradycja artystycznych niedomówień, sięgająca znacznie głębiej niż historia ludowej republiki. Tradycyjne malarstwo guohua było przez wieki nośnikiem zawoalowanej, czasem bardzo trudnej dzisiaj do uchwycenia krytyki (na przykład obraz nazywany chińską Moną Lisą pt. “Widok wzdłuż rzeki podczas święta Qingming” z okresu Song (960-1279) jest prawdopodobnie subtelnym komentarzem ówczesnej sytuacji społecznej i politycznej).

yue

Yue Minjun nie przyznał zatem, że Rozstrzelanie, jego praca z 1995 roku, ma oddawać wydarzenia z czerwca 1989 roku na placu Tiananmen w Pekinie:

“Nie chcę, aby odbiorcy myśleli o jednej rzeczy, miejscu lub wydarzeniu. Tłem jest cały świat. Jak już powiedziałem, odbiorca nie powinien łączyć tego obrazu z Tiananmen. Ale Tiananmen jest katalizatorem powstania tego obrazu.”

Rozstrzelanie zostało w 2007 roku sprzedane za cenę 5,9 milionów dolarów, stając się najdroższym wówczas dziełem chińskiego malarstwa współczesnego (kliknij tutaj aby dowiedzieć się o późniejszych rekordach sprzedażowych w chińskim malarstwie). Według domu aukcyjnego Sotheby’s, poprzednia transakcja sprzedaży Rozstrzelania miała miejsce dekadę wcześniej, czyli niedługo po jego namalowaniu w 1995 roku. Doszło do niej pomiędzy prywatną galerią w Hong Kongu a nabywcą pod warunkiem, że obraz nie będzie wystawiany publicznie ze względu na poruszaną tematykę. Tematykę, której rzekomo nie porusza…

Yue Minjun nie tylko odcina się od intencji krytykowania władzy, lecz także nie zgadza się na zaliczenie jego twórczości do nurtu realizmu cynicznego. Pytany o fragment czerwonego muru, który stanowi tło obrazu i bardzo przypomina bramę do Zakazanego Miasta od strony placu Tiananmen, odpowiada, że jest Chińczykiem, więc to normalne, że uwiecznia chińskie elementy architektoniczne. Jednak zależy mu na tym, aby jego twórczość miała przesłanie uniwersalne, a nie lokalne. Co ciekawe, znalazłam inny, o wiele mniej znany jego obraz z 1992 roku, na którym wyraźnie widać, że postacie stoją na Placu Niebiańskiego Spokoju. Mam wrażenie, że z wiekiem twórca stał się po prostu ostrożniejszy w swoich wypowiedziach. A sztuki wizualne mają taką cechę, że można dowolnie zmieniać ich interpretację.

yue1
Obraz pt. 大团结, Wielka Jedność

Wielu chińskich malarzy wypłynęło na szerokie wody międzynarodowego rynku sztuki dzięki obrazom, które czytelnie odwoływały się do trudnych wydarzeń z najnowszej historii Chin. U podstaw ich sukcesu w dużym stopniu leżał wybór kontrowersyjnych tematów. Jednocześnie, pytani o motywację polityczną, stanowczo zaprzeczają. W mojej ocenie, w ten sposób korzystają zarówno z zachodniego apetytu na twórczość protestu, jak i z tego, co międzynarodowy sukces daje im w samych Chinach. Bardzo praktyczne i korzystne dla obu stron rozwiązanie. Władza może pokazać, że jest tolerancyjna oraz pochwalić się twórcami rozpoznawalnymi za granicą. Artyści trochę jakby protestują, ale zapytani o to, “co autor miał na myśli”, odwołują się do przesłania uniwersalnego, stanowczo odcinając się od polityki. 

Dysydent Ai Wei powiedział, że w Chinach sztuka nie istnieje. Yue Minjun komentuje to w ten sposób:

“Nie jestem pewien, co Ai miał na myśli. Może uważa, że w Chinach jest tylko polityka i nie ma sztuki, ale jeśli spojrzeć na to z innej perspektywy, w kraju, w którym życie codzienne obraca się wokół polityki, być może polityka jest sztuką.”

Yue uważa jednocześnie, że jego obowiązkiem jako artysty jest podejmowanie wszystkich tematów współczesnego świata. Sięgając do rozpoznawalnych powszechnie motywów,  próbuje oddać konflikt charakterystyczny dla całej ludzkości, który według niego jest wart śmiechu. 

Im dłużej wpatruję się w jego obrazy, tym bardziej mu wierzę. Mam wrażenie, że Yue chce nam powiedzieć: “Spójrzcie! Historia ludzkości to jeden wielki żart. Zmieniacie atrybuty i mundury, ale ciągle jesteście tacy sami. Powtarzacie wciąż te same błędy. Jesteście próżni i śmieszni.”

Przewijający się przez obrazy Yue śmiech jest tak naprawdę wyrazem bezsilności. Artysta, jak sam o sobie mówi, jest pesymistą. Świat postrzega jako bardzo złe miejsce, które nigdy się nie zmieni. 

Ciekawy jest fakt, że Yue Minjun na większości obrazów maluje sam siebie. Pytany o to, dlaczego tak jest, odpowiada, że chce po prostu być sławny. Jednak znając choć trochę Chiny, kraj, w którym Mao wiele lat po śmierci nadal spogląda na nas z portretów, twórczość Yue można interpretować  o wiele szerzej. Być może nie chce zostać nowym Mao, ale próbuje pokazać odbiorcom sztuki, że obiektem kultu może zostać tak naprawdę każdy?

yue22

Od socrealizmu do prowokacji. Współczesne i nowoczesne chińskie malarstwo

“K: — Moim zdaniem człowiek miał zawsze dwie tendencje. Pierwsza tendencja to chęć przedstawienia na obrazku (malowanym czy rysowanym) tego co widzi, tego co go otacza: ludzi, rzeczy, zwierząt, krajobrazów. Druga tendencja: to zdobienie kolorowymi wzorami swego otoczenia, ścian, dywanów oraz swoich strojów. Czasem te ozdoby przedstawiały kwiatki lub ptaki, przeważnie jednak były to wzory geometryczne, kropki, paski, zawijasy, meandry. Czyli plamy tylko zdobiące, a nic nie przedstawiające — abstrakcje. Ten drugi rodzaj potrzeby ludzkiej doszedł w pełni do głosu w malarstwie abstrakcyjnym.

Tak więc malarstwo można podzielić na dwa wielkie działy:

FIGURATYWNE — czyli przedstawiające coś, (od francuskiego „figurer” — przedstawiać) oraz ABSTRAKCYJNE, nie figuratywne nie przedstawiające nic.”

Marian Eile, Rozmowa o malarstwie abstrakcyjnym, Przekrój 1957 (662-664/1957)

Sztuka jest odbiciem współczesnego sobie świata i wiele o nim mówi. Jednocześnie bywa zapowiedzią nadchodzących zmian. Nie inaczej jest z chińskim malarstwem, które rozwija się przecież w określonym kontekście geopolitycznym. Oglądając obrazy Zhong Biao, Wei Donga czy Zao Wou Ki można właściwie pomyśleć o malarstwie jako modelowym przykładzie globalizacji.

Mieszają się w nim style i techniki, widoczne są wpływy sztuki z całego świata, a jednocześnie prace te pozostają bardzo chińskie.

Niektóre są mocno inspirowane tradycyjnym malarstwem 国画 guohua, inne nawiązują do malarskiego dorobku Państwa Środka tylko w zakresie leitmotiv.

Zarówno abstrakcyjne jak i figuratywne, obrazy współczesnych chińskich twórców są ważną częścią międzynarodowego malarstwa, a chiński rynek sztuk pięknych pod względem wartości transakcji znajduje się w ścisłej światowej czołówce.

W roku  2011 rynek sztuki w Państwie Środka odnotował rekordowy obrót, który od 2008 roku rósł o około 25% rocznie, aby w szczytowym momencie przełożyć się na 41% globalnych transakcji. Ponad 700 obrazów sprzedało się wówczas za przeszło 1 mln dolarów każdy. Na mądrym inwestowaniu w sztukę urosły wielkie fortuny.

Dziś chiński rynek sztuk pięknych się ustabilizował i dojrzał. Mimo że przez ostatnie lata całkowity obrót w tej branży na rynku Państwa Środka spada (wliczając dzieła chińskie i sprzedawane w Chinach dzieła zagraniczne), to jednak wartość transakcji dla dzieł artystów chińskich wyniosła w 2017 roku rekordowe 5,1 mld dolarów! Niektóre pojedyncze obrazy współczesnych chińskich malarzy osiągnęły cenę ponad 10, a nawet 20 milionów dolarów.

W czasach niepewności na rynku nieruchomości chińscy inwestorzy coraz chętniej zwracają się ku sztuce. Temat jest więc ważny nie tylko dla osób zainteresowanych malarstwem, bo dotyka ekonomii, a także – jak to często bywa w przypadku sztuk pięknych, polityki.

Oto wybór chińskich malarzy II połowy XX i i początku XXI wieku, których obrazy uważam za wyjątkowo poruszające. Sztukę trudno zmierzyć i zważyć, lista jest oczywiście subiektywna. Zależało mi jednak, żeby zestawienie było dość reprezentatywne i obejmowało różne style występujące obecnie w sztuce chińskiej.

Czerwone dzieci, smutne oczy i demony rewolucji kulturalnej

张晓刚 Zhang Xiaogang, urodzony w 1958 r. w Kunming, Yunnan , malarz surrealistyczny i symbolistyczny.

zhang3

Obrazy tego malarza są tak samo poruszające jak jego biografia. Podobno całe nasze życie jest kształtowane przez jakieś przełomowe wydarzenie z dzieciństwa. Wydarzenie, które otwiera drzwi, wpuszczając przyszłość. W przypadku Zhanga była to prawdopodobnie rewolucja kulturalna, a dokładniej fakt wysłania obojga jego rodziców na przymusową kilkuletnią reedukację. Obraz z serii血缘:大家庭3号„Linia Krwi, Rodzina numer 3” to jedno z najbardziej ikonicznych dzieł współczesnego malarstwa chińskiego.

Twórczość Zhang Xiaoganga jest zaliczana do ruchu realizmu cynicznego (玩世现实主义), skupiającego artystów krytycznych wobec Komunistycznej Partii Chin, dążących do zerwania z kolektywną perspektywą i zamiast tego do przedstawiania świata w ujęciu indywidualnym.

zhangxiaogang2

To ciekawe, jak wyglądają doświadczenia życiowe jednego człowieka w starciu z doświadczeniem zbiorowym. Wielkie wydarzenia historyczne z perspektywy indywidualnej nabierają zupełnie nowego znaczenia. Najważniejsze są własne odczucia i życie prywatne, a polityczna rzeczywistość jest tylko jego cieniem. A może odwrotnie? Ten przeszywający ból i smutek postaci przedstawionych na płótnach Zhanga moim zdaniem każe się zastanowić właśnie nad tym, w którym momencie państwo wkracza w nasze życie tak brutalnie, że zostajemy nieodwracalnie złamani jako jednostki. To, co powinno pozostać w cieniu naszego życia, zamiast tego kształtuje naszą psychikę.

Rewolucja kulturalna odcisnęła silne piętno na umyśle młodego wówczas chłopca, choć, jak sam mówi, nie od razu, gdyż na początku czuł się jak na wakacjach  (brak obowiązku szkolnego, bo lekcje przerwano, brak zakazów i nakazów, bo rodziców wysłano do obozu…).

Postacie na obrazach Zhanga mają na sobie uniformy charakterystyczne dla lat 60. Osadzenie obiektów w ścisłym politycznym kontekście nie przeszkadza jednak w wywiedzeniu z jego twórczości doświadczeń uniwersalnych. Być może właśnie dlatego obraz z serii Linia Krwi: Rodzina Numer 3 sprzedał się w 2014 roku w Hongkongu za ponad 12 milionów dolarów…

Zhang-Xiaogang-Bloodline-Big-Family-No.-3-1995.-Image-via-mutualart.com_

Część chińskiej prasy widzi w obrazach Zhang Xiaoganga i innych pracach z tego nurtu przede wszystkim koniunkturalizm, sposób na zaistnienie poprzez negatywne w stosunku do Komunistycznej Partii Chin polityczne aluzje, tak chętnie przyjmowane przez ludzi międzynarodowego rynku sztuki. Niektórzy stawiają artystę w szeregu innych twórców sceny światowej i twórców chińskiego nurtu popu politycznego, starając się udowodnić, że bez aluzji politycznych właściwie nie da się zaistnieć w sferze sztuki.

Mało tego, prestiżowa międzynarodowa wystawa sztuki to dziś „scena propagandy politycznej”.Jeśli na festiwalu Biennale w Wenecji nie zobaczysz w części chińskiej kilku portretów Mao, odczujesz jakiś rodzaj braku. Z drugiej strony, jeśli nie wiesz, gdzie wystawiają się chińscy artyści, szukaj wizerunku Mao, niepotrzebne są Ci drogowskazy, zjadliwie komentuje autor artykułu na jednym z portali kulturalnych. Przy tym zaznacza, że ci wszyscy artyści na co dzień wcale nie odnoszą się do polityki w swojej twórczości. Natomiast, gdy prezentują się na międzynarodowej wystawie, żonglują przede wszystkim takimi tematami, bo zwyczajnie im się to opłaca.

zhang10

Cóż, o ile chińska prasa może celowo dewaluować twórców, których sztuka jest obciążona politycznie, o tyle sam Zhang przyznaje, że pod koniec lat 90. był już zmęczony malowaniem na zamówienie kolejnych obrazów, przedstawiających chińskie rodziny w czasach głębokiego maoizmu. Temat został już tak bardzo wyeksploatowany, że dziś nie jest ani świeży, ani odważny.

zhang4

Opisując swoją drogę artystyczną, Zhang Xiaogang często wraca do wydarzeń z 4 czerwca 1989 roku, które wydają się być drugim punktem zwrotnym w jego rozwoju osobistym i malarskim. „Wystrzał”, jak określa Zhang wydarzenia, o których w chińskim internecie możemy przeczytać, że są mitem, wykreowanym przez media zagraniczne, był dla niego momentem zrozumienia, że jego sytuacja jako chińskiego artysty różni się bardzo od położenia twórców z innych państw. Po wydarzeniach czerwca 1989 roku przez dłuższy czas nie był w stanie malować. Był to również moment, w którym Zhang Xiaogang zadał sobie pytanie czym jest w istocie współczesna chińska sztuka. Bo na pewno, jak powiedział, nie były to ani filmy Zhang Yimou, ani popularne portrety mniejszości etnicznych, w których nie widział artystycznej prawdy.

zhang8

W pewnym momencie malarz zdał sobie sprawę, że konieczne jest odcięcie się od romantycznego stylu, że przez lata żył w wyidealizowanym, teoretycznym świecie, że w sztuce czas na nową jakość, a nawet destrukcję. Można powiedzieć, że rzeczywistość dała mu w twarz.

Zrozumiał też, że zanurzenie w sferze sztuki nie chroni go przed życiem. I, że jako Chińczyk powinien znaleźć taką drogę artystyczną, która będzie blisko związana z kulturą i historią Państwa Środka. Również tą bolesną. Nie widział w swojej twórczości przestrzeni na abstrakcjonizm.

zhang5

Zhang bywa postrzegany w prasie Państwa Środka jako chiński Andy Warhol, przez pryzmat komercyjnego sukcesu. W 2006 roku sprzedał swój pierwszy obraz za kwotę niemal miliona dolarów, przecierając tym samym szlak innym malarzom Państwa Środka. Jednak prawdziwie bajeczna passa znalazła swój punkt kulminacyjny w momencie licytacji wspomnianej Rodziny Numer 3. Jego twórczość stanowi w Chinach punkt odniesienia dla benchmarkingu chińskiego rynku sztuki. W latach 2008-2011 wartość transakcji w chińskim sektorze aukcyjnym sumarycznie wzrosła o 500 procent, wyprzedzając nawet USA. Obecnie rynek sztuki w Państwie Środka wszedł w dojrzałą fazę. Zakupy kolekcjonerów są bardziej wyważone i ostrożne. Zhang Xiaogang nie przejmuje się jednak szczególnie fluktuacją na rynku sztuki. Zajmuje się zgłębianiem tradycyjnego chińskiego malarstwa, szukaniem własnej drogi, rozwojem osobistym. Bardzo ubolewa nad faktem, że młodzi malarze są obecnie kształceni przede wszystkim w kierunku szybkiego sukcesu komercyjnego. Dawniej, jak mówi, sztuki uczono się z zamiłowania do niej. Dziś celem młodych chińskich twórców są pieniądze, co uniemożliwia im przejście naturalnej drogi rozwoju.

zhang9

Zhang Xiaogang jest w mojej ocenie nie tylko wybitnym artystą, ale też bardzo mądrym człowiekiem. Osiągnął światowy sukces, a o rzeczach trudnych i niewygodnych mówi ze swojej pracowni w Pekinie. Robi to jednak w taki sposób, który pozwala mu na funkcjonowanie w przestrzeni publicznej bardzo specyficznego państwa, jakim są Chiny.

zhang6

Od socrealistycznej pochwały Mao do klasycznego aktu kobiecego

靳尚宜Jin Shangyi, urodzony w 1934 r. w Jiaozuo, Henan, malarz realistyczny, „oficjalny artysta Chińskiej Republiki Ludowej”…

jin13

Gdyby nie podejmowana tematyka, obrazy Jin Shangyi mogłyby z powodzeniem dekorować ściany muzeum europejskiego, uchodząc za dzieła szkoły realistycznej lub neoklasycznej. Jest to malarstwo o spokojnej palecie i kompozycji, dążące do pokazania prawdy psychologicznej o przedstawianej postaci. Jak wspaniałą odmianą dla oka jest patrzenie na te obrazy, tak różne od typowej twórczości realizmu socjalistycznego. Aż trudno uwierzyć, że powstawały w tym samym czasie co ordynarne propagandowe plakaty. Patrząc na portret z 1967 roku przedstawiający Przewodniczącego Mao, widzę go jako człowieka, a nie rewolucyjną „figurę”.

jin2

Leitmotiv w twórczości Jin Shangyi, absolwenta Centralnej Akademii Sztuk Pięknych, to sceny historyczne, przemówienia partyjnych liderów, spokojne pejzaże. Twórczość Jin Shangyi była bez wątpienia narzędziem politycznym, jednak nie oceniajmy go tak szybko. Pamiętajmy, że jego zawodowy start był jeszcze trudniejszy niż twórców pokolenia urodzonego w latach 60. W czasie, gdy Jin Shangyi wchodził w dorosłość, jego życie koncentrowało się raczej na walce o fizyczne przetrwanie niż na poszukiwaniu własnej drogi artystycznej. Bycie protegowanym państwa oznaczało nie tylko możliwość malowania (bez tego nie miałby nawet dostępu do pigmentów). Była to po prostu szansa na zaspokojenie swoich podstawowych potrzeb życiowych.

Sięgnięcie po technikę starych europejskich mistrzów olejnego malarstwa było przydatne politycznie, ponieważ realizm przemawiał do odbiorcy naturalnie i wprost. Właśnie tego potrzebowała Komunistyczna Partia Chin. W latach 50. XX wieku brakowało jednak nie tylko płócien i farb (nie było importu). Takiego malarstwa nie było nawet od kogo się uczyć. Mistrzem Jina został radziecki artysta Konstantin Maximov, który w latach 1955-57 pracował w Pekinie jako nauczyciel realizmu socjalistycznego. Niemniej, jak wspomina Jin Shangyi, od Maximova nauczył się jedynie podstaw.

Zgłębienie europejskiej techniki było dla niego trudne nie tylko z powodu niskich kompetencji ówczesnych nauczycieli, lecz także z bardziej fundamentalnych przyczyn. Malarstwo mistrzów obrazu olejnego jest trójwymiarowe, natomiast chińskie zwoje jedwabne lub papierowe pokazują świat w dwóch wymiarach i w sposób linearny. Jin musiał więc porzucić znane mu schematy.

Po otwarciu Chin na świat pod koniec lat 70. XX wieku odwiedził wiele muzeów w Europie i Ameryce Północnej, gdzie oddał się zgłębianiu malarstwa olejnego od czasów renesansu. Dużo uwagi poświęcił światłocieniowi, technice polegającej na różnicowaniu natężenia światła i eksponowaniu jego kontrastów. Trudno znaleźć w jego malarstwie jakiekolwiek nawiązanie do tradycyjnych stylów Państwa Środka. Przeciwnie, artysta pozostał wierny malarstwu europejskiemu.

O ile fascynacja Dalekim Wschodem występowała w kulturze europejskiej od czasów starożytnych, a wpływ sztuki chińskiej na europejską był znaczący, o tyle zjawisko odwrotne miało o wiele mniejszy zasięg. Po raz pierwszy, gdy W XVIII wieku jezuiccy malarze przedstawili na dworze Qingów zachodnią perspektywę. Po raz drugi, gdy nieliczni chińscy artyści mieli okazję zapoznać się z założeniami modernizmu. Po raz trzeci, zaadaptowano w Chinach socrealizm. Po raz czwarty po otwarciu Chin w latach 70, gdy artyści chińscy poznali sztukę i fotografię współczesną. Jin wkraczał więc na zupełnie nowe, nieznane wcześniej terytorium. Chociaż w Europie realizm był już dawno passe, w Chinach Jin był prawdziwym pionierem. A o tym, że jest kimś więcej niż oficjalnym twórcą KPCh, najlepiej moim zdaniem świadczy to, co zrobił później.

jin6

Jin Shangyi zaczął malować akty kobiece, które dziś w chińskiej sztuce są całkowicie akceptowalne. Gdyby malował je w czasach rewolucji kulturalnej, mógłby za to zapłacić bardzo słono, bo z propagującymi „burżuazyjny indywidualizm” nie obchodzono się delikatnie.

Czekanie na bardziej liberalne czasy opłaciło się artyście. W jego aktach i portretach widać doskonały warsztat, rzeczywiste, uważnie obserwowane detale, widać długie lata spędzone na poznawaniu akademickiego malarstwa europejskiego,wreszcie widać złożoność psychologiczną postaci.

jin4

Obraz Jin Shangyi „Tadżycka Panna Młoda” z 1983 roku sprzedał się w 2013 roku    za prawie 14 milionów dolarów, czyli za jeszcze wyższą kwotę niż „Rodzina Numer 3” Zhang Xiaoganga. 

jin7           

Moim zdaniem, poprzez przyjęty i konsekwentnie stosowany styl, postacie przedstawione na płótnach Jina wydają się europejskiemu odbiorcy bardzo bliskie. Zupełnie tak, jakby Polski i Chin nie dzieliło 7000 kilometrów… Na przykładzie jego twórczości widać również, że naprawdę dobra sztuka broni się nawet wtedy, gdy firmuje reżim totalitarny. Pojawia się też refleksja o tym, jak niejednoznaczna jest historia. Bardzo łatwo potępić „politycznego” malarza, a trochę trudniej – artystę, który wprowadził do sztuki chińskiej nową jakość i sam osiągnął mistrzostwo. A przede wszystkim – tworzył sztukę, niosącą uniwersalną prawdę, która tak pięknie wymyka się ideologiom politycznym.

jin14

jin15

Na krawędzi abstrakcji

Zao Wou Ki (pinyin Zhao Wuji, 赵无极), ur. w 1920 roku w Pekinie, zmarł w 2013 w Szwajcarii.

“K: — Najczęstszy zarzut: „tak każdy potrafi malować, nawet moja 5-letnia córeczka”.

BR: — Możliwe. Tylko, że jakoś nie wszyscy to robią. Właśnie tych, którzy się do tego zabrali i malują obrazy, nazywamy malarzami.”

Marian Eile, Rozmowa o malarstwie abstrakcyjnym, Przekrój 1957 (662-664/1957)

zao3

Zarówno życiorys, jak i twórczość zmarłego w 2013 roku artysty to prawdziwy znak czasów. W wieku 28 lat przeniósł się do Francji, gdzie jest chyba najbardziej znany. Wstąpiłam ostatnio do grupy na Facebooku, skupiającej admiratorów jego twórczości i dominującym językiem używanym w niej jest francuski. Inspirował się malarstwem abstrakcjonistów, ekspresjonistów i impresjonistów, ale w późniejszej twórczości chętnie nawiązywał do spuścizny Państwa Środka. Na jego ogromnych płótnach wpływy europejskie i chińskie przeplatają się w tak zaskakujący sposób, że nic dziwnego, iż nie zaklasyfikowano go jednoznacznie do żadnego istniejącego nurtu.

Styl nie musi jednak być definiowalny aby budzić zachwyt i.. sprzedawać się drogo. W 2017 roku jeden z obrazów Zao Wou Ki osiągnął na aukcji w Hongkongu cenę prawie 26 milionów dolarów.

Podczas gdy Jin Shangyi wprowadzał w Chinach koncepcje tradycyjnego malarstwa olejnego, Zao Wou Ki był pochłonięty zupełnie innymi ideami. Interesował go modernizm, impresjonizm i ekspresjonizm, a po przeprowadzce do Paryża jego twórczość zwróciła się ku abstrakcjonizmowi. Jednocześnie inspirowała go najwcześniejsza forma chińskiego pisma, napisy na kościach wróżebnych z czasów dynastii Shang. W czerpaniu z nich widział  sposób na zbliżenie się do prostych form w swojej esencji.

zao6

W roku 1957 po raz pierwszy odwiedził Nowy Jork. Abstrakcyjna sztuka, z którą się tam zapoznał, znalazła w jego pracach odzwierciedlenie w postaci większych płócien i odważniejszych form.

Jego relacja z tradycyjną sztuką chińską była skomplikowana. W początkowym okresie całkowicie odrzucił kaligrafię i guohua. W latach 70. powrócił do techniki pędzla i atramentu i zaczął nawiązywać w swoich obrazach do malarstwa Państwa Środka. Powiedział: „Chociaż wpływ Paryża na mój artystyczny rozwój jest bezdyskusyjny, chciałbym także powiedzieć, że stopniowo odkrywam Chiny na nowo.” Dodał również: „Być może paradoksalnie to Paryżowi zawdzięczam swój powrót do najgłębszych korzeni”.

Obrazy Zao Wou Ki, nawet te z najpóźniejszego okresu, emanują młodzieńczą energią. Moim zdaniem jego twórczość jest po prostu niesamowita. Z jednej strony płótna artysty mogłyby uchodzić za przykład zachodniego abstrakcjonizmu, z drugiej strony na wielu z nich widać nawiązania do chińskiego pejzażu, jak również coś na kształt pociągnięć pędzla mistrza kaligrafii. Mimo obejrzenia setek obrazów abstrakcyjnych (i „uodpornienia” na ten styl), prace Zao Wou Ki zachwycają mnie niezmiennie. Nawet te najwcześniejsze do dzisiaj są świeże, oryginalne, intrygujące i uniwersalne. W dodatku dają nam to, co dzisiejszemu światu jest tak bardzo potrzebne – łączą kultury z poszanowaniem dla ich odrębności.

60 metrów pejzażu, czyli jak dogonić Leonarda da Vinci

催如琢Cui Ruzhuo, urodzony w 1944 roku w Pekinie, chiński malarz tradycyjny, „drugi oficjalny artysta Chińskiej Republiki Ludowej”.

 cui6

Współczesnych artystów – kontynuatorów wielkiej spuścizny tradycyjnego chińskiego malarstwa jest wielu. Naprawdę wielu. Ale tylko jeden z nich za swojego życia sprzedał obraz za ponad 30 milionów dolarów. Miało to miejsce w Hongkongu w 2015 roku. Obraz o którym mowa to Śnieżny Krajobraz (zwany też Górami w Śniegu), a malarz to właśnie Cui Ruzhuo.

4-Cui-Ruzhuo-kGsB--835x437@IlSole24Ore-Web

Fakt ten obrazuje obecną tendencję chińskiego rynku sztuki: po okresie fascynacji malarstwem nowoczesnym, kolekcjonerzy chcą chińskiej sztuki tradycyjnej. I to za nią zapłacą najwięcej.

cui5

Cui Ruzhuo jest niewątpliwie bardzo utalentowanym artystą o znakomitym warsztacie. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że jego spektakularny sukces jest po części zasługą ścisłej współpracy z KPCh. Słuchając jego wypowiedzi, można by pomylić go z urzędnikiem partyjnym.

„Prezydent mojego kraju ma koncepcję Chińskiego Snu, który opiera się na chińskiej sztuce”, „Chiny to wschodzący naród, jestem pewien, że wkrótce chińską sztukę będzie można zobaczyć wszędzie”, mówi. Jego malarstwo można było podziwiać w pekińskim Muzeum Pałacowym, któremu zresztą przekazał 15 milionów dolarów darowizny.

cui3

Trzeba przyznać, że artyście nie brakuje pewności siebie. Wprost mówi o swoim celu, którym jest dogonienie do 80 roku życia zachodnich malarzy. Pod jakim względem? Pod względem cen obrazów! Podkreśla przy tym, że jest to nie tylko jego cel indywidualny, lecz całych Chin. 

Państwo Środka nie może przecież pod żadnym względem zostawać w tyle. A tymczasem… najdroższym obrazem świata jest obecnie, warte ponad 450 milionów dolarów, dzieło Leonarda da Vinci „Salvator Mundi”. Żadnego chińskiego obrazu nie ma w dziesiątce rankingu najdroższych dzieł. Jak dotąd, najdroższe chińskie dzieło (właściwie zestaw obrazów z 1925 roku) autorstwa Qi Baishi sprzedało się za „jedyne” 145 miliionów dolarów (aukcja w grudniu 2017 roku). Cui Ruzhuo ma więc co robić, ale do osiemdziesiątki zostało mu jeszcze kilka lat, więc bądźmy dobrej myśli. ?

Z najdroższym obrazem namalowanym przez chińskiego żyjącego artystę wiąże się niezwykła historia. W 2014 roku, po aukcji w Hongkongu obraz Śnieżny Krajobraz zaginął. Na szczęście wkrótce potem się odnalazł…. w śmietniku! Okazało się, że został tam omyłkowo wrzucony przez personel sprzątający. Nie jestem pewna, czym dla pracownika według prawa Specjalnego Regionu Administracyjnego Hongkong kończy się wyrzucenie 30 milionów USD do kosza… OK, wtedy był jeszcze trochę tańszy. Sprzedano go wówczas za niecałe 24 mln “amerykańskich yuanów” (różne media, w tym polskie, błędnie podały, że za 3,7 mln). Tak czy inaczej, nie chciałabym być w skórze tych roztargnionych (albo nadgorliwych?) osób sprzątających.

Cui znany jest z zastosowania techniki „palca i tuszu”. Krótko mówiąc, dużo maluje palcem. Jak sam mówi, bardzo trudno być innowacyjnym w tradycyjnym malarstwie chińskim, gdyż przez wieki właściwie wszystko zostało już wypróbowane. Malowanie palcem jest swego rodzaju przepustką do oryginalności.

cui7

Technika „palca i tuszu” ma swoją długą historię. Po raz pierwszy została użyta w okresie dynastii Tang (618-907 r.). Cui przeniósł ją jednak na nowy poziom poprzez zastosowanie jej do malowania elementów pejzażu, a nawet kaligrafii.

kaligrafia

Jak na tradycyjne chińskie malarstwo przystało, obrazy Cui Ruzhuo można  oglądać niczym film. Ciągną się metrami, więc wyjątkowo trudno podziwiać je na ekranie komputera lub telefonu. Na przykład dzieło „Czerwone klony i biały śnieg” ma prawie 60 metrów, co czyni je najdłuższym tego rodzaju obrazem na świecie.

Mam wrażenie, że ten rozmach, zarówno gabarytowy, jak finansowy, idealnie wpisuje się w cele KPCh. Chińskie malarstwo tradycyjne jest też dla władzy bezpieczne, bo trudno w nim o prowokację.

„Artysta jest dumnym chińskim obywatelem, który zachował, rozwijał i wprowadził dziedzictwo artystyczne swojego kraju w XXI wiek”, pisze o twórczości Cui China Daily. Z pewnością wielu Polakom trudno czytać takie rzeczy bez oczywistych skojarzeń. Chiny są jednak takie, jakie są. Napijmy się więc zielonej herbaty i nacieszmy oczy pięknymi obrazami Cui Ruzhuo.

 cui10

Od prowokacji do subtelnego pejzażu

Wei Dong, urodzony w 1968 roku w Chifeng, Mongolii Wewnętrznej, malarz symbolistyczny.

Większość  współczesnych artystów sinosfery wybiera pomiędzy chińskim malarstwem tradycyjnym a zachodnim malarstwem olejnym lub akrylowym.

Właściwie można powiedzieć, że twórcy pracujący z użyciem symbolu, zbliżający się do surrealizmu czy prowokacji, tusz i papier zostawiają artystom zachowawczym. Automatycznym wyborem jest dla nich raczej europejskie płótno bawełniane lub lniane. Zdecydowanie inaczej sprawa ma się z Wei Dongiem, który na tle tradycyjnego chińskiego pejzażu umieszcza postacie w sposób niezwykle awangardowy.

weidong3

Przełamuje konwencje, miesza kultury. Czerpie z krajobrazów z dynastii Ming i Qing, ale także z europejskiego malarstwa sakralnego. Patrzy na nie jednak w oderwaniu od mitu, na jakim wyrosło. Przez te zabiegi jego twórczość może być niepokojąca dla europejskiego odbiorcy. Kojarzy się z dziwnym snem, w którym własna mama nagle nie pamięta kim jesteś i staje się obcą osobą. Wei Dong bierze bowiem z europejskiego malarstwa jedynie formę, pozbawiając go dawnej treści i wypełniając własną. Jaką? Wei Dong powiedział, że poprzez pokazanie prymitywnych instynktów próbuje dać ujście swoim lękom i melancholii.

Bardzo ważną rolę w jego twórczości pełnią postacie kobiece. Chińska sztuka, jak zresztą każda, odzwierciedla lub przynajmniej sygnalizuje obowiązujący układ społeczny. Pejzaże malowane były przez mężczyzn, przeznaczone były dla mężczyzn i mężczyzn również przedstawiały. Na zwojach przewrotnego malarza dominują natomiast kobiety, a mężczyźni umieszczeni są najczęściej na drugim planie. Postacie nie współgrają z tłem – proporcje są całkowicie zaburzone. W ten sposób malarz oddziela to, co realne od tego, co wyobrażone. Idylliczny chiński krajobraz kontrastuje z postaciami namalowanymi w stylu realizmu socjalistycznego, którego Wei Dong uczył się w latach 80. Brutalna i brzydka rzeczywistość znajduje się w opozycji do pięknego, harmonijnego świata, który jest tylko wyobrażeniem. Tak malował Wei Dong na początku swojej kariery.

weidong4

O ile wielu nowoczesnych artystów sinosfery w sposób prowokacyjny łączy elementy europejskie z chińskimi, o tyle żaden nie zostawia tyle miejsca tradycyjnemu malarstwu chińskiemu.

Zauważam też na jego przykładzie jedną, bardzo interesującą prawidłowość: malarze (i ludzie w ogóle) z wiekiem coraz chętniej powracają do korzeni. Oczywiście, każdy w innym sensie. Zao Wou Ki zaczął czerpać z chińskiej metody malowania pędzlem, Wei Dong coraz chętniej maluje w sposób klasyczny. Zresztą, po latach spędzonych w Nowym Jorku przeniósł się do Pekinu.

Jego obecnym pracom daleko do „krzyczącego”, erotycznego symbolizmu z wczesnego okresu twórczości. Jedynym awangardowym elementem klasycznego pejzażu są na jego ostatnich pracach postacie, które bywają czasem ubrane w zachodnim stylu.

weidong5

Wei mówi, że ten powrót do tradycyjnych pejzaży jest rodzajem hołdu dla ojca, który wprawdzie nie dał mu zbyt wiele w sensie materialnym, ale za to obdarzył go czymś równie cennym: „wolnym duchem”. Był on jednak zwolennikiem malarstwa guohua i zwykł prosić syna o zaprzestanie malowania dziwnych awangardowych postaci na tle chińskiego krajobrazu. Artysta zdaje się spełniać to życzenie teraz, gdy ojca nie ma już wśród żyjących. A może tak naprawdę robi to dla siebie…

Wei ubolewa nad faktem, że wielu młodych chińskich artystów nie potrafi malować tuszem, ani kaligrafować. Czytając takie opinie, na myśl przychodzi mi chengyu „落叶归根”, dosłownie „spadające liście wracają do korzeni”, w wolnym tłumaczeniu „czym skorupka za młodu nasiąknie…”

Wei Dong przyznaje, że nie używa już prowokacji, ponieważ nie potrzebuje obecnie atencji tak bardzo jak w młodym wieku. Chce cicho i subtelnie opowiadać swoją historię.

weidong7

Kolory europejskich impresjonistów na chińskich obrazach malowanych tuszem

陈佩秋 Chen Peiqiu, urodzona w 1922 roku w Nanyang, Henan, chińska malarka tradycyjna.

chenpeiqiu

Świat chińskiej sztuki jest zdominowany przez mężczyzn. Na prestiżowej Liście Sztuki Hurun, skupiającej 100 żyjących artystów chińskich o najwyższym obrocie sprzedaży, znajdują się zaledwie 3 kobiety. Najwyżej zaś spośród tych kobiet, na miejscu szesnastym, plasuje się właśnie Chen Peiqiu z wynikiem 7,9 milionów dolarów za rok 2016 (raport za rok 2017 nie został jeszcze opublikowany).

Samorząd Szanghaju otworzył w Nanhui New City muzeum dedykowane 96-letniej dziś artystce i jej nieżyjącemu już mężowi, malarzowi Xie Zhiliu.

Chen Peiqiu podczas drugiej wojny chińsko-japońskiej schroniła się wraz z rodziną w Kunmingu, w Prowincji Yunnan. Jej życie mogło potoczyć się zupełnie inaczej gdyby udało się jej zrealizować pierwotny plan o studiach inżynierskich, w jej opinii idealnych, bo bardzo użytecznych dla społeczeństwa. Rodzina Chen miała jednak zupełnie inne wyobrażenia o przyszłości córki i próbowała nakłonić ją do pójścia na ekonomię. W rezultacie Chen nie poszła na żadne studia, co ostatecznie wyszło jej jednak na dobre.

W czasie szalejącej II wojny światowej zaczęła uczyć się malarstwa. Studia na Akademii Sztuk Pięknych ukończyła w 1950 roku. Jak wielu przed nią artystów parających się tradycyjnym malarstwem chińskim, Chen Peiqu przez lata zajmowała się doskonaleniem warsztatu i kopiowaniem dzieł wielkich mistrzów, w szczególności motywów ptaków i kwiatów z dynastii Yuan i Song (690-1279 r.), której spuściznę ceniła szczególnie.

„Zajęło mi cztery lata żeby malować jak Rafael, ale całe życie żeby malować jak dziecko”, powiedziała.

Oczywiście żartuję. Powiedział to Picasso.  Myślę, że trudno powiedzieć coś bardziej niechińskiego niż to zdanie! Nie tylko w malarstwie Państwa Środka widać niesamowite dążenie do 功夫 gongfu, perfekcji. To nieskończone i niemożliwe do skończenia szlifowanie warsztatu widzę u Chińczyków w absolutnie każdej dziedzinie, od aerobiku, przez parzenie herbaty, planowanie produkcji, po bieg na 100 metrów w ramach konkursu sportowego pracowników korporacji.

Nic dziwnego, że tam, gdzie spotyka się pięciu ekspertów do spraw tradycyjnego malarstwa chińskiego, opinii na temat autentyczności obrazu będzie siedem. Chińscy adepci malarstwa przez wieki uczyli się umiejętności poprzez kopiowanie. Na chińskim rynku sztuki, o wiele częściej niż na zachodnim, można spotkać się więc z problemem wątpliwości co do autentyczności dzieła. Jeśli kopia została namalowana w tej samej epoce co oryginał, to z łatwością może być ona z nim pomylona. Trudno tu też oskarżać malarza o plagiat, skoro jego zadaniem było właśnie wykonanie jak najwierniejszej kopii.

Nigdy nie zajmowałam się tym tematem, ale myślę, że słabe przywiązanie do własności intelektualnej w Chinach ma bardzo głębokie korzenie i wiąże się ze słynnym kolektywizmem. Skoro ja, jako jednostka, mam być przede wszystkim pożyteczną częścią zbiorowości, a moją pracą udoskonalać tę zbiorowość, to jaką wartość mają moje indywidualne osiągnięcia i po co w ogóle je chronić?

chenpeiqiu4

Wracając do Chen Peiqiu… Jak przystało na porządną chińską malarkę, dopiero po dziesiątkach lat doświadczeń rozwinęła swój własny styl z charakterystycznym kolorem oraz światłocieniem przywodzącym na myśl szkołę europejskiego impresjonizmu, którym zresztą się interesuje i inspiruje. Najbardziej znana jest ze swoich niebieskich i zielonych krajobrazów.

chenpeiqiu9

Uważam, że impresjonizm z jego odrzuceniem dziedzictwa romantyzmu, patosu czy tematyki społecznej i skupieniem się na pejzażu, wspaniale współgra z tradycyjnym malarstwem chińskim. Moim zdaniem na przykładzie obrazów Chen Peiqiu widać również, że w harmonii z tym stylem pozostaje technika malowania tuszem.

Chen Peiqiu, jak wielu uznanych malarzy klasycznych, rozwinęła też swój własny styl kaligrafii. Według tradycji piękne, harmonijne znaki wyjdą tylko spod pędzla ułożonego wewnętrznie, spokojnego człowieka (polecam poczytać o chińskiej kaligrafii oraz „Przedmowie do rękopisu z Altany Orchidei” Wang Xizhi z 353 r., uznanej za jej najwybitniejsze dzieło). Chen Peiqiu musi właśnie taka być. Nie tylko dlatego, że kreślone przez nią znaki są harmonijne. Ktoś, kto przeżył prawie stulecie malując, po prostu nie może być inny!

 chenpeiqiu6

Refleksja nad czasem i przestrzenią na obrazach Zhong Biao

钟飙Zhong Biao, urodzony w 1968 roku w Chongqing, malarz symbolistyczny.

 zhongbiao

Zhong Biao łączy malarstwo figuratywne z abstrakcyjnym. Jego celem jest użycie obrazu w celu zakwestionowania ograniczeń przestrzeni i czasu, które kadrują naszą rzeczywistość.

„Aby sztuka była wielka, musi posiadać trzy przymioty: precyzję, realizm i wolność”, powiedział. Artysta jest znany z łączenia bardzo skrajnych motywów. Te skrajności dotyczą w dużej mierze fuzji elementów z różnych epok. O ile Wei Dong również łączy epoki i style, o tyle Zhong Biao precyzyjnie wyjaśnia, dlaczego to robi.

zhongbiao2

Bardzo dużą część jego uwagi zaprząta kwestia wielowymiarowości czasu. Według artysty czas postrzegamy w sposób ciągły tylko dlatego, że w nim jesteśmy. Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość – czym są dla niego te pojęcia?

Według Zhong Biao w czasie nie ma teraźniejszości. Jest ona w nas. W świecie zewnętrznym istnieje natomiast wyłącznie przeszłość i przyszłość. W nas samych jest tylko wieczna teraźniejszość. Jeśli spojrzymy na czas jak na przekrojony na pół tort i założymy, że jedna połowa tego tortu to przeszłość, a druga to przyszłość, wówczas nie ma w torcie teraźniejszości. Teraźniejszość leży w nożu, który ciasto przekroił, w ręce, która ten nóż trzymała. „Nikt nie może żyć w przeszłości i nikt nie może pozycjonować siebie w przyszłości”. Jedyną sceną życia jest teraźniejszość, a istota przeszłości i przyszłości leży w ożywieniu chwili obecnej.

Jeszcze ciekawsza jest u Zhong Biao koncepcja przyszłości. „Światłu słonecznemu dotarcie do kuli ziemskiej zajmuje 8 minut i 19 sekund. Dlatego słońce, które widzimy jest słońcem sprzed 8 minut i 19 sekund. Analogicznie, księżyc który widzimy jest księżycem sprzed 1,28 minuty. Coś, co widzimy w odległości 1 kilometra jest w rzeczywistości istnieniem sprzed 3,34 mikrosekund. Bez względu na to jak blisko przedmiotu jesteśmy, to co widzimy jest bytem z przeszłości. Nikt nigdy nie może zobaczyć istnienia przedmiotu w danym momencie.”

zhongbiao4

Wynikającą logicznie z tej obserwacji konkluzją malarza – filozofa, która kształtuje jego twórczość, jest to, co mówi dalej: „Cała przeszłość, która się wydarzyła, nigdy nie znika, lecz jest przekazana w dalsze miejsca. Gdzie jest więc przyszłość? Być może przyszłość wydarzyła się już.My po prostu nie możemy jej zobaczyć z obecnej perspektywy.”„Chociaż nie możemy zobaczyć więcej, przyszłość już istnieje i czeka na nas. Moim zdaniem przeszłość, teraźniejszość i przyszłość są jednością, która już istnieje. My weszliśmy tylko we fragment tej jedności i wszystko już było, ale ukazuje się nam tylko wtedy gdy to mijamy.”

Niektórzy chcą patrzeć na obrazy Zhong Biao jak na portret szybkiej ewolucji chińskiego państwa i społeczeństwa od skrajnego izolacjonizmu do chaotycznej nowoczesności.

O ile obiekty na jego obrazach są mocno zakotwiczone w chińskiej rzeczywistości, o tyle twórczość artysty niesie o wiele bardziej uniwersalne przesłanie. A właściwie pytanie. O ludzkość, czasoprzestrzeń, kosmos. Zhong Biao – filozof wśród malarzy, malarz wśród filozofów.

zhongbiao7

Świat kaligrafii i pięknych kobiet w pastelach

何家英  He Jiaying, urodzony w 1957 roku w Tianjin, malarz figuratywny.

He Jiaying to artysta łączący w sposób bardzo subtelny estetykę tradycyjnego malarstwa chińskiego z wpływami sztuki europejskiej. Chińskim tuszem maluje na papierze współczesne przedmioty i postacie. Na innych jego pracach można też znaleźć piękną kaligrafię i pejzaże, motyw uważany w Chinach za najszlachetniejszy.

he jiaying8

He Jiaying stosuje zarówno realistyczną, kolorową metodę Gongbi, jak i spontaniczną, bliską kaligrafii metodę Xieyi, w których jest najwyższej klasy specjalistą. Choć kolorystyka jego obrazów przywodzi na myśl Daleki Wschód, to w sposobie przedstawiania jest bardzo europejski. Prace He są zdominowane przez postacie kobiece. Ciała kobiet z jego obrazów są zwykle jaśniejsze od otoczenia, czasem wyglądają jakby były wręcz wykonane z alabastru. Nawet te jego prace, na których nie ma nagości, prawie zawsze przedstawiają kobiety.

Można przy okazji zwrócić uwagę na kanony kobiecego piękna w chińskiej kulturze. Modelki mają często podłużne nosy, uważane za atrakcyjne. Nie wspominając o skórze, która na obrazach He Jiayinga jest zdecydowanie bielsza niż u przeciętnej Chinki.

he jiaying6

he jiaying2

he jiaying7

Sceneria i atmosfera jego twórczości przywodzi na myśl barokową albo romantyczną sielankę. To nie jest malarstwo prowokacyjne. Postacie są zrelaksowane i spokojne, odpoczywają w ogrodzie, po grze na skrzypcach, zbierają winogrona lub jesienne liście na bukiet, relaksują się po zajęciach baletu (a może występie?).

he jiaying12

Moim zdaniem twórczość He Jiayinga jest dowodem na to, że artysta nie musi wcale prowokować aby jego prace zachwycały. Znakomity warsztat zarówno w zakresie malarstwa chińskiego jak i europejskiego, specyficzny dobór barw i magiczna subtelność postaci – to wszystko sprawia, że jego sztuka zapada w pamięć mimo braku jakichkolwiek elementów awangardy. Nie szokuje, ale jest niezwykle oryginalna. Nie eksploduje kolorami, ale zachwyca. He Jiaying jest artystą wielkiego formatu.

he jiaying4

Więcej niż polityczny pop

许德奇 Xu De Qi, artysta urodzony w 1964 r. w Jinan, Szandong,  malarz psychodelicznego surrealizmu.

xudeqi

W latach 80. w Chinach rozwinął się nurt zwany politycznym popem, który bezpośrednio nawiązywał do amerykańskiego popartu. Polegał na zestawianiu postaci z typowych propagandowych plakatów z symbolami powojennego zachodniego konsumpcjonizmu. Styl był odpowiedzią na dynamiczne zmiany społeczno-ekonomiczne w Chinach, był też próbą rozliczenia się z rewolucją kulturalną. Eksponował konflikt pomiędzy polityczną przeszłością a komercyjną teraźniejszością.Najważniejszym przedstawicielem tej szkoły jest Wang Guangyi. Malarze politycznego popu byli mocno krytykowani za stosowanie prostej strategii łączenia imitacji propagandy z komercją. W ich pracach widziano także chęć zaspokojenia popytu zachodniego rynku sztuki poprzez używanie stereotypów.

Chociaż Xu De Qi ewidentnie czerpie z tradycji politycznego popu, to jednak nie zatrzymuje się na niej. Po pierwsze, ma o wiele lepszy warsztat. Po drugie, tematycznie wychodzi daleko poza polityczny pop. Sam opisuje swoją pracę jako połączenie surrealizmu i psychodelii.

xudeqi2

Rzeczywiście, patrząc na jego prace można poczuć się jak po zażyciu substancji psychoaktywnych. Kolory na jego obrazach są niespokojne, krzykliwe, wręcz „wściekłe”. Można na nich zobaczyć postacie znane z kultury masowej i polityki światowej w bardzo nietypowych odsłonach. W okularach przeciwsłonecznych Mao odbijają się najdziwniejsze obrazy, innym razem jest przedstawiony jako Salvador Dali. W okularach przeciwsłonecznych Barracka Obamy odbija się za to sam Wielki Sternik. Czy Xu De Qi próbował w ten sposób powiedzieć coś o byłym amerykańskim prezydencie? Raczej nie, gdyż na innym obrazie mamy sytuację dokładnie odwrotną.

xudeqi11

Marylin Monroe, prawie jak z  obrazu Andy Warhola, jest umieszczona na tle Zakazanego Miasta. Jak większość postaci u Xu Deqi, znanych czy nie, Marylin też ma na sobie okulary.

Właściwie można powiedzieć, że jest to malarz okularów i rybek, ponieważ te dwa motywy pojawiają się na większości jego obrazów (a przynajmniej jeden z nich).

Dlaczego artysta ma taką obsesję na punkcie ryb? Na szczęście sam przychodzi z odpowiedzią. Na jego stronie internetowej znajduje się artykuł pt. „Ryby”, opisujący motyw ryb w kulturze i sztuce chińskiej na przestrzeni wieków.

Jak możemy w nim przeczytać, już znalezione na wschód od Xi’an misy, będące pozostałością po kulturze neolitycznej Yangshao (5000-3000 r. p. n. e.), były zdobione motywami ryb. Są różne teorie na temat przyczyn nawiązywania do ryb w tak prymitywnej kulturze. Jedni twierdzą, że ryby były przedmiotem kultu, inni, że oznaczały pochwałę reprodukcji, jeszcze inni, że motyw ten wywodzi się ze świętowania żniw.

Xu De Qi widzi jednak przyczynę gdzie indziej. Uważa, że ludzie, poprzez umieszczanie rybiego symbolu, oddawali cześć tym zwierzętom w zamian za zaspokojenie podstawowych instynktów przetrwania. Najzwyczajniej dziękowali im za wypełnienie żołądków.

xudeqi10

Ryba jest też inną formą smoka, tak ważnego stworzenia w chińskiej mitologii. Smok, tak jak ryba, posiada łuski. W języku chińskim znaki ryba i smok były od stuleci łączone, na przykład w wierszu z dynastii Tang (618-907 r.): „鱼龙潜跃水成文” , „ryby i smoki mogą nurkować głęboko, lecz nie mogą podpłynąć do Ciebie, a jedynie wzbudzić fale” – aluzja do zakochanych, którzy nie mogą spotkać się osobiście.

Współcześnie znaki 鱼ryba i 龙smok łączą się w słowo ichtiozaur („rybo-smok”).

ichtiozaur

Według Xu De Qi, związek człowieka i ryb ukazał po raz pierwszy relację pomiędzy „jedzeniem” i „zjadaczem”. Jednakże, patrząc na jego dość erotyczne obrazy, motyw ryb przypomina mi o innej symbolice, o której możemy przeczytać w drugiej części artykułu. Ryby oznaczają w chińskiej kulturze nie tylko szczęście i pomyślność, ale również miłość i seks.

W wierszu 江南”Jiangnan: o rybie bawiącej się między liśćmi lotusa na wschodzie, zachodzie, południu i północy (鱼戏莲叶东,鱼戏莲叶西,鱼戏莲叶南,鱼戏莲叶北”), chodzi tak naprawdę o coś więcej niż podziw dla flory i fauny.

Ryba zaczęła stopniowo w chińskiej kulturze reprezentować kobietę, a lotus – miłość. Wiersz jest pochwałą miłosnych igraszek oraz męsko-damskiego szczęścia i słodyczy.

Współcześnie, przy okazji zawarcia małżeństwa używa się w Chinach zdania: 鱼水千年合, „połączenie ryby i wody na tysiąc lat”. Także, dziewczyny: jesteśmy rybami. Takimi, które głos mają. Chociaż mam akurat wrażenie, że „rybie milczenie” całkiem nieźle wpisuje się w sytuację kobiety w tradycji chińskiej.

xudeqi1

Gwiaździsta Noc Van Gogha nad Pekinem

weilin

韦琳 Wei Lin. Z prac malarki przebija wielka tęsknota za latem i morzem. Główna tematyka jej obrazów skupia się wokół wody, czasami przedstawionej wprost, czasami na granicy abstrakcji.

Drugim kierunkiem widocznym w jej twórczości jest eksperymentowanie z motywami zaczerpniętymi z różnych kultur i zestawianie ich. Widać to na przykładzie obrazu „Gwiaździsta noc nad Zakazanym Miastem”, aluzji do słynnego płótna Van Gogha. Artystka przed 80. rokiem życia zamierza sprzedać swój obraz za kwotę co najmniej 150 milionów dolarów. No dobra, żartuję. Nabrał się ktoś? ? To są moje osobiste próby malarskie. Ale jeśli Wam się choć trochę podobają, zapraszam na moje konto na Instagramie, gdzie ostatnio prezentuję swoje prace: https://www.instagram.com/w_domu_smoka. Więcej o chińskiej sztuce współczesnej znajdziecie na mojej twarzoksiążkowej (FB :)) stronie W DOMU SMOKA.

再见!

Obrazy zamieszczone w tym artykule są chronione prawami autorskimi i zostały tutaj użyte wyłącznie w celach edukacyjnych lub poddania krytycznej recenzji.

Źródła:

http://news.99ys.com/news/2016/1019/27_206330_1.shtml

http://cul.qq.com/a/20150522/019027.htm

https://baike.baidu.com/item/%E5%BC%A0%E6%99%93%E5%88%9A/10216444

http://www.shengshidanqing.com/Blogs/Picture.aspx?89

http://www.pujunart.com/Products/jsytjkxn.html

http://jsl641124.blog.163.com/blog/static/177025143201321034129643/

http://cuiruzhuo.artron.net/

https://zhidao.baidu.com/question/24767.html

http://www.xudeqi.com/articles/ShowArticle.asp?ArticleID=135

https://zhidao.baidu.com/question/432626231914502084.html

https://zhidao.baidu.com/question/24767.html

http://blog.sina.com.cn/s/blog_69436edc0101bcil.html

https://zhidao.baidu.com/question/481574320.html

https://www.youtube.com/watch?v=5VLOmr0GD-E

http://www.mzdbl.cn/huaji/12/index.html

http://www.alaintruong.com/archives/2013/03/02/26548559.html

https://zhongbiao.artron.net/market

https://www.youtube.com/watch?v=zeWht7iESeo

https://www.youtube.com/watch?v=9AQIFA_D2VE

http://www.cn.artnet.com/en/assets/pdfs/global_chinese_art_auction_market_report_2016_en.pdf

https://news.artnet.com/market/chinese-art-market-rebounds-to-85-billion-in-2013-83531

http://msutherland.com/exhibitions/guo-hua-defining-contemporary-chinese-painting-2017/

http://www.academia.edu/2016914/Chinese_Thought_And_Its_Relationship_to_Portraiture_a_comparative_overview

https://hifructose.com/2016/02/18/zhong-biaos-surrealistic-paintings-contemplate-the-passage-of-time/

https://wcma.williams.edu/collection/modern-contemporary-chinese-art/

https://news.artnet.com/market/who-are-the-top10-most-expensive-living-chinese-artists-at-auction-240285

https://www.christies.com/features/Zhang-Xiaogang-5720-1.aspx

http://www.scmp.com/lifestyle/arts-entertainment/article/1913433/contemporary-chinese-art-challenging-cliches-and

http://www.scmp.com/news/china/article/1413901/artist-zhang-xiaogang-cultural-revolution-and-how-chinese-artists-are

https://www.christies.com/Features/Collecting-guide-The-prints-of-Zao-Wou-Ki-8904-1.aspx

http://www.saatchigallery.com/schools/Education%20Pack%20-%20The%20Revolution%20Continues.pdf

https://news.artnet.com/market/2016-chinese-art-market-report-1050767

https://www.forbes.com/sites/hengshao/2012/08/30/four-tips-on-how-to-approach-chinas-art-boom/#1d07c6324a60

https://www.artprice.com/artprice-reports/the-art-market-in-2017/characteristics-of-the-chinese-art-market-in-2017-art-market-monitor-of-artron-amma

https://www.widewalls.ch/artist/jin-shangyi/

http://www.chinadaily.com.cn/culture/art/2016-12/29/content_27802189.htm

http://www.christies.com/features/Zao-Wou-Ki-8534-3.aspx

http://jasonkaufman.com/2017/02/01/thoughts-on-a-chinese-artist-studying-a-western-old-master-jin-shangyi-at-central-academy-of-fine-arts-beijing/

https://www.youtube.com/watch?v=k1RRcaL66oM

https://www.christies.com/grandiose-and-mysterious–24040.aspx?saletitle=

http://www.chinadaily.com.cn/culture/art/2016-03/01/content_23692370.htm

https://news.artnet.com/market/hurun-art-list-cui-ruzhuo-most-expensive-chinese-artist-auction-279041

https://themoscowtimes.com/articles/cui-ruzhuos-ink-wash-landscapes-on-show-at-the-manege-55814

https://www.theguardian.com/world/2017/dec/18/qi-baishi-chinese-artist-paintings-twelve-landscape-screens-sell-record-auction

https://successstory.com/spendit/most-expensive-chinese-art

http://www.arts-news.net/artnews

http://www.artnet.com/artists/cui-ruzhuo-2/
 http://artodyssey1.blogspot.com/2009/12/wei-dong-1968-born-in-chifeng-china.html

http://joanmitchellfoundation.org/artist-programs/artist-grants/painter-sculptors/2005/wei-dong

http://elmuseodehipatia.blogspot.com/2012/02/wei-dong-red-flag-2010.html

https://www.pearllam.com/exhibition/beyond-colour-chinese-contemporary-art/

https://www.leogallery.com.cn/artists/31-li-lei/works/

http://www.sothebys.com/en/news-video/blogs/all-blogs/eye-on-asia/2015/07/exploring-crossroads-wei-dong.html

http://www.ejinsight.com/20150808-from-erotic-art-wei-dong-returns-to-his-roots/

http://www.artnet.com/artists/chen-peiqiu/

https://books.google.pl/books?id=lg_-RQ3t3dYC&pg=PA16&redir_esc=y#v=onepage&q&f=false

http://www.hurun.net/EN/HuList/Artlist/?num=FF5A3210D3C3

https://www.shine.cn/archive/feature/events-and-tv/Chen-Peiqiu-inkwash-exhibition/shdaily.shtml

https://www.christies.com/features/Chinese-Traditional-Painting-Collecting-Guide-7607-1.aspx

http://en.chnmuseum.cn/Default.aspx?TabId=520&ExhibitionLanguageID=615&AspxAutoDetectCookieSupport=1

http://www.usapgi.com/000usapgi/portal.php?mod=view&aid=114

https://www.youtube.com/watch?v=xzZaVa7DP6A

http://www.artnet.com/artists/he-jiaying/

http://www.tate.org.uk/art/art-terms/p/political-pop

https://diagonalll.wordpress.com/2012/08/17/wang-guangyi/

http://xudeqi.artron.net/market

http://www.cncreate.org/psychedelic-surrealism/

https://www.youtube.com/watch?v=eu-yKDmtDEE

https://www.kwaifunghin.com/zh/artists/26-zao-wou-ki/works/9658/

http://www.masterart.com/PortalDefault.aspx?tabid=149&postid=43542&categoryId=421

https://onlineonly.christies.com/s/prints-works-paper-zao-wou-ki/zao-wou-ki-1920-2013-5/53463

http://blog.sina.com.cn/s/blog_7f6f65610101dyls.html

https://www.shine.cn/archive/feature/events-and-tv/Chen-Peiqiu-inkwash-exhibition/shdaily.shtml

http://haruchonns.tumblr.com/image/142099493534

http://blog.sina.com.cn/s/blog_7e44058d0100s5zd.html

http://www.ninunina.com/blog

https://en.wikipedia.org/wiki/Ichthyosaur